Rozdział.16.
- Alex co to jest do cholery?- o dziwo nie krzyczał lecz mówił
- Ja...ja...- nie mogłam skleić zdania
- Dlaczego to zrobiłaś?- nagle oblał mnie zimy pot. A jeśli znów mnie uderzy
- Przepraszam- płakałam. Bałam się go. Nie chciałam żeby mnie bił.- Przepraszam , tylko proszę, nie bij mnie.- błagałam
- Boże skarbie.- Aron wziął mnie na ręce w stylu panny młodej. Usiadł na łóżku a mnie posadził na swoich kolanach- Posłuchaj. Uderzyłem cię i bardzo tego żałuje. Nigdy więcej to się nie powtórzy. Obiecuję.- patrzałam prostu w jego oczy. I niestety uległam. Uwierzyłam w to.- Alex obiecaj mi, że więcej tego nie zrobisz.
- Nie mogę. Posłuchaj...- szepnęłam cicho
- Nie to ty posłuchaj.- warknął zły- Nie masz prawa okaleczać samej siebie. Nie pozwolę na to. Jeśli będzie trzeba to będę chodził za tobą nawet do łazienki. Rozumiesz?
- Tak.
- Aniołku to dla twojego dobra.- pocałował mnie w czoło.- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Chodź, pokarzę ci.- wstał i pociągną mnie za sobą. Ubrałam się i zeszliśmy na sam dół co nam trochę zajęło. Wyszliśmy na dwór. O kurwa. Ile tu ludzi?! Przed willą stała ich masa. Mężczyźni, kobiety i dzieci. W pewnym momencie wszyscy uklękli. Patrzyłam na nich zdezorientowana.
- Chciałbym wam przedstawić waszą Lunę.- do moich uszu dotarł głos Arona. Nie mógł mnie uprzedzić wcześniej?- Możecie wstać. Zacznijmy świętować.- wszyscy jakby na 3 wstali.
- Co to było?- spytałam zaszokowana.
- Właśnie przedstawiłem stadu ich Lunę.
Ogólnie cały wieczór minął spokojnie, do póki nie zdarzyło się coś czego się w ogóle nie spodziewałam.
- Alex?- usłyszałam znajomy głos
- Ana!- krzyknęłam i skierowałam swoje spojrzenie na przyjaciółkę- Co ty tu robisz?
- A tak przyjechałam, odwiedzić swoją przyjaciółkę.- znałam ją na tyle długo by widzieć, że kłamie. Tylko pytanie po co?
- A tak poważnie?- widziałam zmieszanie na jej twarzy
- Alex mam problem- westchnęła głęboko- Musisz mi pomóc.
- Dobrze. O co chodzi?- spytałam
- Nie tutaj. Chodzimy do lasu. Tu może ktoś usłyszeć.
- Ok...tylko poczekaj powiem Aronowi gdzie idę. Żeby się nie denerwował.
- Nie.- zaprzeczyła szybko. Co mnie trochę zdziwiło- To się tyczy jego. Chodź, zaraz wrócisz tu s powrotem.- zastanawiało mnie skąd ona zna Arona.
- No dobrze. To chodzimy.- zignorowałam czerwoną lampkę, która zapaliła mi się w głowię. Szliśmy z Aną dobry kawałek od willi, aż znalazłyśmy się głęboko w lesie- Ja uważam, że już wystarczy. Powiedz mi wreszcie o co chodzi?
- Przepraszam Alex.- teraz to już naprawdę nie wiem o co chodzi
- Za co mnie przepraszasz?
- Za to.- wskazała palcem coś za mną.- Od początku miałaś być jego. Tak będzie lepiej dla ciebie.- odwróciłam się gwałtownie. Stał tam zakapturzony mężczyzna.
- Co to wszystko ma znaczyć?!- krzyknęłam przestraszona- Ja wracam do Arona.- chciałam już odejść ale ktoś mnie złapał w pasie i unieruchomił ręce.
- Jesteś moja. Zawsze byłaś.
Ja znam ten głos. Znam jego właściciela. Ostatnie co pamiętam to jego trzymającego mnie i Ane która mi coś wstrzyknęła. A potem była już tylko ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro