16. Niełatwe wybory.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Emmett
(🎶)
— Skoro wiedziałaś jak ważne było to, czego szukał Azari, czemu do cholery od niego odeszłaś? To dotyczyło także ciebie — zapytałem Rosiris, siedzącej niedaleko mnie przy drugim komputerze. Nie ukrywałem swojego rozgniewania.

Od kilku dni przeszukujemy nagrania, na których był mój brat, aby wyłapać wszystkie szczegóły dotyczące tego, nad czym pracował przez ostatni czas.

— Nie unoś się, bo nie robi to na mnie wrażenia — odpowiedziała ignorując mój stan. — Odeszłam bo wiedziałam, że twój brat tak skończy. To, co próbował udowodnić było niedorzeczne.

— A jednak to się teraz dzieje? — zapytałem tym razem spokojniej.

Rosiris zatrzymała nagrania i wstała na proste nogi intensywnie myśląc. Oparła się plecami o ścianę i założyła ręce na piersi.

— Tak — odpowiedziała cicho i nazbyt pokornie. — Azari wiedział więcej bo był bliżej Pani.

— Co to znaczy?

Rosiris była tajemnicza i czułem, że nie mówiła mi całej prawdy, tylko jej urywki, tak, żebym przypadkiem nie wiedział za dużo.

— Nie będę ci tłumaczyła zasad jakie tam panowały.

— Zasady — powtórzyłem z kpiną. — To już powinno wam dać do myślenia.

— Nie wiesz jaka Ona była. Nie masz prawa nas oceniać.

— Przecież...

— Nie rozumiesz — przerwała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie wyglądała jak niewinna modelka. — Jeśli ta prawda wyjdzie na jaw, będziemy mieli wszyscy poważne kłopoty, ty także. To, co wykonywaliśmy było tylko podpisane mianem państwowego... Ta kobieta zbierała informacje o każdym naszych ruchu. Będziemy uciekać przez resztę życia.

Kobieta przetarła zmęczone oczy i usiadła z powrotem przy komputerze.

— Skoro Pani jest już w mieście, jest już za późno. Teraz musimy pierwsi spotkać się z Azarim i rozegrać to po swojemu. Ona nie może mieć nad nami przewagi, nie może dojść do głosu, zwłaszcza jeśli ją złapią. Na którym dniu jesteś?

Spojrzała na mnie beznamiętnym wzrokiem. 

— Piątym. Godzina ósma rano.

— Zaczynam szósty.

— Skąd pewność, że akurat w tym tygodniu powinniśmy szukać? — Nasza rozmowa zeszła na spokojny ton.

— Przez ostatnie dwa miesiące Azari mydlił nam oczy, głównie tobie i twojej narzeczonej.

— I Layli.

— Obserwowałam go uważnie.
Nie wykonał żadnego ruchu w kierunku Pani. Musiał zakończyć wcześniej szukanie dowodów. Chwilę przed tą całą szopką. Teraz my musimy znaleźć te informację, od kogo je dostał, może wtedy znajdziemy z nim jakikolwiek kontakt.

— Spójrz — ożywiłem się gdy na nagraniu zobaczyłem jak mój brat spotkał się z innym mężczyzną.

Skupieni czekaliśmy z niecierpliwością aż będziemy mogli widzieć twarz nieznajomego. W końcu jakiś ruch.

— Jest. — Rosiris przysunęła do siebie moją klawiaturę i zaczęła sprawdzać człowieka.

Nie protestowałem wiedząc, że była informatorką i posiadała może nawet i większe umiejętności ode mnie.

— To jeden z dziesięciu właścicieli klubów. — Opadłem zrezygnowany na oparcie fotela. Ten mężczyzna nie miał żadnego powiązania. — Zajmował się kobietą, która miała przejąć ten wysadzony klub.

Ręce Rosiris wróciły na swoją klawiaturę.

— Mam nadzieję, że cały czas usuwasz wszystko. — Przypomniała mi po raz kolejny, a ja wywróciłem na nią oczami.

— Tak. Pani nie będzie szła moim śladem. Tym bardziej Layla.

— Nie sądzę by wtedy u Azariego w mieszkaniu ona szpiegowała — oznajmiła nie odrywając wzroku od monitora. 

— I mam uwierzyć w historię o ćwiczeniu?

— To sposób na problemy. Azari ją tego nauczył.

— Kilka uderzeń w worek nie zrobi jej silniejszej — zakpiłem po raz drugi.

— Tu nie chodzi o uderzenia w worek — powiedziała z wyższością. — Nie wszystko wiesz o swoim bracie.

A jak mam do cholery wiedzieć, skoro większość życia spędził sam. To właśnie chciałem jej wykrzyczeć. Zacisnąłem ręce w pięści powstrzymując się przed tym. Nie znałem swojego brata, nie wiedziałem do czego był zdolny, bo nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy o tym, co działo się w jego życiu przed tym jak trafił do więzienia DIA. Nie mówił, a kiedy pytałem zbywał mnie jak dzieciaka.

— Layla może być silna gdy jest obok niej Azari. — Rosiris nie przejmowała się mną, tym, że byłem zły i rozgoryczony, tylko robiła swoje dalej. — Jeśli go nie ma to słabnie, więc szuka sama pomocy.

— Brałaś pod uwagę to, że może nas wydać Pani?

— Nie zrobi tego. Ta kobieta bardzo mocno wpływa na decyzję osoby, którą przesłuchuje.

— Właśnie widziałem. Ktoś inny zapytałaby nas o grób, a nie prosił o dowód śmierci swojego kochanka.

— Layla nas nie wyda. Spędziłam za dużo czasu przy Pani, żeby nie znać jej sposobu działania. Pani doktor drżała gdy wspomniałam, że widziałam czarny samochód pod jej mieszkaniem. Boi się tej kobiety. I słusznie. A zresztą, Layla jest tylko jej przynętą, nawet nie wie, że nosi poważny problem na nadgarstku.

— Mam nadzieję, że masz rację.

— Bo mam. Teraz Layla nie będzie się starała szukać Azariego, choć nadal myślę, że tego nie robiła. Kupiliśmy sobie czas.

— Długo ją znasz, żeby mieć pewność? 

— Umiem czytać ludzi — powiedziała pewnie.

— I wyczytałaś to, że potrzebowała narkotyków. Wtedy w klubie. Wiem co zrobiłaś.

— Wszystko co robiłam było dla twojego brata. Nie prowokuj mnie, jeśli chcesz, żebym nadal tu była.

— Wpierw nie traktuj mnie jakbym niczego nie rozumiał.

Rosiris obróciła się w moim kierunku, miała rozbawiony wzrok. Spojrzałem na nią pytająco.

— Wiesz czemu lubiłam pracować z twoim bratem? — Kiwnąłem przecząco głową z niewiedzy. — Bo nigdy nie pozwolił by ktoś widział jego emocje. Był zimny, uparty, egoistyczny, robił co chciał. Ty jesteś jego przeciwieństwem, ale... — Spojrzała na mnie wyzywająco. — Fakt, że próbujesz żyć jak zwyczajny człowiek nieco łagodzi moją niechęć do współpracy z tobą.

— Zróbmy to i każde z nas wróci do swojego życia.

— To właśnie powiedziałam.

Podniosłem brew do góry zaskoczony. Ta tylko uśmiechnęła się pod nosem i wzięła się do pracy. Zignorowałem to i zrobiłem to samo.

— Kiedy wasz ślub?

— Za miesiąc.

— Śpieszycie się?

— Można tak powiedzieć.

— Emmett czy...

— Nie — przerwałem jej nie chcąc słuchać kolejnych docinek z jej strony. — Samantha nie jest w ciąży.

— Nie w tym rzecz. Czy ta data ci czegoś nie przypomina?

— Siódmy dzień?

— Tak. Pamiętasz co się wtedy stało?

— Samantha miała wypadek.

— Pokłóciłeś się z Azarim.

— A ty skąd o tym wiesz?

— Zapominasz kim jestem. — Westchnęła głośniej i rzuciła się na oparcie fotela. — Musimy poszukać innej drogi do Azariego. Cholera — dokończyła pod nosem.

Patrzyłem na kobietę w poszukiwaniu odpowiedzi za stan, w którym się znajdowała.

— To ty dostarczyłeś mu informacje. Nikt inny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro