Rozdział.20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po tym jak lekarz mnie zbadał Aron nie pozwolił mi wychodzić z łóżka. Teraz wyszedł na jakieś spotkanie stada. Postanowiłam to wykorzystać i wyjść na dwór. Szybko ubrałam się i dosłownie wybiegłam na zewnątrz. Na dworze było ciepło co wskazywało na połowę czerwca. Odetchnęłam głęboko. Brakowało mi tego. Wolność. Samotność. Przeszłam się ścieżką prowadzącą do ogrodu. Jest tam tak pięknie. Dostrzegłam plac zabaw, na którym bawiły się dzieci. Patrzyłam na nie z zachwytem. Nagle poczułam, że coś we mnie uderza. Spojrzałam zdezorientowana w dół i dostrzegłam na oko 8-letniego chłopca. Nie patrzył mi w oczy. Dziwnę.

- Luną ja przepraszam nie zauważyłem cię.

- Skarbie spójrz na mnie.- powiedziałam delikatnie. Chłopiec z wahaniem poniósł swoje piękne brązowe oczka.- Mam na imię Alex a ty?

- Michael.

- Piękne imię dla tak przystojnego chłopca.- chłopiec uśmiechnął się zawstydzony a na jego policzki wpełzł krwistoczerwony rumieniec.

- Dziękuję Luno.

- Mam na imię Alex.

- Ale Alfa kazał mówić do ciebie Luno.

- A ja ci każe mówić Alex, jeżeli Alfa będzie miał o to problem powiedz mu żeby przyszedł z tym do mnie.- powiedziałam mu łagodnie- Nie masz czego się bać.- uśmiechnął się- Chcesz się ze mną pobawić.- oczka zabłysły mu jak 5-złotówki.

- Tak, tak, tak!!!- wykrzyczał

Długo bawiłam się z Michaelem. Zaczęło się ściemniać kiedy usłyszałam potężny ryk dochodzący gdzieś z drugiej część ogrodu.

- Jestem tutaj!- Krzyknęłam. Po chwili stał przede mną wściekły Aron a tuż za nim kobieta i mężczyzna na oko mieli około 30 ona blondynka, szczupłą on szatyn dobrze zbudowany. Chłopiec kiedy ich zobaczył zapiszczał z radość.

- Mama, tata!- krzyknął cały czas będąc na moich rękach- Alex to jest moja mamusia i tatuś.

- Michael!- krzyknęli na niego

- To twoja Luna nie możesz mówić do niej po imieniu.- odezwała się jego matka

- Ale ja jestem z nim po imieniu i mi to nie przeszkadza.- spojrzałam na Arona, który był wyra zienie zainteresowany moimi słowami- Michael może pobawimy się jutro. Oczywiście jeżeli państwo pozwolą.

- Naturalnie Luno.- powiedzieli od razu

- Alex?- szepnął chłopiec

- Słucham?- również szepnęłam

- Bardzo cię lubię.

- Ja ciebie też Michael.

- Michael wracajmy.- rzekł mężczyzna

- Dobrze tato.- zeskoczył z moich rąk- Do zobaczenia Alex.

Po chwili cała trójka zniknęła nam z pola widzenia.

- Dlaczego nie jesteś w łóżku?- no to zaczynamy tysięczną kłótnie za 3...2...1...

- Chciałam wyjść się przewietrzyć.

- Ale dlaczego nie wzięłaś ze sobą straży?!- krzyknął

- Chciałam pobyć w samotność.- odparłam spokojnie. Nie chciałam go denerwować.- Kiedy tu przyszłam spotkałam Michaela.- ciągnęłam dalej-To dziecko jest cudowne.- spojrzałam na Arona, jego twarz złagodniała

- Nasze też będą cudowne.- pocałował mnie w czoło- Już niedługo.

Nie spodziewałam się że te słowa wkrótce zawitają do mnie.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro