Rozdział.45.
- Nie oddycha...- zaczął lekarz a mi cały świat się zatrzymał
- Nie nie nie!!!- zaczęłam krzyczeć
- Przykro mi Luno.- powiedział smętnie
- Daj mi je.
- Alex...- Aron chciał zaprotestować
- Daj.- zażądałam. Lekarz podał mi dziecko na ręce- Boże zabierz mnie. Nie odbieraj jej życia.- w przypływie wszystkich emocji dotknęłam miejsca gdzie jest serce mojego dziecka. Poczułam jak uchodzi ze mnie cała energia. Nagle dziecko zaczęło płakać.
- To niemożliwe.- lekarz wyglądał na zaszokowanego
- Alex, Alex!- słyszałam tylko nawoływanie ale byłam zbyt zmęczona aby odpowiedzieć. Zapadam w ciemność.
***********************
*Aron*
- Alex, Alex!- krzyczę ale ona już zamyka oczy- Alex! Co się dzieję?
- Luna wykorzystała swoją moc na uratowaniu waszego dziecka ale to ją kosztowało wiele energii organizm potrzebuję teraz odpoczynku.- spojrzałem na dalej krzyczące dziecko
- Ono żyje.- nie mogłem w to uwierzyć
- Tak Alfo to cud.
Lekarz wziął naszą malutką księżniczkę na badania. Ja natomiast położyłem się koło Alex. Przytuliłem się do jej ciała i zasnąłem
**********************
*Alex*
Obudziłam się obolała i na dodatek coś jeszcze mnie przyduszało. Otworzyłam oczy i napotkałam twarz Aron. Szybko oprzytomniałam.
- Aron!- krzyknęłam- Aron!
- Co się dzieję?- zerwał się momentalnie
- Co z dzieckiem?- spytałam spanikowana
- Żyje.- odpowiedział z uśmiechem
- Naprawdę?- z moich oczu wyleciały liczne łzy
- Tak kochanie.- pocałował mnie w czoło- Powiedz mi jak to zrobiłaś?
- Nie wiem. To tak samo wyszło.
- Jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie.- przytulił mnie mocno do swojego torsu
Kiedy umyłam się, a raczej Aron mnie umył bo ja na nic nie miałam siły Aron zaniosło mnie do pokoju obok. Stało tam czerwone łóżeczko. Zeszłam z rąk Arona i podreptałam do niego. W środku leżała moja córeczka. Moje słoneczko. Moje szczęście. Wzięłam ją delikatnie na rączki. Malutka otworzyła oczy. Miała piękne głębokie zielone oczy. Identyczne jak Aron. Przytuliłam ją mocniej. I pomyśleć, że mogłam ją stracić. Prędzej oddałabym duszę diabłu niż pozwoliła jej umrzeć.
- Jest przepiękna.- szepnęłam. Nagle ręce Arona znalazły się na mojej tali a jego głowa w zagłębieniu mojej szyj.
- Tak jest tak samo piękna jak jej mama.- pocałował mnie w oznaczenie- Jak damy jej na imię
- Rosalie.
- Rose, podoba mi się.
Trwaliśmy w tej chwili dopóki do pokoju nie wpadł jak strzała Nathan.
- Skarbie chodź pokaże ci coś.- Nathan spojrzał na mnie, podszedł do mnie powoli i spojrzał
- Lala.- oboje z Aronem wybuchliśmy śmiechem
- Tak synku lala.- Aron wziął małego na ręce
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro