UCIECZKA
TWO
Spojrzała na wypalony gobelin jakby widziała na nim swojego syna ─ jego czarne bujne włosy i te oczy. On o pięknych oczach. Z burzliwego błękitu zmieniły swoją barwę na nudną, szarą, bliźniaczą do jej własnych. Jakby razem z niebieskim odcieniem burz tracił całą swoją dziecięcą niewinność.
Walburga usiadła w salonie i spojrzała przez okno, szukając w konstelacji, z której znana była jej rodzina odpowiedzi. Siedziała tam nawet wtedy, gdy ogień zgasł i wzeszło słońce. Czuła jak przygnębiająca cisza dawała im wszystkim w kość.
Samotna łza ochłodziła jej twarz. Jej synek z Gryffindoru był jej jedyną porażką.
Chciała wykrzyczeć całą jej nienawiść do świata, do tego okropnego plugawego świata, który odebrał jej syna. A nienawiść do tych szumowin, do tych mugoli nigdy nie gościła tak mocno w jej sercu.
Orion nie mieszał się. Stał w cieniu, oceniając. A kiedy chłopiec (ich mały chłopiec, chciała mu wykrzyczeć w twarz) uciekł w ramiona Potterów (zawsze Potterów, tylko Potterów), musiała zrobić to co trzeba było.
Euphemia mogła nie być Doreą, ale nadal to Potterowie odebrali jej dziecko. Więc znienawidziła i chłopca.
Zabrali go jej a ona nie będzie walczyć, sprawa była przegrana. Już dawno nauczyła się oceniać swoje możliwości. Zamilkła, pogłębiając swoją nienawiść z wiedzą.
Chłopiec nie miał wrócić do domu, nigdy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro