Rozdział XXXIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Howard zatrzymał się przed wejściem do szatni. Wykonał gwałtowny wymach rękami, a jego ciało natychmiast przestało się palić. Dopiero wtedy poczuł jaki tak naprawdę jest wypompowany. W jednej chwili uleciała z niego cała energia, która jeszcze chwilę temu dawała mu takiego powera.
    Słaniając się na nogach wszedł do szatni. Nie musiał nawet otwierać drzwi. Właściwie to nie było czego otwierać. Po walce Johna z Mikiem z drzwi nie pozostało nic więcej niż drzazgi. Isey i jego strumień wrzącej wody dobrze o to zadbał.
     Roy skręcił w prawo, za ścianę, by nikt z zewnątrz przypadkiem nie dostrzegł go przez niczym niezasłonięte wejście. Przywarł plecami do ściany i osunął się na podłogę. Walczył tak chwilę ze sobą, próbując utrzymać ciążące mu powieki w górze.
     Resztkami sił przywołał wirtualną listę funkcji. Wybrał podpunkt z podpisem "ekwipunek". Lista nieco się wydłużyła. Odszukał na niej obrazek dość sporej fiolki z niebieskim płynem. Z ulgą stwierdził że zostały jeszcze dwie sztuki. Kliknął w obrazek, a na miejsce listy pojawiła się małe zniekształcenie, jakby obraz części szatni nagle się rozmył. W rzeczywiści był to portal do innego wymiaru, gdzie przechowywano poszczególne rzeczy, jakie ma się w ekwipunku. Wsadził do niego rękę, by po chwili wyłowić butelkę z leczniczą miksturą. Z trudem ją odkorkował, by następnie jednym haustem wypić całą jej zawartość.
     Siedział w szatni jeszcze około dwudziestu minut - bo tyle zajęło gaszenie areny. W końcu komentator ogłosił wznowienie turnieju.
     Howard wstał i pewnym krokiem wyszedł na arenę. Kątem oka zobaczył Mikea opuszczającego swoją szatnię. Zatrzymali się dopiero na środku areny.
    Magowie spojrzeli po sobie. Stali tak naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem, ale w ich oczach nie było wrogości. Wręcz przeciwnie. Patrzyli na siebie z uznaniem, pokazując swoją równość. Obaj darzyli się wzajemnym szacunkiem i cenili jako godni rywale.
    - Start! - Komentator ogłosił rozpoczęcie walki. - Niech zacznie się finał!
     Zawodnicy nawet nie drgnęli. Po chwili podali sobie nawzajem dłonie. Po wymianie uścisków, magowie odwrócili się i powolnym krokiem oddalili od siebie o paręnaście metrów. Gdy na ponów obaj spojrzeli ku sobie.
     Howard błyskawicznie wystawił przed siebie ręce, krzyżując jedną dłoń na drugiej. Z nich wystrzelił strumień płomieni, niczym z miotacza ognia. Mike błyskawicznie machnął ręką, a tuz przed nim pojawiła się ściana lodu. Ogień uderzył o nią, w jednej chwili zmieniając lód w wodę, która nieco przygasiła płomień. Rotsu zaklął pod nosem i cofnął ręce. Jego moc wciąż była za słaba, by zmienić lód bezpośrednio w parę. Teraz mag dałby wszystko by znów dostać takiego powera jak podczas poprzedniej walki.
    Mike tymczasem zastanawiał się, czy mag ognia tylko tak udaje, by uśpić jego czujność, czy faktycznie osłabł po ostatniej walce. Białowłosemu trudno był uwierzyć w tak znaczny spadek siły u przeciwnika. Jeszcze pół godziny temu wydawał się być niepokonany, a teraz ledwie przebił się przez jego najsłabszą obronę. Przed chwilą, mag lodu, miał zdjąć rękawiczki, by mieć pewność wygranej, ale teraz miał ją nawet bez tego.
    Rotsu westchnął cicho. Rozłożył ręce i zacisnął pięści. Jego ciało błyskawicznie zajęło się ogniem. Z trybun rozległy się ogłuszające wiwaty. Mimo, iż kibice parę razy widzieli już ten ruch, wciąż robiło to na nich spore wrażenie.
    Howard powolnym krokiem ruszył w kierunku przeciwnika. Co chwila coraz bardziej przyśpieszał, aż w końcu zaczął biec. Gdy był już zaledwie parę metrów od białowłosego, gwałtownie przyśpieszył. Na początku sam nie był pewien co dokładnie chce tym osiągnąć. Końcowo nadstawił bark, by za jego pomocą staranować maga.
    Mike szybko stworzył miedzy nimi grubą na metr, lodową ścianę. Roy tylko na to czekał. W biegu skoncentrował całą energię na własnych stopach. Skoczył do przodu, a gdy dotknął podłoża podeszwami butów, pod jego stopami wybuchła energia, wybijając go w górę. Gdy tylko jego stopy oderwały się od ziemi, mag złączył ręce, tworząc między nimi spora kulę ognia.
    Howard przeleciał tuż nad lodową ścianą. Jego przeciwnik zupełnie się tego nie spodziewał. Będąc idealnie nad nim Rotsu cofnął ręce, przykładając nadgarstki do prawego boku tułowia. Błyskawicznie wypchnął ręce do przodu ciskając płonącym pociskiem w Mikea. Wyglądał trochę jak Son Goku z kulowej mangi DragonBall, podczas wykonywanie swojej słynnej techniki "kamehameha".
    Białowłosy w ostatniej chwili osłonił się naprędce stworzoną lodową tarczą. Ognista kula zderzyła się z jego tworem, rozbryzgując się na wszystkie strony, jednocześnie niszcząc przy tym tarczę, która zaraz po zderzeniu rozsypała się na drobne kawałeczki.
    Tymczasem Howard zdążył wylądować. Spadł na równe nogi. Podniósł wzrok by rozeznać się w sytuacji. Stał zaledwie dwa metry za zdezorientowanym przeciwnikiem. Bez wahania podszedł go niego. Zrobił spory wykrok do przodu i koncentrując całą energię w prawej pięści, wymierzył mu potężny cios między łopatki.
    Pięść Howarda przeszła na wylot przez ciało Mikea. Roy zamarł w bezruchu. Spojrzał przed siebie. Nie zobaczył krwi. Co dziwniejsze zdawało mu się, że cios nie dosięgnął celu, mimo iż pięść bez wątpienia napotkała opór. Cofnął rękę. Była dziwnie zimna. Jeszcze raz przyjżał się białowłosemu. Przynajmniej chciał, ale tego już nie było.
    Rotsu odwrócił się spanikowany. Ujrzał przeciwnika tuż za sobą. Błyskawicznie cisnął w niego kulą ognia, a ta jakby zderzyła się z powietrzem. Znikła równie szybko jak się pojawiła.
    - Co do... - Howard nie zdążył dokończyć, ponieważ nagle coś uderzyło go w nogę. Mag wrzasnął i upadł na kolano. Kolejny pocisk nadleciał nie wiadomo skąd, trafiając go w tył głowy.
    Rotsu padł na piasek. Przed oczami zrobiło mu się ciemno. Obraz jakby się zamglił. Zamknął na chwilę oczy. W uszach mu szumiało, lecz mimo to zdołał dosłyszeć głos Mikea.
    - I jak, podoba się? - zapytał rozbawiony mag. - Niedawno stworzyłem nową technikę; przezroczysty lód. - Przerwał na chwilę, wyczekując reakcji Howarda, lecz ten nawet nie drgnął.
    Mogę również tworzyć lodowe lustra. - dodał. Znów brak odzewu ze strony maga ognia. - Zaraz zaprezentuje ci efekty mojego tygodniowego treningu. Będzie to najprawdziwszy pokaz iluzji.
    - Skończ pierdolić - odezwał się w końcu Roy.
    Rotsu powoli się podniósł. Na chwiejnych nogach ruszył w kierunku z którego dobiegał głos Mikea. Nagle coś stanęło mu na drodze, jakby niewidzialna ściana. Mag wpadł prosto na nią. Cofnął się zdezorientowany. Jednocześnie kątem oka zauważył za sobą przeciwnika. Białowłosy brał właśnie potężny zamach, by chwile później przywalić mu w tył głowy.
    Howard zatoczył się w bok, ledwo utrzymując równowagę. Mag lodu jakby znikąd pojawił się tuż przed nim. Roy błyskawicznie podniósł gardę, osłaniając twarz, ale cios nadszedł z zupełnie innej strony. Pięść Mikea dosięgła podbródka maga ognia. Rotsu poczuł jak opuszczają go siły. Świat zawirował mu przed oczami. Chwile później osunął się na podłogę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro