Rozdział.17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym przebywałam. Leżałam na dużym łóżku. Łóżko to był jedyny mebel jaki tu się znajdował. Chciałam wstać ale coś mi to uniemożliwiło. Spojrzałam w górę i dostrzegłam kajdanki. Kurwa. Jak mam się stąd wydostać? Gdzie jest Ana? Dlaczego mi to zrobiła? Sądziłam, że ją znam. A jednak. Moje rozmyślenia przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Weszła przez nie Ana. Osoba, którą brałam za przyjaciółkę jak i za siostrę. W tej chwili wydaje mi się obca. Mężczyzna, który był wczoraj wieczorem w lesie i przyłożył rękę do mojego porwania to Derek. Wiedziałam, że skądś go znam. To kuzyn Any. Widziałam go w życiu dwa razy ostatni raz kiedy miałam 16 lat. Pamiętam co wtedy powiedział. "Wydobędę to z ciebie siłą lub dobrowolnie".

- Możecie mi powiedzieć co ja tu do cholery robię?- byłam zła i nie zamierzałam tego ukrywać

- Nie krzycz skarbie bo...

- Nie waż się tak do mnie mówić. Nie jestem twoim skarbem. Należę do Arona.

- Nie!- krzyknął- Jesteś kurwa moja! Rozumiesz? Moja. Zaraz ci to udowodnianie.- podszedł do mnie schylił się i....ugryzł mnie. Ten chuj ugryzł mnie w oznaczenie Arona. Ból był tysiąc razy gorszy, niż kiedy robił to Aron. Czułam jak powieki opadają mi. Zdążyłam tylko pomyśleć o Aronie.

~ Pomóż mi- zapadła ciemność

            *Ana*

Kurwa ona umrze. To nie tak miało wyglądać.

- Debilu jeżeli ona była oznaczona i ty ją ugryzłeś. To ona umrze.

- Jeżeli nie będzie moja, to nie będzie też jego.

Wyszedł zostawiając nas same. Musiałam jej pomóc nawet za cenę własnego życia. Od razu powinnam wybrać śmierć a nie pomóc ją porwać.

            *Aron*

Impreza się rozkręcała. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że gówniarze postanowili pobić się o jakąś dziewczynę. Musiałem zostawić Alex i ich rozdzielić.

- Uspokójcie się! Natychmiast!- krzyknąłem głosem Alfy- Co to ma znaczyć? Jak wy się zachowujecie?

- Alfo to jego wina. Ona jest moja.

- To nie zabawka.- w tym momencie uświadomiłem sobie, że ja też się tak zachowywałem w stosunku do Alex- Macie się uspokoić. Zrozumiano?

- Tak Alfo.

Skończyłem z nimi dyskusje i ruszyłem do Alex. Chodziłem i szukałem. Pytałem każdego ale nikt jej nie widział. Wbiegłem na nasze piętro przeszukałem nasz pokój łącznie z naszą sypialnią. Nie ma jej. Nigdzie jej kurwa nie ma. Zbiegłem szybko do stada, zatrzymując się na schodach.

- Czy ktoś widział Lunę?!- krzyknąłem głosem Alfy aby zwrócić na siebie uwagę. Wszyscy machali przecząco głową. Jednak z tłumu wyłoniła się ciemnowłosa dziewczyna.

- Ja ją widziała.

- Gdzie?

- Stała blisko bramy z jakąś kobietą. Potem we dwie ruszyły do lasu.

- Kiedy to było?

- Jakąś godzinę temu.- rozpaczliwe wycie wydobyło się z mojego gardła.

- Macie ją znaleźć! Rozumiecie?! Ona ma tu być cała i zdrowa!- darłem się ze wszystkich sił.

********************************

Poszukiwania trwały już kilka godzin. Znaleźliśmy jej trop w lesie, ale po 30 kilometrach zapach znika. Ktoś zamaskował jej zapach. Usiadłem na naszym łóżku w naszej sypialni. Jak to pięknie brzmi. Nasze. Wdychałem jej zapach. Był taki delikatny jak ona.

~ Pomóż mi - zerwałem się z łóżka. To Alex. Ma kłopoty.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro