#10 - Dzień miłosnych szaleństw Bloku Wschodniego cz. II - Szczęśliwe miejsce

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

##### Moskwa, 14.02.1969 r. #####

(Oto i jest, z poślizgiem, jak zawsze zresztą. Więc tak, tenże "shot" został zainspirowany między innymi zamieszczonym powyżej komentarzem. Jest to dzieło sztuki „najwyższej" łączące w sobie niektóre niepoprawne inside joke, jakie przyszło mi wymyślić na temat tych postaci w ciągu ostatnich lat i powiedzieć, że całość jest paskudnie żenująca i obsceniczna, to jakby nie powiedzieć nic- acz muszę przyznać, jak niemal każdy sequel, nie można go porównać do oryginału. Jeśli mam być szczera, szału nie ma, nie wiem czy powinnam to publikować, ale pewna osoba czeka na to aż za długo i po za tym, na właśnie nie za dobre rzeczy jest ta książka.)

Szybko jedna rzecz zwróciła jego uwagę – cisza. W korytarzu było zdecydowanie za cicho. Związek stał przez chwilę nieruchomo, nasłuchując otoczenia, jednak pomimo czekania, żaden wyraźny, jednoznaczny dźwięk się nie pojawiał.

— Co ten jełop znowu kombinuje... — ZSRR wysyczał, mrużąc oczy i podejrzliwie zaglądając w głąb korytarza, zatrzymując wzrok na drzwiach pokoju, w którym powinien przebywać Ukrainiec.

Coś się działo.

Coś musiało się dziać.

Ukraina musiał już chlać z Bułgarią lub przynajmniej się do tego zabierać.

Alkoholik jeden.

Związek ze złością wypuścił powietrze z płuc, przecierając ręką twarz. Zerwał się z miejsca i szybkim krokiem ruszył w stronę pokoju. Uniósł rękę, aby zapukać do drzwi, lecz zatrzymał się nagle. Drzwi do pokoju były otwarte, minimalnie uchylone, wręcz zapraszające intruzów do środka.

— Ten debil z dnia na dzień robi się coraz głupszy — ZSRR mruknął pod nosem, popychając drzwi i wchodząc do pokoju.

W małym holu ponownie przywitała go cisza. Prawie cisza. Teraz mógł usłyszeć coś na wzór szmeru lub stukania. Skrzywił się, przebiegając wzrokiem po pomieszczeniu i po chwili, nie zdejmując butów, zaczął iść w stronę nikłego dźwięku. Zatrzymał się w progu i po zaglądnięciu do środka, znieruchomiał, wbijając osłupiały wzrok w Ukrainę.

Ukrainiec leżał na podłodze, nogi miał razem związane sznurem, a ręce skrępowane razem. W ustach miał wciśnięty kawałek szmaty, przewiązany dodatkowo, aby nie mógł jej wypluć. Szarpał się, panicznie próbował się uwolnić. Oczy miał rozwarte szeroko, wbite w swojego przełożonego i pełne przerażenia.

— Ukraina? — ZSRR wydusił, nie spuszczając oczu z zakneblowanego, wijącego się na podłodze podwładnego. Zrobił krok w tył, napinając mięśnie. — Kto- kto cię związał? Co- — nim zdążył zapytać, poczuł ostry ból z tyłu głowy.

Zamroczyło go, zgiął się, łapiąc się za głowę. Nim zdążył się odwrócić, znowu poczuł ból, tym razem w okolicy kolan, a następnie pojawił się ból pośrodku pleców. Mimowolnie zaczął osuwać się na ziemię. Półprzytomnie próbował złapać się czegoś, jednak coś nagle błysnęło między jego stopami i sekundę później pociągnęło go za nogi. Uderzył o podłogę. W jego uszach pojawił się niejako gwizd, a przed oczyma mroczki. Świadomość umknęła mu na bardzo krótki moment, a kiedy nieznacznie oprzytomniał, jego ręce i nogi były już związane. 

— Łajzo ty mój — ze słów nad jego głową wylewała się radość i ekscytacja, a po chwili przed oczami pojawiła mu się ściana śnieżnobiałych włosów. Spojrzał do góry. Stała nad nim Polska. Na jej twarzy widniał szaleńczy, niemal ekstatyczny uśmiech, a jej źrenice były nienaturalnie wąskie. — Już myślałam, że nigdy do nas nie przyjdziesz — pochyliła się, łapiąc jego twarz w dłonie.

Związek nie ruszał się, zbyt oszołomiony, aby cokolwiek zrobić. Z otępienia wyrwał go dopiero zduszony przez szmatkę w ustach krzyk Ukrainy oraz zgrzyt wywołany jego szarpaniem się.

— Nie bój się, Ukiś, mój drogi, zaraz do ciebie wrócę — Polska rzuciła w jego stronę w najsłodszym tonie, jaki kiedykolwiek od niej usłyszał.

— CO TU SIĘ- — jego wrzask ukróciła w połowie, przykładając dłoń do jego ust.

— Ciii... — przyłożyła palec drugiej dłoni do własnych ust. — Nie krzycz, krzyk i tak nic nie zmieni — jej obłędny wzrok wydawał się wręcz przewiercać. — Nieważne jak głośny będziesz, nikt cię tu nie usłyszy.

Po chwili zabrała dłoń z ust, wbijając w niego zaciekawione, pełne oczekiwania spojrzenie. Nie krzyczał, nawet nie odezwał się, ponownie zbyt oszołomiony, aby cokolwiek zrobić. Polska uśmiechnęła się, ucieszoną tą ciszą. Wyprostowała się i skierowała w drugi kąt kuchni, w stronę skrępowanego Ukrainy.

— Co- jak- nie- — Związek przełknął pełnie niedowierzania bełkotanie, przynajmniej próbując poczuć gniew, nie tylko obezwładniający lęk. — Polsza, co to ma znaczyć, do jasnej cholery?! — wysyczał, idąc za nią wzrokiem. Równocześnie szarpał się, próbując wyrwać się z więzów, lecz wszystkie jego działania były całkowicie bezowocne.

Polska skupiła się w całości na Ukrainie, pochylając się nad nim. Po chwili odwróciła głowę w stronę komunisty i znowu do Ukraińca. Po krótkim zastanowieniu, z drobnymi problemami, zaczęła ciągnąć swoją pierwszą ofiarę w stronę środka pokoju.

— Polsza — Związek odezwał się znowu, widząc nieco podobną scenę zbyt wiele razy i zbyt dobrze znając jej nieprzyjemnie zakończenie. — Co zamierzasz z nami zrobić? — pewność uciekała z jego głosu, a w jego trzewiach pojawił się przykry ucisk.

— Poćwiczyć geometrię — wyświergotała, jakby nie mogła doczekać się tego pytania, gwałtownie odwracając głowę w stronę Związku.

— Geo... metrię...? — powtórzył bezmyślnie, równocześnie Polka przytargała Ukraińca obok niego. Puściła nogi pierwszej ofiary i usiadła na ziemi pomiędzy nimi, wbijając podekscytowany wzrok w ich pełne niepokoju twarze.

— Poznamy bliżej trójkąty — odparła z euforycznym uśmiechem, łapiąc bolszewika pod ramię i równocześnie sięgając po Ukrainę, aby przyciągnąć ich obu ku sobie.

Wzrok Związku mimowolnie powędrował do Ukrainy. Republika również patrzył na niego. Ich wzajemne spojrzenia były pełne zamętu, dziwnego zrozumienia oraz pierwotnej grozy, która przeszła w najczystsze obrzydzenie. Ukrainiec na nowo zaczął się szarpać, jakby od tego zależało jego życie, a bolszewik wzdrygnął się, jakby naszły go mdłości.

— Polsza, to jakaś zemsta jest? — ZSRR skrzywił się, wciąż patrząc na Ukrainę ze wstrętem i powoli przechodząc wzrokiem do Polki. — To za tamto wtedy, tak? Tak? Czy może wciąż jesteś zła o te kąpiele? O, o to chodzi? Ja mogę przeprosić, naprawdę, przeproszę cię, nie, ja już przepraszam, przepraszam cię naprawdę, zrobię to nawet publicznie, tylko mnie rozwiąż — błagał usilniej, niż myślał, że w ogóle potrafi, uśmiechając się koślawo. Równocześnie próbował niepostrzeżenie poluzować linę, która pętała jego ręce, jednak wolność była mu tak odległa, jak poczucie bezpieczeństwa.

— Nie mogę.

— Dlaczego? — w jego głosie było znacznie więcej desperacji, niż chciałby ukazać, jednak już dawno zadecydował, że tej nocy już nie potrzebował godności, a tylko ratunku.

— Bo wtedy mi uciekniesz — odparła niejako smutno, ściskając jego policzek w dłoni. — Ukiś już tak próbował, drugi raz się nie nabiorę — powtórzyła gest na Ukraińcu, a Związek spiorunował go wzrokiem.

Gdyby tylko ten łamaga nie był takim debilem, miałby jakąś szansę, a tak? Tak to groziło mu- ZSRR przełknął ślinę i westchnął głośno. Wrócił wzrokiem do Polski, która wciąż siedziała między nimi, z głową podpartą na rękach. Uśmiechała się osobliwie, obserwując ich ruchy.

— Dobra, dobra — wycedził przez zęby, skupiając na sobie jej uwagę. Zaprzeczenie i gniew nic mu nie dały, nadszedł czas na targowanie. — Cokolwiek chcesz zrobić, to- to jego nawet rozumiem, to taki trochę delikatny chłopaczek jest, niektórzy mogliby się nawet pomylić, ale dlaczego ja- — Polska znowu złapała jego twarz w dłoniach, przysuwając się do niego nad wyraz blisko. Niemal wisiała nad nim, a jej twarz była zaledwie kilkanaście centymetrów od jego. Wpatrywała się w niego przez krótką chwilę, a następnie obróciła jego głowę, razem z nim spoglądając na spłoszonego Ukraińca.

— Delikatny chłopaczek, tak, idealny — westchnęła, niejako zadumana i gwałtownie odwróciła głowę ZSRR w swoją stronę. Na jej twarzy znowu panował ten ekstatyczny uśmiech, a oczy emanowały obłędem. Przysunęła się jeszcze bliżej, tak że jej włosy padały na jego twarz. Związek wręcz niejako się napiął, wycofałby się, gdyby już nie leżał na podłodze. Ogarniało go nieznane mu dotąd, paraliżujące uczucie. — Możesz zacząć z nim sam, ja chętnie na was popatrzę — szepnęła z podekscytowaniem.

Momentalnie Ukraina zaczął się szarpać. Odepchnął się nogami, odsuwając się od pozostałej dwójki najdalej, jak tylko był w stanie. Jego oczy były szeroko rozwarte, pełne strachu. Krzyczał coś i wrzeszczał, jednak przez szmatę w ustach z jego słów tworzyło się niezrozumiałe warczenie.

— No już, już, Ukiś, bo mi się tu zadławisz — Polska wstała, podchodząc do spanikowanego Ukraińca, aby wyciągnąć mu knebel z ust. Przyklęknęła przed wijącym się krajem i z trudem złapała za szmatę — Tylko nie krzy-

— DLACZEGO TO ON MA DOTYKAĆ MNIE?! — tyle lęku, tyle gniewu było w słowach Ukraińca, że pozostała dwójka aż zamarła.

Polska przez kilka chwil drętwo wpatrywała się w niego, aż jej ekspresja zmiękła, a jej twarz pokryła się wręcz ubolewaniem dla jej biednej ofiary. Przysunęła się do niego, głaskając go po policzkach i poprawiając jego zmierzwione włosy.

— Och, Ukiś, ja ci nie zabraniam zrobić na odwrót — uśmiechnęła się, chwytając jego twarz w dłoniach, a jej oczy zapłonęły na nowo wznieconą ekscytacją. — Jeśli chcesz, to ci pomogę, jak za dawnych czasów, możemy razem zdobyć Moskwę, a potem- — nagle jej uradowana twarz skrzywiła się niechętnie. Przewróciła oczami i odwróciła głowę do góry, patrząc gdzieś w stronę sufitu. — Będziesz ty dziś w końcu cicho? Już się ciebie nawet ignorować nie da — wycedziła przez zęby i westchnęła z irytacją. — Sam mówiłeś, opanuj Kijów, zdobądź Moskwę, więc co ci teraz nie pasuje? —  gwałtownie wstała, niezmiennie wpatrując się gdzieś w górę. — Jak nie tak? Ja chcę właśnie tak!

— Ochujała — ZSRR wydusił ni to ze strachem, ni z niechęcią, zwracając na siebie uwagę swojego podwładnego.

— To twoja wina — Ukraina wysyczał z drugiej strony podłogi, starając się odczołgać najdalej, jak tylko potrafił.

Moja? — oburzył się, podnosząc się nieznacznie, aby spojrzeć na bezczelnego Ukraińca.

— A co ja jej zrobiłem takiego, żeby miał ją szatan opętać?

— Sza...? — wykrztusił zmieszany, mając problem z przetworzeniem usłyszanej informacji. — A bo ja wiem, co zrobiłeś, od ciebie zaczęła, to coś znaczy-

— A kto pierwszy ją porwał?! Kto jej takie pomysły-

— Cicho bądź, Józef! — krzyk Polki sprawił, że obaj mężczyźni znieruchomieli, skupiając na niej spanikowane spojrzenia. — Nie daj się nikomu, daj się, komu chcesz, ale jednak nie jemu, zdecyduj się, kurwa, wreszcie!

— Kim do cholery jest Józef? — Związek znowu odwrócił głowę w stronę Ukraińca, a ten wciąż oburzony wzruszył ramionami.

Polska gniewnie wypuściła powietrze z płuc, zaciskając dłonie, po czym odwróciła się od miejsca, w które patrzyła.

— Co ja... A tak... — ponowie skupiła wzrok na obu mężczyznach, przyglądając się im dokładnie, a ich obu przeszły dreszcze. — Heh... — na jej twarz wkradł się osobliwy uśmiech. Usiadała na podłodze, na środku, pomiędzy dwójką swoich ofiar. — Wiecie, dziwnie się przyznać, ale zdarzyło się zastanawiać jak... — złożyła dłonie razem, nieco chowając za nimi twarz — ...tam wyglądacie.

— Tam...? — Ukraina zapytał pełen niezrozumienia, a równocześnie Polska przechyliła się w jego kierunku, wyciągając rękę w stronę jego spodni. — Nie tam! — pisnął, podciągając nogi i odwracając je na bok.

— Ja chcę tylko zobaczyć — wymamlała nieszczęśliwa, zabierając dłoń z powrotem.

— Zobaczyć nie można — wysyczał, zasłaniając dolną część ciała rękami.

— Nie po to biłam się z twoim bratem o prawo do twojego- ciebie całego tak właściwie, żebyś mi się teraz wstydził — prychnęła, zakładając ręce z naburmuszoną miną i zadartym nosem, jakby miała się na Ukraińca obrazić.

— Nikt nie- Czekaj- — nagle przerwał, całkowicie gubiąc, wręcz porzucając dotychczasowy wątek. — Moim bratem? — zapytał niepewnie, krzywiąc twarz w niezrozumieniu, na co Polka uniosła brew.

— Ty chyba nie myślałeś, że on tak mnie nie znosił i cały czas bełkotał, że „tylko Ukraina jest godna Ukrainy" bez żadnego konkretnego celu — wycedziła, krzywiąc się z niesmakiem dla naiwności.

— Huh, to by tłuma- — w momencie jego nieuwagi, jej ręka znowu zaczęła się do niego zbliżać. — Nie! — zerwał się, ponowie przyciągając nogi ku sobie i niedostrzegalnie ją odpychając. Odsunął się, przeciągając się kawałek po ziemi i usiadł w kącie pod ścianą.

Polka w bezruchu obserwowała jego marną ucieczkę niczym drapieżnik patrzący na ofiarę. Podniosła głowę, spoglądając do góry i zmrużyła nieprzychylnie oczy, a usta zacisnęła w wąską kreskę. Po kilku chwilach gwałtownie obróciła się w stronę Związku, na nowo pokrywając się uśmiechem.

— Co- nie- — wydusił podświadomie, czując na sobie zdecydowany wzrok. — Nie masz prawa mnie rozbierać- — warknął, podobnie jak wcześniej jego podwładny, zasłaniając delikatne części ciała i niejako próbując odwrócić się do kobiety plecami.

— A ty mnie mogłeś? — wstała zgorszona tą niesprawiedliwością i zaczęła iść w jego stronę.

— Nie- — głos niejako uwiązł mu w gardle przez pustkę w jego głowie. — To nie tak, ja nie- ja- — uciekał wzrokiem na bok, plącząc się. W końcu wziął szybki oddech i spojrzał na nią, brzmiąc najbardziej przekonująco, jak tylko potrafił — Ja musiałem.

Chciałeś — Polska wycedziła przez zęby, stojąc tuż nad nim. — I teraz ja chcę — zaczęła się schylać, uśmiechając się szaleńczo.

Związek zasłonił się rękoma, niepewny o swą przyszłość, jednak nie mając zamiaru oddać się bez walki, podczas gdy Polka wyciągnęła ręce, aby-

Pukanie.

Cała trójka zamarła, odruchowo zwracając głowy w stronę drzwi. Związek szybko zauważył ich szansę na przeżycie, jednak nim zdążył wydać z siebie choć jeden dźwięk, w jego ustach znalazła się szmata. Polska natychmiast zerwała się, rzucając się w stronę drugiej ofiary.

— P- — zanim krzyk Ukraińca mógł stać się dość głośny, został uciszony w ten sam sposób, co wcześniej.

— Cii — Polka wyszeptała, poprawiając włosy Ukraińca i trzymając palec na swoich ustach, niezmiennie wykręconych w euforycznym uśmiechu. — Czekajcie tu na mnie grzecznie — pośpiesznie wstała, po czym obróciła się na pięcie. Wesoło, niemal promieniejąc z radości, pobiegła w stronę holu, gotowa przywitać kolejnych gości.

...

— Że ciebie Ukraina takim widzę, to gratuluje chłopie, najwyższy czas... — oznajmił po chwili oględzin i zaklaskałby z uznaniem, gdyby tylko był w stanie. Następnie jego wzrok przeszedł na ZSRR, a jego twarz skrzywiła się delikatnie. — To że on też tu jest, to trochę zastanawiające, ale niech będzie, kobiety miewają różne fantazje, ale... — zamilkł na moment, zaciskając zęby, jakby nie potrafiąc zaakceptować kolejnych okoliczności. — Co ja tu robię?! — Bułgaria wrzasnął, wbijając palce we własną pierś i krytyczny wzrok w zaskoczoną Polkę, po czym agresywnie wskazał w stronę Węgier, leżącego kawałek od niego. — Co ON tu robi?! — niesmak, wręcz repulsja wylewała się z jego słów.

Twarz Madziara stała się sztywna, wręcz kamienna, tylko wbił w, jak dotychczas sądził, przyjaciela lekko osłupiały wzrok, pełen bólu, gniewu i niezrozumienia.

— Chłopie, nie patrz się na mnie jak na zdrajcę — Bułgar wycedził, czując niecodzienne skrępowanie. Zmrużył oczy, patrząc na Węgra z politowaniem — Twoja niekompetencja utraciła mnie już z 20 lat temu, jak mam komuś kibicować to komuś, kto ma przynajmniej jakąś szansę.

Węgier zdrętwiał, a jego pełny boleści, acz morderczy wzrok nie opuszczał Bułgarii, który czuł się z tym coraz bardziej niekomfortowo. Nie mogąc go znieść, Bułgar jeszcze raz rozejrzał się po wszystkich zebranych i związanych, po czym swoją uwagę skierował na jedyną kobietę w ich towarzystwie.

— Polsko, nie osądzam cię, ani trochę, wytłumacz mi tylko, po co zebrałaś nas tu tak... licznie — przy ostatnim słowie zmarszczył twarz, jakby nie potrafiąc lepiej opisać ich zgromadzenia.

Kobieta skrzywiła głowę, opierając ją o dłoń. Zamyśliła się, kilkakrotnie nieprzychylnie zerkając w pustki. W końcu otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, jednak znowu je zamknęła i tak kilkukrotnie, nim wreszcie udało jej się zebrać słowa.

— Jak- jakby to... to trochę długa historia... ale może, cóż... widzisz, rok temu Związek chciał uwolnić mnie z jarzma dziewictwa, a-

— CO CHCIAŁEŚ?! — Węgry krzyknął na cały głos, zrywając się niczym wściekły zwierz.

— Niczego nie chciałem, pierdolony pokurczu! — Związek warknął, bardziej zszokowany niż zły.

— Nie kłam! — tym razem głos podniosła Polska, marszcząc brwi w gniewie, nie mogąc znieść jawnego łgarstwa — Powiedziałeś, że powinniśmy zrobić sobie dzieciaka.

— CO POWIEDZIAŁEM?! — rozwarł oczy szeroko i zaczął kaszleć, dławiąc się powietrzem i własną śliną.

— Powiedziałeś, że Rosja i Białoruś nam się ładnie odchowali, więc pytałeś, czy nie chcę kolejnego, tym razem takiego całkiem mojego i- — kątem oka zobaczyła twarz Ukraińca, którą wykrzywiała mieszanka najczystszego obrzydzenia i horroru. — A ty nie patrz tak krzywo, ty też nie jesteś bez winy, goniłeś za mną cały dzień z Czechosłowacją, chciałeś- — zatrzymała się nagle, a jej twarz nieznacznie się strapiła. — Czechosłowacją... Ech, ona tu pewnie nie przyjdzie — westchnęła smutno, przechylając głowę do góry. Po chwili jej ekspresja gorzkniała, a usta skrzywiły się wrogo — Cicho Józef, nie znasz się.

— Odbiło jej — Bułgar wydusił z politowaniem i pewnym pierwotnym strachem, patrząc na te sceny.

— Demony ją opętały, mówię wam- — Ukraina wykrztusił przez zęby, aby pozostać jak najciszej, a ZSRR tylko przewrócił oczami, słysząc jego teorie.

Równocześnie Polska wróciła uwagą do swoich zdobyczy. Z jednej strony pokoju leżał Związek, z drugiej Węgry razem z Bułgarią, a Ukraina wciąż krył najdalej od wszystkich w rogu. Widok ich wszystkich, związanych i bezsilnych, napawał ją nieopisaną radością. Jednak wciąż, pewne poczucie pustki jej nie opuszczało, a wręcz ją krajało jej wielkie serce.

— Mało nas tu...

— Mało...? — Węgry wydusił z niedowierzaniem, słysząc słowa Polki.

— Kogo byś tu jeszcze chciała?! — Bułgaria uniósł ręce, jakby chciał je rozłożyć zrezygnowany, jednak przeszkodził mu w tym wiążący je sznur.

— Jugosławia mógłby się pojawić i Czechosłowacja... Litwa może... może nie... on nie, ale może Albania czy Austria — wymieniała, uśmiechając się do siebie, a z każdym wspomnianym krajem jej ekspresja dziczała coraz bardziej. — Turcją czy Grecją też bym nie wzgardziła, może USA-

—Nie tkniesz mnie i tego kapitalistycznego śmiecia tą samą ręką! — ZSRR nagle krzyknął, zwracając na siebie uwagę wszystkich.

Polka przysunęła się bardzo blisko niego z maniakalnym uśmiechem na twarzy. Zawisnęła nad nim, ponownie zakrywając jego twarz własnymi włosami, a jego trzewia wręcz skręcił bolesny ucisk.

— Czyli drugą mogę? — szepnęła, przybliżając się nieubłaganie, unosząc jedną z dłoni, gotowa coś złapać.

— POLA — Madziar, pełen desperacji i niewypowiedzianego żalu, nie mógł patrzeć bezczynnie na rozwijającą się na jego oczach scenę.

Polska wyprostowała się znad swej ofiary i odwróciła w stronę rozpaczliwego krzyku, po czym niewinnie przechyliła głowę.

— Tak, Węgry?

— Czemu- — wydusił z trudem, jakby miał się zadławić czy też starał się, aby nie uronić żadnej łzy. — Czemu akurat on?

— Мамка му — Bułgar skrzywił się z niesmakiem, marszcząc pogardliwie brwi. — Nie wierzę, naprawdę masz- AŁA!

— Nikt się ciebie o zdanie nie pyta — Węgier wysyczał w stronę Bułgarii, zaraz po kopnięciu go, po czym wrócił wzrokiem do swojej ukochanej przyjaciółki. — Pola, czemu chcesz mieć z nim albo z tym Ukraińcem coś- — zerknął na wspomnianych ze zawiścią — coś wspólnego w taki sposób, a nie- nie z kimś- AŁA, co do cholery?! — jego wywód przerwał nagły ból, spowodowany kopniakiem w piszczel.

— Wszystko, ty azjatycki- — Bułgaria warknął, próbując ponowie kopnąć Madziara, jeszcze mocnej niż wcześniej.

— Czemu akurat oni? — Polska zamyśliła się, zakładając ręce i opierając brodę na dłoni. Skupiła wzrok na Ukraińcu i po kilku chwilach westchnęła niemal nostalgicznie. — O śliczną twarz Ukrainy biłam się jeszcze zanim wiedziałam, co chcę z nią zrobić — złożyła razem ręce, pokrywając się osobliwym zachwytem. — A Łajza... — przechyliła głowę w stronę Związku i zaczęła dokładnie się mu przypatrywać. Zacisnęła usta i uśmiechnęła się krzywo i osobliwie, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. — Cóż... jakby to powiedzieć... ale... ale widziałeś go kiedyś... no wiesz... z mniejszą ilością ubrań? — wydusiła z niecodziennym przejęciem, wykonując dłońmi bliżej nieokreślone gesty.

— A- A czemu Bułgaria?! — Węgier wybełkotał, coraz bardziej załamany.

— Pachnie jak woda różana — odparła natychmiast, bez choćby cienia najmniej wątpliwości. — Nie bój się, nie mam nic przeciwko, jeśli też chcesz spędzić z nimi trochę czasu — jej twarz nabrała nieoczekiwanej powagi i gwałtownie odwróciła głowę w stronę Związku. — Prawdziwy komunista powinien umieć się dzielić.

— Nie o to mi chodz-

— Jak to nie? — zmarszczyła brwi, znowu pochylając się nad Związkiem. Jedną ręką złapała go za kołnierz, a drugą wzniosła ku górze. — Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!

NIE O TO MI- — odchylił się, niejako wygiął panicznie, odpychając jej rękę i zarazem ją od siebie, jakby od tego zależało jego życie.

— Nie- — Polska straciła równowagę i upadła na podłogę. Jej twarz skrzywiła się ze złości, a dłonie zacisnęła w pięści, jakby drżała z kotłujących się w niej emocji. Spojrzała po swoich zakładnikach z wyrzutem i widząc ich przestraszone twarze, nie mogła znieść własnej frustracji. — No dobra, no! — wrzasnęła, wstając na równe nogi. — Jak wylosuję jednego z was i resztę puszczę wolno, wybrany podda się bez walki? — zapytała w dziwnie grzecznym tonie, wprawiając trójkę Słowian w osłupienie, podczas gdy Węgier się ożywił.

— A ochotnik moż-

— Nie próbujesz nas oszuka- — Bułgaria próbował się wtrącić.

— Dobra, losuj, do cholery! — Związek odpowiedział za wszystkich, a Polska w odpowiedzi zaklaskała z radości.

— Ja się nie zgadzam! — Ukraina krzyknął jeszcze głośniej.

— Ale ja się za was zgadzam - albo ona cię dotknie, albo więźniowie na Sybirze — ZSRR wskazał na zdziczałą ze szczęścia Polskę, po czym próbował wykonać dłońmi pewien groźny gest, jednak sznur na nadgarstkach skutecznie mu to uniemożliwił.

— A jak wypadnie na ciebie? — Ukrainiec syknął, przełykając ślinę z powodu niekończących się gróźb każdego kalibru.

— To ponowimy losowanie, logiczne — ZSRR parsknął, krzywiąc brwi.

— A więc losowanie! — Polka pisnęła, przerywając ich kłótnię. Od razu zaczęła szukać w kieszeniach monety, jednak znalazła w nich tylko klucze od drzwi.

Jej wzrok powędrował do Związku. Próba jego przeszukania mogła być ciut trudna, w dodatku nie posądzała go o posiadania przy sobie drobniaków, prędzej spodziewała się w jego kieszeniach wybitych zębów czy wyrwanych komuś paznokci. Ukrainy nie było po co przeszukiwać, był zbyt biedny nawet na drobniaki. Następni byli Bułgaria i Węgry. Skupiła na nich wzrok, przyglądając się dokładnie ich ubraniom i nie czekając, ruszyła w ich stronę.

— Lewa kieszeń marynarki — Bułgaria odezwał się szybciej, niż kobieta zdołała się zbliżyć, wskazując głową na wspomnianą kieszeń.

Polska zamarła na sekundę, po czym spochmurniała przez odebraną jej możliwość przeszukania któregoś z nich, jednak nie traciła czasu. Włożyła dłoń w kieszeń Bułgara i po kilku chwilach wyjęła z niej monety o nominale pięćdziesięciu stotinek lub niższych. Przyglądała się im przez parę sekund i po wybraniu najczystszej z nich, wstała, stając na środku pokoju.

— Wy dwaj — wskazała na ZSRR i Bułgarię — reszka, a wy dwaj — tym razem pokazała na Węgra i Ukrainę — orzeł, czy tam lew.

— To wciąż dw-

— Będą dwa etapy, dobrze? — prychnęła, słysząc kolejne narzekania, tym razem wygłaszanych przez Związek. Po krótkim przygotowaniu podrzuciła monetę wysoko w górę i złapała ją w prawej dłoni.

— Nie tak! — Bułgaria wrzasnął, podnosząc ręce.

— Jak nie tak? — Polska oburzyła się, kładąc dłonie na biodrach. Zaczynała żałować, że zrezygnowała z zakneblowania ich wszystkich.

— Tak możesz oszukiwać, niech spadnie na ziemie i tak los wybierze — Bułgar dodał, a wśród związanych pojawił się pomruk aprobaty.

— Niech wam będzie — westchnęła i na nowo podrzuciła monetę, uważnie obserwując, jak spada. Miedziak uderzył o podłogę, odbił się kilkukrotnie, przekręcił się moment i w końcu upadł płasko na ziemie obok Bułgarii i Węgier.

Dostrzegając wynik, Bułgar złożył razem ręce, uniósł je nad głowę, jakby miał się modlić, a Polka jeszcze raz zaklaskała radośnie.

— Orzeł! — podniosła monetę z podłogi i spojrzała na zwycięzców pierwszego losowania.

Ukraina miał wzrok wbity w ziemię, a jego twarz nie wyrażała żadnej konkretnej emocji, tylko pewną pustkę i odcięcie, a jego usta były skrzywione w pokracznym grymasie. Tymczasem Węgier wyglądał sztywno, nieprzyjemnie, oczy miał wbite w Ukraińca, patrząc na niego bezdusznie.

— Ukraina - reszka, Węgry - orzeł — Polka przeszła do kolejnego etapu, ponowie podrzucając monetę w powietrzę i tak samo, jak wcześniej, uważnie ją śledząc, aż padła płasko na podłogę. Widząc wynik, twarz Polski pokryła się maniakalną radością. — Reszka!

NIE — w tle pojawił się krzyk Madziara, lecz został całkowicie zignorowany.

— Pola- — Ukraina wydusił ze strachem, obserwując zbliżającą się do niego Polskę oraz chcącego go zamordować Węgra. Uciekać nie miał gdzie, za jego plecami była ściana, a przed nim dziki zwierz gotowy go pożreć. — Pola- Pola obgadajmy to — nie otrzymał żadnej odpowiedzi, tylko głodne spojrzenie i niewyżytą ekspresję, zbliżającą się do niego z każdą mijającą sekundą. Szukał pomocy, lecz wyeliminowana dwójka odwróciła wzrok, nie chcąc patrzeć na upadek Kijowa.

Został sam, tylko on i pierwsze wykonane przez Polskę rozbiory.

Ukrainiec zamknął oczy i zasłonił się rękoma, składając ręce razem i błagając, modląc się o cud. Czekał w napięciu, każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie, pogłębiając jego udrękę.

Jednak nic się nie działo.

Otworzył nieznacznie oczy, zaglądając niepewnie na Polkę. Stała tuż przed nim w bezruchu. Jej twarz była nieobecna, a oczy nieco przymknięte, jej głowa powoli szła w dół i wydawała się przyginać pod własnym ciężarem.

— Po- — nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Polska upadła prosto na niego, przygniatając go. — Co się- — wymamrotał skołowany. Trwał w bezruchu jak sparaliżowany, spodziewając się jakiegoś- czegokolwiek tak właściwie, lecz nic się nie działo. — Pola — Ukrainiec zaczął się wiercić, aby ją z siebie zrzucić. — POLA — wrzasnął, jednak tak jak wcześniej, nic się nie stało.

— Nie żyje? — Bułgaria zapytał niepewnie, spoglądając z bok na Ukraińca i leżące na nim bezwładne ciało.

Ukraina wyrwał się nieco spod niej i podniósł głowę, oglądając na leżącą na nim kobietę. Miała zamknięte oczy, ruszała się nieznacznie, oddychała, zupełnie jakby-

— Śpi — odetchnął z ulgą, odkładając głowę na podłodze. Wziął kilka głębokich wdechów, mimo trudności, po czym znowu się zerwał. — Mówiłem, że szatan ją opętał! — wysyczał w stronę Związku, potępiając go wzrokiem.

ZSRR zerknął nieznacznie na podwładnego, krzywiąc twarz w grymasie i przewrócił oczami, nie mając nawet chęci czy sił wypominać Ukraińcowi jego głupoty czy rosnącej bezczelności. Po kilku chwilach bezczynności zaczął się szarpać, próbując uwolnić ręce lub nogi, lecz tak jak wcześniej, nie zyskał niczego poza frustracją i kilkoma otarciami.

— Ktoś umie się z tego wydostać? — poniósł głos, równocześnie unosząc ręce, jednak żadna odpowiedź się nie pojawiła.

— Czyli co? Czekam aż ktoś nas znajdzie i rozwiąże? — Bułgaria wydusił z beznadzieją w głosie, wręcz załamaniem.

— A ma ktoś lepszy pomysł? — na pytanie Związku ponowie odpowiedziała cisza. Spojrzał za zegarek na nadgarstku. Pokazywał kilka minut po północy. Zamknął oczy i westchnął zmęczony, przetarłby twarz, gdyby uniemożliwiały mu tego skrępowane ręce. — Dzisiaj się nigdy nie wydarzyło, nikt nas nie ogłuszył i nie związał jak bandę debili, i nikt nas prawie nie... NIC się nie wydarzyło, schlaliśmy się i jakoś tak wyszło, rozumiemy się wszyscy? — uniósł nieco głowę, zerkając po pozostałych. Każdy z nich, mniej lub bardziej chętnie, pokiwał głową na zgodę. — Wspaniale, dobranoc, jełopy — ponownie zamknął oczy, przygotowując się na długie godziny ich wspólnego leżenia i oczekiwania na wolność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro