Rozdział.36.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

        *Aron*

Kurwa. Kurwa. Kurwa. Gdzie ona jest? Nathana nikt nie może uspokoić poza mną, a nawet mi przychodzi to z trudność. Mały bardzo jest zżyty z matką. Ja sam jestem z nią potwornie zżyty. Nie dam rady bez niej. Ona jest dla mnie wszystkim. Jeżeli jej coś zrobili to ich osobiście zabije. Ona jest w ciąży. Znów zostaniemy rodzicami. Urodzi mi małą księżniczkę. A jeżeli oni zabiją, moje dziecko. NIE! Nie pozwolę na to. Kładę się obok Nathana na łóżku w pokoju obok naszej sypialni, tamtą czeka remont jest doszczętnie zniszczona. Wziąłem poduszkę Alex bo na niej najbardziej jest wyczuwalny jej zapach. Nathan uspokaja się przy nim i ja również. Zapadam w głęboki sen tuląc do siebie synka. Znajdę cię najdroższa.

 ************************        

          *Alex*

Budzę się przywiązana do sufitu za ręce. To są chyba jakieś żarty. Szamoczę się próbując się uwolnić. Co powoduje głębokie rany na moich nadgarstkach i ściekającą po nich krew. Nagle drzwi się otwierają a w nich staje mój porywacz.

- Widzę, że już się obudziłaś skarbie.- jego obrzydliwy uśmiech powodował u mnie odruch wymiotny

- Nie nazywaj mnie skarbem, skurwielu!- z prędkością wampira znalazł się przy mnie wymierzając mi siarczysty policzek. Uderzenie było tak mocne, że głowa odchyliła mi się do tyłu.

-Podnieś na mnie głos jeszcze raz a zobaczysz do czego jestem zdolny.

- Usmaż się w piekle.- jego oczy zaświeciły na czerwono

- Sama tego chciałaś.- podszedł do szafki i wyciągnął z niej bicz z haczykami na końcach.- Uderzę cię 15 razy to może nauczysz się szacunku.

- Nawet się nie waż!- ten tylko się zaśmiał

- Zaczynamy zabawę.

Poczułam przerażający ból na plecach i jak coś ciepłego spływa mi po plecach. Haczyki rozdzierały mi skórę. Po 10 razach nie wytrzymam i zaczęłam krzyczeć, płakać i błagać o litość. Kiedy skończył rzucił przed moje nogi zakrwawiony bicz i spojrzał mi w twarz.

- Porozmawiamy jutro.- powiedział i podszedł do drzwi- O ile się nie wykrwawisz.- uśmiechnął się i wyszedł. Nie miałam na nic siły czułam jak tracę przytomność. Ciemność pochłaniała mnie coraz bardziej.

**************************

              *Aron*

Zerwałem się z łóżka przez niewyobrażalny ból na plecach. Podszedłem do lustra i przyjrzałem się dokładniej. Nic tam nie ma. Po chwili w moje głowie usłyszałem krzyk. TO ALEX!!! To krzyki Alex, to ból Alex. Oni ją do cholery torturują.

~ James, Charlotte do mnie.- wezwałem ich w myślach. Po chwili oboje stali w drzwiach

- Co się dzieje Aron?- spytała zaspana Charlotte

- Torturują Alex?

- C-co?- spytała oniemiała

- To co słyszałaś.- warknąłem w jej stronę- James ruszamy sami na poszukiwanie.

- Alfo straż się tym zajęła i...

- Oni ją tam trzymają, torturują. Nie rozumiesz, że możesz stracić Lunę.

- Wybacz Alfo.

- Charlotte zajmij się Nathanem my idziemy odzyskać Alex.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro