Rozdział.15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Leże pod jednym z drzew w lesie cała w błocie i w krwi. Czekam na śmierć. Moje życie przestało w tym momencie mieć znaczenie, po tym co się wydarzyło nic nie będzie takie same. Już prawie mu ufałam, coś do niego czułam. Ale to już nie ma znaczenia. Wszystko jest skończone. Chcę umrzeć i umrę tu. Nie chcę żyć.

- Co taka ślicznotka robi sama w lesie?- spytał mężczyzna wyłaniający się z krzaków

- Czego chcesz?- spytałam, mężczyzna zaciągnął się zapachem i stwierdził

- Jesteście już sparowani.- westchnął ciężko- Miałaś być moja ale trudno. Używane mięso też można skonsumować.- zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać, a ja nie uciekałam nie miałam sił. Jedyne co robiłam to płakałam, tylko to mi zostało.

Leże właśnie na łóżku i rozmyślam o wszystkim i o niczym oraz o dzisiejszej pełni. Nie wiem czy jestem gotowa na taki krok. A gdyby tak... to jest dobry pomysł. Schowam się w pokoju Luny. Nie może tam wejść i do niczego niedojdzie. Wyszłam cicho z naszej sypialni i wbiegłam do pokoju Luny. Zamknęłam drzwi na klucz tak na wszelki wypadek. Rose dasz rade, tu nic ci nie groź. Przeczekasz tu pełnie i będzie po sprawie. Siedziałam tu cały dzień i wieczór. Kiedy księżyc wszedł wysoko na niebie usłyszałam pukanie do drzwi.

- Rose wyjdź dobrowolnie.- powiedział Luke

- Nie chcę nie jestem gotowa.- odpowiedziałam

- Niestety w tym momencie to nie ma znaczenia.- powiedział i drzwi wyleciały z zawiasów zatrzymując się na pobliskiej ścianie. Luke wszedł do pokoju.

- Nie możesz tu wchodzić!- krzyknęłam na niego

- Niestety maleńka w tym momencie to nie ma znaczenia.- podszedł do mnie niebezpiecznie blisko

Wszystko działo się strasznie szybo. Zerwał ze mnie ubrania. Moje błagania zaprzestania tego były bezcelowe. Nic nie dawało. Luke był jak w transie. Jego oczy były całe czarne z pożądania. Ból był ogromny a to oznaczało, że jego wilk przeją całkowitą kontrolę. Kiedy skończył opadł na mnie swoim cielskiem.

- Było cudownie maleńka.- wyszeptał, wstał i wyszedł z pokoju

Wstałam obolała. Ubrałam na siebie pierwsze lepsze ubrania i wybiegłam z domu. To było wyzwanie zważywszy na to, że moje dolne partie ciała cierpiały katusze. Po drodze upadałam, czołgałam się. Zrobiłam sobie kilka głębszych ran ale trudno muszę uciec od tego potwora.

Wspomnienia krążył mi po głowie, kiedy ten obleśny typ mnie rozbierał a raczej rozszarpywał moje ubrania. Nagle za drzew wybiegły dwa czarne wilki jeden mniejszy i większy. Ja znam je to...


***************************

Hejo!

Oj się porobiło. Nie mogłam się powstrzymać i musiałam napisać to w ten sposób.

Co sądzicie o rozdziale?

Pozdrawiam Daga <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro