8. Dobry przykład.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co zrobiłaś z pieniędzmi, do których dostęp był w zegarku?

Pani stała nade mną z otwartą teczką, skupiając się na jej zawartości. Dzisiaj była ubrana w nieco bardziej elegancki strój, choć nadal na czarno. Przyległa do ciała sukienka i buty na lekkim podwyższeniu nie do końca pasowały do jej wcześniejszych ubiorów.

Znajdowałyśmy się we dwie w pomieszczeniu przypominającym małą salę konferencją, w którym był dłuższy stół i kilka krzeseł, poustawianych dookoła jego blatu.

- Przeznaczyłam na remont i nowy sprzęt do szpitala. Azari pozwolił mi zrobić z nimi to, co chciałam.

- Tak. Były twoje. Pewnie domyślasz się skąd taka suma, w jaki sposób je zdobył. - Kobieta wyjęła spod drewnianego stolika zegarek, który wcześniej należał do mężczyzny i położyła przede mną. - Został opróżniony, możesz go zatrzymać.

Nie zastanawiając się nad tym czy postępowałam słusznie, chwyciłam przedmiot i zapięłam na nadgarstku. Dała mi jasno do myślenia, że korzystałam z brudnych pieniędzy.

- Pamiętasz jak go otworzyłaś? Jakie było hasło?

I w tej chwili nie miałam pojęcia co mogłabym odpowiedzieć. Prawda była prosta, bo doskonale znałam ciąg tych liczb, lecz ten fakt chciałam zostawić dla samej siebie, bez podejrzeń.

- Data twoich urodzin otwierała dwie blokady, pierwszą z nich otworzyłaś wyciągając pieniądze, drugą - nasi specjaliści.

- Tak, to była data moich urodzin. I co dalej? Mam zobaczyć kolejne zdjęcia? - zapytałam lekko zrezygnowana i przytłoczona wiedzą, którą posiadała kobieta i moją bezradnością, tym w jaki sposób to wykorzystywała.

- Wydaje ci się, że go poznałaś, bo zdążyłaś ofiarować mu swoje uczucia, lecz to tylko iluzja. Nie jesteśmy w stanie odnaleźć wszystkich waszych spotkań, zliczyć ich, aby określić gdzie Azari mógł ukryć te dane, więc tak bardzo jest potrzebna nam twoja pamięć.

- Skąd pomysł, że to ma związek ze mną?

- Azari pojawił się tu jakiś czas temu, jak się okazało, żeby ukraść dane. Znaleźliśmy dowód na to, że po uciecze zbliżył się tylko do jednej osoby. Gdyby nie to, nigdy byśmy nie wiedzieli o twoim istnieniu.

- Nie spotkałam go od naszego pożegnania - odpowiedziałam uważnie wypowiadając słowa.

- Azari znajdował się pod domem Anthonego Rodrigueza, jedyną powiązaną osobą byłaś ty. Dołożyliśmy ogromnych starań by znaleźć kolejne dowody z przeszłości potwierdzające waszą znajomość. Twoja reakcja podczas oglądania jego śmierci nie pozostawiła nam najmniejszych wątpliwości. - Kobieta usiadła naprzeciw mnie i kontynuowała pewnym siebie głosem, który tym razem nie miał na celu mojego strachu. Przynajmniej tak mi się wydawało. - Nawet jeśli o tym nie wiedziałaś, obciążył cię. Teraz musisz pomóc nam go znaleźć.

- Co mu grozi?

- Liczy się co grozi, jeśli te dane wpadną w niepożądane ręce. To sprawa wagi państwowej.

Lecz nadal nie słyszałam co zrobią z Azarim, jak go ukarają.

- Ten mężczyzna nie zawahał się nigdy. Musisz w końcu zrozumieć, że nie był tym, jakie pozory sprawił.

Kobieta rozłożyła zdjęcia naprzeciw mnie i uważnie mi się przyglądała.

- Miał wiele kochanek, które też zdążyły obdarzyć go uczuciem, przywiązać się do otoczki jaką stworzył wokół siebie.

Patrzyłam na fotografie Azariego z kobietami w łóżku, lecz moją uwagę przykuło szczególnie jedno zdjęcie, te z Rosiris... Była naga, przez co dokładnie widziałam jej tatuaż, taki sam jak u niego. Mówił, że nic ich nie łączyło. I nie bolał mnie fakt, że ze sobą spali, lecz to, że mnie okłamał, ten, który miał nie kłamać...

- Możemy przejść dalej?

***
(🎶)
Minął tydzień od ostatniego spotkania z Panią, kolejny tydzień, który powinien załagodzić moje koszmary po rzekomej żałobie, lecz koszmary stawały się bardziej męczące, a ja traciłam wymówki, które mogłoby uratować mnie przed pytającym wzrokiem Anthonego, a dzisiejsze spotkanie było jeszcze większą torturą. Widziałam, że jest w stanie zrozumieć mój stan, lecz zastanawiałam się jak długo jeszcze. Kończył mi się czas, a spotkania z kobietą stawały się coraz trudniejsze, a raczej fakty, które mi przedstawiała.

Zrzuciłam z siebie ubrania na kafelki wyłożone w łazience, zdjęłam swój naszyjnik i odłożyłam na mahoniowy stoliczek, a razem z nim zegarek Azariego. Weszłam do wanny i położyłam głowę w miejscu przeznaczonym właśnie do tego. Miękki ręcznik pod szyją sprawiał, że leżało mi się przyjemnie. Moje mięśnie odetchnęły w gorącej wodzie. Przymknęłam na moment oczy, aby wziąć kilka głębszych oddechów. Przez ciemność cisza uwydatniała się jeszcze bardziej. Tak, potrzeba mi spokoju.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na ustawiony niedaleko mnie stoliczek, a na nim moją biżuterię. Zegarek zrobił się cięższy niż zazwyczaj, a wisiorek, który do niedawna był jedynie czułym prezentem od moich rodziców, stał się powodem niepewności. Nadal mógł mnie śledzić, skoro wtedy znalazł się pod domem Anthonego, czemu nie zrobi tego znowu. Czemu nie widzi, że ta kobieta mnie... męczy. Jak Azari mógł zaufać, pokochać, czy w jakikolwiek inny sposób utrzymywać kontakt z Nią. Przy Pani boję się powiedzieć więcej, tak, żeby nie zaszkodzić Tobie, Azari, ani nikomu z moich bliskich. Tak bardzo chciałabym, żebyś tu był, żebyś pomógł mi unieść ten ciężar.

- Nigdy nie zdoła odkupić tylu żyć, ile zabrał. Jest zimnym mordercą, który nie ma skrupułów. Przemawia przez niego sadyzm.

Słowa z dzisiejszego spotkania przebijały się niechciane przez moje myśli. Widziałam jego ofiary, ludzi, którzy zmienili się po jego spotkaniu, ale ja czuję. I zdawało mi się, że byłam żywym dowodem jego dobrej strony, lecz nikt nie chciał mi wierzyć. Może to ja jestem zbyt słaba, żeby być przykładem...

Gdy kobieta pokazała mi zdjęcia jednego z ich wypadów, musiałam poprosić o przerwę, by pójść do łazienki i zwymiotować. Było mi niedobrze widząc tyle ofiar, zakrwawionych, martwych, porozrywanych ciał, lub okaleczonych w niecodzienny, nieludzki sposób. Faktem, który wbił ostatnią szpilkę i wprowadził mnie w ten stan, był widok jego noży. Znałam je, miałam przed sobą tak blisko. To świadczyło, że ten katorżniczy obraz mógł być podpisany jego imieniem. I to zmroziło mi krew w żyłach.

- Na jednej z misji został uwięziony z innymi przestępcami. Gdy go znaleźliśmy, w jego celi nie było nikogo, u którego nie wywołałby strachu. Jedno jego spojrzenie paraliżowało innych morderców. Wiesz w jaki sposób to osiągnął?

To, co wtedy usłyszałam sprawiło, że w moich oczach pojawiły się łzy.

- W celi, w której się znajdowali, byli także inni, martwi. Joshua Hadson na oczach innych rozcinał ich ciała. Twierdził, że robił to, aby się wprawić, w zadawaniu bólu, w torturowaniu.

W jednej sprawie Pani miała rację, nie znałam go, nie znałam Azariego - sadysty i mordercy, zdążyłam poznać tylko jego dobrą stronę. Gdy próbował mi o tym powiedzieć, wyparłam to, nie chcąc znać zła, jakie uczynił, bo jedyne czego się trzymałam, to to, że on uratował moje życie, dwa razy...

Wyszłam z wody, wytarłam swoje ciało miękkim ręcznikiem i założyłam szlafroczek. Wiedziałam, że potrzebowałam plastra na rozdrapane rany, ale nie wiedziałam gdzie mogłabym go znaleźć.

Zeszłam po krętych schodach do przedpokoju, a następnie do gabinetu Anthonego. Siedział przy swoim biurku pogrążony w liczbach, ze stosem papierów po dwóch stronach.

Podeszłam do mężczyzny, a ten od razu podniósł na mnie wzrok. Gdy otworzył swoje ręce i udostępnił mi kolano, skorzystałam z okazji i usiadłam na jego nodze. I choć wcześniej miałam opory przed takimi zachowaniami, teraz nie zastanawiałam się czy będzie to adekwatne do mojego wieku czy jego pozycji w firmie. Czasem czułam się jeszcze przy nim lekko skrępowana, lecz to mijało wraz z czasem i naszym głębszym poznaniem.

- Długo będziesz jeszcze pracował? - zapytałam zmęczona i jak na zawołanie ziewnęłam.

- Przeanalizuję - Mężczyzna zaczął skubać ustami moją szyję, a ja czując łaskotki utrudniłam mu do niej dostęp. - Przeanalizuję ostatnie tabelki i idę do łóżka.

Nie mam pojęcia jak to robił, ale za każdym razem miał w oczach ten swój błysk, nawet teraz o jedenastej w nocy, przed stosem papierów, świadczących o kilku, solidnych godzinach pracy.

Włożyłam palce w jego blond włosy i przeczesałam je jak małe dziecko.

- Nie rób tego, jeśli chcesz się wyspać. - Spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem i ja także się rozpromieniłam. - Tym bardziej, że wiem, że nie masz niczego pod tym szlafrokiem.

- Dzisiaj nie czuję się za dobrze - odpowiedziedziałam zgodnie z prawdą, dając mu do myślenia, że nie miałam ochoty na gorące aktywności z jego udziałem.

- Widzę - dodał uśmiechając się do mnie troskliwie. - Może weź jutro wolny dzień, odpocznij trochę, ostatnio narzuciłaś sobie szybkie tempo.

- Chyba tak zrobię. Tylko będę musiała poćwiczyć z Matthew.

- O której?

- Późno po południu.

- Mhm. Leć do łóżka, ja zaraz przyjdę.

Pocałował mnie w dekolt i grzecznie wyprosił ze swojego kolana.

- Chodź do mnie szybko.

***

- Tak dawno nie widziałam Matta. Jaka szkoda, że akurat dzisiaj musiał wcześniej wyjść. - Susan odgarnęła na bok jeden, z całej burzy, loczek, który wchodził jej w oczy. - Ciebie też dawno nie widziałam. Schudłaś? - zapytała podejrzliwie.

Siedziałyśmy w jednej z pobliskich restauracji czekając na późny obiad. Kobieta naprzeciw mnie jak zwykle błyszczała, jej włosy przykuwały wzrok wielu mężczyzn, a ubiór świadczył o tym, że lubiła o siebie zadbać. Cała ona.

- Mam sporo na głowie.

- Pomimo kilku kilogramów mniej, twoje ciało wygląda zadziwiająco zdrowo, choć mogłabym się przyczepić do głowy. Jesteś jakaś bez energii. Opowiadaj.

- Wiesz o wszystkim co mnie trapi. Praca, spotkania w sprawie kolejnego zabiegu, sytuacja z Kate, z Sanrim.

- A Anthony?

- Anthony jest moją ostoją. Nie mam pojęcia skąd w nim tyle spokoju.

- Ale coś cię jednak trapi.

Nie umiałam przy niej udawać, tym razem nawet się na to nie wysilałam.

- Ciężko ci bez Azariego?

Dla Susan on był martwy. Kobieta była kolejną osobą, którą musiałam okłamywać.

Azari mnie zostawił, a ja musiałam stawiać czoło jego przeszłości, sama. Nauczył mnie walczyć ze swoimi słabościami, ale moje problemy są niczym w porównaniu z jego życiem.

- Tak - przyznałam to. - Nie sądziłam, że odczuję to tak mocno.

Blondynka położyła swoją dłoń na wierzchu mojej dając mi znak, że była przy mnie.

- Potrzebujesz czasu, Laylo. Nie możesz wymagać od siebie za dużo, minęło dopiero tak mało czasu.

Nie sądziłam, że będzie to tak droga znajomość.

- Tak mi przykro.

- Będzie dobrze.

Uśmiechnęłam się do niej jak tylko mogłam, by wiedziała, że wcale nie chodziły mi myśli po głowie o poddaniu się. Zaśmiałam się sama z siebie gdy doszedł do mnie fakt, że ja nawet nie wiedziałam jak mogłabym to zakończyć. Pani chce dostać się do Azariego, lecz ja nie mam pojęcia gdzie on jest, nie rozumiałam wielu rzeczy. Po co przedstawiała mi jego życie, a raczej jego same najgorsze wady, czemu każe mi go znienawidzić...

- Lepiej opowiedz mi co u ciebie. Jak Kate?

- Stęskniła się za swoją ciocią. - Kobieta spojrzała na mnie czułym wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się do niej szczerze. - Przyjmuje leki, jest dobrze, na tyle, dobrze, że zaczęła spędzać czas z kolegą. - Susan podkreśliła ostatnie słowo dobitnie.

- Myślałam, że ten czas następuje później. Jak zareagował James?

Zaśmiałam się z udawanej powagi.

- Jak to detektyw, prześwietlił młodego od podszewki. - Zrobiłam duże oczy, będąc pod podziwem profesjonalizmu mężczyzny. - To tak naprawdę nasz nowy sąsiad, wprowadzili się niedawno. Chodzą do jednej szkoły i są w tym samym wieku. Nawet czasem razem ich odwozimy. Ale to dobrze, Kate przy nim zapomina czasem o chorobie. To jej wyjdzie na dobre.

- Ciekawe czy James ma takie same zdanie.

Zarechotałyśmy jak za dawnych czasów.

- Opowiadaj dalej, dobrze ci idzie - poprosiłam kobietę.

Susan otarła kąciki oczu, w których pojawiły się łezki od śmiechu.

- Za kilka tygodni wyjeżdżam na szkolenie do Australii. Będziemy analizować z bliska przeszczep serca, który wykona Isaac Bender. - Kobiece usta pokrył przeogromny uśmiech.

- Wow... - Cieszyłam się razem z nią, jej szczęściem. - To znakomite wieści, czemu mówisz mi o nich tak późno?

- Tak wyszło. Choć w sumie jest jeden powód. - Zrobiła się tajemnicza.

Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.

- Brown - odpowiedziała krótko. - Myślę, że twój ojczym pomógł mi z dostaniem się na szkolenie. Wiesz, jestem nowa w szpitalu. I niby podświadomość mi podpowiada: "nie zastanawiaj się i bierz co ci dają" - zrobiła przerywnik na śmiech. - Z drugiej strony, nie wiem czy na to zasłużyłam.

- Jesteś znakomitym lekarzem, z pewnością tam też się na tobie poznali. Bierz te szkolenie i nawet nie rozmyślaj o takich głupotach. Choć cholernie ci zazdroszczę.

Susan położyła po raz drugi dzisiejszego dnia swoją dłoń na mojej. Bezgłośne " dziękuję" opuściło jej usta.

Spoglądając na blondynkę doszłam do pewnego wniosku. Chyba powinnam brać przykład z Kate, zająć się chłopakiem, którego na szczęście posiadam i zapomnieć, choć na chwilę o świecie Azariego. Aby się uspokoić... Co ważniejsze, musiałam nabrać sił.

Anthony

- Hej stary, wejdź. - Wpuściłem Thomasa do swojego mieszkania. - Masz jakieś wieści odnośnie twojego ojca?

- Tak. Przez najbliższy czas będzie na odwyku, tam mu pomogą.

Mężczyzna wyglądał podobnie jak zawsze, z tą różnicą, że tym razem miał na nogach ciężkie, wojskowe buty.

- Wybierasz się gdzieś? - zapytałem zdziwiony. Kiedy Thomas na mnie nie spojrzał, a jego wzrok błądził po ścianach zrozumiałem. - Tak szybko?

- Dostałem telefon, jestem potrzebny.

Nie tylko oni potrzebują twojej pomocy. Ugryzłem się w język, aby nie powiedzieć o kilka słów za dużo. Niczego nie były w stanie zmienić, jedynie zepsuć. Nie chciałem, by Thomas stracił ostatni powód, dla którego mógł wracać do miasta, dlatego milczałem.

- Kiedy wyjeżdżasz?

- Jeszcze dziś wieczorem. Wpadłem, żeby ci coś powiedzieć.

- Tak?

- Chodzi o Laylę, coś ją gryzie. - Spojrzałem na mężczyznę z prośbą by kontynuował. - Kiedy nie ma ciebie, jest przygaszona.

- Niedawno odszedł jej przyjaciel, kochanek, nie wiem do końca jak określić ich relację. Nie zdążyła przeżyć żałoby, potrzebuje czasu.

- Pewnie tak, nie wiedziałem. - Mężczyzna rozmyślał intensywnie przez dłuższą chwilę. - Będę się zbierał...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro