Rozdział.14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      *Alex*
Ta noc była straszna. Znów ten sam sen. Znów ten mężczyzna. I na dodatek przeszłość znów powraca. Przeszłość, o której bym wolała zapomnieć. Aron nie naciskał w nocy, ale powiedział, że muszę mu wszystko powiedzieć rano. To będzie trudna rozmowa.

- Cześć skarbie.- z moich rozmyśleń wyrwał mnie spokojny głos Arona.

- Hej.- odpowiedziałam cicho

- Lepiej się już czujesz?

- Tak.

- Wiesz, że musimy porozmawiać o tym co wydarzyło się wczoraj wieczorem, oraz w nocy.

- Ja nie wiem czy to dobry pomysł.- nie chciałam mu tego mówić. Patrzyłby na mnie zupełnie inaczej.

-Alex, kocham cię i nic tego nie zmieni. Nie ważne co mi powiesz. Zdania o tobie nie zmienię.- wyszeptał w moje włosy- Powiedz mi skarbie. Pomogę ci. Tylko mi powiedz.

- Dobrze.- odetchnęłam głęboko- Kiedy miałam 5 lat moi rodzice zginęli. Nie wiem. W jaki sposób? Zostałam zabrana przez pewne małżeństwo, które twierdziło, że to starzy przyjaciele moich rodziców. Dziwiłam się bo rodzice nigdy o nich nie wspominali. Ale co ja tam wiedziałam miałam tylko 5 lat. Na początku było dobrze, lecz później zaczęli się nade mną znęcać. Trzymali mnie w piwnicy, bili. Mówili, że jeżeli im pokaże swoją moc to przestaną. Ale ja nie wiedziałam o co im chodzi. Jaka moc? W szkole nauczyciele zaczęli się interesować moimi bliznami oraz świeżymi ranami. Ale wszystko rozeszło się po kościach. Nikt im niczego nie mógł zarzucić byli bogaci i znali znakomitych prawników, a więc tam tkwiłam do swoich 12 urodzin wtedy czara się przelała pobili mnie tak mocno, że nie wytrzymałam. Uciekłam wsiadłam do jakiegoś autokaru podając się za córkę pani która szła przed mną. Wyjechałam z miasta. Spotkałam tam Ane moją przyjaciółkę. Ona zaprowadziła mnie do swojego domu. Jej rodzice o dziwo uwierzyli i mnie ukrywali do czasu aż nie osiągnęłam pełnoletność. Wtedy wyjechałam z Aną do stanów na praktyki i skończyłam w firmie dziennikarskiej. Ludzie którzy mnie trzymali zawsze powtarzali że jestem wybrykiem natury i mnie nie można kochać.- westchnęłam- Do tej pory nie wiem. Co jest ze mną nie tak?

- Alex, skarbie popatrz na mnie- Aron próbował złapać kontakt wzrokowy. W końcu złapał mój podbródek i zmusił mnie bym spojrzała na niego. - Nigdy nie waż się mówić, że coś jest z tobą nie tak. Alex, kochanie jesteś cudowna i nie możesz tak osobie myśleć, bo jesteś naprawdę wspaniałą osobą. Kocham cię, rozumiesz?- nieznacznie pokiwałam głową- Nic tego nie zmieni.

- Kocham cię.- szepnęłam

- Skarbie powiedz mi co ci się śniło dziś w nocy?- a jednak pamięta miałam nadzieje że zapomni. Nadzieja matką głupich.

- Musimy dzisiaj wywlekać wszystkie problemy.

- Alex powtarzam po raz ostatni. Co ci się śniło?- wydawał się być zły.

- Dobrze- westchnęłam zrezygnowana- Od niedawna śni mi się, że budzę się i ty jesteś martwy a przez drzwi wchodzi jakiś zakapturzony mężczyzna i mówi ciągle te same słowa "Wkrótce będziesz moja. A jego stado zginie. I on też".- powtarzam słowa tajemniczego mężczyzny. Patrzałam na Arona jego oczy zaczęły robić się czarne.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześnie?!- krzyknął w moją stronę.

- Sądziłam, że to nie ma znaczenia to tylko sen.- zaczęłam się tłumaczyć

- Czy jeszcze nie zauważyłaś że w tym świecie wszystko jest możliwe i nie powinnaś tego ukrywać?!- cały czas krzyczał

- Przestań na mnie krzyczeć, nie masz prawa mnie tak traktować.- wygarnęłam mu wszystko co mi ciążyło. Lecz nie spodziewałam się tego co stało się chwile później. Ręka Arona śmignęła mi przed oczami zderzając się z moim policzkiem. Nie mogłam uwierzyć że to zrobił. A przecież obiecał że nigdy mnie nie skrzywdzi.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro