20. Druga randka.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wspomnienie

Anthony
(🎶)
Patrzyłam uważnie jak jej biodra kołysały się gdy przechodziła między stolikami. Czerwony materiał sukienki nie należał do najgrubszych przez co leżał na niej kusząco, uwydatniając jej kobiece atuty. Błądziłem wzrokiem po jej ciele, a gdy spojrzałem na nagie ramiona zacisnąłem mocniej zęby... Wszystko w niej było piękne, wszystko poza mężczyzną, który jej towarzyszył. Szli obok siebie, lecz nie tak, jak gdyby byli ze sobą na stałe. Nie widziałem na jej ręku pierścionka, więc zakończyłem dalsze spekulacje na temat jej domniemanego stałego partnera, a zresztą, musiałem ją poznać. Nie byłem przesądny ani nic z tych rzeczy, lecz fakt, że spotykam ją dzisiaj drugi raz, zadziałał na mnie na tyle, że chciałem, a raczej moja podświadomość zmusiła mnie, aby odkryć kim była ta piękność w czerwonej sukience.

Gdy zobaczyłem jak kobieta zakładała płaszcz i jak kierowała się do wyjścia wstałem.

- Będę się już zbierał - oznajmiłem całkiem licznej grupie współpracowników.

- Jest wcześnie - skomentował mój szef. - Skończyliśmy sprawy zawodowe, a ty uciekasz od przyjemniejszej części spotkania?

- Innym razem Richardzie.

Uścisnąłem dłoń najważniejszej osoby z całego spotkania i podążyłem śladem nieznajomej. Stałem pod restauracją i czekałem, aż kobieta pożegna się ze swoim towarzyszem. Rozmawiali ze sobą, a kiedy ten ją rozśmieszył i zaśmiała się delikatnie od razu ogarnęła krótkie włosy za ucho. Niecierpliwiłem się, choć tak naprawdę nie byłem pewien czy kobieta będzie chciała ze mną rozmawiać. Poznała mnie - tego byłem pewny kiedy uśmiechnęła się do mnie przechodząc do swojego stolika na początku wieczoru, a ja od tego momentu nie mogłem doczekać się jego zakończenia.

Gdy taksówka podjechała pod wejście restauracji ogarnęła mnie trwoga. Co jeśli wsiądzie z nim... Podeszli razem do pojazdu, a mężczyzna otworzył jej drzwi. Już miałam wizję tego jak nieznajoma odjeżdża pozostawiając mnie tylko ze wspomnieniem jej twarzy. I nagle kobieta odsunęła się od samochodu i przepuściła mężczyznę. Ten praktycznie już wsiadał, lecz zatrzymał się i zbliżył do niej. Przesunął swoją twarz do kobiety i wsiadł. Nieznajoma lekko trzasnęła drzwiami taksówki powodując mój uśmiech. Powiększył się gdy samochód zaczął się poruszać.

Nie czekając dłużej podszedłem do krótkowłosej. Ustałem z nią ramię w ramię. Ta uśmiechnęła się pod nosem nie spoglądając na mnie wcześniej.

- Może uzna to pani za nachalne z mojej strony, ale pani towarzysz ma prawdziwe szczęście mając przy boku tak piękną kobietą.

Musiałam dowiedzieć się jaka relacja była między nimi.

- To miłe, choć z pewnością nie przekażę tego mojemu towarzyszowi. - Spojrzała na mnie, a ja znów mogłem patrzeć na jej piękne oczy z bliska.

- No tak, nie brzmiałoby to dość dobrze.

Przytaknęła delikatnie skinieniem głowy. A niech mnie, czyli ten mężczyzna był dla niej ważny. Wkurzyłem się w środku, dopiero teraz dopuszczając do siebie myśli, że taka kobieta jak ta, nie mogłaby być sama.

- Nie wymieniliśmy się numerami telefonu i nawet nie wiem gdzie mieszka. Byłoby trochę ciężko złapać z nim kontakt.

Spojrzałem na kobietę, a ta uśmiechnęła się szeroko.

- O ile dobrze pamiętam, jest mi pani coś winna za staranowanie mnie w parku.

- Och, a więc czego pan oczekuje?

Była zakłopotana, lecz nie miałem w planach niczego złego.

- Czasu.

Czułem jak odetchnęła i wewnątrz siebie cieszyłam się patrząc na jej niepewność. Wydawało się być taka delikatna...

- To dość rozsądna rekompensata za szkody.

Wystawiłem swoją dłoń, a ta, choć z niewielkim zawahaniem chwyciła ją. Gdy czułem jej ciepło miałem w głowie totalną pustkę. Szliśmy razem przez miasto powolnym krokiem głównie ze względu na to, że miała buty na wysokim obcasie. Mijaliśmy wielu ludzi, jak zawsze w tej części miasta.

- Hej Rodriguez! - krzyknął jeden z przechodniów, uścisnął mi dłoń i odszedł.

Gdy zrobił to drugi mężczyzna, kobieta zdziwiła się.

- Powinnam cię znać?

- Nie - zaśmiałem się. - Nie jestem nikim znanym. Mam tu niedaleko mieszkanie. - Wskazałem palcem na budynek po drugiej stronie ulicy. - A tam - mój wzrok powędrował w przeciwnym kierunku na jeden z wyższych biurowców - tam jest moja praca.

- Masz czas, żeby się wyspać przed pracą.

- I nie tylko. Jak na drugą randkę wiesz o mnie dość sporo rzeczy.

- Drugą randkę? - zapytała zdziwiona.

- Na pierwszej zwaliłaś mnie z nóg. Przez to nie mogłem doczekać się dzisiejszego wieczoru.

Zaśmiała się głośniej.

- Jesteś bardzo pewny siebie - stwierdziła.

- Gdy chcę coś osiągnąć.

- A co takiego chcesz osiągnąć?

- Poznać ciebie.

Widziałem błysk w kobiecych oczach, a fakt, że trzymałem ją dalej za rękę utwierdził mnie w stwierdzeniu, że nie miała nic przeciwko mojej obecności.

- Jestem Layla.

- Anthony. Miło mi.

- Mi również. - Uśmiech nie schodził z jej ust. - Lubię dobrą kawę - wyznała w odpowiedzi na moje pragnienie jej odkrycia.

- Znam miejsce, w którym spełnią każde twoje oczekiwanie.

Kawiarnia, o której mówiłem znajdowała się niedaleko, więc nie musieliśmy i zamawiać taksówki.

Usiedliśmy przy barze i od razu zamówiliśmy obiecaną kawę. Layla rozpięła płaszcz lecz nie ściągała go twierdząc, że nie jest odpowiednio ubrana więc ja również, aby jej nie krępować, tylko rozpiąłem guziki nakrycia.

W lokalu było dość tłoczno i co nieraz dochodziły nowe osoby, zapełniając go jeszcze bardziej. Layla milczała czekając na kawę, co nie raz wysyłając mi przyjazne spojrzenie. Moja obecność była na razie podobna do obecności innych, bo nie znaliśmy się długo.

Kobieta wzięła pierwszy łyk napoju, a ja czekałem na jej reakcję przyglądając się dokładnie jej soczystym wargom.

- Jest... - Urwała gdy ktoś z tyłu popchnął ją na mnie. Poczułem ciepło gdy jej ręce dotknęły mojej klatki piersiowej i jeszcze większe, gdy gorąca kawa wylądowała tuż obok nich.

Layla zasłoniła usta ręką na początku niedowierzając w to, co się stało, lecz potem widziałem już tylko rozbawienie w jej oczach.

- Była niezła - oznajmiła próbując ukryć swój śmiech. - Los płata nam figle.

Spojrzałem na mężczyznę stojącego za Laylą, lecz ten zaczął wychodzić z lokalu a raczej uciekać. Nie chcąc wyjść na gbura pozwoliłem mu zdezerterować.

- Będę musiał się przebrać.

- Jak dobrze, że masz blisko do domu - dodała pozostając w doborowym humorze.

I powinienem być wściekły, lecz przy niej nie mogłem. Jej obecność rekompensowała mi szkody.

- Gdy jesteś w pobliżu wpadam w kłopoty.

- To chyba nie wróży dobrze.

- Chyba mógłbym się przyzwyczaić - powiedziałem pewnie, a Layla natychmiast spoważniała.

Już wiedziałam jak ją zawstydzić.

Gestem ręki wskazałem, abyśmy wyszli na zewnątrz. Gdy już przedarliśmy się przez tłum, kobieta wyjęła telefon, po czym przyłożyła go do ucha. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.

- Zamawiam sobie taksówkę.

Przejąłem delikatnie jej telefon i rozłączyłam połączenie.

- Jeszcze nie czuję by szkody były zrekompensowane. - Oddałem jej telefon ze zwycięskim uśmiechem.

Piętnaście minut później znajdowaliśmy się przed drzwiami prowadzącymi do mojego mieszkania. Wziąłem płaszcz kobiety gdy znaleźliśmy się w środku.

- Poczekaj na mnie w salonie. Szybko się przebiorę. Zacząłem rozpinać guziki swojej koszuli. - Prosto i w prawo - poinstruowałem ją i wszedłem do swojej garderoby.

W okamgnieniu założyłam ciemne dżinsy i czarną koszulkę z logo jednej z popularnych marek.

Gdy wróciłem do kobiety przyłapałem ją na oglądaniu zdjęć na ścianie. Prezentowała się zjawiskowo przez co ciężko było mi oderwać od niej wzrok. Podszedłem bliżej niej.

- To ty? - zapytała zdziwiona.

- Tak. Ci obok to moi bracia.

- Jest was pięciu?

Skinąłem twierdząco.

- Wow... - Oglądała dalej. - Jesteś bardzo rodzinny.

- Nie sądzę byś usłyszała to z ust moich rodziców.

- To coś nas łączy - szepnęła ciszej.

- Jesteś buntowniczką?

Zaprzeczyła kiwnięciem głowy.

- To długa historia, a ty?

- Ciągle to słyszę, więc chyba tak.

- Na zdjęciach wyglądacie na radosnych.

- Bo wtedy nie wiedziałem jakie plany co do mnie mieli mi rodzice.

- Och...

- Chodź. - Nie chciałem by czuła się zakłopotana. - Obiecałem ci dobrą kawę.

- Czemu nie powiedziałeś od razu, że masz w domu ekspres? - zapytała gdy tylko pojawiliśmy się w kuchni.

- Zapraszanie do siebie na drugich randkach brzmi dość jednoznacznie.

- A teraz?

- Zrzucimy to na los.

- Chyba nam nie sprzyja.

Zaśmieliśmy się oboje, choć to ona wyglądała pięknie z uśmiechem.

- Spróbuj.

Podsunąłem w jej kierunku kubek z kawą.

- Mhm... Jest obłędna - stwierdziła gdy zmoczyła swoje wargi w gorącym napoju. - Co teraz?

Sięgnąłem do półki, na której leżały butelki z winami. Wybrałam jedno z tych, które trzymałem na specjalne okazje.

- Wino. Chcesz mnie upić, a potem wykorzystać?

Zbliżyłem się do niej blisko. Tak blisko jak wtedy gdy wpadła na mnie w parku. Nasze twarze niemal się stykały, a ja mogłem wyczuć jej przyśpieszony oddech. Ganiłem siebie w myślach, bo to mi się podobało.

- Nie mam w planach uprawiać dzisiaj seksu - powiedziałem pewnie wbrew sobie. - Nie dotknę cię, choć wyglądasz obłędnie.

Odsunąłem się od krótkowłosej i zacząłem odkorkowywać butelkę. W myślach zastanawiałem się, skąd w niej tyle niepewności...

- Mam niską tolerancję alkoholu. To chciałam powiedzieć - odezwała się lekko zawstydzona.

Rozlałem wino do kieliszków i podniosłem jeden z nich do góry w oczekiwaniu, że kobieta zrobi to samo. Zdziwiłem się gdy ta usiadła na krześle i zaczęła rozpinać sprzączki wysokich butów.

Zaśmiałem się gdy z jej ust wydobył się odgłos przyjemności. Jak gdyby nigdy nic podniosła kieliszek do góry i nie zwlekając dłużej wypiła większość jego zawartości.

- Jak na słabą głowę bierzesz szybki rozpęd.

- Nie chcę ci schlebiać, już na drugiej randce - podkreśliła ostatnie dwa słowa dobitnie. - Ale jesteś nieco onieśmielający.

Próbowała schować swój wzrok, lecz nieudolnie.

- I mówisz to siedząc sobie od tak, w tej czerwonej sukience i wyglądając lepiej od większości modelek, które były także w tej samej restauracji co my.

Ta kobieta zaskakiwała mnie z każdym wypowiedzianym słowem, przez co już żałowałem, że wspominałam cokolwiek na temat swojej moralności...

- Chodź ze mną. - Wyciągnąłam dłoń w kierunku kobiety.

Ta tym razem podała ją pewniej. Przeprowadziłam ją na środek salonu i zostawiłem na moment. Gdy cicha muzyka zaczęła grać wróciłem do niej. Wystraszyła się lekko gdy położyłam swoje dłonie na jej biodrach. Szybko naprawiłem swój błąd i chwyciłem ją za rękę. Nie mogłem powiedzieć, że tańczyliśmy, bo robiliśmy to zbyt wolno. Trzymałam ją w ramionach i płynęliśmy raz w jedną raz w drugą stronę, a ja cieszyłem się mając ją blisko siebie.

- Jesteś spięta.

- Nie co dzień znajduję się w mieszkaniu prawie obcego mężczyzny, który częstuje mnie winem, tańczy ze mną i nade wszystko twierdzi, że nie chce mnie zaciągnąć do łóżka.

- Gdy powiedziałaś to na głos zabrzmiało to nieco bardziej poważnie i niebezpiecznie. Chyba nie łatwo zapracować na twoje zaufanie.

- Niedawno rozstałam się z chłopakiem. To pewnie przez to.

Tańczyliśmy dalej.

- Jak niedawno? - dopytywałem poznając kobietę.

- Miesiąc temu.

-To naprawdę niedawno. A ten mężczyzna z restauracji, to...?

- Kolega przyjaciela. Nieudana próba - powiedziała zrezygnowana.

- Mogę zapytać co się stało?

- To dość skomplikowane.

- On zostawił ciebie czy ty go?

- To była moja decyzja.

- Rozpamiętujesz go, choć to była twoja decyzja?

- To znaczy... To długa historia.

- Chyba zapomniała pani kto decyduje kiedy kończy się nasz czas. - Trzymanie radosnej kobiety w ramionach było dla mnie prawdziwą przyjemnością. - Więc jak?

- Chyba nie poukładałam tego jeszcze, by teraz to rozpamiętywać.

- Już nie będę nalegał. - Obróciłem kobietę szybko, żeby znowu znalazła się blisko mnie.

- Usiądziemy? - zaproponowała.

- Jasne - zgodziłam się niechętnie, bo to wiązało się z tym, że będę musiał wypuścić ją z objęć.

Znaleźliśmy się na kanapie w salonie, w rękach trzymaliśmy kieliszki, a w myślach sekrety.

- Zagramy?

- W co takiego? - zapytała po dłuższej chwili, uspokajając swój oddech.

- W pięć pytań. Chciałbym cię poznać bardziej.

- No dobrze. - Wzięła łyk wina. - Możesz zaczynać.

- Co robisz w życiu? - I ku swojemu zaskoczeniu, zadałem pytanie dalekie od swoich myśli.

- Jestem lekarzem, chirurgiem ortopedą.

- Jestem pod wrażeniem. - W odpowiedzi otrzymałem uśmiech.

- A ty? Wiem gdzie pracujesz, ale nie co robisz.

- Jestem analitykiem finansowym. Czemu nie ufasz ludziom? - od razu zadałem kolejne pytanie.

- Widzę, że szybko przechodzisz do konkretów.

- Uprzedzałem, że chcę cię poznać.

- Szybko odkryłam, że wszystko przemija, a ludzie odchodzą.

Czułem się, że za słowami Layli nie kryły się drobnostki, lecz w tej chwili nie chciałam drążyć dalej nieprzyjemnego dla niej tematu.

- Dlaczego nazywają cię buntownikiem?

- Widzę, że ty także przestałaś oszczędzać w środkach. - Kobieta wzięła kolejny łyk wina. - Gdy byłem starszy miałem wejść do rodzinnej kancelarii prawniczej. Nie interesowało mnie prawo, więc poszedłem na inny kierunek studiów. Rodzice wtrącali się we wszystko, gdzie mieszkam, z kim się spotykam, co robię w wolnym czasie. Przestali dopiero gdy odciąłem się od nich na jakiś czas. Woleli przejść na moje warunki i mieć ze mną kontakt niż żebym udawał, że ich nie ma.

- Prawdziwy z ciebie buntownik. - Nie skrytykowała mnie. Nie wykręciła buzi w żaden sposób świadczący o tym, że nie pochwalała mojego zachowania. Skinęła głową jakby mnie rozumiała, a przynajmniej nie miała w planach moralizatorskich lekcji. - Czemu jesteś sam?

- Nie znalazłem kobiety, która chciała ze mną być. Teraz ja. Czemu...

- Nie jestem zadowolona z odpowiedzi - stwierdziła stanowczo.

Czekała na mój ruch. Tego się nie spodziewałem.

O rany Rodriguez, nie myśl kutasem. Obiecałeś, że jej nie dotkniesz, A zresztą, nawet jeśli, nie licz, że sprawi jej to przyjemność. Miesiąc temu była jeszcze z innym, nie łudź się, że będzie myślała tylko o tobie. Sam przerabiałeś to tysiące razy. Nie jest łatwo się wyleczyć z miłości.

- Mój najdłuższy związek okazał się... kłamstwem. Narzeczona wymyśliła sobie to, że spodziewamy się dziecka, aby mnie zatrzymać przy sobie. Przed poznaniem prawdy nie protestowałem bo szczerze ją kochałem i często przymykałem oczy na jej wady, chociaż wszyscy dookoła próbowali mnie przed nią ostrzec.

- To przykre.

- Moja naiwność?

- Nie. To, że tak bardzo w nią wierzyłeś, a ona tego nie dostrzegła. - Uśmiechnęła się blado. - Teraz pytaj.

- Mogę cię pocałować? - Nie zdążyłem złapać swoich myśli, a te wymknęły się same.

Przybliżyłem się do niej i usłyszałem jak moje serce zaczęło głośniej bić. Je też próbowałem uspokoić, lecz zakończyło się to z podobnym skutkiem, co pilnowanie myśli. Położyłem dłoń na jej policzku i ... gdy poczułem jej gorące wargi, z jakim zaangażowaniem oddawała mój pocałunek, myślałem, że to sen. Patrzyłem w jej rozpromienione oczy i nadal nie wierzyłem.

Layla

Przebudziłam się po dobrze przespanej nocy. Gdy miałam zamiar rozciągnąć się poczułam jak ciężka ręka leżała na moim boku. Szybko połączyłam fakty wczorajszej nocy i uśmiechnęłam się sama do siebie ciesząc się z nowej... znajomości.

Spojrzałam na mężczyznę leżącego obok mnie, co od razu wywołało u mnie czerwone rumieńce na twarzy. Leżał bez koszulki przez co mogłam podziwiać jego wyrzeźbione ciało, choć i bez ściągania bluzki wiedziałam, że nie chował pod nią żadnego tatusiowego brzucha.

- Ślina ci kapie - odezwał się znienacka, a gdy obrócił się w moim kierunku, szeroki uśmiech pojawił się również na jego twarzy. - Dobrze spałaś?

- Lepiej nie mogłam.

- Świetnie słyszeć rano, że kobieta jest zadowolona, nawet jej nie dotykając.

Mężczyzna podniósł się do pozycji siedzącej, a ja rozmarzyłam się chłonąć to, co miałam przed oczami. Widok szerokich, nagich ramion, które unosiły się przy rozciąganiu prezentował się obłędnie. Wewnątrz siebie skomlałam gdy patrzyłam jak szansa na dotknięcie ich, poczucie znów męskiego ciepła oddalała się ode mnie.

- Zrobię śniadanie.

- Nie jem śniadań - odpowiedziałam z marszu pochłonięta nieprzyzwoitymi myślami.

- Jesteś lekarzem i nie dbasz o własne zdrowie?

- Kwestia przyzwyczajenia.

Jesteśmy tylko słabymi ludźmi skłonnymi do pokus... Zwłaszcza jeżeli znajdowały się tak blisko...

- Zawsze są wyjątki. Łazienka jest za drzwiami naprzeciw ciebie, gdzie są moje ubrania już wiesz. - Nawiązał do swojej koszulki, która teraz zakrywała moje ciało. Idę zrobić śniadanie - powtórzył dobitnie.

Gdy tylko usłyszałam odgłos zamykanych drzwi opadłam na plecy. Co ty wyrabiasz. Zaśmiałam się sama z siebie.

Przesunęłam ręką po miejscu, w którym do niedawna leżał Anthony. Było jeszcze ciepłe, a cała pościel pachniała nim. Pytanie, co ty wyrabiasz ze mną, Rodriguez...

Z wczorajszego wieczoru pamiętałam wszystko... I do tej pory nie jestem w stanie wytłumaczyć sobie jak doszło do tego, że wylądowaliśmy razem w łóżku... Zgodziłam się zostać na noc u obcego mężczyzny. Jeszcze mocniej nie dowierzałam w to, że wieczór nie zakończył się seksem.

Było nieco dziwnie... Tak, teraz, gdy alkohol opuścił moją głowę i spadł już urok wieczoru, wydawało mi się to jeszcze bardziej nietypowe.

Spojrzałam na zegarek na szafce nocnej, który wskazywał dziesiątą rano. Za dwie godziny musiałam wracać na dyżur. Wyskoczyłam z łóżka i podążając za instrukcjami Anthonego przywłaszczyłam sobie jego rzeczy i wskoczyłam pod prysznic. Tam również kontynuowałam swoje rozmyślania na temat zaskakującej, a może nawet zabawnej sytuacji, w której się znalazłam.

Zapach mężczyzny pod prysznicem utwierdzał mnie, że nie był to żaden sen. Uśmiechałam się pod nosem znajdując się po raz pierwszy w takiej sytuacji, ale mając jednocześnie z tego dużą radość.

Wyjście z pokoju nie było czymś prostym jak myślałam na początku. I wcale nie chodziło mi o to jak wyglądałam w jego za dłużych na mnie ubraniach. To był pryszcz. Jak spojrzę mu w oczy...

Pędzący czas wypraszał mnie z pokoju, a gdy już to zrobiłam, gdy uchyliłam drzwi usłyszałam muzykę. Podążałam za radiowym utworem wprost do mężczyzny. Smażył coś na patelni i zachowywał się naturalnie, jak gdybyśmy znali się od zawsze. Gdy podsunął kubek pod moje ręce i zapach kawy uniósł się do góry pobudzając moje zmysły przez chwilę też się tak poczułam.

Anthony uśmiechał się tajemniczo, a ja nie byłam mu dłużna. Dźwięk wibrującego telefonu przerwał nam nasza niemą rozmowę.

- Sprawdzisz kto to?

Zerknęłam na wyświetlacz telefonu.

- Olivia - przeczytałam imię tego, kto dobijał się do niego w niedzielę o tak wczesnej porze.

Mężczyzna przejął swój telefon i odebrał.

- Tak?

Próbowałam udawać nie zainteresowaną, aby nie wyjść na wścibską, lecz prawda była taka, że ciekawiło mnie kim była owa kobieta.

- Wszystkie dokumenty dotyczące "GreenLine" znajdują się u mnie w biurze. A czego szukasz konkretnie? - Słuchał z zainteresowaniem, a w między czasie przysunął pod mój nos talerz z omletem. Przez próby wsłuchiwania się w rozmowę nie zdążyłam zobaczyć kiedy skończył smażyć. - Robię śniadanie. - Zaśmiał się do telefon zerkając co nie raz na mnie. - Do zobaczenia. - Odłożył telefon na blat i zabrał się za robienie porcji dla siebie.

- Jedz póki ciepłe.

- Zawsze masz wszystko pod kontrolą? - zapytalam zdziwiona faktem, że nawet przez chwilę nie poczułam, że był jakkolwiek zakłopotany, zawstydzony.

- To znaczy? - zapytał nie tracąc dobrego humoru.

- Zachowujesz się jakby to, że tu jestem było czymś... zwyczajnym. - Uważałam na słowa, aby się nie zdradzić. Przecież chodziło mi tylko o jedno.

- Nie gryzie cię bardziej to, że po prostu ze sobą spaliśmy, tylko spaliśmy?

- To może też - odpowiedziałam nieco skrępowana. Już zdążył przewidzieć wszystko.

- Zapytaj - nakłaniał mnie pewny siebie.

- Sprawia ci przyjemność patrzenie jak czuję się zawstydzona?

Anthony ustał naprzeciwko mnie, po drugiej stronie kuchennego blatu i uśmiechał się wyzywająco, lecz także w sposób przyjazny, a zarazem pewny siebie, w sposób, który od tej pory będę kojarzyła właśnie z nim.

- Szczerze?

Skinęłam głową na tak.

- Cholernie mi się to podoba.

I właśnie znowu to zrobił, a ja jeszcze nie umiałam reagować obronie. Czułam jak purpura znaczyła moje policzki. Czemu on musiał być tak...kuszący.

- Czemu tak jest? - zebrałam się na odwagę. - Widzisz coś złego w przyjemności?

- Pamiętasz jak mówiłem wczoraj o swojej byłej?

- Tak, jasne.

- Zanim się z niej wyleczyłem minęło sporo czasu. Gdy byłem z innymi kobietami miałem ją dalej w głowie. Nie chciałem by z tobą było podobnie. To nie prawdziwa przyjemność.

I w tej chwili poczułam się jak największa na świecie egoistka. Miał rację, wiedziałam o tym, choć... obraz Azariego przed moimi oczami nigdy nie mógłbyć dla mnie czymś innym niż przyjemnością. Miesiąc to zdecydowanie za krótko, aby zapomnieć o uczuciach jakie do niego żywiłam, nie o nim samym. Dostałam od niego proste zadanie: Miałam żyć. Miłość jest częścią tego planu, więc, aby iść dalej musiałam się z niego wyleczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro