you can start a family who will always show you love

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

frank dostał swój znak zasadniczo późno, co dla jego rodziny wydawało się dziwne, bo większość dzieci otrzymywała je od razu przy narodzeniu lub jedynie kilka miesięcy po nim. za to, różowa chryzantema na jego kostcę pojawiła się dopiero siedemnastego grudnia, pół roku po jego drugich urodzinach. jego babcia zawsze powtarzała, że chryzantema znaczy coś złego. przecież tak powszechnie kojarzona jest ze śmiercią! frank, kiedy był jeszcze mały, często przez to płakał. nie chciał, żeby jego bratnia dusza umarła. a tym bardziej, sam nie chciał umierać. przerażało go to. kilkadziesiąt razy próbował zetrzeć ze skóry kwiat, nie przejmując się, jak bardzo bolało. jego mama, kiedy się o tym dowiedziała, zaczęła co noc siadać na brzegu jego łóżka i czytać mu znaczenie chryzantem, głaskając go po włosach. tłumaczyła mu, że wszystko będzie dobrze. a on jej ufał. wierzył, że była aniołem. nie widział innego wyjścia. emily chroniła go przed całym złem tego świata. a tak robiły anioły, prawda? żaden zwyczajny człowiek, nie mógł mieć serca tak dobrego.

z czasem, nauczył się akceptować swoją chryzantemę. przestał się jej bać. co prawda, bywały noce, w które nie spał, patrząc w sufit i rozmyślając. śmierć, śmierć, śmierć, śmierć - powtarzał jego mózg, nawet, gdy zmuszał go, by przestał. nienawidził takich momentów. nazywał to swoimi chwilami słabości, w których zamiast niego, w jego głowie rządziła babcia. przypominał sobie słowa mamy. różowa chryzantema symbolizuje oddanie. chryzantemy ogólnie symbolizują też przyjaźń i szczęście. to ciekawe, co nie? kiedy kwiaty go zadręczały, siadał przy biurku i pisał te trzy zdania, dopóki miał siłę. to go uspokajało. to dawało mu wiarę.

frank nienawidził podstawówki. nienawidził stresu związanego z nauką i wszystkimi olimpiadami, więkoszość nauczycieli go przerażała, przez co nie mógł odezwać się na prawie żadnej lekcji i miał wrażenie, że uczniowie są najgłupszymi, najbardziej irytującymi stworzeniami, jakie miał okazję poznać. a szczególnie nienawidził tego, że większość dzieci tam, znajdowała swoje bratnie dusze. chciał cieszyć się dla nich. chciał pogratulować i życzyć powodzenia. ale coś mu nie pozwalało. może to odraza do własnego znaku, może to dziwna zazdrość, może to strach, że sam zostanie o to zapytany. frank w podstawówce nigdy nie znalazł przyjaciół. nie chciał ich mieć.

w pewien gorący lipiec, w życiu franka pojawił się leo valdez. ognisty chłopiec, który każdego dnia pokazywał się z nowym siniakiem na nogach. miał swoją deskorolkę, na której próbował uczyć jeździć franka. ten jednak zawsze znajdował wymówkę. to nie tak, że nie ufał leo. po prostu bardzo nie wierzył, w jakiekolwiek swoje umiejętności, a szczególnie utrzymanie równowagi na czymś takim. leo zawsze śmiał się, kiedy frank wymyślał coraz to nowsze wyjścia z sytuacji. jego śmiech był donośny i ciepły. bardzo do niego pasował, myślał frank. jego chichot był zupełnie, jak jego uśmiech. był pewien, że każdy widział to od razu. uśmiech ten był też niesamowicie piękny. cały leo był niesamowicie piękny. jego opalona skóra, wysyp piegów na jego nosie, jego czekoladowe oczy, w których frank często chciał się utopić, jego ciemne loki, które były zapewne tak miękkie, jak chmury. przynajmniej tak by poświadczył. wciąż pamiętał jego dotyk. gorące dłonie, które znały na pamięć całe jego ciało. te same dłonie, które odnajdywały swoje miejsce na jego boku, delikatnie go głaszcząc. frank często odczuwał widmowe pocałunki na swojej szczęce. truskawkowe usta leo, które zdążyły poznać całą jego twarz. przez chwilę nie liczyła się ani chryzantema na kostcę, ani pelargonia na brzuchu. myślał wtedy, że pokochał lipiec i lipcowego chłopca.

leo skończył się razem z miesiącem. sierpień też był ciepły. ale nie było to komfortowe ciepło, to samo, które leo miał w oczach, kiedy na niego patrzył. sierpień był piekłem. frank płakał praktycznie bez przerwy. nie chciał jeść. nie chciał pić. zastanawiał się, czy to jego wina. zdążył znienawidzić lato.

w trzeciej klasie liceum frank po raz pierwszy zobaczył hazel. dopiero co zaczynała szkołę średnią. przyjechała z alaski, była o jakieś pół metra niższa od niego i nosiła koszulkę z hozierem.  bardziej jednak przejął go fakt, że na szyi miała różową chryzantemę. taką samą, jak ta jego. nie musiał tego nawet sprawdzać. od piętnastu lat patrzył na swój znak po kilka razy dziennie. wiedział, jak wygląda. postanowił wtedy, że będzie musiał z nią porozmawiać.

hazel wyglądała dla niego, jak jesień. jej karmelowe loki, które, kiedy były splecione przypominały mu złote najszyjniki. jej delikatna twarz, która była zupełnie, jakby namalowana kawą – z ogromną precyzją, przez kogoś z wielkiem talentem. jej bursztynowe oczy, które wyglądały, jakby były świeżo zebrane z plaży. jej słodki uśmiech, który dla każdej osoby mógł wydawać się inny. hazel była piękna. frank nie mógł temu zaprzeczyć. ale dla niego, była piękna, jak piękne były kwiaty. w taki sam sposób, w jaki piękne były obrazy, rzeźby. hazel nie była dla niego atrakcyjna. była dla niego, jak sztuka, którą każdy podziwia, bo zwyczajnie to każe mu serce. bo to wydaje się odpowiednie.

zaczął z nią rozmawiać. na początku mówili głównie o muzyce, jakiej lubili słuchać, o filmach oraz o tym, że mają łączoną historię, a potem już po prostu o wszystkim co przyszło im do głowy. frank polubił hazel.

kiedy powiedział jej o ich znakach, wygląda na zmartwioną. praktycznie wystraszoną. szybko ukryła to pod maską szczęścia.

— jeśli już ma to być mężczyzna, cieszę się, że to ty.

frank nie miał pojęcia co miała na myśli, ale uśmiechnął się do niej.

czuł się dziwnie, będąc z hazel. nie byli jeszcze razem. to nie był jeszcze dobry czas. oboje wiedzieli, że kiedyś będą musieli. to go przerażało. czuł, że musi zakochać się w hazel. tak nakazywało społeczeństwo. tak nakazył system. tak nakazywały dwie różowe chryzantemy na ich ciałach. tylko, że on wcale nie chciał zakochiwać się w hazel. była jego najlepszą przyjaciółką. frank bardzo ją kochał. ale jego miłość w żadnym stopniu nie była romantyczna. nie mógł sobie nawet wyobrazić, że czuje do niej miłość romantyczną. bo hazel nie była leo. a on nie mógł wyobrazić sobie kochania kogoś innego niż leo. miał wrażenie, że w tym wszystkim, oboje krzywdzili samych siebie. nigdy by się do tego nie przyznał, ale po czasie żałował mówienia hazel, że są bratnimi duszami. nie czuliby tego niepotrzebnego, wręcz przymusu do niezwyczajnej dla nich miłości.

hazel była w jego mieszkaniu już wiele razy, jednak to chyba dziś był pierwszy raz, kiedy zauważyła małą ramkę na półce w jego sypialnii.

— kto to?

frank zamarł. spojrzał na zdjęcie, po czym zaśmiał się gorzko.

— teoretycznie miłość mojego życia. tak naprawdę, to strata mojego życia.

— jeśli potrzebujesz o tym porozmawiać, zawsze jestem dla ciebie. możesz powiedzieć mi o wszystkim.

więcej nie pytała o leo.

frank patrzył dziwnie na hazel, która wręcz z sercami w oczach, obserwowała dziewczynę z ich szkoły.

— zakochałaś się?

— może.

— to czemu do niej nie zagadasz? cały czas tylko na nią patrzysz. zaproś ją gdzieś.

— nie mogę.

— niby dlaczego?

— po pierwsze, mam inną bratnią duszę. po drugie, ona ma inną bratnią duszę. jeśli to cię nie przekonało, ona prawdopodobnie jest hetero.

westchnął i objął hazel ramieniem. chciałby, żeby przynajmniej ona mogła być z osobą, którą naprawdę kocha.

w zimny, niedzielny wieczór hazel wpadła do jego mieszkania, jak burza. już dawno wyrobił jej własne klucze.

— musimy porozmawiać.

odłożył książkę, patrząc na nią.

— coś się stało?

— frank, przepraszam. i wiem, jak to brzmi, ale nie mogę się zmusić do zakochania w tobie.

uśmiechnął się delikatnie.

— nie martw się. ja w tobie też.

wstał, a ona objęła go rękami, przytulając całą siłą, jaką miała. stali tak przez dłuższą chwilę. we własnej bańce. bo byli tylko oni przecieko światu. frank pomyślał, że nikt nie znaczy dla niego tyle, ile hazel. hazel była dla niego absolutnie najważniejsza. byli dla siebie, jak gwiazdy. dwie gwiazdy, które nie mogły świecić, kiedy były rozdzielone.

— myślisz, że bratnie dusze mogą być przyjaciółmi?

— myślę, że mogą. może nawet będziemy pierwsi.

frank został bratem hazel, a hazel została siostrą franka. dwie różowe chryzantemy, które naprawdę symbolizowały przyjaźń i oddanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro