8.Ten twój wierzgający kolega?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział z dedykacją dla Arise_Rix, która bardzo prosiła o kontynuowanie MK i wytrwale czytała - i mam nadzieje, że nadal czyta - What make you Special?, powiązane z tym opowiadaniem, więc podziękujcie jej oraz wixsii oraz ShadowInDarknes, które mnie męczyły o te rozdziały xD

- TobiMilobi

*****

29 Czerwca 2021

Zły jak nigdy szedł szybkim krokiem, nie zwalniając nawet dla biegnących Yachi i Itsu. Nie był jednak zły na żadną z nich, a na samego siebie, że dał się tak cholernie łatwo podejść tym durnym siatkarzom ze szkoły. Perfidnie chcieli go za jego zdolności, a nie z powodu bycia sobą. Nie obchodziło ich istnienie Shōyō Hinaty, nie, interesowali się zdobyciem Małego Księcia do swojej drużyny za wszelką cenę, ale nie da im tej satysfakcji. Nie pozwoli się znów zmanipulować. Nie pozwoli wejść sobie na głowę. Nie pozwoli...


- Shōyō!


- Shō, czekaj!


...znów ponieść się uczuciu bycia potrzebnym.


- Dajcie mi kurwa spokój! - Warknął.


Obie dziewczyny zatrzymały się gwałtownie. Yachi wyraźnie chciała coś powiedzieć, ale Itsunika położyła jej dłoń na ramieniu i pokręciła przecząco głową. Ona znała go najdłużej i wiedziała, że potrzebuje teraz chwili dla siebie. Shōyō nigdy nie przeklinał, chyba, że był naprawdę bardzo zły i mógł w takim stanie powiedzieć im coś czego by później żałował.


- Shō?


- Co? - Zapytał mało przyjemnie.


- Zadzwoń później, dobrze?


- Jasne...


Słyszał jak odchodzą, ale nie odwrócił się i nie spojrzał za nimi. Był wściekły i rozżalony. Sam nie wiedział właściwie na co, tak naprawdę. Z frustracją uderzył pięścią o automat, który zamigotał i wypluł puszkę z colą.


- A niech ich wszystkich piłka nożna... - Warknął, siadając na ławce.


Zarzucił kaptur na głowę, a nogi podkupił pod brodę. Nienawidził bycia słabym, bezwartościowym i chciał zaistnieć w świecie, ale jako on sam, a nie ten z przeszłości, który wciąż dawał o sobie znać. Uwielbiał i nienawidził swoje zdolności. Przekleństwo i dar. Miał ochotę po prostu zniknąć. Wymazać swoją egzystencję i zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą. Bez przeszłości nawiedzającej go co krok. Chciał być zwyczajny...


- Cholera jasna, chyba tego się nie spierze...


Drgnął zaskoczony, gdy ktoś obok niego stanął. Nie był to nikt z ekipy ani Karasuno, a przynajmniej miał taką nadzieję. Ukrył twarz w kolanach, błagając, żeby ten ktoś sobie po prostu poszedł i nie zauważył go.


- Nie mów, że zasnąłeś w takim miejscu. - Jęknął nieznajomy. - Kiedy mówiłem, że spotkamy się przy automatach, nie miałem na myśli, żebyś obok nich zasnął.


Czy on mówił do niego? Czy kogoś obok? Może pomylił się i wziął za kogoś innego? Hinata niepewnie uniósł głowę w górę i wbił przeszywające, ale jednocześnie zaciekawione spojrzenie na nieznajomego chłopaka, który zesztywniał gwałtownie. Obserwował go niczym drapieżnik ofiarę, analizując położenie w jakim się znalazła, nim przejdzie do ewentualnego ataku. Dziwnie ułożone czarne włosy z o wiele za długą grzywką, która opadała luźno na pół twarzy. Piwne oczy z nutą przemykającego w nich złota. Ubrany w poplamioną zieloną koszulkę, czarne dresowe spodnie i czerwoną bluzę w ręce.


- Eee, sorki, pomyliłem cię z moim kumplem. - Nieznajomy uśmiechnął się niepewnie.


Shōyō prychnął lekceważąco, znów opuszczając głowę, wbijając wzrok w prawo z dala od nieznajomego. Nie miał ochoty na rozmowy, zwłaszcza z nieznajomymi. Jego podły nastrój wręcz wylewał się, więc może chłopak sobie odpuści i pójdzie dalej, oleje go i poszuka kumpla, o którym wspominał. Jego nadzieje szybko umarły, gdy nieznajomy bezczelnie usiadł tuż obok z głupim uśmieszkiem, na który Shōyō wywrócił oczami.


- Fatalny humor, co?


Cisza.


- A wiesz, co pomaga na fatalny humor? - Brunet wyszczerzył się z cwaniacką nutą. - Czekolada~! Lubisz czekoladę? Ja wolę chyba na chandrę coś słonego. Lubisz słone mięso? Mięso jest zajebiste.


Hinata zerknął na niego kątem oka, ale zaraz znów wrócił do obserwowania przestrzeni przed sobą. Co on niby chciał tym paplaniem osiągnąć? Ewidentnie próbował go sprowokować do rozmowy, ale Malin robił tak samo i był zbyt przyzwyczajony do podobnych sytuacji, więc takie zagrywki niewiele na niego działały.


- Hm, nie jesteś typem żarłoka, co? - Mruknął z namysłem. - Siatkówka też jest zajebista na-


- Zamknij się...


No, dobra, była jedna rzecz, która ostatnio go bardzo drażniła i niestety wisielczy humor, wcale nie pomagał.


- Oooo, to ty umiesz mówić!


- Daj mi spokój... - Mruknął, ściągając nieznacznie brwi.


To całe gadanie nieznajomego niesamowicie go męczyło. Miał ochotę uciec jak najdalej, żeby tylko go nie musieć wysłuchiwać. Dlaczego ostatnio wszyscy pieprzą tylko o tym durnym babskim sporcie? Czy to jakaś klątwa? Dowcip od losu?


- Wiesz, że najlepiej swoje frustracje wyrzucić grając w coś fizycznie?


- Ucisz się...


- A najlepszy do tego sport, to siatkówka!


- Nie chcę tego słuchać. - Warknął, a nieznajomy nie wydawał się, żeby go usłyszał.


- Kiedy możesz zagrać i zablokować kilka ataków, to czujesz się jakbyś robił coś niesamowicie ważnego.


- Nie obchodzi mnie to.


- Jest wiele możliwości do tej gry, dużo taktyk, technik.


- Zamknij się.


- Siatkówka jest niesamowita!


- Możesz się w końcu zamknąć?! - Uderzył z furią ręką o ławkę, patrząc wrogo na bruneta. - Gdzieś mam was i waszą pieprzoną siatkówkę! Nie mam ochoty już słuchać o tym! Wszyscy nagle pieprzą jak to bardzo chcą mnie w drużynie, ale nie rozumieją prostej odmowy! Nie mam zamiaru robić za jebanego asa w rękawie i wygrywać wszystko za drużynę, która nawet nie chce nic od siebie dać, a przeciwnicy przestają się starać, bo to nie jest wcale zabawne! Gra przestaje być zabawna!


- Oooh, więc tu cię boli.


Poczuł jak palą go policzki, gdy zrozumiał, że pozwolił na wyrzucenie wszystkiego w twarz nieznajomego chłopaka i zwyczajnie dał się sprowokować. Zacisnął mocniej wargi i schował twarz w kolanach, czując jak mocno pieką oczy. Próbował powstrzymać łzy rozgoryczenia i złości, ale nie umiał. Tego wszystkiego ostatnimi czasy było cholernie za dużo. I jeszcze nawrzeszczał na bogu ducha winnego kolesia, który po prostu ma pasję do siatkówki i niczego złego nie zrobił.


- Przepraszam, nie chciałem krzyczeć... - Wydusił cicho i zacisnął mocniej oczy, słysząc jak bardzo załamał się mu głos.


- Nie, to ja przepraszam, trochę za mocno dociskałem, ale wiesz jak to mówią? Wyrzucenie z siebie wszystkiego to najlepszy rozluźniacz na nerwy. Dużo osób mnie uważa za eksperta w prowokowaniu. - Zaśmiał się lekko, ale widząc brak reakcji, westchnął przeciągle. - Przypominasz mi trochę mojego kumpla. Też go trochę prowokowałem do gry w siatkówkę aż w końcu pewnego dnia wygarnął mi wszystko w twarz i z wyzywał, a potem zatargałem go na chama na trening. Bił mnie po plecach, wydzierał się, że ogoli mnie na łyso i wierzgał jak piskorz. Trener w życiu nie widział, żebym siłą kogoś sprowadził do drużyny, kto jest naturalnie uzdolniony w siatkówkę. Co prawda nie lubi się przemęczać i jest raczej typem osoby, która woli unikać nadmiernego ruchu, ale gra jak złoto. - Wyszczerzył się, a widząc brak reakcji, nachylił się nad chłopakiem. - Ej, nie chowaj się tak, to nieuprzejme dla rozmówcy.


Nieznajomy jednym ruchem dłoni zdjął z jego głowy kaptur, na co Shōyō spłoszony niemal spadł z ławki, odsuwając się gwałtownie w tył. Patrzył przerażonymi, czekoladowymi oczami pełnymi łez, a rude kosmyki naelektryzowały się, robiąc na jego głowie istny busz. Widział szok i niedowierzanie na twarzy nieznajomego, co mogło oznaczać, że go rozpoznał.


- Czekaj, ty jesteś Hinata Shōyō, Mały Książę, co nie?


Szybko naciągnął kaptur znów na głowę, pochylając się do przodu. Chciał znów zniknąć ze świata, tak bardzo nienawidził być w centrum uwagi, a ten koleś był nachalny jak cholera i jeszcze odkrył kim jest.


- W sumie to by wyjaśniało czemu zniknąłeś tak nagle z poletka sportowego. Chyba sam bym w ogóle przestał grać, gdyby wszyscy patrzyli tylko na moje umiejętności i nic nie robili sami z siebie.


Ku zaskoczeniu Shōyō, chłopak nie zachwycał się nad nim i nie próbował naciskać, jakby doskonale go rozumiał. Nie traktował jak kogoś wyjątkowego. Lepszego od innych.


- Sporty przestały być zabawne, gdy wszyscy polegali tylko na mnie... - Szepnął tak cicho, że ledwie sam siebie zrozumiał. - Nie chcę pakować się do kolejnego miejsca, gdzie wszystko skończy się tak samo...


- Skąd wiesz? A przy okazji, Kuroo Tetsurō jestem, bo chyba się nie przedstawiłem jeszcze. - Wyszczerzył się wesoło. - Wiesz, Kenma też był przeciwny grze w siatkówkę, ale kiedy zobaczył naszą grę to się do niej przekonał i dał sobie i reszcie drużyny szansę.


- Kenma, to... - Shōyō niepewnie podniósł na niego oczy. - Ten twój wierzgający kolega?


- Tak. - Kuroo parsknął śmiechem. - Miałem po tym tyle siniaków, że myśleli, że mnie w domu biją. - Shōyō uśmiechnął się słabo. - Co do drużyny, w której masz przynależeć, to skąd wiesz, że chcą ciebie tylko dla twojej przeszłości? Może nie wiedzą, że to ty jesteś Mały Książę i chcą, żebyś dołączył, bo widzieli jak grasz w inny rodzaj sportu? Albo zwyczajnie dla samego faktu, że nie przynależysz do żadnego klubu?


- Musieliby chyba żyć pod kamieniem. - Wywrócił oczami. - Nie ma opcji, żeby nie wiedzieli i chcieli mnie tak po prostu... Świat tak zwyczajnie nie działa...


- Czasami świat gry działa wbrew zasadom. - Przyznał ktoś inny. - Przepraszam za spóźnienie, Kuro.


Obok nich zjawił się niewiele wyższy chłopak od Hinaty, o farbowanych blond włosach z ciemnym odrostem. Ubrany w biała koszulkę, ciemne spodnie i żółtą bluzę z kapturem. Złotymi oczami niczym u kota, spojrzał z nikłym zaciekawieniem na Hinatę, który obserwował zaś jego konsolę PSP trzymaną w ręku. Na ramieniu miał torbę , na której zwisała smętnie czerwona bluza z logiem Nekoma.


- Jesteście z Nekoma?


- Yup. - Kuroo wyraźnie sie ucieszył, że zostali rozpoznani do jakiej szkoły chodzą. - Przyjechałem specjalnie dziś z Kenmą po jedną grę, której nie ma u nas. A właśnie, masz ją?


- Niestety nie. - Kenma był wyraźnie zawiedziony.


- W sklepie Gamer Zone niedaleko stąd sprzedają ciekawe gry. - Shōyō podniósł na niego wzrok. - Mają fajną promocje, bo za zakup trzech gier, czwartą dostajesz gratis. A jeżeli nie spodoba ci się, to możesz zwrócić lub zamienić na inną o podobnej wartości.


- Chętnie sprawdzę, dziękuję.


- To Hinata Shōyō. - Kuroo postanowił się wtrącić.


- Kozume Kenma. - Skinął głową do chłopaka. - Kuro, idziemy? Głodny jestem, a bateria w mojej konsoli rozładowała się i nie mogłem znaleźć gniazdka w galerii do podładowania.


- Jasne, jasne!


Wstał na równe nogi, uprzednio klepiąc Hinatę po głowie jakby chciał go tym pokrzepić do dalszego działania i nie poddawania się widmu przeszłości. A może tylko on tak to widział?


- Ah, właśnie Shōyō. - Odwrócił się nagle do rudzielca. - Wpadnij jutro do Nekoma wieczorem, mamy mały trening i może ci się spodoba. Nie naciskam jakby coś. W końcu musiałbyś jechać aż do Tokio.


Hinata patrzył na niego dłuższą chwilę i opuścił głowę, wbijając spojrzenie w beton.


- Um, K-Kuroo-Senpai? - Zagadnął cicho.


- Hm?


Kuroo cierpliwie czekał aż chłopak coś z siebie w końcu wydusi. Nie poganiał go, bo znał po prostu ten typ człowieka.


- Mogę... Mogę zabrać ze sobą kogoś jeszcze?


- Pewnie! Nie widzę przeszkód, a ty Kenma?


- Mnie w to nie mieszaj...


- Kenma też się zgadza.


- Kuro...


Pożegnali się z nim i ruszyli w swoją stronę. Obserwował ich dłuższą chwilę aż nie zniknęli za rogiem. Westchnął ciężko, znów podkulając nogi pod brodę. Czy powinien się znowu pakować w coś tak niedorzecznego jak sport drużynowy? Może Kuroo miał rację i chcieli go z czystej sympatii? On też przecież zareagował na niego jak na zwykłego człowieka, a nie gwiazdę, co jemu bardzo odpowiadało.


- Czemu wszystko musi być takie skomplikowane...


Wstał i ruszył w stronę domu, wyciągając telefon z zamiarem napisania do ekipy, żeby się nie martwili o niego. Musiał się na spokojnie z tym przespać i pomyśleć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro