#12 - Dom

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lata temu, przez podejście ludzi tutaj do tematu przemocy, chciałam napisać o niej książkę, w której chciałam ją odromatyznować, pokazać jej potworność i jej wpływ na ludzi. Niestety, zaczynając ją pisać, nie spodziewałam się, jak wypaczeni są ludzie, z czasem doszło to do mnie i doszłam do wniosku, że taka książka nie sensu (nie tylko dlatego, ale głównie). Nie ważne jak te potworności spróbuję pokazać, ktoś i tak odczyta je w zromatyzowany lub nawet erotyczny sposób, dlatego porzuciłam jej pisanie. Jednak przez niezdrową relację, jaką z nią mam, nie potrafię zapomnieć o jej istnieniu i czasem do niej wracam. Pierwszą próbą powrotu do niej był shot „On" który był niejako jej „family friendly" wersją. Wczoraj, pisząc inną rzecz, wpadłam na nią, stąd ta kolejna publiczna „próba".

Tak więc - poniżej są 2 (tak właściwe niecałe) krótkie sceny z tamtej książki (te najbardziej przyjazne sceny). Można je traktować jako kontynuację shota „On". Trochę jakby urywek z sytuacji, która miałaby miejsce po powrocie Polski (tutaj Faustyny) do „domu". Jak mówiłam, to są najmilsze sceny, więc przemocy tu de facto nie ma, bardziej jej wpływ na psychikę, acz wciąż, może nie być dla każdego.

+

Drętwo patrzy się w taflę wody, wyglądając, jakby miała się w niej zanurzyć i pozostać pod jej powierzchnią już na zawsze. Oczy ma przekrwione i spuchnięte, tak samo skóra na szyi czy rękach. Nim któryś z nich jest w stanie się ruszyć, ona w końcu ich zauważa, skupiając na nich pusty wzrok. Krzywi się lekko, odwracając spojrzenie na bok. Chce coś powiedzieć, lecz jej gardło robi to z trudem, zbyt obolałe i zdarte, aby wydać z siebie dźwięk.

— Zno... Znowu się mi nie-e uda- udało...

Znowu.

To jedno słówko sprawia, że Aleksiej krzywi się jeszcze bardziej, nie wiedząc, co dokładnie miało przekazać. Żadna opcja, która mu przychodzi do głowy, nie jest dobra. Czuje, jakby ktoś przywiązał mu kamień do szyi i ciągnął na dno. Jego własne myśli i emocje wyżerają go od środka. Poczucie winy oraz obrzydzenie względem samego siebie, własnej bezsilności zdaje się jak kwas wypalać mu wnętrzności, a on znowu czuje, że zwymiotuje własny żołądek.

Nie może już wytrzymać.

Wstrząsa nim wręcz bolesny spazm. W gardle pojawia się ucisk, do ust napływa ślina, w oczach pojawiają się łzy. W brzuchu czuje skurcz, który idąc w górę, niemal dusi. Kuli się i zasłania usta dłońmi. Po chwili czuje w nich ohydny, gorzkawy posmak, który wydaje się palić. Jego gardło i nozdrza szczypią. Niemal się dławiąc, wykrztusza niewielką ilość płynu, jaka znalazła się w jego ustach. Patrzy na dłonie, w których widzi żółtawą ciecz wymieszaną z jego własną śliną.

Nie ma czym wymiotować. Dobrze. Nie będzie-

— Coś się stało, bracie?

Cichy głosik za jego plecami wprawia go w panikę i uwalnia zduszony głos, który bardziej niż człowieka przypomina ranny pisk czy skomlenie.

— Raisa.

Wyciera ręce w ubranie. Odwraca się szybko, zamykając za sobą drzwi łazienki.

Wszystko, co za nimi jest, nie może wyjść. Ona nie może się o tym dowiedzieć.

Zadba o to.

— Co tu robisz? Dlaczego nie jesteś u siebie? Ranek jest — Aleksiej odzywa się pierwszy, stara się być stanowczy, jednak ledwo stoi. Zagradza drzwi, kurczowo trzyma klamkę za plecami.

Raisa patrzy na niego zagubiona. Stara się zerknąć za niego, przechyla się na bok, jakby chciała go obejść, lecz nie ma jak. Jest zakłopotana zachowaniem brata, może ciut zmartwiona, lecz na jej twarzyczce nie ma żadnej oznaki strachu czy paniki, tylko to niewinne zmieszanie.

Nic nie wie. Nic nie podejrzewa. Nie ma o niczym pojęcia.

Tak musi zostać.

— Ciebie mogę zapytać o to samo, braciszku.

— Byłem pierwszy.

Dziewczynka nieco się krzywi, lekko wzdycha, jeszcze raz stara się zaglądnąć za brata. Patrzy, nasłuchuje, lecz nic jej to nie daje.

— Usłyszałam, że ktoś biegnie po schodach, a potem zobaczyłam, że jest tu Andrij, a Fausty...

— Chodź. Pójdziemy na krótki spacer — nagle robi krok do przodu, łapie siostrę za ramiona, jego uścisk jest za mocny. Oczy ma rozwarte, jakby się uśmiecha, czy raczej próbuje.

— Ale...

— Ojca nie ma, jeśli ty mu znowu nie powiesz, nie dowie się.

Dziewczynka skrzywia twarzyczkę, pokazuje niepewny, wątpiący grymas. Raisa nie chce mieć kary i chce wiedzieć, co się dzieje. Patrzy na drzwi, jakby one miały coś powiedzieć, a następnie znowu na Aleksieja.

Wzrok ma rozbiegany, błędny, wewnątrz przerażony, poci się, chyba nawet delikatnie dygoczą mu dłonie, zaraz zacznie wbijać paznokcie w jej ramiona. Jego twarz pokrywa się wyrazem otuchy, troski, ale i swoistego błagania czy prośby.

Raisa niejako go odwzajemnia, zadając ostatnie, kluczowe pytanie.

— A śniadanie?

— Zjemy potem. Chodź. Ubieraj się.

+

Aleksiej wzdycha, przecierając oczy. Bezwiednie idzie przed siebie. W miejscu żołądka wciąż czuje kłucie. Gardło go piecze. Jest zmęczony. Znowu nie spał całą noc. I tak by nie zasnął. Długo nie zaśnie.

Już nigdy nie zaśnie. Nigdy nie-

Ucisk w gardle. Znowu zbiera mu się na wymioty. Nie może. Nie przy niej. Dyszy, powoli przełykając ślinę.

Musi coś zrobić. Musi coś wymyślić. Musi-

Nie może nic, nie potrafi nic, nic nie zmieni.

Mogliby-

Nigdy nie uciekną.

Wciąż-

To był błąd. To wszystko to był błąd. Wszystko- Chociaż nie. Błędem było się urodzić. Cała reszta to tylko konsekwencje tego błędu. Błędu, który już było za późno naprawić. Błędu, z którym musi żyć, za który musi-

Hałas jest zbyt głośny.

Odwraca się za siebie. Raisa łazi po całej ścieżce, zbierając z ziemi szyszki i nieliczne, rosnące pośród ściółki kwiaty. Śpiewa coś do siebie lub gada coś bez sensu, zmieniając temat co kilka chwil lub śmieje się głupio.

Chce się uśmiechnąć, lecz tylko krzywi się rozdrażniony. Nawet głupia cisza lasu nie jest dla niego. Odwraca głowę, wbijając wzrok w grunt przed sobą i dalej na ślepo idzie przed siebie.

Kiedy ostatni raz on się śmiał? Nie pamięta. Nie pamięta czy kiedykolwiek się śmiał. Nie-

To dobrze, że Raisa potrafi się śmiać. O to stara się każdego dnia. O to stara się Faustyna. Żeby chociaż Raisa, żeby chociaż ona mogła się śmiać. Żeby chociaż jedna osoba w tym przeklętym domu-

Dlaczego on tak nie może? Zawsze kiedy-

Tak musi być. Tak zawsze było. Jeszcze długo tak będzie. Tak jest lepiej. On to zniesie.

Czemu on to musi znosić? Dlaczego ojciec jego-

Tak jest lepiej. On to zniesie. Ona nie musi wiedzieć.

Dlaczego musi być sam-

— Aleksiej! Aleksiej! Zobacz!

Znowu się odwraca, zerkając na siostrę. W rękach trzyma jakiś czerwony chwast. Pokazuje go z dumą.

Znowu chce uwagi.

— Ładny — próbuje się uśmiechnąć, lecz ponownie tylko się krzywi.

Na Raisę ojciec nie zwraca uwagi. Nie zmusza jej do niczego. Nie każe, jeśli go nie zirytuje. Pewnie by nie zauważył, gdyby uciekła. Dlatego jej życie jest dużo lepsze od jego, dlatego-

To dobrze. Przynajmniej jej nie krzywdzi. Tak musi zostać. Tak-

Czemu to jego prześladuje, czemu tylko on musi cier-

To dobrze. To-

— Jak myślisz, Aleksiej, kiedy tata wróci?

Chłopak zatrzymuje się w miejscu. Idąca tuż za nim dziewczynka wpada na niego. Wbija w nią szeroko otwarte oczy. Nic nie mówi, nie rusza się. Jego wzrok jest pusty, drętwy, martwy.

— Aleksiej?

— Nie wiem — odwraca się i idzie dalej przed siebie.

Dlaczego o to pytasz? Dlaczego w ogóle chcesz go widzieć? Dlaczego też nie chcesz, żeby zdech-

Aleksiej przełyka ślinę, czuje ucisk w gardle.

Raisa nic nie wie. Nic nie podejrzewa. Nie ma o niczym pojęcia.

Zadbał o to.

— Jak wróci, to może za...

Zerka na nią, niemal wykrzywiając się z bólu.

Ty nic nie rozumiesz, ty nigdy nic nie rozumiesz, ty nie musisz cierpieć, ty nie...

— ...ostatnio powiedział...

Proszę, chociaż nie mów o nim. Błagam cię.

— ...jeśli będziemy grzeczni, to pomyśli...

Nie mów o nim. Przestań.

— ... jeśli zasłużyliśmy na...

Cicho.

— ...może nawet gdzieś pojedziemy...

Cicho. Cicho bądź. Zamknij się.

— ...tak jak wtedy, gdy zabrał nas do...

Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się-

— ...było wtedy mił-

ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU.

Gniew szybko zmienia się w przerażenie. Aleksiej momentalnie zakrywa usta, jakby chciał jeszcze zdusić krzyk, który już dawno opuścił jego gardło.

W oczach swojej siostry widzi strach. Strach, który bardzo dobrze zna. Strach, który sam nieraz czuł.

Strach, którego nie chce nigdy być powodem.

— Nie, Rasia, ja, ja przepraszam, Raisa, ja nie chciałem, przepraszam...

Dziewczynka go nie słucha, jest niejako sparaliżowana, zdaje się, że chce płakać. Aleksiej wyciąga drżącą rękę w jej stronę. Podchodzi do niej, lecz ona się cofa. Ucieka o krok, jakby miała zaraz zacząć biec, a jej twarzyczka krzywi się, jest blada.

Boi się. Boi się niego.

Aleksieja ponownie dusi. Tak właściwe, dusi się cały czas, każdego dnia, jednak teraz w końcu brak tlenu sprawia, że nie może się ruszać. Drży. Gardło wypełnia nieistniejąca żółć, jakby miał znowu wymiotować, lecz nie ma czym, więc tylko dyszy i dławi się śliną. Osuwa się na kolana. Pochyla się, jak gdyby chciał się schować. Zniknąć.

— Rasia... Ja przepraszam, proszę, nie bój się mnie... Ja... ja nie chciałem... Po prostu, po prostu... Proszę, nie bój się mnie... nie bój się... Ja nie... nie jestem...

...potworem jak on.

Ostatnie słowa nie przechodzą mu przez gardło. Nie może ich wypowiedzieć. Nie potrafi. Płacze.

Nie zna takich słów, które opisałyby, jak bardzo nienawidzi ojca.

Nie ma takich słów, które opisałyby, jak bardzo nienawidzi samego siebie.

Jest głupi, żałosny, wstrętny, słaby. I taki jak on.

— Przepraszam, ja nie chciałem... Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam...

Chłopak mamrocze przez łzy. Kuli się na ziemi, chowając głowę w dłoniach. Nie może nabrać powietrza. Trzęsie się.

Ze wszystkich potworów, jakimi mógłby być, jest akurat nim.

Błędem było się urodzić. Błędem było-

— Już dobrze...

Aleksiej podnosi głowę. Raisa przykuca przed nim, przygląda się mu niepewnie. Próbuje się uśmiechnąć, lecz jej twarz wykręca zmartwiony grymas.

— Idziemy na to śniadanie?

Chłopak drętwo wpatruje się w siostrę. Nie widzi strachu. Nie widzi paniki. Tylko zatroskanie, niezręczność i nieporadne oczekiwanie.

Jeszcze nie, jeszcze nie jest-

Aleksiej przeciera twarz rękawem, choć w jego oczach na nowo zbierają się łzy. Przełyka ślinę z flegmą, pociąga nosem i wstaje, wyciągając rękę w stronę siostry.

— Tak, chodźmy do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro