...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Hej, Nico! – krzyknął Will podchodząc do chłopaka od tyłu.

Nico nie spodziewał się tu nikogo, a zwłaszcza JEGO. Szczególnie, że był środek nocy, a każdy normalny człowiek o tej porze już spał.

Czarnowłosy był tak zaskoczony pojawieniem się Willa, że aż podskoczył, zrobił krok do tyłu, potknął się o gałąź i z krzykiem upadł na ziemię.

Will natychmiast podbiegł do niego, kucnął i złapał go za rękę. Bliżej przyjrzał się ranie na jego łokciu. Była ona spowodowana upadkiem na wystający korzeń drzewa. Solace zamyślił się, a Nico spojrzał na niego krzywo.

– Co tu robisz? – zapytał z nutką pretensji w głosie i wyrwał rękę z uścisku.

Miał już odrobinę dosyć Willa i tej jego troski. Chciał choć przez chwilę pobyć sam, a blondyn znacznie mu to utrudniał. Był nadopiekuńczy, wścibski i... no i uroczy. Było w nim coś takiego, za co Nico go kochał, ale w tej chwili po prostu nie wytrzymał, miał już dość, musiał mu powiedzieć co myśli.

– Choć raz mógłbyś dać mi spokój. Po co tu w ogóle przyszedłeś? Tak ciężko to zrozumieć? Will... ja... ja potrzebuję trochę samotności i spokoju, więc... wynoś się, proszę.

Próbował delikatnie zobrazować mu problem. Nie chciał przecież urazić chłopaka. Jego celem było jedynie sprawienie, żeby Will choć trochę odpuścił.

Will się zasmucił. Nie spodziewał się takiej reakcji. Zwykle Nico cieszył się jak ten przychodził do niego, siadał obok i z nim rozmawiał. Być może nie zdawał sobie sprawy z tego, że przecież di Angelo mógł udawać. Ale skoro tak, był cholernie dobrym aktorem, albo też Will był po prostu mało spostrzegawczy.

– Rozumiem... – wydukał cicho, a jedna, samotna łezka popłynęła po jego policzku. – Dobranoc, Nico.

Solace odwrócił się tyłem do Nica i już miał zamiar ruszyć w stronę swojego domku, ale czarnowłosy go zatrzymał. Możliwe, że było to spowodowane wyrzutami sumienia, lub jego naprawdę wielką miłością do Willa. To zrozumiałe. Po prostu nie chciał go stracić.

– Will – odezwał się z ledwo odczuwalnym smutkiem w głosie Nico. – Masz plasterek?

Will natychmiast się rozpromienił. Wyjął z kieszeni małą, podręczną apteczkę, którą zawsze nosił przy sobie, a z niej wygrzebał dwa rodzaje plasterków. Spojrzał na nie. Zwykłe plasterki już mu się skończyły. Miał tylko takie dla młodszych uczestników obozu. Oni zdecydowanie częściej robili sobie krzywdę, więc logicznym było, że zamiast gładkich plastrów miał więcej tych we wzorki.

– Kościotrupy czy dinozaury? – zapytał. Był trochę zażenowany swoim głupim pytaniem, ale mimo to się uśmiechnął.

– Zdecydowanie kościotrupy – zaśmiał się Nico. Wydawał się być szczerze rozbawiony pytaniem Willa. Spojrzał prosto w jego błękitne oczy, kiedy ten naklejał mu plasterek.

– Gotowe – stwierdził po chwili i uśmiechnął się uroczo.

– Dziękuję, jesteś najlepszy.

________________________________

to już kiedyś było chyba opublikowane, ale z jakiegoś powodu to cofnęłam. w końcu pisałam to jako nastolatka, więc nie jest to wysokich lotów one shot, ale może zasługuje na to, żeby ktoś to przeczytał

ᴅᴢɪᴇ̨ᴋᴜᴊᴇ̨ ᴢᴀ ᴜᴡᴀɢᴇ̨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro