13. Boję się twojej reakcji.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Layla

Ustałam przy mężczyźnie, który wydawał się być odwzorowaniem swojego brata, z którym łączy mnie coś więcej niż przelotna znajomość. Albo łączyło...

Emmett wyrzucił niedopałek papierosa na ziemię i przycisnął butem.

- Witaj, Laylo.

- Witaj. - Mężczyzna był ubrany w ciemny dżins i czarną koszulę na długi rękaw. Zbyt elegancko jak do zwykłego baru, pomyślałam. - Nie będzie z nami Rosiris ?

- Pomaga przyjacielowi. Jest pochłonięta pracą.

Pierwszą myślą, która wpadła mi do głowy był Sanri. Spięłam się jeszcze bardziej, domyślając się co by było gdyby dowiedzieli się, że jego problemy spowodowane były moim nieodpowiedzialnym zachowaniem. Patrzenie mężczyźnie w oczy zrobiło się trudniejsze przez to, że kolejny raz byłam zmuszona posługiwać się kłamstwem. Przecież urwałam kontakt ze światem Azariego, nie ma nikogo, kto by mnie z nim połączył...

- Emmett - odezwałam się, gdy ten gestem ręki wskazywał wejście baru.

- Tak? - zapytał zainteresowany, a ja musiałam wysilić się by spojrzeć mu w oczy. Nie wiedziałam jak zapytać, przez co minęła dłuższa chwila. - Boisz się, czego dowiesz się za tymi drzwiami?

- Nie - zaprzeczyłam kiwnięciem głowy. - Znaczy też. Muszę cię o coś zapytać.

Emmett wyczekiwał dalszego ciągu. Nie był zdenerwowany, ani rozdrażniony, wykazywał spokój przez co jeszcze bardziej przypominał mi Azariego.

- To ty mnie uratowałeś. - Wyraz jego twarzy podpowiadał mi, że nie zrozumiał. - To stało się dawno temu. Kiedy potrącił mnie samochód, to ty udzieliłeś mi pomocy, prawda?

Mężczyzna przypomniał sobie nadwyraz szybko to, o czym mówiłam.

- Skąd o tym wiesz?

- Wyznał mi to kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. - Kolejne kłamstwo było wypowiedzieć mi zaskakująco łatwiej. Może z faktu, że chciałabym, żeby Azari zdradził mi ten sekret, nie Pani, która zrobiła to, żebym poczuła się jedynie źle.

- Tak, byłem tam, choć to mój brat pierwszy odnalazł cię wzrokiem. - Powiedział prawdę... - Wchodzimy? Azari chciał byś kogoś poznała.

Skinęłam głową wykonując ruchy mechanicznie. On nie wiedział, ale nie miało już dla mnie znaczenia co, ani kto znajdował się w środku, bo dostałam już odpowiedź.

Weszliśmy do zatłoczonego baru, a mi jeszcze trudniej było oddychać. Emmett przedzierał nam drogę pośród ludzi, którzy byli w doborowym humorze, czego sprawcami była nasza reprezentacja piłki nożnej. Jeden z ważniejszych meczy był wyświetlany na sporym telewizorze nad barem. Zgaduję, że to było powodem takiego tłumu.

Mężczyzna, z którym weszłam, odsunął mi krzesło przy jednym z wolnych stolików. Usiadł naprzeciwko mnie.

Kelnerka podeszła do nas od razu i zapytała czy czegoś sobie życzymy. Miała krwistoczerwone włosy i smutne oczy, które nie pasowały do jej profesji.

- Wszyscy przyszli na mecz? - Emmett zapytał młodą kobietę w roboczym fartuszku.

- Tak. Rozgrywki zaczęły się już dawno temu - odpowiedziała i odeszła po zamówione wcześniej przez mężczyznę napoje.

- Laylo - zwrócił się do mnie i wyciągnął rękę w moim kierunku. - Proszę byś włożyła to do ucha.

Spojrzałam na jego dłoń i niepewnie wzięłam to, co w niej było. Drżącymi rękoma wykonałam jego polecenie. Ścisnęłam zęby i przymrużyłam oczy gdy usłyszałam głośny gwar z urządzenia. Powoli przywykłam do tego dźwięku.

- Dziękuję, że się pojawiliście.

Emmett wypowiedział te słowa na głos, a ja słyszałam je podwójnie - w rzeczywistości i w słuchawce.

- Nie mogliśmy inaczej - Usłyszałam kolejny męski głos, lecz ten tym razem nie należał do Emmetta.

- Jak do tego doszło? - Ból w słowach obcych ludzi przebijał się pośród gwarnych rozmów klientów baru.

- Nie mogę wam wyjawić wszystkiego. - Emmett mówił z żalem.

- Powiedz cokolwiek.

- Sami wiecie, że nie bez powodu spotykamy się w ten sposób. Azari... nie zawsze przebywał wśród dobrych ludzi.

- Dbał o nasze bezpieczeństwo, ale zapomniał o sobie...

- Chcę zemsty.

- My również. - Głosy znikąd przebijały się przez moją głowę, powodując jej pulsujący ból.

Spojrzałam na Emmetta pytającym wzrokiem, lecz ten był spokojny.

- Azari chciał byście mogli żyć normalnie, jak zwykli ludzie, zgodnie z prawem. Macie rodziny, musicie o nie zadbać.

- On też był naszą rodziną.

- Powinniśmy go pomścić.

Wyjęłam słuchawkę z ucha i schowałam w dłoni, nie mogąc dłużej znieść rozmów przedzierających się przez moją głowę. Oni mówili o Azarim, że nie żyje... Potrzebowałam powietrza, ciszy, nie tego gwaru.

- Co to za ludzie? - zapytałam ze łzami w oczach przerażona swoim stanem.

Bez urządzenia w moim uchu wszystko wróciło do normalności, znajdowałam się w zwykłym barze, wśród zwykłych ludzi... Lecz to, co ściskałam w dłoni sprawiało, że drżałam. Emmett szybko złapał mnie za rękę, lecz ja zabrałam ją jeszcze szybciej. Wycofał się gdy zrozumiał, że to mnie nie uspokoi. Był do Niego tak łudząco podobny.

- Chcą cię poznać. - Wzrokiem wskazał na moją rękę.

- Kim... Oni są tutaj? - zapytałam, a gdy Emmett skinął na zgodę rozejrzałam się dookoła siebie. Nie odnalazłam żadnych oczu patrzących na mnie.

- To środki bezpieczeństwa.

- Przed kim?

- Azari miał wrogów. Sama wiesz, przecież nie raz potrzebował twojej pomocy. - Był w dalszym ciągu spokojny. - Załóż słuchawkę.

Minęła dłuższa chwila nim wróciłam. Niepewnym ruchem włożyłam urządzenie i z początku nie słyszałam nikogo, poza szumem z otoczenia.

- Kim ona jest? - pytanie padło z kobiecych ust.

- Azari chciał, żeby was poznała.

- Jak masz na imię? - kontynuowała kobieta.

Emmett skinął nieznacznie głową bym odpowiedziała.

- Layla.

- Witaj, Laylo - fala powitań zalała moją głowę.

- Możesz pytać jeśli nie rozumiesz - poinstruował mnie Emmett.

- Skąd znacie Azariego?

- Ocalił nas.

- Dzięki niemu żyjemy.

Słyszałam urywki zdań.

- Azari pomógł każdemu z nas - odezwał się męski, poważny głos. - I mimo, że mieliśmy różne historie, każde z nas potwierdzi, że Azari był człowiekiem honoru, wywalczył nam godne życie, żadne z nas nigdy nie zapomni, ile mu zawdzięcza. - Smutek przedostawał się z każdej strony, lecz tym razem był do zniesienia.

- Gdy Azari pierwszy raz zaproponował mi swoją pomoc, uznałam to za żart. Nikt nie proponuje pieniędzy, nowego życia komuś obcemu, biedaczce... - Kobieta pociągnęła nosem, a zaraz zaśmiała się delikatnie. - Azari powiedział mi, że byłam jedyną osobą, która mu nie uwierzyła, więc przedstawił mnie im, tak jak teraz Emmett ciebie, Laylo. Nie mogę w to uwierzyć, że... Taki człowiek jak on nie zasługiwał na to.

Chwila milczenia była potrzebna każdemu z nas.

- Za Azariego.

- Za rodzinę.

Czułam na sobie wzrok innych, lecz w dalszym ciągu nie mogłam ich zlokalizować. Przymknęłam na moment oczy nie chcąc, żeby zbierające się łzy je opuściły.

I tyle wystarczyło bym mogła czerpać z tego prawdziwą radość. Wiadomości, że Azari był dobrym człowiekiem podnosiły mnie na duchu. Nie dopuszczałam do siebie żadnej myśli, w których te spotkanie mogłoby być kłamstwem. Cieszyłam się, że Pani nie zabierze mi wszystkiego. Uśmiech na mojej twarzy był szczery, choć nie zdołał załagodzić bólu jaki czułam w środku. Ten cholerny ból powodował, że chciało mi się płakać...

- Gooool. - Głośne wiwaty tym razem wydobyły się z ust osób znajdujących się wokół mnie osób, choć słyszałam je także przez słuchawkę. - O taak! Brawo!!

Rozejrzałam się dookoła i teraz widziałam, spuszczone i smutne twarze osób siedzących przy stolikach, pośród skaczącego i krzyczącego z radości tłumu. Czas spowolnił, i choć były to tylko ułamki sekund czułam, że spotkałam się z częścią z nich wzrokiem. Wzięłam głęboki oddech nie chcąc się rozpłakać. Dostałam to, czego chciałam, wokół mnie znajdowały się żywe dowody jego dobroci, potwierdzające, że został już tylko wspomnieniem...

Jego śmierć wyjaśniała jego nieobecność, dlatego nie ma go teraz przy mnie, naszyjnik stracił na wartości. Lecz powodem moich zmartwień została Pani. Jak to ma się skończyć jeśli on nie żyje...

Anthony
(🎶)
Pukałem do drzwi Layli od kilku dobrych minut. Kobieta nie odbierała ode mnie telefonu i zostawiła mnie z krótkim SMS-em: " Źle się czuję, zostanę u siebie". I gdyby nie fakt, że od kilku dni chodziła zamyślona, a gdy wspomniałem o naszym związku, zostawiła mnie samego, z pewnością niestałbym teraz pod jej drzwiami.

- Layla, otwórz.

Pukałem w dalszym ciągu, nie czując spokoju. Niepewność wprowadzała mnie w zły stan. Gdzieś w podświadomości czułem, że coś nie grało. Między nami było inaczej niż na początku. Wcześniej tętniła energią, miała ten błysk radości i wrodzonej, uroczej niepewności, co za każdym razem przyciągało mnie do niej, a co najważniejsze mówiła mi o każdym zmartwieniu, nawet o złym humorze swojego kolegi z pracy. Wtedy żył Azari, gdzieś daleko, ale żył. Wtedy nie spędzałem większości dnia w pracy, wcześniej nie znaliśmy się tak długo... Może to nie ona, a sytuacja dookoła nas uległa zmianie. Ile dałbym, żeby wiedzieć, co zatruwa jej myśli. Nie chciałbym, żeby powodem tego wszystkiego był mój pośpiech. Minął już kawał czasu odkąd się poznaliśmy, jest nam ze sobą dobrze, więc moje ostatnie słowa chyba nie powinny wywrzeć na niej aż tak ogromnego wrażenia. Jednakże z każdą chwilą spędzoną pod jej drzwiami coraz bardziej skłaniałem się co do słuszności tej hipotezy. A niech cię Rodriguez.

Drzwi zaskrzypiały, a wyczekiwana przeze mnie kobieta pojawiła się w ich progu. Nie musiałem się wysilać, aby dostrzec jej zaczerwienione oczy i lekko opuchnięte policzki. Stała niepewnie w za dużym ubraniu i w długich skarpetach.

- Co się stało? - zapytałem prawdziwie zdziwiony.

- Wejdź.

Layla otworzyła drzwi szerzej i zaprosiła mnie do środka. Rękawem rozciągniętej bluzki przecierała oczy w ukryciu, za moimi plecami.

Zatrzymałem się w przedpokoju, lecz ona wyminęła mnie i milcząca przeszła do salonu. Podążyłem za nią będąc dalej w niepewności.

- Layla? - Złapałem z nią kontakt wzrokowy dopiero gdy usiedliśmy na kanapie.

Kobieta wydawała się być nieobecna. Miała smutne, błyszczące od łez oczy, a jej podbródek drżał, jak gdyby za chwilę miała się rozpłakać. Co się dzieje...

Powolnym ruchem wziąłem Laylę w ramiona, a gdy zobaczyłem, że nie wyrażała żadnych sprzeciwów, jak zacisnęła wokół mnie swoje chude ręce, przytuliłem ją jeszcze mocniej do siebie. Dopiero teraz usłyszałem jej cichy płacz. Zacząłem gładzić jej plecy delikatnie dłonią, aby mogła uspokoić swoje drżące ciało, choć sam siedziałem w ogromnym osłupieniu.

- Musisz mi powiedzieć co się stało, piękna.

Czułem na ramieniu jak kobieta uśmiechnęła się na sposób, w jaki ją nazwałem.

- Nie sadziłam, że tak mocno odczuję to, że jego już nie ma - odpowiedziała prawie szeptem. - Przepraszam...

- Za co mnie przepraszasz? - zadałem pytanie, choć teraz doskonale znałem na nie odpowiedź.

Azari. To uświadomiło mnie w tym, że nie był dla niej tak obojętny jak myślałem na początku. Gdy o nim wspominała pierwszy raz nawet nie dopuściłem do siebie myśli, że mogło to być coś więcej niż jednorazowa historia łóżkowa. W podświadomości wyobrażałem to sobie jako nic nie znaczący, kobiecy wybryk, bo przecież takie znajomości nie są na porządku dziennym, to ulotny romans, a teraz płomienne wspomnienie. Nie będę udawał, że nie poczułem zazdrości, byłbym głupi nie doceniając wartości kobiety w moich ramionach. Z Elijahem rozstała się, bo mężczyzna jej nie poznał. Przynajmniej tak mi się wydawało. I czułem lekki strach, bo Azari nawet martwy mógł mi ją zabrać.

- Jesteś mężczyzną, a ja rozpamiętuję innego.Powiedziałam, że to zakończony rozdział.

Czekała na moją reakcję. I ja też czekałem. Cholera, Rodriguez.

- Nie musisz przy mnie udawać - zebrałem się na odwagę. - Nie przeszłaś jeszcze żałoby. Ostatnio widziałem cię tylko silną, a stratę bliskiej osoby trzeba opłakać, tego nie da się ominąć - dokończyłem zapominając o tym co sam wcześniej analizowałem.

Gdy na nią patrzyłem wiedziałem, że jest tego warta.

- Pobrudzę ci koszulę - zaśmiała się przez łzy, ocierając nos rękawem.

- To tylko rzeczy. - Gładziłem ją dalej i cieszyłem się w tej chwili, że nie musiałem patrzeć jej w oczy. Przecież nie jestem z kamienia. - Jadłaś coś dzisiaj?

- Nie miałam ochoty - odpowiedziała zgodnie z prawdą, chociaż wiedziała, że nie spotka się z moją aprobatą.

Nie chcąc jej spłoszyć, wyjąłem telefon i zadzwoniłem do jednego z jej ulubionych miejsc. Jedzenie nie załagodzi jej stanu, ale na pewno zapełni brzuch.

- Miałbym jeszcze prośbę. Czy do zestawu mogę liczyć na dołączenie lodów o smaku kawy? - zapytałem mężczyznę po drugiej stronie telefonu.

- Yyy... My sprzedajemy chińszczyznę.

- Tak. Liczyłem na usługę dodatkowa.

Usłyszałem jak Layla zaśmiała się, więc chciałem, żeby tak pozostało jak najdłużej. Moja dłoń zjechała z jej pleców na żebra. Połaskotałem ją, a ona zaczęła się wiercić.

- Yyy...

- Zapłacę dodatkowo. Dziękuję, do zobaczenia.

Rozłączyłem się, aby całą uwagę poświęcić kobiecie.

Pół godziny później leżeliśmy rozłożeni na kanapie pod kocem. Z nogami na pufach, z jednym litrem lodów o smaku tiramisu, bo takie udało się zdobyć młodemu chłopakowi, który dostarczył nam jedzenie. Oglądaliśmy komedie, z której mieliśmy niemały ubaw. Layla po kilkunastu minutach przestała płakać, na jej twarzy zostały jedynie ślady po łzach. Przechyliła głowę i oparła ją o moje ramię.

- Cieszę się, że przyszedłeś - wyznała.

- Też się cieszę, tylko szkoda, że nie poprosiłaś mnie pierwsza. - Spojrzałem na nią wcale nie zły, może jedynie trochę przygaszony. - Czy tylko chodzi o Niego?

- To wszystko dzieje się tak szybko - powiedziała już nieco głośniej. - Czasami czuję się przytłoczona swoimi obowiązkami, tym czego oczekują ode mnie inni, problemami innych, życiem innych.

- Wybrałaś sobie niełatwy zawód. Dźwigasz na barkach nie tylko swoje życie.

- Nie chcę się skarżyć - odpowiedziała prędko. - Po prostu ... czasami czuję, że tracę grunt. Chciałabym, żeby wszystko było proste, ale takie nie jest.

- Layla, Layla, Layla. - Złapałem z nią stały kontakt wzrokowy. - Czemu tak bardzo nie chcesz mojej pomocy? - Kobieta spuściła głowę, lecz szybko ją złapałem i delikatnym gestem zmusiłem by spojrzała na mnie z powrotem. - Boisz się mnie czy mi nie ufasz?

Layla nie wywróciła oczami, co z pewnością zrobiłaby wcześniej...

- Ufam ci...

- Ale?

- Boję się... twojej reakcji. - Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem, aby wyjaśniła mi niejasności. - Nie wiedziałam czy mogę dzisiaj zaryzykować, już tyle razy wracałam do tematu Azariego. Nie wiem gdzie są twoje granice. Nigdy ich nie przekroczyłam i nie chcę tego.

Cholera.

- Layla. - Wziąłem z czułością jej twarz w dłonie. - Posłuchaj mnie. - Patrzyłem na nią z ognikami w oczach. Przez ten cały czas myślała o mnie... - Piękna, nie ma żadnych granic. Jesteśmy w tym razem, możesz mówić mi o wszystkim. Stawiamy na szczerość, prawda?

- Tak - odpowiedziała chyba nadal nie przekonana.

- Ostatnio chyba o tym zapomniałaś, co? - Widziałem jej rozbiegany wzrok, próbujący przypomnieć sobie to, o czym mówiłem. - Bałaś się powiedzieć mi nie, odmówić? Wtedy w biurze.

Layla zrobiła się blada. Dopiero gdy rozeznała się w sytuacji, jej policzki pokryła czerwień. Uśmiechnąłem się z pięknego widoku jaki miałem przed sobą. Była niesamowita...

- Nie śmiej się ze mnie.

- Następnym razem powiedz mi co się dzieje i nie zmuszaj się. Sex to przyjemność, ale tylko wtedy kiedy jesteśmy w tym oboje.

Czerwień stawała się coraz większa.

- Wiem, że lubisz jak...

- Nie, Layla. Nie chcę sexu, chcę ciebie.

Widziałem jak oczy kobiety na nowo zaczęły połyskiwać, ale tylko przez moment, bo szybko wtuliła się we mnie.

- Nawet nie wiesz jak bardzo było mi to potrzebne.

Nie tylko tobie, Laylo Hemings. Przytuliłem mocniej kobietę, żeby wiedziała, że dla mnie również znaczy to wiele.

- Laylo - Wpadłem na pewien pomysł i nim zdążyłem poważnie się nad nim zastanowić, przeszedłem do czynu. - Wiem, że może to nie najlepszy moment i że nie zgodzisz się bez zastanowienia, ale może chciałabyś spróbować zamieszkać razem? Nie będę musiał leżeć w służbowych spodniach i podkoszulku, jak będę chciał cię pocieszać. - Kobieta podniosła się na rękach i spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem. - Może jak wróci mój szef, wtedy będę miał więcej wolnego czasu dla nas. Nie musisz odpowiadać...

- Chciałabym.

Skinęła twierdząco głową. Zbliżyła się do mnie i pocałowała mnie namiętnie w usta. Obdarzyła mnie dzisiaj po raz pierwszy szczerym uśmiechem. Pogładziłem jej delikatną twarz koniuszkami palców. To stanowiło dla mnie zapewnienie, że chciała być ze mną, że myślała o naszej wspólnej przyszłości. Widziałem ogniki w jej oczach kiedy usiadła na mnie okrakiem i zaczęła całować mnie pożądliwie. Działała na mnie pobudzająco, przez co od razu mój członek wybijał się przez cienki materiał garniturowych spodni.

- Wierzę na słowo, że chciałabyś ze mną zamieszkać - zażartowałem, nie chcąc by Layla czuła się jakkolwiek zobowiązana.

- Wiem co ci chodzi po głowie. Tego też chcę. - Kiedy położyła dłoń na moim kroczu już wiedziałem, że mówiła prawdę. - Bardzo.

Nie spiesząc się zdjąłem z niej podkoszulkę. Jej jędrne piersi pokryła gęsia skórka, a sutki stały sprawiając mi ogromną przyjemność. Przybliżyłem jej ciało do siebie i zacząłem znaczyć mokrymi pocałunkami. Layla jęczała gdy przygryzałem jej skórę na wzgórkach i gdy czuła mojego kutasa między swoimi nogami. Szybko zdjęła ze mnie podkoszulek i zaczęła rozpinać pasek od moich spodni. Jej przyspieszony oddech świadczył o tym, że nie potrzebowała wiele by osiągnąć orgazm.

Zrzuciłem ją ze swoich nóg i położyłem na kanapie. Sam dokończyłem ściąganie spodni i bez chwili zwłoki przeszedłem do mojej kobiety. Jej króciutkie spodenki niemal same zsunęły się z jej bioder. Koronkowe, czarne majtki były jednymi z moich ulubionych, które uwielbiałem widzieć na jej ciele. Delikatnie zsunąłem je z niej i teraz leżała przede mną cała naga. Wystarczyło bym położył dłoń na jej kobiecości, żeby wiedzieć jak bardzo pragnęła mojego kutasa.

- Nie tak szybko, Pani Hemings.

Chwyciłem jej ręce i założyłem wysoko nad jej głową pozbawiając jej dotyku mojego ciała. Błądziłem po jej ciele wsłuchując się w melodię stworzoną z jej jęków. Uwielbiałem jak jej ciało mocno reagowało na moje, jak wiła się pode mną, jak szybko unosiła się jej klatka piersiowa gdy czuła ogromne pożądanie. Nie wytrzymałem dłużej i wszedłem w nią gwałtownie dając jej to, czego chciała. Wyznaczyliśmy wspólny rytm, rozkoszując się bliskością. Layla podniosła głowę do góry z tęsknoty za moimi ustami, nie odmówiłem. Oddychaliśmy głośno gdy osiągnęliśmy wspólny orgazm.

Kobieta uśmiechnęła się do mnie szczerze i nim minęła chwila zasnęła. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Gdy była już szczelnie okryta wyszedłem z pokoju, żeby załatwić kilka spraw. Założyłem na siebie bokserki i chwyciłem za telefon.

Do Thomas:
Nie wiem kiedy odbierzesz, ale miałeś rację. Laylę coś męczy. Dzięki.

Do Sophia:
Będę jutro później.

Zablokowałem wyświetlacz telefonu i przetarłem zmęczoną twarz. Layla stawała się dla mnie tak bliską osobą, że myśli, że mogłoby jej nie być przy mnie stawały się przerażające.

Uśmiechałem się pod nosem czekając na powrót szefa...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro