czekam zbyt długo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

listopad 2017

— Norbert, ty zapchlona, spita świnio! Ty kanalio, robaku bez krztyny godności! Neurotyku bez wyczucia! Szukający poklasku i uwagi, głupi szczylu!

Emilia nie miała w zwyczaju unosić się emocjami. Więcej, z całej trójki sióstr Barlickich miała opinię najbardziej spokojnej i ustatkowanej. Nie przypominała najstarszej Felicji, która, mimo trzydziestego piątego roku życia na karku i dwójki dzieci, wciąż pozostawała szaloną amatorką głośnych przyjęć i taniego piwa. W żadnej mierze nie pasowała też do charakteru najmłodszej, Matyldy. Nie rozumiała jej braku stabilności, stałego źródła zarobku oraz niepojętego dla niej systemu wartości. Nie, zdecydowanie Emilia nie odnajdowała się w roli lekkoducha. Poważna i szanowana. Taktowna i wyrozumiała. Te przymiotniki o wiele lepiej oddawały osobowość trzydziestodwulatki.

Mimo tego wszystkiego, gdy zaspany Norbert Dębnicki przekręcił klucz w zamku, to właśnie ona wpadła pierwsza do tej imitacji, którą zwykł nazywać mieszkaniem. Ze zdziwieniem przyglądał się temu metrowi pięćdziesiąt czystej furii, które na dziesięciocentymetrowych koturnach z każdą sekundą wzbudzało w nim jeszcze większy przestrach o swoją osobę.

— Ciebie też miło widzieć, Emilio?

Zaraz po jego niemrawym przywitaniu do pseudoprzedpokoju wpadła druga kobieta. Matylda Barlicka, kompletne przeciwieństwo swojej siostry zarówno pod względem mentalnym, jak i fizycznym. Norbert preferował raczej romantycznie rozchełstany typ urody, jaki reprezentowała młodsza, choć Emilii również nie można było niczego odmówić. Proste blond włosy były przycięte w klasyczny sposób. Ciemne oczy starannie pomalowane... Znaczy, zazwyczaj starannie pomalowane. W tamtej chwili (Dębnicki niezbyt umiał sprecyzować godzinę) przypominała istne uosobienie huraganu. Matylda z kolei wyglądała tak samo nieporządnie jak zawsze. Czarny sweter, trochę za duży, trochę za długi. Kręcone włosy bardzo rozczochrane, a szare oczy podkrążone i wiecznie odrobinę zmrużone, jak gdyby próbujące odnaleźć odrobinę sensu w brudach codzienności. Wełniana czapka na głowie młodszej sterczała pod nieco dziwnym kątem, wyglądając doprawdy zabawnie, co w normalnych warunkach spowodowałoby salwę śmiechu z jego strony, ale normalnych warunków nie było. Najmłodsza Barlicka rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. "Uważaj, obudziłeś demona!" zadawały się mówić burzowe tęczówki. Był tylko jeden problem (omijając blondynkę w furii absolutnej, oczywiście); Norbert za cholerę nie wiedział, co mogło tak rozsierdzić kuzynkę. Nie byli szczególnie blisko. Jasne, widywali się często, zbyt często można by rzec, bowiem matka tych dwóch przedstawicielek płci pięknej, a jego ciotka, organizowała zdecydowanie zbyt liczne spotkania rodzinne, na które sprawdzani byli wszyscy powinowaci mieszkańcy Krakowa, więc znali się z Emilią dosłownie od czasów piaskownicy, ale to Matylda udostępniała mu kanapę, gdy ten akurat został wykopany z domu i to ona była skłonna wypić z nim filiżankę herbaty, bądź flaszkę czegoś mocniejszego, bądź filiżankę herbaty i flaszkę czegoś mocniejszego, kiedy jego ukochaną Natalię trafiał szlag.

— Co ty za bzdury nagadałeś mojemu dziecku?

Czyli o to jej chodziło, w sumie mógł się domyślić na wstępie. Od pewnego czasu, a dokładniej sześciu lat i czterech miesięcy, istniał tylko jeden powód, o który Emilia była zdolna się bić bez pamięci; Julka Cerder, jej jedyne i absolutnie ukochane dziecko. Blondynka chuchała i dmuchała na sześciolatkę, jak tylko mogła, ale Julcia była w połowie krwi Barlickich - nie mogła nie spotykać członków swojej dalszej rodziny rzadziej niż raz w tygodniu. Oczy blondynki zatrzymały się na stojącej, a w zasadzie, leżącej na stole butelce. Szybkim ruchem odkręciła korek i upiła dużego łyka, a następnie opadła na pobliski taboret.

Gdyby nie fakt, że był środek nocy, a przynajmniej tak wydawało się Norbertowi, chociaż ciężkie zasłony zakrywały zdecydowanie zbyt brudne okna, więc nie mógł stwierdzić, czy jego osąd był w stu procentach właściwy, może byłby bardziej zaabsorbowany tym niecodziennym zdarzeniem. Zamiast tego, stał tylko w miejscu, w otępieniu patrząc na zapłakaną twarz kuzynki.

Z zamyślenia wyrwał do głośny huk postawionych na stole szklanek. Matylda rozlała alkohol i wepchnęła jedno naczynie w dłoń starszej. Zachęcony widokiem procentów przysiadł się. W końcu kim byłby Norbert Dębnicki, gdyby ominął okazję do libacji alkoholowej i to jeszcze w jego własnym domu, z procentami kupionymi za jego własne, praktycznie nieposiadane pieniądze?

— Znowu wyjechał, znowu wyjechał i nic mi nie powiedział — załkała zrozpaczona Emilia, pociągając dużego łyka.

Zaniosła się płaczem, a Matylda poklepała ją po plecach i pomogła zdjąć jesienny płaszczyk. Mimo że był dopiero październik, Norbert nie oszczędzał na ogrzewaniu, a w połączeniu z mocnym alkoholem tworzyło to zabójczy gorąc.

Pół godziny później Emilia Barlicka odleciała razem z całą swoją godnością i powagą. Dramatycznie rozbiła szklankę i otworzyła usta otoczone, jeszcze bardziej dramatycznie rozmazaną szminką. Bez słowa podnieśli ją i delikatnie położyli na kanapie, uważając, żeby nie wbić jej żadnej wystającej sprężyny w oko lub inną wartościową część ciała. Wrócili do stołu. Matylda usiadła na krześle okrakiem, zupełnie tak jak za dawnych, może też nie do końca dobrych czasów.

— Do dupy — mruknęła.

Mężczyzna bezwiednie pokiwał głową.

— Natalia wciąż nie wróciła — bardziej stwierdziła, niż zapytała, a Norbert na dźwięk imienia swojej miłości skrzywił się teatralnie.

— Do dupy — powtórzył po niej i upił duży łyk ze szklanki. — Wiesz, kiedy Diana ma zamiar wrócić?

— Nie.

Parsknął paskudnie gorzkim śmiechem.

— To jest chyba rodzinne fatum.

Karmazynowe usta wykrzywiły się tylko odrobinę w tylko odrobinę cynicznym uśmiechu.

— Chyba się nie martwisz. Oczywiste jest, że ona wróci.

— Natalia też.

— Wiem.

— To dlaczego pijesz? — zapytała, po czym sama pociągnęła pokaźny łyk.

Stety bądź niestety już ostatni.

— Bo czekam i czekam zbyt długo.

Matylda pokiwała głową. Coś w tej pijackiej paplaninie Norberta było prawdziwego. Czekała i czekała zbyt długo, a Diany jak nie było, tak nie było.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro