22. Inna codzienność.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Layla

— Layla? — Męski głos dochodzący zza moich pleców sprawił, że się obróciłam. — Co ty tu jeszcze robisz?

Harry ubrany był w skórzaną kurtkę a w ręku trzymał kask. Widać, że szykował się do wyjścia.

— Skończyliśmy już swoje dyżury.

— Taak... — szukałam w głowie planu na ucieczkę przed jego pytaniami. — Zostawiłam coś w sali rehabilitacyjnej.

Harry uśmiechnął się do mnie szczerze. Raczej domyślił się, że ściemniałam.

— Zawsze tam czegoś szukasz jak masz doła. Przebierz się i widzimy się przed szpitalem. Odprowadzę cię do domu.

I chciałam coś powiedzieć, zaprotestować, lecz gdy tylko otworzyłam usta rehabilitant wyprzedził mnie.

— Masz 5 minut.

Odwrócił się i odszedł w przeciwnym kierunku, a ja ze smutkiem spojrzałam na drzwi od sali rehabilitacyjnej. Niechętnie skierowałam się do szatni.

Przebrana, z przewieszoną przez ramię torebką i w wygodnych, sportowych butach wyszłam na powietrze, gdzie przed wyjściem według planu stał Harry przy swoim motocyklu, dopalając papierosa. Zgasił go gdy tylko mnie dostrzegł.

Zaczęliśmy spacerować we trójkę – ja Harry i jego maszyna, którą prowadził. Szliśmy przez park z którym wiązały mnie wspomnienia, przy zapalonych lampach. Było dość późno.

— Czemu jesteś smutna? — odezwał się jako pierwszy. — Tylko nie kłam.

Żeby to było takie proste.

— Nie jest dobrze między mną a Anthonym — powiedzenie tego na głos było tak samo trudne jak oszukiwanie.

Łzy niemal natychmiast pojawiły się w kącikach moich oczu.

— Och... Przykro mi. — Milczeliśmy chwilę, lecz ciekawość mężczyzny nie pozwoliła by ta trwała długo. — Pokłóciliście się? — pytanie wprowadziło mnie w zakłopotanie bo nie miałam pojęcia jak nazwać nasz kryzys.

Czułam się fatalnie z powodu uczuć... Ostatnie tygodnie przypominały mi czas, w którym straciłam tatę, ten czas, który najchętniej chciałbym wymazać z pamięci.

— Proszę, nie pytaj bo chyba się popłaczę — odezwałam się łamiącym głosem.

— Jasne... — Spojrzał na mnie z troską wypisaną na twarzy. — To może opowiesz mi co u Susan. Dawno nie pojawiła się w szpitalu.

Pociągnełam nosem, aby odgonić od siebie wizję płaczu. Wzięłam dwa głębsze oddechy i zapełniłam głowę myślami o przyjaciółce.

— Susan robi furorę w nowej pracy. Już zdążyła dostać się na interesujące szkolenie w Australii, które poprowadzi Isaac Bender.

— Woow. Jednym zdaniem nasza blondynka wymiata.

— Dobrze to określiłeś. — Zaśmieliśmy się oboje. — Odkąd jeździsz na motocyklu?

Interesowanie się kimś innym, znajomymi, pacjentami sprawiało, że choć na chwilę mogłam oderwać się od swoich zagwozdek.

— Kupiłem niedawno, nieźle się prezentuje, co?

— Zamierzasz przyciągać wzrok kobiet?

Zaśmiał się uroczo.

— Też, ale bardziej kierowała mną adrenalina. — Azari też żył adrenaliną. — Zgaduję, że cieszysz się, że masz tak blisko do domu.

— Mam nie kłamać?

— Dzisiaj ci już pozwalam.

— Było ekstra. — Harry zaśmiał się. — Szczerze.

— Do zobaczenia jutro, Pani doktor.

— Pa.

Chwilę później znajdowałam się sama w domu. Sama... Wcześniej chwilę takie jak te wypełniał Anthony. Było dość wcześnie, więc miałabym jakieś dwie godziny zanim bym go zobaczyła. Nigdy wcześniej nie zajmowało mi to tak długo, ale dla niego miałam siłę, żeby się starać, chciałam widzieć w jego oczach radość, zadowolenie. Pamiętam jak po dwóch miesiącach mieliśmy wyjść z jego znajomymi do klubu. Według zaleceń Susan ubrałam wysokie buty i sukienkę, która jak dla mnie wyglądała nieco zdzirowato. Jednak moja przyjaciółka twierdziła inaczej, zresztą tak jak Anthony. Koniec końców moja kreacja nie zobaczyła skocznej zabawy, ani nie poczuła zapachu nocnych klubów, lecz zimną podłogę, tuż obok mojego łóżka. Ile bym dała, aby te wspomnienia znów stały się codziennością.

Spoglądam na wejściowe drzwi, za którymi powinien stać mój mężczyzna, radosny przed naszym spotkaniem, zmęczony po pracy, z bukietem kwiatów, chińszczyzną. Chciałabym, żeby tam był. Obróciłam smutny wzrok i położyłam się na kanapie podciągając do siebie kolana w oczekiwaniu, że Tony okryje mnie wieczorem kocem, a rano zobaczę go skupionego przed laptopem. Gdy wstanę...

Anthony

— Jutro omówimy dokładnie fuzję Collins Consolidated. Jeszcze przed weekendem chcę mieć wszystko na papierze. — Richard ogłosił przy stole, gdy dostaliśmy lunch.

W zwyczaju naszej firmy było to, że jadaliśmy razem w pobliskiej restauracji. Wspólne posiłki nie kwalifikowały się do firmowych zasad, których trzeba było przestrzegać jak punktualności, lecz stanowiły raczej gest solidarności między głównymi działami naszej firmy, bo lunch właśnie spędzaliśmy w towarzystwie ich przedstawicieli. Tym razem obecność była niemalże stuprocentowa z tego powodu, że Richard był z nami dopiero od trzech dni. Przy posiłku z reguły nie rozmawialiśmy o pracy, lecz tym razem pośpiech szefa wydawał się być dla każdego czymś pnaturalnym. Przecież chciał jak najszybciej wrócić za ster po dość długiej nieobecności.

— Jackson sprawdziłeś... — Richard wpadł w wir rozmów z podwładnymi, a ja jeszcze przed rozpoczęciem jedzenia zerknąłem na wyświetlacz telefonu.

Zero wiadomości. Ten fakt dołował mnie przez ostatnie dni najmocniej. Nie pisała do mnie, nie dzwoniła, przez co jeszcze bardziej odczuwałem to, że nie chciała, bym był częścią jej życia. Moje dni teraz wyglądały koszmarnie, pozbawione głębszego sensu. Pracowałem i spałam, czasem w towarzystwie Thomasa zakończyłam wieczór przy szklance wysokoprocentowego alkoholu, lecz teraz była to tylko szklanka. Czasami ciągnęło mnie, aby przyjść pod jej szpital, złapać ją i zmusić do rozmowy, lecz te pomysły dość szybko odchodziły w zapomnienie. Myśli, że cały czas może mnie okłamywać, manipulować mną, stawały się moją marą. Była kolejną, która nie bała się mnie oszukiwać, kolejną, choć dobrze znała moją przeszłość.

Thomas próbował szukać informacji na temat samochodu, z którego tamtego dnia wysiadła, a raczej wyskoczyła Layla, lecz bezskutecznie. Wraz ze śmiercią Azariego odżyły jego problemy. Nie widziałem innego wytłumaczenia tej dziwnej sytuacji i winiłem go za wszystko, co się teraz działo. Bolało mnie, cholernie, że nie zaryzykowała się wyznać mi, co się dzieje w jej życiu, głowie... Przecież nigdy się od niej nie odwróciłem...

Gdy podniosłem wzrok wszystkie pary oczu był skierowane na mnie.

— Wybaczcie, zamyśliłem się.

— Właśnie o tym mówiłem. Skończysz dzisiaj wcześniej pracą. Jutro potrzebuję cię w pełni gotowego do spotkania z McGregorem. Sophia prześle ci szczegóły.

— Myślałem, że to Jackson będzie uczestniczył razem z tobą podczas jego wizyty — powiedziałem chowając dyskretnie telefon do bocznej kieszeni spodni.

— Tak, a ty dołączysz do nas. Chcę mieć pod ręką wszystkie ostatnie działania firmy.

— Oczywiście.

— O szóstej mam cię już nie widzieć w biurze. — Zmierzył mnie surowym wzrokiem, a ja tylko skinąłem głową w geście zrozumienia.

To było jasne, że nie chciał, bym kolejny wieczór spędził samotnie w biurze pogrążając się w pracy. Ja pragnąłem właśnie tego, uciec z daleko od własnych myśli, które sprawiały, że czułem się po prostu źle. Gdy pracowałam prawie przez cały czas odcinałem się od prywatnych spraw. Czasem przedzierały się do mnie i na dłuższy czas dezorganizowały mi porządek.

Gdy poczułem wibracje w kieszonce w mgnieniu oka wyjąłem telefon i zobaczyłam kto był nadawcą połączenia. Moja nadzieja zniknęła, kiedy na nazwie widniało nazwisko ojczyma Layli. Szlag.
Ciekawe czy zdążyła powiedzieć mu o nas. Niechętnie wstałam i przeprosiłem współpracowników tłumacząc się ważnym, służbowym telefonem. Odebrałem gdy znalazłem się na zewnątrz.

— Tak?

— Witaj, Anthony.

— Dzień dobry panie Brown.

— Mam dzisiaj sprawę do załatwienia w szpitalu u Layli. Nie mogę się do niej dodzwonić, pomyślałam, że może wybierzemy się na późny obiad we trójkę.

— Nie wiem czy to będzie dobry pomysł — dodałem przytłoczony tym, że jeszcze kilka dni temu mogliśmy usiąść przy jednym stole i śmiać się, rozmawiać.

— Layla ciągle tłumaczy cię tym, że dużo pracujesz — powiedział radośnie. — Nie nalegam, lecz miło by było spędzić z wami więcej czasu. Widujemy się bardzo rzadko.

I nie miałem pojęcia co mu odpowiedzieć czy wyznać prawdę, która jest niezrozumiała nawet dla mnie, czy po prostu skłamać.

— Nie chodzi o moją pracę. Layla nie odbiera tylko od pana.

— Coś się stało? — zapytał zatrwożony.

— Ciężko jest mi mówić. Chyba wolałbym, żeby to Layla wytłumaczyła co się dzieje.

— Pokłóciliście się?

— Sam nie wiem jak to określić.

— Możemy się spotkać? — zapytał, a ja nie wyczuwałem w jego głosie złości, co mnie zaskoczyło.

Byłem pełen wątpliwości. Z jednej strony nie chciałem by Layla miała do mnie żal, że robię coś za jej plecami, zwłaszcza jeżeli miałem mieszać w to jej rodzinę. Z drugiej - chciałem to wyjaśnić.

— Będę wolny po szóstej.

Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszonki w spodniach. Gdy miałem zamiar wracać do środka Lucas Wasted, który był odpowiedzialny w naszej firmie za dział HR wyszedł mi naprzeciw.

— W weekend się zabawimy — zaczął mówić ochoczo, odpalając papierosa.

Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, który z łatwością przyciągał kobiecy wzrok. Inni twierdzili, że tylko do tego został stworzony. Plątał się po naszej firmie pod pretekstem wypełniania swoich obowiązków zdecydowanie za często, przez co większość gorących nowinek pochodziła właśnie od niego.

— Raczej mnie nie będzie — odpowiedziałem już wcześniej dając to do zrozumienia Richardowi.

— Myślałem, że będziesz z Laylą — dodał uśmiechając się przy wypowiadaniu jej imienia. — Na ostatnim z takich przyjęć moja partnerka nie umknęła przed jego przenikliwym, pożądliwym wzrokiem, czemu wcale się nie dziwiłem. Wyglądała oszałamiająco a jej anonimowość przykuwała tylko męski wzrok.

— Ma zajęty weekend — dodałem niezadowolony.

— To chociaż ty przyjdź. Zajmę się tobą.

Wiedzieliśmy jak z reguły kończyły się firmowe wieczory i ta wizja po całym męczącym tygodniu pracy podobała nam się najbardziej.

— Jeszcze się zastanowię. — Uśmiechnęliśmy się porozumiewawczo. — Ostatnio podpadłem Richardowi z zabawą.

— Ty?

— Nie ściemniaj, wiesz o wszystkim, co się dzieje w firmie.

Zaśmiał się

—  Zasłyszałem co nieco. Myślę, że nie masz się czego bać. Pokaże się dwie godziny i pójdzie spać. Wygląda na zmęczonego, a zresztą... nie widać, żebyś mu podpadł.

Spojrzałem na niego pytająco, a ten wyrzucił niedopałek papierosa i włożył dłonie w kieszonki spodni, idealnie dopasowanego garnituru.

— Zaprosił cię na spotkanie z McGregorem. Jackson będzie wkurwiony jak się dowie.

— Nie rywalizuję z nim.

— Ale on z tobą tak.

— Nie wybieram się nigdzie z mojego stanowiska.

Nie miałam nic do Lucasa, poza szybkim przetwarzaniem wiadomości na czyjś temat, nie był próżny. Swoją pracę wykonywał z zadziwiająco dobrymi wynikami, lecz dzisiaj i przez ostatnie dni, nawet z pozoru nieirytujący człowiek sprawiał wrażenie wroga. Czasem łatwo, a niekiedy z trudem przychodziło mi zachowanie skupienia i spokoju.

— Przestań, Anthony. Waszej dwójce Richard zapewne wyznał, że niedługo przejdzie na emeryturę.

— Co ty mówisz? — Byłem lekko poirytowany, lecz nie mogłam dać tego po sobie poznać, nie jemu.

— Krążą plotki. Lepiej mniej Jacksona na oku, jeśli nie chcesz, żeby okazja przeszła ci koło nosa.

— Zapamiętam — odpowiedziałem od niechcenia.

***
(🎶)
Kilka minut po szóstej wieczorem wychodziłem z biurowca, nie pozbywając się wątpliwości czy aby na pewno słusznie postępowałem. Kierowałem się do niewielkiej restauracji niedaleko szpitala Layli, gdzie byłem umówiony z jej ojczymem. Gdy wszedłem do lokalu już na mnie czekał. Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku witając się. Brown, ubrany elegancko w szary garnitur i białą koszulę, odwzajemnił gest.

— Jadłeś? — zapytał najwyraźniej nie chcąc od razu przejść do poważnych tematów.

— Nie jestem głodny. Nie będzie mi przeszkadzać jeżeli ma pan ochotę.

— Zostanę przy kawie. – Jak Ona, pomyślałem. — Więc co się dzieje między wami? — zapytał spokojnym tonem.

— Unika mnie — odpowiedziałem pozbawiony jakiejkolwiek energii.

Byłem zmęczony, ale przyczyną tego nie była praca.

— Chyba musiała mieć jakiś powód.

— Tak. — Nie miałem w planach okłamywania mężczyzny. — Jakiś czas temu przyłapałem Laylę na kłamstwie. Zostawiła mnie bez żadnego wyjaśnienia i od tamtego momentu milczy.

Brown chłonął moje słowa, lecz nie widziałem w jego oczach nadzwyczajnego zdziwienia.

— Mogę zapytać czego dotyczyło te kłamstwo?

— Nie chciałbym wchodzić w prywatność Layli. O to musi pan zapytać ją samą. — Wątpię, żeby jej ojczym znał historię o Azarim, o jego chorym świecie. — Czemu nie jest pan zaskoczony? —  zapytałem bezpośrednio mając po prostu dosyć niedomówień.

— Za dobrze ją znam. — Moje brwi powędrowały do góry. Uznawał to za zwyczajne zachowanie? — Słuchaj, Anthony. Layla odważyła ci się powiedzieć o swoich błędach z przeszłości. Wiedz, że jesteś pierwszy, który to usłyszał. Jeżeli coś źle zrobiła znaczy, że się boi. Gdy nie umiała poradzić sobie ze śmiercią ojca wpadła w kłopoty, bo taka już jest, nie umie prosić o pomoc.

— To co mam teraz zrobić? — zapytałem bezradny.

— Jeżeli szczerze ją kochasz, nie pozwól by musiała walczyć ze sobą sama.

— Nie wiem czy to wystarczy.

— Nie myśl, że jestem po jej stronie i nie widzę jej błędów. Nie mogę ci kazać z nią być, tym bardziej, jeżeli nie wiem w jaki sposób cię okłamała, lecz wiem jedno, że Layla również darzy cię uczuciem. Nigdy przedtem nie patrzyła na nikogo tak jak na ciebie. Chcę tylko, żeby była szczęśliwa, a przy tobie taka właśnie jest.

Ja również...

Zatęskniłem za porankami kiedy budziłem się mając przed oczami jej widok. Za jej wszystkimi nieudanymi próbami gotowania, rozpraszeniem w moim biurze, za jej obecnością.

— Dziękuję, że nie postanowił mnie pan skreślić. — Brown w odpowiedzi tylko skinął delikatnie głową. — Będzie się pan z nią dzisiaj widział? — zadałem pytanie czując, że mnie nie okłamie.

— Tak, mam taki plan.

— Mógłby pan coś jej przekazać?

— Jasne.

— Albo nie. Nie chcę by pomyślała, że jesteśmy w zmowie. Lepiej, żeby sama zdecydowała czy chce powiedzieć o tej sytuacji czy nie.

— Masz rację.

— Nie obrazi się pan jeśli teraz są wyjdę? Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.

— Jasne. Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas.

Pożegnaliśmy się dość szybko przez co wcześnie znalazłem się w swoim mieszkaniu. Przebrany w luźny dres zająłem się swoimi ważnymi sprawami. Położyłem przed sobą telefon, rozmyślając intensywnie, jak zacząć wiadomość, którą zamierzałem wysłać do Layli. Dużo czasu poświęciłem nim wystukałem pierwsze słowa, jeszcze więcej, gdy musiałem napisać kolejne. Tylko ona mogła sprawić bym mógł wrócić do normalności. Pytanie, czy do tej sprzed pół roku, czy kilku tygodni.

Do Layli:
Nie chcę byś milczała, tak samo jak nie chcę się kłócić. Skoro się do mnie nie odzywasz, chyba jest to dla ciebie trudne. Wiedz, że na ciebie czekam. Możemy cofnąć się do początku naszej znajomości. Może ósma randka?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro