Rozdział 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział zawiera sceny 18+. Oprócz tego, trochę namęczyłam się z tym rozdziałem i byłoby mi miło, gdybyście zostawili trochę komentarzy i gwiazdek. Dziękuję za czytanie. I chciałam was poinformować, że do końca tego ff zostało jakieś 1/2 rozdziały. Miłego czytania!

To się nie kończyło i Alecowi zbierało się na wymioty, gdy tylko usłyszał jakikolwiek jęk, uderzenie skóry o skórę lub cmoknięcia. Doszedł do tego momentu, kiedy siedział i prawie płakał. Musiał liczyć w myślach do dziesięciu, żeby zaraz nie wyskoczyć z ukrycia i uciec z krzykiem do domu, do swojego ciepłego, bezpiecznego łóżka.

To trwało dobre kilka godzin, a ciemnowłosy zastanawiał się, czy to fizycznie możliwe. Oczywiście nie patrzył, nawet nie przeszło mu to przez myśl, ale był pewien, że będzie musiał wyczyścić uszy domestosem albo wybielaczem. Oczywiście oglądał kiedyś filmy pornograficzne, ale nie występowali w nim jego nauczyciel i koleżanka z tego samego roku.

Prawie popłakał się ze szczęścia, kiedy Hodge zaczął się zbierać. Naciągnął na siebie ubrania, założył kurtkę i pochylił do nagiej Camille, przykrytej pierzyną.

- Ile będziesz jeszcze ciągnąć ten syf z tym gówniarzem? - zapytał cicho, nachylając się nad jej twarzą i patrząc prosto w tęczówki.

Camille niewinnie zamrugała, przewróciła oczami i uśmiechnęła się słodko.

- Kiedy wyciągnę z niego to, co muszę, słońce. Wiesz, ile chcą dać za ten pierścionek? Pieprzone pięćset dolarów. Ten idiota wydał tyle na głupią błyskotkę. - zaśmiała się i cmoknęła w usta starszego. - Wyciągnę z niego jeszcze trochę błyskotek, trochę pieniędzy i będzie cacy, kochanie.

- Oby, oby. - pokiwał głową, całując ją w nos. - Kocham cię. - złożył jeszcze ostatni pocałunek na jej wargach i odepchnął się do tyłu. - Na pewno tu nie będzie nikogo?

- Jestem pewna, kotku. - Camille obserwowała kochanka spod kurtyny rzęs. - Szkoda, że nie możesz jeszcze trochę zostać. Możemy coś jeszcze porobić.

Alec prawie zwymiotował. Nie, nie, nie...

- Chciałbym, Camille, ale obowiązki wzywają. Idź, już śpij, kochanie.

Mężczyzna opuścił pokój, a blondynka dodała jeszcze ciche "Ja ciebie też", którego Hodge nie zdołał usłyszeć.

Potem westchnęła i spojrzała centralnie w stronę szafy. Alecowi gula podeszła do gardła, bo miał wrażenie, że ta doskonale wie, że on tam siedzi i teraz patrzy prosto na niego. Wtedy Camille ziewnęła, odwróciła się na drugi bok i wtuliła w poduszkę.

Alexander odetchnął cicho i przymknął oczy, uspokajając rozszalałe serce.

Odblokował telefon i natychmiast zauważył mnóstwo SMS-ów od Isabelle.

Jesteś na imprezie jeszcze?

Halo??? Alec????

Mam iść sama do domu??????

Poszedłeś sobie beze mnie? Co z ciebie za brat!

Pieprz się Alec - plus smutna minka

Wiadomości powtarzały się, więc Alexander przewinął do końca, gdzie odnalazł ostatnią wiadomość od siostry.

Alec, martwię się. Odpisz mi proszę. Czekam w domu.

Była czwarta nad ranem a Isabelle właśnie czekała na niego i zachodziła w głowę, gdzie się podział. Zagryzł wargę i spojrzał przez drzwi, Camille leżała spokojnie i nie wydawała żadnych gwałtownych ruchów. A potem usłyszał jej miarowy oddech.

Przymknął oczy. Jak nie teraz, to nigdy. 

Jego ruchy były ciche, delikatne, ale i ograniczone przez miejsce w szafie. Na początku rozprostował nogi, w których coś strzyknęło, ale zignorował to, opierając dłonie za sobą. Obrócił się klatką piersiową do podłogi i podkurczył nogi. Ból rozszedł się po jego wykończonym ciele. Prawie zaklął, kiedy dostał skurczu w stopie. Zagryzł wargę, żeby skupić ognisko cierpienia gdzie indziej i po chwili stał na prostych nogach, opierając się o drzwi.

Zajrzał przez szparę jeszcze raz, a upewniwszy się, że Camille nie zmieniła pozycji i dalej śpi, delikatnie zaczął odsuwać drzwi. Na początku sunęły po cichu, ale w końcu wydały z siebie małe skrzypnięcie. W ciszy pokoju brzmiało ono jak krzyk. Alec zamknął jedno oko, drugim patrząc przerażony na blondynkę. Ta poruszyła się we śnie, ale nie obudziła się. Alexander podziękował wszystkim bóstwom, które nad nim czuwały i wysunął się z szafy.

Przez pokój przeszedł na paluszkach. Szybko, zwinnie i po cichu. Sam siebie podziwiał, bo znany był ze swojej niezgrabności i potykania się na prostej ulicy, ale tym razem udało mu się dotrzeć do drzwi bez żadnego dźwięku.

Przyłożył rękę na metalową klamkę.

- Uhm... hej. - usłyszał zza siebie i zamarł.

Zamknął oczy, do których prawie podeszły łzy. Powoli odwrócił się i otworzył jedno, zauważając, że Camille dalej spała z włosami roztrzepanymi na całej poduszce, a to, co słyszał, mówiła podczas snu. Kamień wielkości Himalajów spadł mu z serca i roztrzaskał się na miliard małych kawałków.

Nacisnął delikatnie klamkę i uchylił drzwi. Przecisnął się przez wąską szparę i znowu, przymykając oczy, zamknął za sobą drzwi. Kiedy zamek kliknął, oddech przetrzymywany w płucach w końcu opuścił jego usta.

Wyciągnął telefon i odpisał Isabelle:

Jestem w drodze. Idź spać.

Odpowiedź przyszła po kilku sekundach.

Chyba sobie jaja robisz. Czekam.

Alec westchnął, ale odpisał "ok" i skierował swoje kroki w stronę schodów. Zbiegał po dwa schodki, a kości uwięzione przez całą noc w jednej pozycji, w końcu odnalazły swoją ulgę.

Gdy znajdował się już na dole, zauważył wszędzie papierowe kubeczki, śmieci, resztki jedzenia i nawet ubrania! A kiedy mijał salon, spostrzegł na kanapie skuloną postać. Alexander zdziwił się i podszedł do chłopaka i wtedy rozpoznał w nim Magnusa.

Uniósł wysoko brwi. Więc Camille pieprzyła się całą noc z nauczycielem od WF-u, czego świadkiem był Alec, a Bane zezgonował i przespał te godziny w nieludzkiej pozycji na małej sofie? Pokręcił głową. Na chwilę przypłynęła mu myśl, żeby go obudzić i zabrać do jego domu, ale jak wytłumaczy swoją obecność tutaj?

Rozejrzał się po salonie i mimo bałaganu zauważył złożony koc. Wziął go i okrył nim poskładane ciało Azjaty. Alec odgarnął jego włosy z czoła i zagryzł wnętrze policzka.

- Jest mi tak smutno, że nie znasz prawdy, Magnusie. - wyszeptał. - Nie zasługujesz na to, co ona ci robi. - przejechał palcem po jego policzku. - Chciałbym ci już teraz powiedzieć, ale to nie takie proste. Ale obiecuję, zrobię to. Na pewno. - zabrał swoją rękę i po chwili wyszedł z pomieszczenia. 

Serce wyrywało się z jego piersi, a w głowie huczało, kiedy opuszczał dom. Pierwsze krople deszczu wylądowały na jego rozczochranych włosach. Potem kolejne spłynęły po jego twarzy, a następnie niemal jak wodospad zmoczyły całe jego ciało.

Uniósł spojrzenie do góry, w ciemne niebo, na którym gdzieniegdzie błyszczały gwiazdy. Gdyby nie okoliczności pewnie zachwycałby się pięknem wszystkiego na około, ale przymknął powieki tylko na chwilę, żeby potem szeroko je otworzyć i szybkim krokiem ruszyć w stronę domu.

Podczas drogi powrotnej nie myślał zbyt wiele. Wszystko go przytłoczyło i jedyne czego pragnął to gorąca kąpiel i ubłagany sen.

Wszedł do domu po piętnastu minutach marszu. Całe jego ubrania przemokły i przykleiły się do jego ciała, tak jak wcześniej napój, który wylały na niego tamte całujące się dziewczyny. Pamiątką tego wydarzenia była duża plama na środku klatki piersiowej. Nawet szybkie pranie, które Alec zapewnił materiałowi, nie zdołało powstrzymać zniszczenia.

Czy on w ogóle lubił tę koszulkę?

Pewnie nie. W sumie to była tą, które nosił po raz pierwszy po wygrzebaniu z czeluści szafy.

Razem z butami ściągnął i mokre skarpetki. Woda lała się ciurkiem po jego twarzy, wpadając mu do oczu i męcząc je jeszcze bardziej. Kiedy chciał ruszyć do łazienki, wyrosła przed nim postać Isabelle.

Nie miała na sobie żadnego makijażu. Jej włosy związane były w warkocz opuszczony na lewę ramie. Założoną miała piżamę z uśmiechającym się króliczkiem, który nijak pasował do jej zdenerwowanej miny i skrzyżowanych rąk na klatce piersiowej.

- Gdzieś ty do cholery był?! - wystartowała od razu, kiedy zabrała jego uwagę. - Wiesz, jak ja się do cholery martwiłam? Obdzwoniłam wszystkich czy aby na pewno cię nie widzieli! Bo po co ci telefon, skoro nawet z niego nie korzystasz?!

- Izzy, daj spo-

- Daj spokój?! Alec nie spałam całą noc, bo bałam się, że coś ci się stało! Obudziłam połowę znajomych i już miałam wychodzić i szukać cię w pobliskich rowach!

- Ale jestem cały. Stoję cały i zdrowy przed tobą.

- Zaraz nie będziesz taki zdrowy, jak ci wpieprzę! - syknęła, unosząc swoją małą dłoń do góry, Alec uniósł jedną brew.

- Chcesz mnie tym zabić? Omg, ale się boję. - parsknął, a Isabelle wymierzyła mu cios w bark, który nie zrobił na nim żadnego wrażenia.

Ale dla dramaturgii zrobił zbolałą minę.

- Zamknij się i ciesz, że nie powiedziałam niczego matce, bo zaraz szukałaby cię policja z całego Nowego Jorku. A potem FBI.

- Myślisz, że byłaby w stanie wynająć FBI?

- Jestem tego pewna. - kiwnęła głową i uśmiechnęła się lekko, Alec odwzajemnił gest.

- Czyli już się nie gniewasz? Mógłbym iść się rozebrać i iść spać? - ciemnowłosa natychmiast zmrużyła oczy.

- Oczywiście, że dalej jestem zła. Nawet nie przeprosiłeś. - uniosła palec do góry, kiedy Alexander otwierał usta. - Nawet się nie waż, bo cię walnę w jaja. - Alec przerażony kiwnął głową. - Gdzie byłeś?

- Tu i tam. - mruknął.

- A to znaczy?

- Nie mogę powiedzieć. - zagryzł wargę.

Nie mógł powiedzieć Izzy, bo ta od razu poinformowałby o tym Magnusa, a wtedy Camille wyjawiłaby sekret Alexandra.

Siostra spojrzała na niego badawczym wzrokiem.

- Straciłeś dziewictwo?

- Co? Oczywiście, że nie! - niemal pisnął, krzywiąc się. - Niby z kim?

- A bo ja wiem? - odparła.

Alec przewrócił oczami.

- Pozwól, że pójdę do siebie. - przeszedł obok i kiedy wchodził po schodach, dziewczyna zapytała jeszcze raz:

- To gdzie byłeś? - Alec spojrzał na nią.

- Później. - rzucił tylko, oczywiście kłamiąc i skierował się do łazienki.

Zrzucił z siebie mokre ubrania i nawet nie kłopotał się, żeby je wysuszyć, czy wrzucić do pralki, więc zostawił je na podłodze. Wziął do rąk suchy ręcznik i przetarł nim swoje ciemne kosmyki włosów i zmęczoną twarz. Spojrzał w lustro i zdał sobie sprawę, że wyglądał jeszcze gorzej niż ostatnio.

Alexander ogólnie nie lubił patrzeć w lustro, a kiedy już to robił, ciągle się krytykował i wytykał kolejne wady, które tak naprawdę wyolbrzymiał. Tym razem, patrząc na siebie w odbiciu, przeraził się. Spod suchej i szarej skóry wystawały mu żebra, które mogłyby ją przebić pod wpływem gwałtownego ruchu. Oprócz tego Alec zauważył wielkie sińce pod oczami. Prawie czerwone. Alec przymknął powieki. On siebie wykańczał.

Ale mimo wszystko, zignorował to, co podpowiadała mu ta logiczna część mózgu.

Po tej konkluzji wziął krótki, gorący prysznic, który jednak nie zdołał rozluźnić jego mięśni. Wytarł się ręcznikiem, owinął nim w pasie i udał do pokoju. Rzucił telefon na materac, a z szafy wygrzebał parę czystych, czarnych bokserek. Nałożył je na siebie, a mokry ręcznik zarzucił na oparcie krzesła. Półnagi podszedł do okna i zasłonił rolety, tak żeby słońce, które za niedługo miało wzejść, nie przeszkodziło mu we śnie.

Potem rzucił się na łóżko, okrył pościelą i przytulił do siebie mniejszą z poduszek, wyobrażając sobie na jej miejscu kogoś innego.

Jak żałosne to było? 


Obudził się, kiedy poczuł na sobie przyjemnie ciepłe światło słońca, które pieściło jego blade policzki. Przekręcił się na bok i wtulił głowę w poduszkę, mrucząc jak kot. Było mu idealnie. Wygodnie, temperatura w pokoju była odpowiednia, a on czuł się, jakby odespał właśnie kilka lat stresującego życia.

- Kochanie, wstawaj. - usłyszał głos gdzieś obok, ale nie zwrócił na to uwagi, zatapiając się jeszcze bardziej w miękkim materacu. - Koootku! - zamruczał ktoś, a miejsce obok niego zgięło się pod ciężarem.

Alec nie pamiętał, żeby miał podwójne łóżko albo żeby miał kogoś, kto nazywałby go takimi przezwiskami.

Zmarszczył brwi i odwrócił twarz w stronę nieznajomej osoby. Otworzył sklejone powieki i prawie krzyknął, kiedy zobaczył jednak doskonale znajomą twarz. Nachylał się nad nim Magnus Bane we własnej perfekcyjnej osobie. Na ramionach narzucony miał łososiowy, satynowy szlafrok. Jego twarz nie miała na sobie ani grama makijażu. A ciemne włosy oklapły na jego czoło. Usta wykrzywiały się w wielkim, łobuzerskim uśmiechu.

- No hej, zapomniałeś już o swoim narzeczonym?

Alec rozszerzył oczy. Zapomniał, do cholery, o kim?

- C-co? - wyjąkał zachrypniętym głosem, a Magnus zaśmiał się melodyjnie.

- No, nie udawaj, słońce. - Magnus wyciągnął w jego stronę swoją drobną dłoń i wplótł ją w kosmyki jego włosów, które były krótsze niż kiedykolwiek.

Wizyty u fryzjera też nie pamiętał.

- Wybacz. - mruknął.

Bane uśmiechnął się jeszcze szerzej i zjechał palcami na policzek Alexandra. Jeździł nimi po jego delikatnej skórze, a ten, mimo nietypowej sytuacji, w której był, rozpływał się pod jego dotykiem. Mruczał jak kotek i przymknął swoje powieki delikatnie. Kiedy je otworzył, twarz Magnusa znajdowała się jeszcze bliżej.

- Chcesz powtórzyć rundkę z poprzedniej nocy? - Alec zmarszczył brwi. - Mam ci przypomnieć, co? - uniósł jedną brew do góry i pocałował mocno Alexandra.

Na początku Lightwood w ogóle nie zarejestrował, że usta Azjaty dotykają jego warg. Marzył o tym momencie od kiedy tylko go poznał, a teraz ten całował go z całej siły i jeździł palcami po jego nagim ramieniu. Alexander szybko się zreflektował. Zamknął, wcześniej szeroko otwarte oczy i oddawał pocałunki z pasją.

Ich usta obijały się o siebie, a języki tańczyły w sobie znanym tańcu.

Alec od razu się podniecił i poczuł, że mężczyzna też, bo jego erekcja dociskana była do uda Lightwooda. Ciemnowłosy jęknął w gorące wargi Bane'a, kiedy tez zszedł ręką niżej i ścisnął między palcami jego stojący sutek. Potem powtórzył to samo z drugim, a Alexander w zamian dawał mu jęki i sapnięcia.

Azjata w końcu oderwał się od całowania chłopaka i spojrzał w zamroczone podnieceniem tęczówki.

- Teraz ci się przypomniało? - Alec w odpowiedzi pokręcił głową.

Magnus za to oblizał usta i znowu położył rękę na jednym z jego sutków. Uszczypnął brodawkę, żeby nachylić się nad jego klatką piersiową i owinąć wokół niej usta. Zasysał się na niej, a Alec jęczał i wyrzucał uda do przodu, szukając tarcia dla swojego penisa uwięzionego pod materiałem bokserek. I dostał ukojenie, kiedy wolna dłoń Magnusa ścisnęła jego członka. Alexander prawie rozpadał się pod dotykiem Azjaty.

- A teraz pamiętasz? - mruknął, masując penisa przez materiał bielizny.

- N-nie. Prze... Przepraszam. - wyjęczał, wypychając biodra do góry.

Magnus pewnym ruchem przycisnął je do materaca.

- To niedobrze. Dalej chcesz, żebym ci przypomniał? - ułożył usta w podkówkę i przekrzywił głowę w bok.

Alec pokiwał energicznie głową, domagając się więcej dotyku.

Magnus jeszcze raz wpił się w jego pełne usta, przygryzając wargę, a kiedy Alexander uchylił je lekko, ten zaczął pieścić jego podniebienie. Jedną ręką obejmował jego policzek, a drugą dalej zajmował się jego członkiem. W końcu oderwał się od całowania i zaczął schodzić ustami niżej. Najpierw obcałował całą jego twarz, potem zjechał nimi na jego szyję. Przejechał po jednej z wystających żył zębami, a Lightwood zadrżał na ten ruch. Potem Bane przyssał się do miejsca pod jego żuchwą i zostawił tam czerwoną malinkę, którą polizał, żeby ukoić pieczenie.

Potem obcałował całą klatkę piersiową, znowu poświęcając trochę czasu stojącym sutkom. Alec prawie piszczał i był naprawdę blisko. W końcu, jak dobrze zdawał sobie z tego sprawę, to było jego pierwsze zbliżenie z kimkolwiek. Był pewny, że gdyby Magnus przyspieszył swoje ruchy ręką, pewnie dawno doszedłby w materiał bielizny.

Azjata kontynuował wędrówkę. Jeździł końcówką języka po jego brzuchu, a na skórze ciemnowłosego pojawiła się gęsia skórka. Kiedy Bane zszedł ustami do gumki od bokserek, zaprzestał i spojrzał na Alexandra.

- Popatrz na mnie. - szepnął, a Alec z trudem otworzył oczy, które wcześniej zaciskał z nadmiaru wrażeń. - Jesteś pewny? - chłopak kiwnął głową. - Użyj słów.

- T-tak, jestem pewny. - wysapał z trudem.

Po tych słowach jednym ruchem ściągnął z niego bokserki, a jego twardy penis opadł ciężko na brzuch. Lightwood skopał z siebie bieliznę. Magnus już miał owijać swoje wargi na jego członku, kiedy zatrzymał się i jeszcze raz spojrzał na jego twarz. Na początku złapał go u podstawy i zaczął lekko pompować. Alec jęknął.

Bane pochylił się i znowu go pocałował, a jęki wpadały w usta Magnusa. Jego ruchy ręką zaczęły być coraz szybsze i kiedy chłopak oderwał się do jego ust, Alec podekscytowany otworzył oczy i... Wrzasnął. Po prostu głośno wrzasnął. Krzyk uciekł z jego gardła i natychmiast odskoczył od pierdolonej Camilli Belcourt, która siedziała w jego łóżku i uśmiechała się do niego szeroko.

Co do kurwy?


Alec natychmiast usiadł i oddychał głęboko. To był najlepszy i najgorszy sen w całym jego życiu. Zdołał się zmienić w ciągu jebanej minuty!

Alexander znajdował się już w swoim pojedynczym łóżku. Rolety były zasłonięte, obok jego głowy leżała jego komórka, a wokół nie słychać było żadnej żywej duszy. Chłopak ponownie opadł głową na poduszki i zdał sobie sprawę, że jest w połowie twardy.

- Ja pierdolę... - mruknął.

Zajebiste rozpoczęcie dnia.

 Reszta niedzieli minęła raczej spokojnie. Alexander zajął się odrabianiem zadań i czytaniem książek. Zjadł obiad z mamą, Isabelle i Maxem, który spędzał ten weekend z dala od ojca. Odbył również rozmowę z młodszą siostrą, w której oczywiście wymyślił na poczekaniu, że poszedł spacerować po imprezie, a telefon wypadł mu gdzieś na trawę i znalazł go dopiero po kilku godzinach. Zignorował fakt, że pół nocy padało i jego komórka nie powinna działać i posłał Isabelle szeroki uśmiech. Ta skomentowała to zmrużeniem oczu i zdaniem, że za nic mu nie wierzy, ale poczeka, aż będzie gotowy, żeby powiedzieć jej prawdę.

Alecowi było głupio. Naprawdę chciał powiadomić Izzy o swoim odkryciu, ale wiedział, że jego siostra jest zbyt wybuchowa i pewnie od razu chciałaby powiedzieć o wszystkim Magnusowi, nie zważając na konsekwencje tego, co mogło się później stać.

Aż ciarki przeszły mu po plecach. Ale to chyba nie było normalne? Taki strach przed ujawnieniem uczuć? Nie wiedział, ale był przerażony tym, że Bane mógłby się o tym dowiedzieć, nawet jeśli wcześniej zerwałby z Camille.

Około siedemnastej oglądał z Maxem jakąś bajkę na telewizorze w salonie. Zajadali się przekąskami, które Maryse kupiła dzień wcześniej i Alec na chwilę zapomniał o tych wszystkich szalonych rzeczach, które ostatnio działy się w jego życiu. Kiedy pod wieczór myślał o tym momencie na kanapie, doszedł do wniosku, że chciałby tam spędzić resztę życia. Zawieszony gdzieś pomiędzy rzeczywistością, oglądając animowane postacie. Z dala od problemów, uczuć, szkoły i fałszywych dziewczyn.

Po prysznicu, który wziął około dwudziestej trzydzieści, usiadł do swojego biurka i rozłożył przed sobą eseje Camilli, w sumie to Clary. Były trochę wygięte przez czas spędzony w szafie (Alec ma poważną traumę) i przez deszcz, który dopadł go nad ranem.

Zabrał kilka prac i zaczął je czytać.

Na pierwszej z nich w prawym górnym rogu widniało nazwisko Clary, a na środku kartki umieszczony był temat: "Otwórz oczy i zobacz." Alec od razu skojarzył to z konkursem, który odbywał się raz w szkole. Pamiętał nawet, jak rudowłosa razem z koleżankami ze swojej klasy, wykonywała ozdoby na tablicę, gdzie wywieszony był regulamin.

Nie. Teraz zamknij oczy i wyobraź sobie siebie w twoim wymarzonym miejscu. Może to być dom, szczyt góry, plaża, las, łódka na środku jeziora, zatłoczone miasto. Wyobraź to sobie i otwórz oczy. Ja stoję właśnie nad brzegiem morza. Fale uderzają i rozbijają się o skały. Promienie słońca muskają moją bladą skórę. Stopy zatapiają się w mokrym i zimnym piasku. Słyszę skrzeczące mewy, które latają nad moją głową. Masz dalej otwarte oczy? Zamknij je na trzy sekundy, otwórz jeszcze raz i dojrzyj.

Alec pamiętał ten początek. Pamiętał jak Camille stała na środku auli i czytała esej, jako pracę, która wygrała i która została zakwalifikowana do kolejnego etapu. Doskonale pamiętał jej głos, jak jej usta pomalowane na czerwono poruszały się z każdym słowem. Pamiętał jak dumnie stała, a oczy lśniły jej, jakby co najmniej odbierała Nobla. A teraz okazuje się, że to wszystko było tylko ułudą. Kłamstwem, bo praca nie należała do niej, tylko do kogoś, kto ukrywał się ze swoim talentem.

I Alec. Alexander Lightwood, który uważał się za nawet dobrego pisarza owych prac, wiedział, że przy wypocinach Clary nie miał szans. Były za dobre.

Odłożył przeczytany esej na bok i chwycił kolejny. Nazwisko znowu w górnym, prawym rogu i temat na środku kartki: "Życie jak skomplikowany labirynt, z którego nie można wyjść, a im dalej – tym trudniej".

Kiedy byłam dzieckiem, zawsze marzyłam o zabawie w wielkim labiryncie. Takim z prawdziwego zdarzenia. Marzyłam o wielkich krzaczastych ścianach i nagrodzie na końcu. O takim, który mogłam zobaczyć na przykład w „Harrym Potterze" czy w „Więźniu Labiryntu" (pomijając Dozorców – ich nie chciałabym spotkać). Jednak wtedy nie myślałam o tym, że wyjście z tej pułapki, szukanie drogi na zewnątrz jest takie trudne. Myślę, że wtedy dopiero zaczęłam wchodzić na swój labirynt życia.

Schemat się powielał, już słyszał ten początek. Słyszał jak nauczyciel od angielskiego, czyta go całej klasie i mówi, że tak powinny być pisane wszystkie eseje. Słyszy oklaski i śmiech Camille, która odpowiada, że się zawstydziła.

Alec prawie zgniótł w rękach kartki. Camille nie zasługiwała na to wszystko, co jej dawano. Na uznanie, dobre oceny i zaufanie. Belcourt była oszustką. Kłamliwą, zdradziecką...

- Alec? - nagle jego drzwi otworzyły się, a przez szparę wyjrzała głowa jego matki.

Chłopak uzbierał szybko kartki na kupkę i wcisnął je w szufladę biurka. Obrócił się na krześle obrotowym i kiwnął głową do matki. Ta weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Potem usiadła na łóżku i spojrzała na niego badawczo.

- Przyszłaś tu na mnie patrzeć, czy..?

- Ale żeś się dowcipny zrobił. - pokręciła głową i rozejrzała się po jego pokoju i wróciła do niego wzrokiem. - Chciałam pogadać o tym, jak się czujesz.

Alec zmarszczył brwi.

- Dlaczego?

- Bo jesteś moim synem, Alec i widzę, że coś się dzieje. Coś poważnego. Na początku wydawało mi się to błahe, każdy nastolatek przez coś podobnego przechodzi. W końcu sama kiedyś byłam młoda, ale to zrobiło się poważniejsze. I nie potrafię patrzeć na to, jak powoli znikasz. Martwię się, synku.

Aleca zalał stres i wstyd. Zrobiło mu się gorąco i chciał wymiotować.

- Wiem, że to trudna sprawa i pewnie jesteś zmęczony, ale, kochanie, chciałabym, żebyś pogadał z kimś. Oczywiście, jeśli będziesz gotowy, to możemy umówić się do psychologa, specjalisty i razem damy radę. - złapała jego dłoń, opartą na kolanie i kreśliła wzorki na jego skórze.

Alexander nie wiedział, co powiedzieć, więc pozostał cicho i odwrócił głową w drugą stronę, żeby nie musieć patrzeć w oczy matki i żeby ta nie zobaczyła jego łez.

- Jeszcze raz rozumiem, że to trudne i proszę cię, chcę, żebyś to przemyślał. - zatrzymała się na chwilę, a Alec połknął gulę w gardle. - Kocham cię i zbieraj się do spania, bo jutro nie wstaniesz. - zabrała rękę z jego skóry i po chwili chłopak został sam.

Jak w jakimś amoku podszedł do drzwi i je zamknął. Wtedy, jakby automatycznie potok łez uciekł z jego oczu i zmoczył jego policzki. Tego było za dużo.

Podobno ludzie dostają tyle cierpienia, ile są w stanie znieść. I Alecowi wydawało się, że gówno prawda. 


Dzień później, w poniedziałek o godzinie ósmej trzydzieści stał przed domem Magnusa i czekał, aż ten się z niego wygrzebie. Tego ranka było zimniej niż ostatnio, więc Alec nałożył na siebie długie, czarne dżinsy, sweter i dżinsową kurtkę ocieplaną wewnątrz. Jak zwykle na ramieniu miał swoją niezawodną torbę, a na głowie beanie, której nie lubił, ale dzisiaj jego włosy postanowiły mieć zły dzień, więc był zmuszony ją założyć.

Jego stopa stukała o chodnik, a on przeglądał Instagrama.

Dzisiaj też chciał uniknąć Magnusa i iść samemu, ale ten zadzwonił rano i Alexander z przyzwyczajenia odebrał, nie myśląc dwa razy. Wtedy Magnus powiedział, że albo idą razem dzisiaj, albo Bane napadnie go w jego domu lub w szkole.

Więc Lightwood się zgodził, a Magnus się spóźniał.

Sprawdził godzinę i podniósł wzrok, kiedy w tym samym czasie z domu wypadł Azjata. Zeskoczył ze schodów i robiąc piruet, zbliżył się do furtki, otworzył ją z gracją i ukłonił się przed Alekiem.

- Wow - powiedział zgryźliwie.

- Witaj, mój najlepszy przyjacielu, któremu odwala i który postanowił się izolować, ale przyszedłem to zmienić i pogadać z tobą o tym, co cię gryzie. - uśmiechnął się, dalej ukłoniony w pół, a Alec przewrócił oczami, ruszając do przodu.

- Nic mnie nie gryzie.

- Jasne! Już to widzę. - odparł Magnus zza niego i szybko go dogonił, wyrównując kroku. - Jak impreza w sobotę? Bo ja totalnie odleciałem. Nawet nie do końca pamiętam, co się działo, jak mam być szczery. - Alexander przełknął ślinę.

- Była spoko.

- Tylko spoko? Naprawdę się staraliśmy z Camille.

- Zapewne. - odparł i musiał wyrzucić nieprzyjemne obrazy sprzed oczu. 

Kurwa, wspomnienia tej nocy nigdy nie odejdą.

- A ty jak się bawiłeś?

- Tak, jak zawsze, bawię się na imprezach. Było okej. - Magnus spojrzał na niego badawczo, a Alexander wytrwale zatrzymał wzrok na jakimś obiekcie przed sobą.

- Czegoś mi nie mówisz. - Alec zagryzł wnętrze policzka.

- Zdaje ci się.

- Nie, nie zdaję. Prawda jest taka, że coś ukrywasz i w końcu się tego dowiem. - gwałtownie zatrzymał Aleca, łapiąc go za ramię i wymierzając palec wskazujący w jego klatkę piersiową. - I albo się ogarniesz i w końcu powiesz o chuj ci chodzi, albo koniec, Alec. Mam dość przyjaźni, gdzie ciągle coś ukrywasz, nie mówisz mi. Nie na tym to polega. - skończył i ruszył do przodu, nie czekając na Lightwooda.

A ten stał na środku chodnika zszokowany. Zalało go poczucie winy, wstyd i wielki smutek. Magnus miał go dość. Ale gdyby Magnus dowiedział się prawdy, pewnie by go znienawidził. Odgonił łzy i wziął drżący oddech. Musiał coś zrobić.

Spojrzał za postacią Magnusa, ale ten już dawno zniknął za rogiem. Alexander ruszył na drżących nogach, obmyślając plan w głowie. Musiał mieć więcej dowodów. Tak, żeby pokazać to Magnusowi i zaszantażować ją, żeby nie mówiła nic o jego uczuciach wobec chłopaka. Tylko jak zdobyć kolejne dowody? Gdzie?

Westchnął i przypomniał sobie o jeszcze jednym, a eseje w jego torbie, jakby zaczęły ciążyć. Wyjął więc z powrotem telefon, wszedł na Messenger'a i wybrał konwersację z Clary.

Możesz wyjść na lunchu na zewnątrz obok drzewa przy naszej ławce? To pilne.

Jak pilne, że chcesz wyciągnąć mnie z ciepłej szkoły na tę zawieruchę?

Sprawa życia i śmierci. Proszę, bądź tam.

Dobra. Do zobaczenia.

Pa.

Kiedy doszedł pod szkołę, w zasięgu wzroku nie znalazł nikogo ze znajomych. Tak, jakby nawet Magnus rozpłynął się w powietrzu. Alec westchnął i przekroczył próg budynku. Gwar rozmów i ciepło ogarnęły jego ciało. Uczniowie stali przy swoich szafkach, niektórzy siedzieli na podłodze przy klasach, a inni spacerowali po korytarzu.

Alexander doszedł do swojej szafki, wpisał kod i zostawił w niej zbędne rzeczy. Wyciągnął kilka książek i wtedy dostrzegł pomiętą kartkę na dnie. Spakował podręczniki do torby i chwycił świstek papieru. Rozłożył go i zauważył na nim jedno zdanie: "Nawet nie próbuj". Alec zmarszczył brwi i od razu skierował swoje podejrzenia w stronę Belcourt.

Wychylił się i spojrzał w stronę jej szafki. Stała tam. Otoczona wianuszkiem dziewczyn z drużyny cheerleaderskiej i patrzyła prosto na niego. Kiedy ich oczy się spotkały, uśmiechnęła się fałszywie i pokręciła głową. Alec zacisnął szczękę. W przypływie jakiejś niewyjaśnionej odwagi podniósł do góry karteczkę i podarł na jej oczach. Potem posłał jej słodki uśmieszek i z trzaskiem zamknął drzwiczki. Poprawił torbę na ramieniu i ruszył do klasy, już nie zwracając uwagi na blondynkę.

Lekcje minęły mu znowu na obserwowaniu Camille. Na tym jak dziewczyna używa telefonu, zgłasza się do odpowiedzi, zaczepia nauczycieli do rozmowy i uśmiecha się słodko. Chciało mu się zwymiotować, kiedy na to patrzył. I to nie tylko przez to, co widział tej nocy, ale też przez dwulicowość, która biła od niej na kilometr. Czemu inni tego nie dostrzegali? Czemu tylko on to do cholery widział?

Kiedy przyszła pora na lunch, wybrał się na dwór. Gdy tylko zimne powietrze uderzyło w jego skórę, ujrzał Clary, siedzącą przy ich stoliku. Była sama, pochylona nad zeszytem. Wokół było tylko kilka osób, które rozmawiały ze sobą lub słuchały muzyki, pewnie, żeby być z dala od wszystkiego, co działo się w szkole. 

Alec dzierżył w dłoni eseje i powoli podchodził do miejsca spotkania. W głowie układał rozmowę i sam siebie zdziwił, kiedy rzucił pracami na ławkę i uderzył w nie wnętrzem ręki. Clarissa przestraszona podskoczyła, a ołówek wypadł jej z ręki.

- A-alec, Jezu, co ty..? - jej spojrzenie powędrowało na niego, a potem na eseje. - Co? - wyjąkała cicho. - Skąd to masz? - odwróciła się do niego z przerażeniem w oczach.

- To nie jest ważne, Clary. Pytanie brzmi dlaczego? Co do cholery? Czemu piszesz jej wszystkie prace, nawet na konkursy? Ona zdobywa nagrody, punkty do college'u. Rzeczy, które powinny być twoje! - wykrzyknął zdenerwowany.

- Alec, nie, proszę. Nie, nie, nie... Nikt się nie może dowiedzieć. - przymknęła oczy, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. - Błagam. Nie możesz powiedzieć nikomu!

- Ale dlaczego?! To oszustwo! To nie są jej prace!

- Alec...

- Clary, dlaczego? Czy ona ci daje za to pieniądze? - rudowłosa pokręciła głową. - To dlaczego? - zbity z tropu usiadł okrakiem na ławce, zwrócony w jej stronę. - Dlaczego?

Więcej łez znaczyło trasę na jej piegowatych policzkach, ale w końcu wzięła drżący oddech i zaczęła mówić:

- P-pamiętasz Jace'a? - Alec zmarszczył brwi i kiwnął głową. Kolegowali się na początku trochę, ale potem ten wyjechał do Europy, gdzie zamieszkał ze swoją babką. Pamiętał, że kiedyś blondyn umawiał się z Fairchild. - Byliśmy razem. Przez długi czas. I, zerwaliśmy właśnie przez Camille. - westchnęła, przecierając łzy. - Wszyscy myślą, że to przez jego wyjazd, że nie mogliśmy być w związku na odległość. Ale Jace wiedział wcześniej, że wyjedzie, ja też wiedziałam. Mieliśmy spróbować. Wiedzieliśmy, że mamy małe szanse, że takie coś wytrzymuje tylko w filmach i w ogóle. Nie wiem, byliśmy naiwni, głupi, zakochani, cokolwiek. Tydzień przed jego wyjazdem pokłóciliśmy się. Wtedy robił jeszcze imprezę pożegnalną i zaprosił znajomych. Camille też tam była. Ja nie poszłam. Mimo nadziei bolał mnie jego wyjazd. Tak cholernie. I no, nie miałam siły.

Clary znowu zaczęła płakać, a Alec zagryzł wargę. Nigdy nie był dobry w pocieszaniu ludzi, więc położył tylko swoją dłoń na jej ramieniu okrytym czarną skórą.

- D-dostałam wiadomość w nocy. Od Jace'a. Napisał, że ze mną zrywa, że to nie ma sensu i wszystko i tak pójdzie się pieprzyć. Wiesz, w jakim szoku byłam? Obiecaliśmy sobie przyszłość. Nie wiem, nie wiem, naprawdę nie wiem. Byłam wystraszona i wstrząśnięta tak bardzo, że nie myślałam wiele i poszłam do niego. W środku nocy, w jego imprezę. Weszłam do jego domu i szukałam go wszędzie-e, do cholery wszędzie. - zapłakała. - I znalazłam go, kiedy pieprzył się... Kiedy on, pieprzył się z Camille. - Alexander prawie spadł z ławki. - Byłam po prostu zrujnowana, zaczęłam krzyczeć, że powiem Magnusowi, że wszystko się skończy, ale ona, o-ona miała zabezpieczenie. Kiedy ja darłam się na nich, ona spokojnie wyciągnęła swój telefon w moją stronę i pokazała mi zdjęcia. Wiem, ze to głupie i nieodpowiedzialne, ale, Boże, jesteśmy tylko głupi nastolatkami. Tak bardzo głupimi i robimy takie głupoty. - płakała dalej. 

- Nie rozumiem. - szepnął, Clary uniosła załzawione spojrzenie.

- Jace wysłał jej moje nagie zdjęcia, które kiedyś przesłałam Jace'owi. Powiedziała, że jak tylko pisnę słówko, to mnie załatwi. Wyśle to do wszystkich, uczniów, nauczycieli, rodziców. Nie wiem. Oczywiście wycofałam się i uciekłam do domu. Byłam cicho. Nie powiedziałam Magnusowi nic, ale ona chciała więcej. - zamilkła na moment.

- Szantażowała cię tym zdjęciem, żebyś pisała jej eseje? - Clary pokiwała energicznie głową i znowu wybuchła płaczem.

Alexander niewiele myśląc, zgarnął ją w ramiona. Ta swoimi rękoma wczepiła się w jego ubrania i umiejscowiła swoją głowę w zgięciu jego szyi, szlochając głośno. Alec rozejrzał się po dworze, ale nikt nie zwracał na nich uwagi.

- P-potem było gorzej. I, i nie umiałam tego zatrzymać. T-te głupie eseje, za-zadania na inne przedmioty. A do tego musiałam udawać w jej towarzystwie, że wszystko jest o-okej, że ją uwielbiam, bo przecież wszyscy to robią. - jej głos drżał. - Alec... Ja tak bardzo jej nienawidzę. Tak bardzo.

- Wiem, rozumiem... Masz do tego prawo. - głaskał ją po plecach.

- Tylko, co ja mam robić? - oderwała się od niego i spojrzała prosto w oczy. Jej twarz była czerwona i mokra od łez. - Co ja mam z tym zrobić? Mam dość tej sytuacji, ale ona nie odpuści. Dalej będzie mnie szantażować. To się nigdy nie skończy.

- Nie... Ja...- Alec pokręcił głową i po szybkim przemyśleniu, wyciągnął telefon z kieszeni. Kliknął ikonkę dyktafonu i powoli otworzyły się przed nim zapisane dźwięki. - Nagrałem to w weekend. Od razu chcę cię ostrzec, że to nie jest coś przyjemnego. - położył urządzenie na ławce i puścił nagranie.

Na początku było cicho, słychać było tylko szelest pościeli i mlaskanie. Potem były słowa, jęki, sapnięcia i głosy, które Clarissa od razu rozpoznała.

Zrobiła wielkie oczy.

- Z panem Hodgem? - Alec pokiwał głową i zatrzymał nagranie. - Jak ty to..? Co?

- Impreza. J-ja... Szukałem dowodów. Miałem podejrzenia wcześniej i wykorzystałem sytuację. Przejrzałem jej laptopa, a potem segregatory, gdzie znalazłem właśnie twoje prace. Potem oni weszli do pokoju, więc musiałem się schować i wyszło na to, że byłem świadkiem tego... - kiwnął głową w stronę telefonu.

- Nie mogę w to uwierzyć. Z nauczycielem? - Alec kiwnął głową.

- Ale to za mało. Muszę mieć więcej dowodów. Zdjęcia, filmy, wiadomości. Nie wiem, nie wiem jak je zdobyć. Boję się, że ona wykona pierwszy krok, że ujawni coś, czego nie chcę, żeby wszyscy o mnie wiedzieli. - Clary kiwnęła głową w zrozumieniu.

- Pomogę ci.

- J-ja nie chcę...

- Nie, Alec, pomogę ci. - starła resztę łez i pociągnęła nosem, prostując się. - To też moja walka. Mam z nią WF. Wezmę jej telefon, postaram się zrobić zdjęcia, jeśli będzie blisko Hodge'a. Pomogę ci, Alec.

- Jesteś tego pewna? A jeśli dowie się, że ty też chcesz wyjawić jej sekret? Co jeśli bez skrupułów doda twoje zdjęcia?

- Nie wiem, Alec. Ale spróbujmy. Musimy, tak? - położyła rękę na jego kolanie, Alec wlepił w nią swój wzrok. - Dla Magnusa. - dodała, a ten spojrzał jej w oczy.

Po chwili kiwnął delikatnie głową.

- Dla Magnusa.


A wieczorem, tego samego dnia, kiedy szykował się do spania dostał kilka wiadomości od Clary. Wszedł w konwersację niemal z prędkością światła, a to, co zobaczył, sprawiło, że jego oczy szeroko się otworzyły, a usta ułożyły w literkę "o". 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro