Rozdział.44.
Dni mijały zamieniając się w tygodnie a tygodnie zamieniły się w miesiące. Obecnie wita nas już zima. Mamy początek grudnia. Jestem w 5 miesiącu ciąży. Mój brzuch jest już dość spory zważywszy na to, że u wilków ciąża trwa 6 miesiące. Dziecko rozwija się w miarę możliwość dobrze a ja staram się jak najwięcej odpoczywać. Jest to dość ciężkie zadanie, bo nie mogę normalnie bawić się z Nathanem, ponieważ Aron twierdzi, że jest za ciężki na to abym mogła go nosić. Mój mały chłopczyk skończył niedawno roczek. Jestem z niego taka dumna. Przez ten okres strasznie się usamodzielnił. Nie pozwala się już karmić, bo twierdzi, że potrafi sam, a założenie mu pieluchy to dopiero wyzwanie. Obecnie leże na łóżku i czytam książkę od rana źle się czuję, nic nie mówię Aronowi, bo on by wszczął panikę w całym domu. Kiedy próbuję wstać czuję jak coś spływa mi po nodze. O nie.
~ Aron.- mówię spokojnie w myślach
~ Co się dzieje skarbie?
~ Rodzę.
~ Co?
~ Aron nie denerwuj mnie po prostu wezwij lekarza.
~ Już...
Nie słucham co mówi bo on tylko panikuje. Nie potrzebuję aby mnie teraz stresował. Kładę się z powrotem na łóżku i czekam na najgorsze. Nie muszę długo czekać. Po chwili czuję rozdzierający ból w podbrzuszu. To zaczynamy zabawę odnowa. Boże jeśli mnie kochasz nigdy więcej nie pozwolisz aby ten dupek mnie zapłodnił. Do pokoju wbiega Aron a za nim lekarz.
- Już jesteśmy skarbie. Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
- Zamknij się wreszcie!- krzyczę na niego bo mam dosyć
Po jakiś 2 godzinach męczarni słyszę głos lekarza.
- Luno widać już główkę, przy następnym skurczu przyj.
Tak też zrobiłam. Kiedy poczułam przerażający ból zaczęłam przeć i równocześnie krzyczeć. Dłoni Aron była wręcz sina od mojego uścisku. Nagle ból ustał lecz coś było nie tak nie było niczego słychać, poza moim nierównym oddechem.
- Nie oddycha...- zaczął lekarz a mi cały świat się zatrzymał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro