Rozdział.34.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczęłam krzyczeć. Przycisnęłam mocniej śpiącego Nathana do pierś. Do pokoju wbiegła ochrona.

- Co się dzieje Luno?- spytał jeden z nich

- Wezwijcie Aron.- szepnęłam upadając na kolana. Tego już za wiele. Muszę mu powiedzieć prawdę. Nie mogę dłużej tego przed nim ukrywać.

- Alex, co się dzieje?- do pokoju wpadł spanikowany Aron. Kiedy mnie zobaczył podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce uważając na Nathana. Położył nas na łóżku- Daj mi go.- powiedział spokojnie na co ja zaczęłam jeszcze bardziej płakać

- Nie zabieraj mi go.-  wyszlochałam

- Kochanie ja go tylko włożę do łóżeczka spokojnie.- zawahałam się kilka razy ale ostatecznie mu go dałam. Aron podszedł do łóżeczka i położył tam Nathana. Odwrócił się i podszedł do mnie biorąc mnie na kolana. Wtuliłam się się w niego jeszcze bardziej nie mogąc się opanować.

- O-ona tu b-była.- jąkam się dalej płacząc

- Skarbie, kto?- nie mogłam się uspokoić, trzęsłam się jak opętana. Aron kołysał mnie w uspokajającym geście

- A-aron bo ja...ja ci nie p-powiedziałam całej p-prawdy.- język mi się plątał

- O czym ty mówisz?- zmarszczył brwi nie rozumiejąc

- Pamiętasz, kiedy urodził się Nathan poszłam z nim na spacer do lasu.- Aron nieznaczenie skinął głową- Wtedy spotkałam Ane. Była cała we krwi. Powiedział wtedy, że zapłacę za śmierć Dereka.

- Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?

- Sądziłam, że to bez znaczenia.

- Bez znaczenia?!- krzyknął

- Przepraszam.- szepnęłam

- Czego mi jeszcze nie powiedziałaś?

- Od czasu przemiany noc w noc śni mi się ten sam sen.

- Jaki?- boję się mu powiedzieć i tak jest już wkurzony

- Że stoję nad przepaścią. Wszędzie jest mnóstwo krwi a woku mnie leżą martwe ciała. Przed mną stoi Derek. I powtarza te same słowa "To jeszcze nie koniec gry". Aron ja ciebie naprawdę przepraszam.- spodziewałam się, że będzie krzyczał rzucał meblami a nawet, że mnie uderzy. Jednak on tego nie zrobił. Przytulił mnie mocniej i pocałował w czoło.

- Słoneczko, spójrz na mnie.- dalej patrzyłam w swoje jakże interesujące dłonie. Chwycił mnie za podbródek i podniósł go- Skarbie jestem przy tobie i będę przy tobie. Nie zostawię czę. Nie będę na ciebie krzyczał bo to i tak nic nie da. Ale musisz mi obiecać jedną rzecz.- pokiwałam głową na zgodę

- Od teraz będziesz mi mówić prawdę. Nie ważne jakby straszna ona była masz mówić mi tylko prawdę.

- Obiecuję.- szepnęłam cicho

- Nie bój się maleńka wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę aby spotkała was krzywda.

- Kocham cię Aron.

-  A ja kocham was. Ciebie, Nathana i to maleństwo.- położył dłoni na moim brzuchu a ja zamarłam

- Ale ja nie jestem w ciąży- zaprzeczyłam szybko

- Jesteś słyszę jego serduszko.- uśmiechnął się. Szybko zeszłam z jego kolan

- Nie nie nie.- powtarzałam to słowo jakby to coś miało dać- Aron nie mogę być w ciąży

- Kochanie jesteś i nic nie ma w tym złego.- chciał do mnie podejść ale ja mu na to nie pozwoliłam

- Ale jak?

- Jestem twoją bratnią duszą i czuję w tobie nowe życie.- czułam jak nogi się pode mną uginają

- Nie teraz. To musi być pomyka.- zaprzeczałam chociaż w głębi duszy wiedziałam, że to jest prawda

- Skarbie wszystko będzie do...

- Nic nie będzie dobrze ja nie dam rady...chwila- olśniło mnie- Ty wiedziałeś już wcześnie. To dlatego poruszyłeś ten temat dzisiaj w ogrodzie prawda?

- Chciałem cię jakoś przygotować.- odparł ze skruszoną miną. Podszedł do mnie szybko i zakleszczył w swoim uścisku, wyrwałam się ale to na darmo.- Skarbie nie denerwuj się zrobisz tym krzywdę dziecku.- miał racje. Nie chciałam na razie kolejnego dziecka ale nie chcę go krzywdzić

- Aron, ja nie dam rady.- znowu się popłakałam. Dzisiaj to już biłam rekordy w płakaniu.

- Dasz radę, będę cały czas przy tobie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro