01

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


KILKA MIESIĘCY WCZEŚNIEJ

       Łomot, a właściwie to echo głośnego walenia w drzwi wyrwało mnie z drzemki, powodując tym samym, że zerwałam się nagle z miejsca, co było swoistym błędem. Poślizgnęłam się i osunęłam na dno wanny, w której się właśnie znajdowałam, a która wypełniona była po brzegi wodą, więc mój niespodziewany ruch spowodował zalanie nią podłogi. Automatycznie, z wrażenia, rozchyliłam usta i się zadławiłam. Wynurzyłam się, kaszląc gwałtownie, próbując złapać oddech, starając się zorientować, co się właściwie działo?

Kolejne uderzenia dotarły do mnie, sugerując, że ktoś stał pod drzwiami mieszkania, gdy ja, jakimś cudem zasnęłam podczas brania kąpieli.
Podniosłam się, sięgnęłam po ręcznik, by owinąć nim ciało i odkręciłam kurek, wypuszczając wodę. Złapałam również drugi, mniejszy kawałek materiału i zajęłam się osuszaniem włosów, jednocześnie opuszczając łazienkę, by dotrzeć do korytarza. Zerknęłam przez judasza i dostrzegłam niezbyt wyraźną twarz przyjaciółki. Jęknęłam cicho i przekręciłam klucz, otwierając przed nią drzwi. Odsunęłam się, wpuszczając ją do środka i uśmiechnęłam się do niej lekko, krzywo, ponieważ omalże przez nią nie zginęłam. Nawet jeśli tego nie planowała. Jej usta, które pomalowała na bordowy kolor, zdobił szeroki, radosny uśmiech, a w dłoni dzierżyła butelkę wina.

— Pali się? — spytałam retorycznie, przyglądając się jej. — Prawie się utopiłam z wrażenia, jak usłyszałam to walenie — dodałam w ramach wyjaśnienia, obserwując jednocześnie, jak szatynka się rozbiera.

Oczywiście, wcale nie byłam zła o to, że do mnie przyszła, ale zazwyczaj umawiałyśmy się w jakikolwiek sposób wcześniej, zwłaszcza że Ada miała świadomość, że jutro planowałam lecieć do Stanów.

I najpewniej prowadziłabym z nią luźną rozmowę jeszcze przez chwilę, gdyby nie to, że przypomniałam sobie o mokrych płytkach w łazience. Odwróciłam się gwałtownie, nie mówiąc nic i wpadłam do pomieszczenia, od razu wygrzebując z kosza na pranie jakiejś ciuchy, by móc rzucić je na podłogę. Zalanie sąsiada z dołu nie było moim marzeniem, zdecydowanie nie.

— Co ty robisz? — zapytała ciemnowłosa, wsuwając głowę przez futrynę, właściwie tylko kukając do środka.

Przynajmniej taki miała plan, dopóki nie zobaczyła, co się stało.

— Szukam szkła kontaktowego — mruknęłam niezbyt uprzejmie, zsuwając ręcznik z głowy, by móc nim wytrzeć kolejny kawałek podłogi.

Wykręciłam materiał nad wanną i powtórzyłam tę czynność jakieś milion razy. Może mniej, ale tylko dlatego, że Adrianna postanowiła się poświęcić i mi pomóc.

— Zawsze zrzędzisz przed rocznicą jej śmierci — fuknęła Ada, rzucając mi oskarżycielskie spojrzenie. — I nigdy nie wiem, czy to okres, czy faktycznie jesteś smutna — dodała, uśmiechając się złośliwie.

Wywróciłam oczami, nawet nie ukrywając, że jej słowa mi się nie podobały. Nie dlatego, że były ironiczne, a z powodu wspomnień. Chciała mnie rozbawić, wiedziałam o tym. Jednak naprawdę dziwnie nieswojo się czułam, gdy przychodził koniec października. Ciocia Aniela nie żyła już niemalże cztery lata, a ja nadal miałam wrażenie, jakbym tkwiła jeszcze wczoraj przy jej łóżku. Bo to ja byłam tą, która była przy niej, aż do samego końca. I chociaż chciałabym skłamać i udawać, że końcówka jej życia była piękna, nie potrafiłam. Cierpiała. Długo. Za bardzo, a ja nie umiałam zrobić nic. Mogłam tylko patrzeć, jak życie gaśnie w oczach mojej ukochanej cioci.

— Hej, wszystko okej? — zapytała szatynka, szturchając mnie delikatnie łokciem w bok.

Potrząsnęłam głową i spojrzałam na nią, uśmiechając się lekko. Podłoga była już sucha, więc mimo tego, że pogrążyłam się w myślach, działałam automatycznie.

— Tak, jasne, dzięki — odparłam po chwili, odrzucając ręcznik do wanny, postanawiając najpierw się ubrać, a później dokończyć sprzątanie.

Dodatkowo nie chciałam, by padło kolejne pytanie, które zdecydowanie planowała zadać. Nie byłam na nie gotowa. I właściwie nigdy nie będę, chociaż musiałam pogodzić się z myślą, że miłość mojego życia okazała się patentowanym kłamcą i dupkiem.

— Rozgość się, a ja się ubiorę — poprosiłam, uśmiechając się na nowo, chcąc ją upewnić w tym, że wszystko było ze mną w porządku.

Znała mnie od kilkunastu lat, a mimo to starałam się, jak mogłam, by czasami oszukać ją. Nie dlatego, że jej nie ufałam, a po to, by jej nie martwić. Właściwie, po moim zerwaniu z Olkiem to ona rzucała więcej niepochlebnych epitetów pod jego adresem, jak ja.

Nie czekając na jej reakcję, odwróciłam się i skierowałam do sypialni. Moje mieszkanie nie było duże. Posiadało tylko kuchnię z salonem, łazienkę i sypialnię, ale należało do mnie, a to było dla mnie najważniejsze. Samodzielność. Oczywiście, gdyby nie pieniądze, które zostawiła mi w spadku ciocia, niewiele bym zrobiła, a na pewno nie tak szybko. Tęskniłam za nią bardzo mocno, ale właśnie ona wierzyła we mnie na tyle, by ułatwić mi drogę do spełnienia marzeń. Nawet jeśli sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę chcę. I dojście do tego zajęło mi ostatnie dwa lata, ale było warto. Byłam własną szefową, odpowiadałam tylko przed sobą. Miałam świetną pracę, cudowną przyjaciółkę i rodzinę. I nic więcej nie potrzebowałam.

Weszłam do pokoju, kierując się od razu do części, gdzie na moje zlecenie stolarz zrobił ogromną szafę, mieszczącą się na całej ścianie. I chociaż całe wnętrze umeblowane było na biało, to granatowo-szare ściany dodawały mu jakiegoś szyku i powagi. A przynajmniej tak twierdziła Ada. Nie kłóciłam się z tą opinią. Zwłaszcza że całe mnóstwo drobnych, kolorowych bibelotów robiło za dekorację.
Przesunęłam drzwi od szafy i rozejrzałam się po niej, chcąc znaleźć coś odpowiedniego do ubrania. Nie potrafiłam przypomnieć sobie, co miała na sobie Adrianna, więc zmarszczyłam brwi, sięgając po komplet białej bielizny. Miałam się odezwać i spytać, czy planujemy gdzieś iść, ale zauważyłam jej odbicie w lustrze, które zakrywało drzwi szafy.

Przekręciłam głowę i uśmiechnęłam się do niej lekko, oceniając jej wygląd. Dwuczęściowy komplet w kolorze bordowym opinał jej ciało, leżąc na niej jak druga skóra. Oficjalnie odkrywała tylko kawałek ciała na brzuchu, w miejscu, gdzie kończyła się góra, a zaczynała wąska spódnica, ale w tym przypadku mniej znaczyło więcej. Wyglądała obłędnie. I nawet ja musiałam to zauważyć.

— Wychodzimy dzisiaj gdzieś?

— Tak — potwierdziła, uśmiechając się do mnie. — Uznałam, że to nasz ostatni raz, ostatni wieczór, gdy możemy narzekać na naszych byłych. To taki wieczór pożegnania. Kończymy z nimi definitywnie, ale dzisiaj jeszcze możemy rozpaczać — wyjaśniła, mrugając do mnie.

A ja stałam i wpatrywałam się w nią, zupełnie nie wiedząc jak to skomentować. W ciągu ostatniego miesiąca tylko raz pokazałam, co naprawdę czuję. Płakałam kilka godzin, wlewając w siebie malinową nalewkę domowej roboty, żaląc się i łudząc jednocześnie, że Aleksander żartował i wcale nie skończył naszego dwuletniego związku. Jednak to zrobił. I niezależnie ile bym łez wylała, to był fakt.

— Same? — Spojrzałam na nią kątem oka, sięgając jednocześnie po szarą sukienkę, która wisiała na wieszaku.

Miała elastyczny materiał, idealnie opinała się na ciele i posiadała kilka wycięć na wysokości biustu, ładnie go dzięki temu eksponując.

— Powiedziałam reszcie, że spotkamy się w klubie, koło dwudziestej trzeciej — odpowiedziała, unosząc kciuk w górę, dając mi tym samym do zrozumienia, że popiera mój wybór, jeśli chodziło o strój.

— Ale najpierw zalewamy smutki tutaj.

— Idę otworzyć wino — dorzuciła z rozbawieniem szatynka, opuszczając mój pokój.

Ja zrzuciłam z siebie ręcznik i ubrałam bieliznę, cieliste rajstopy, a później sukienkę.
Włosy nadal miałam mokre, w nieładzie, skołtunione, ponieważ niezależnie od ilości odżywki, której używałam, nie chciały ze mną współpracować.
Zabrałam ręcznik z podłogi, zasunęłam szafę i opuściłam sypialnię, kierując się do łazienki, która o dziwo była już ogarnięta, co musiało być zasługą mojej przyjaciółki.
Odwiesiłam ręcznik na miejsce i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, uśmiechając się sama do siebie.

Doceniałam inicjatywę Ady, ale nie miałam najmniejszej ochoty na wspominanie Olka. Chciałam, by był tematem zamkniętym, zakończonym i wydawało mi się, że dobrze grałam swoją rolę zadowolonej z życia singielki. Szkoda tylko, że Adrianna znała mnie za dobrze i wiedziała, że udaję. Ceniłam jej dobre chęci, ale przerażała mnie jeszcze siła uczuć, jakimi darzyłam swojego byłego. Potrząsnęłam głową, odganiając od siebie ponure myśli i udałam się do salonu, gdzie na czerwonej kanapie siedziała Ada. Na stole przed nią stała butelka czerwonego wina i dwa, do połowy pełne kieliszki.

— Dziękuję — podeszłam do mebla, by usiąść obok niej — ale zdecydowanie nie musiałaś za mnie sprzątać.

— Miałam chwilę, więc to żaden problem — podsumowała, spoglądając na mnie. — Jak się czujesz?

— Dobrze — powiedziałam automatycznie, biorąc do ręki kieliszki.

Jeden oddałam przyjaciółce, a drugi uniosłam w geście toastu.

— Za nas. I za przyjaźń — dodałam, uśmiechając się do niej z wdzięcznością.

Szatynka powtórzyła moje słowa, odwzajemniła gest i zmarszczyła brwi, upijając spory łyk wina.

— A tak naprawdę? Jak naprawdę się czujesz? — ponowiła pytanie, bacznie mi się przyglądając.

Westchnęłam cicho, rozumiejąc, że pomimo usilnych starań, wcale nie potrafiłam dobrze maskować bólu. Skrzywiłam się, upiłam porządny łyk wina, czując, jak jego smak łagodnie rozchodzi się po moim języku. Było słodkie, dokładnie tak jak lubiłam.

Pytanie Ady dźwięczało mi w głowie, wywiercając dziurę, zmuszając mnie do rozmyślań. Jak się czułam?
Czy naprawdę było tak dobrze, jak sobie wmawiałam? 
Czy może jednak wrażenie, że zasztyletował moje serce za pomocą kilku słów, było prawdą? 
Okłamywałam nie tylko wszystkich dookoła, ale i samą siebie. Czułam się potwornie źle. Jakbym nie była wystarczająco dobra, ładna, odpowiednia dla niego, jak i dla kogokolwiek.
Wybrakowana.
I jeśli z tym wiązała się miłość, nie chciałam jej nigdy więcej w moim życiu.

— Chyba spotkanie z tirem byłoby przyjemniejsze niż to, co zrobił mi on — wyznałam cicho, koniuszkiem języka zwilżając wargi.

Nie było to łatwe. Wypowiedzenie tego na głos, ponieważ odnosiłam wrażenie, że milcząc, mogłam sprawić, by to nie było prawdą. Tak długo, jak o tym nie mówiłam, to po prostu nie istniało. Łudziłam się, ale czasami takie złudzenia były sporo warte.

Ada pokiwała głową ze zrozumieniem i złapała moją rękę, zaciskając na niej palce. Sama kilka miesięcy wcześniej rozstała się z Emilem, więc była na dalszym etapie godzenia się ze stratą. Właściwie wrzuciła już nawet jedynkę i ruszyła dalej, co lubiła podkreślać podczas rozmów. Jakby porównywanie etapów po zerwaniu do prowadzenia samochodu było czymś właściwym. I chyba było. Każdy sposób był dobry, o ile prowadził do odpowiedniego celu.

— Nie powiem ci, że to minie, ale...

— Właściwie to ja... nie chcę o tym rozmawiać. Nie chcę o nim myśleć ani się zastanawiać. Było, minęło, tyle — kontynuowałam, starając się brzmieć pewnie.

— Okej — skapitulowała dość szybko, uśmiechając się do mnie lekko. — To będziemy tylko pić, skoro nie chcesz płakać — dodała, poszerzając swój uśmiech tak, że miałam wrażenie, że stał się on wręcz złośliwy.

Odwzajemniłam jej gest, mrużąc podejrzliwie oczy. Zbyt łatwo pozwoliła mi wygrać i to było niepokojące.

— Spotkasz się z tym adwokatem, skoro lecisz do Stanów? — dopytywała szatynka, nagle zmieniając temat.

Upiłam kolejny łyk wina i przechyliłam głowę, czując, jak włosy opadają mi na twarz, przypominając mi tym samym, że powinnam je rozczesać. I ogólnie ogarnąć makijaż, nim wyjdziemy z mieszkania.

— Z Theo? — upewniłam się, poprawiając niesforne kosmyki. — Pewnie tak. Zazwyczaj idziemy na jakąś kolacje, gdy jest okazja, a co?

— A prześpisz się z nim?

Niemalże zakrztusiłam się winem, gdy usłyszałam to absurdalne pytanie. Theodore Wallace był prawnikiem, który po śmierci mojej ciotki zajął się sprawą jej testamentu, a właściwie pomógł mi w walce z kuzynostwem, które chciało odebrać mi spadek, twierdząc, że on mi się nie należy. Nie było to łatwe, ale dzięki temu otworzyłam oczy i zrozumiałam, że niektórzy członkowie mojej rodziny to totalni idioci, a przystojny pan adwokat na stałe zagościł w moich znajomych. Sam miał rodzinę ze strony matki w Polsce, więc bywał od czasu do czasu w moim kraju, a ja również pojawiałam się w USA. W końcu tam skończyłam studia i mieszkałam przez pięć lat. Wyniosłam się dopiero po śmierci cioci.

— Oszalałaś? — wykrztusiłam w końcu, odkładając kieliszek na blat. — To mój dobry znajomy, a nie... W życiu! Nie zepsuje dobrej relacji dla przelotnego seksu — zaprzeczyłam, chociaż faktycznie po śmierci cioci rozważałam opcję pocieszenia się w ramionach Theo.

Zdecydowanie było na czym oko zawiesić, jeśli chodziło o jego wygląd, ponieważ był typem faceta, dla którego odkładasz pudełko czekoladek i biegniesz na siłownię, by wyglądać jak najlepiej. Wszystko po to, by zwrócił na ciebie uwagę. Brązowe włosy zazwyczaj miał w nieładzie, ale był to celowy zabieg, który dodawał mu uroku. Często nie miał czasu się ogolić, więc jego szczękę zdobił zarost. Oczy miał czekoladowe, w odcieniu najlepszej, płynnej, gorzkiej czekolady. Naprawdę był przystojny, a mimo to nigdy między nami do niczego nie doszło. Na całe szczęście, bo dzięki temu nasza relacja była udana, właściwa. I nie psuliśmy jej, udając, że seks nic nie zmienia. Byłam niemalże pewna, że gdybym pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia, nasz kontakt, by się urwał. I nie, nie chodziło o to, że szatyn nie tworzył stałych związków, nie. On był skupiony na karierze i podkreślał, że nie planuje ślubu przed czterdziestką. A miał przecież dopiero dwadzieścia osiem lat.

Potrząsnęłam głową, orientując się, że moje myśli za bardzo popłynęły. Podniosłam się z miejsca i zrobiłam kilka kroków, nim się odwróciłam i spojrzałam na przyjaciółkę.

— Zdecydowanie za bardzo się rumienisz, jak na osobę, która nie myśli o seksie z nim — podsumowała ciemnowłosa, salutując mi ze śmiechem kieliszkiem.

Dopiła swoje wino i uśmiechnęła się szeroko, właściwie złośliwie, sugerując mi tym samym, że wcale mi nie wierzy.

Wywróciłam teatralnie oczami, nie komentując tego.

— Idę się pomalować, by móc wyglądać jak człowiek — oznajmiłam, odwracając się gwałtownie.

— Kochana, makijaż nie pomoże, tu konieczna jest wizyta u chirurga plastycznego — zażartowała, sięgając po butelkę, by rozlać kolejną porcję wina.

— Przypomnij mi, dlaczego ja się z tobą przyjaźnię? — zapytałam, unosząc sceptycznie jedną z brwi.

— Nikt inny nie wytrzymałby z taką zołzą, jak ty — wzruszyła obojętnie ramionami, jakby wcale mnie nie obrażała.

— Tylko inna zołza — skwitowałam ironicznie, kierując się do łazienki.

— Dokładnie, wypiję za to — zaczęła się śmiać.

Ja weszłam do łazienki i otworzyłam szufladę, by odnaleźć szczotkę do włosów. Rozczesałam je, wiedząc, że dosuszę je suszarką, po tym jak zrobię makijaż.
Nałożenie make-upu zajęło mi jakieś trzydzieści minut, ponieważ dzisiaj potrzebowałam wyglądać naprawdę dobrze. Wykonturowałam twarz, użyłam rozświetlacza, a nawet zrobiłam czarne, perfekcyjne kreski eyelinerem, co pochłonęło jakieś piętnaście minut z całego mojego czasu, który na to poświęciłam.
Spryskałam ciało perfumami i wysuszyłam włosy, ignorując Adę, która co jakiś czas pojawiała się w drzwiach łazienki, oceniając moje postępy.

— Muszę ubrać szpilki, prawda? — spytałam żałośnie, spoglądając na Adriannę, która właśnie skakała po kanałach, nie potrafiąc się zdecydować, albo nie znajdując nic, co by ją interesowało w telewizji.

Przekręciła głowę, by na mnie spojrzeć i uśmiechnęła się wymownie, jakby wcale nie musiała odpowiadać na to pytanie. Byłam świadoma, że raczej nie zaprzeczy, ale miałam, chociaż cień nadziei, że pozwoli mi iść w płaskich butach, co zdarzało się od święta.

— Niech ci będzie, ale skoro tak, to polewaj, trzeźwa tam nie pójdę — oświadczyłam, opadając na miejsce obok przyjaciółki.

Reszta naszych znajomych najpewniej również właśnie spożywała alkohol, szykując się na nasze spotkanie.
To była już tradycja. Zazwyczaj to ja i Ada piłyśmy same, szykując się do wyjścia, a wino jakoś tak ciągle było obecne.

Nim na dobre opuściłyśmy mieszkanie, opróżniłyśmy dwie butelki wina. Towarzyszył nam śmiech, nawet trochę płaczu i całe mnóstwo toastów, chociaż mottem przewodnim wieczoru stało się powiedzenie: za mężczyzn, którzy nas jeszcze nie zdobyli.

Dwadzieścia minut po dwudziestej drugiej zebrałyśmy się do wyjścia. Ja nałożyłam jeszcze na usta matową, cielistą szminkę, a Ada poprawiła swoją, upewniając się, że wszystko znajduje się na swoim miejscu.

Zamówiłyśmy taksówkę, gdy zorientowałyśmy się, że żaden tramwaj, ani autobus nie zamierzają podjechać w najbliższym czasie na przystanek. Kilkanaście minut porozmawiałyśmy z taksówkarzem, który był całkiem sympatycznym mężczyzną, w sile wieku, z charakterystycznie zrośniętymi brwiami, co zdecydowanie rozbawiło Adę, aż do takiego stopnia, że wysłała mi wiadomość o treści:

monobrew, lol xD

Z trudem powstrzymałam wybuch śmiechu, szturchając ją przy okazji łokciem w żebra, co skomentowała krótkim sykiem, udając, że ją boli.

— Jesteś niedobra. I agresywna, ty płacisz za kurs — oznajmiła, pokazując mi koniuszek języka, jednocześnie opuszczając samochód. — Dobranoc, panu — dodała, decydując się na posłanie uśmiechu w stronę kierowcy.

Ja faktycznie wręczyłam mu gotówkę i pożegnałam go, po czym wysiadłam i rozejrzałam się dookoła, poprawiając kołnierzyk płaszcza. Było zimno, zdecydowanie za zimno, a ja, zamiast ubrać się ciepło, miałam na sobie sukienkę. I najwyraźniej byłam zbyt trzeźwa, bo nadal potrafiłam się tym przejmować.

— Gdzie reszta? — zapytałam, widząc, że Adrianna energicznie wystukuje coś na ekranie swojej komórki.

Najpewniej kontaktowała się z naszą paczką, by poinformować ich, że już praktycznie jesteśmy na miejscu, gdziekolwiek by to nie było.

— Tam, gdzie zawsze — uśmiechnęła się szeroko, poruszając znacząco brwiami.

Wsunęła komórkę do torebki i sięgnęła po moją rękę, ciągnąc mnie w wybranym przez siebie kierunku. Oczywiście domyśliłam się, że biegniemy do doskonale znanej nam pijalni na rynku. Tam zaczynaliśmy imprezy i zazwyczaj tam kończyliśmy, chociaż ja nigdy nie byłam w stanie pić o piątej rano piwa. Ani niczego innego, co zawierało alkohol, ponieważ po całej nocy miałam zdecydowanie za dużo procentów w organizmie. Mimo to zawsze im towarzyszyłam, popijając sok.

Niecałe piętnaście minut zajęło nam dotarcie do lokalu, ponieważ Ada zatrzymywała się ciągle, starając się robić kolejne zdjęcia, dodając je na snapchata. Uwielbiała tę aplikację i można było śmiało uznać, że była od niej uzależniona, ale ja rozumiałam jej miłość. Sama czasami, a nawet częściej jej używałam.

Weszłam wraz z Adą do środka pijalni i rozejrzałyśmy się dookoła, chcąc zlokalizować naszych znajomych. Szturchnęłam szatynkę łokciem w bok, wskazując jej właściwy kierunek. Mateusz i Aśka siedzieli przy jednym ze stolików, żywo ze sobą dyskutując.

— Cześć, zakochańce — rzuciłam wesoło, podchodząc do nich.

Uśmiechnęłam się szeroko i najpierw ucałowałam policzek blondynki, a później bruneta, zajmując jedno z wolnych miejsc. Ada powtórzyła moją czynność.

— Gdzie reszta? — zapytałyśmy z Aśką w tym samym momencie, co oczywiście wszyscy skomentowaliśmy wybuchem śmiechu.

Wymieniliśmy się spojrzeniami i rozejrzeliśmy się dookoła.

— Bianka mi pisała, że odpada, bo ma randkę z facetem marzeń, z resztą nie mam kontaktu, bo myślałam, że są z wami — odpowiedziała Asia, uśmiechając się szeroko.

Upiła spory łyk swojego drinka i wzruszyła obojętnie ramionami.

— Co pijecie? — spytał Mati, podnosząc się ze swojego miejsca, obserwując nas.

Chyba każda z nas uwielbiała go za to, że poczuwał się do obowiązku, by o nas dbać, chociaż to Aśka była miłością jego życia.

One way ticket — odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech, którym nas obdarzył.

Mieszanie alkoholu nie było zbyt rozsądne, ale ja tylko udawałam taką osobę na co dzień. Tak to zdecydowanie nadal byłam tą roztrzepaną nastolatką, która nie kończąc nawet osiemnastu lat, wyjechała do Stanów gonić za marzeniami, których nawet nie była pewna.

— Piwo i, kochanie, szoty? — zaproponowała Ada, mrugając do niego okiem.

Aśka nawet na to nie zareagowała, ponieważ była przyzwyczajona do tego, że i my używałyśmy czułych słówek pod adresem jej drugiej połówki.

— Się robi, Asia, a ty? — spojrzał na swoją dziewczynę, czekając na jej decyzję.

— To, co Cece, niech stracę.

Kilkanaście szotów i drinków później, opuściliśmy pijalnie w zdecydowanie zbyt dobrych nastrojach. W głowie lekko mi szumiało od nadmiaru wypitego alkoholu, ale był to przyjemny stan. Zimno mi nie dokuczało, ciągle się śmiałam, idąc ramię w ramię z resztą przyjaciół, a nawet co jakiś czas wyprzedzając ich, by móc pozaczepiać mijających nas ludzi.

— Cecylio, misiu, pożycz komórki — zaświergotała melodyjnie Ada, uśmiechając się do mnie zachęcająco, co wcale nie było potrzebne, bo w tym stanie byłam gotowa oddać jej nawet ostatnią gotówkę, gdyby tylko chciała.

Podałam jej telefon, wygrzebując go z kieszeni i podeszłam do Aśki, by móc się do niej przytulić, posyłając przy okazji buziaka w powietrzu w stronę jej chłopaka.

— Uwielbiam cię, gdy jesteś pijana, Ce — mruknął rozbawiony Mateusz, posyłając mi krzywy uśmiech.

Zmarszczyłam, więc nos, chcąc odpowiedzieć, coś błyskotliwego, ale nie było mi dane, bo zorientowałam się, że Ada rozmawia z kimś przez telefon, po angielsku, co sprawiło, że w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Spojrzałam na nią i podeszłam bliżej.

— No przecież ci mówię, że ona chce się z tobą przespać! — wrzasnęła do słuchawki, przekrzywiając głowę i zatrzymując się w miejscu tak, że ja, idąc za nią, wpadłam na jej plecy.

Spojrzała na mnie bez zrozumienia i westchnęła cicho.

— Theodorze, nie bądź niemądry, każdy wie, że chcecie się ze sobą przespać — powtórzyła, kręcąc z niedowierzaniem głową. — No przecież jest obok mnie i potwierdza, prawda, Cece? Chcesz się przespać z Theo!

I nim chociażby dała mi zareagować, rozłączyła się i z dzikim piskiem, niczym zadowolone dziecko zaczęła uciekać, nie chcąc oddać mi komórki.
A ja po pierwszej fali złości, zaczęłam się śmiać, bo cała sytuacja wydała mi się być irracjonalną. Zdecydowanie moja przyjaciółka nie mogła zrobić czegoś, aż tak głupiego.

— Ada, jesteś debilem — podsumowałam, wskazując na nią palcem.

— Ada, nie słuchaj jej, jesteś mistrzem — wtrąciła Asia, uśmiechając się z zadowoleniem.

— Popieram, wszyscy wiedzą, że Cecylia chce się przespać z adwokaciną, nawet ja, a wcale nie chcę tego wiedzieć — przyznał szczerze Mati, wzruszając bezradnie ramionami w reakcji na moje mordercze spojrzenie.

— Nie chcę się z nim przespać! — zaprzeczyłam żywo, tupiąc nogą.

— Chcesz — odpowiedziała pozostała trójka zgodnym chórkiem.

— Nie chcę!

— CHCESZ!

I dokładnie tak przez kolejne dziesięć minut wyglądała nasza rozmowa. Oni mówili jedno, ja drugie.
I, gdy dotarliśmy do klubu, nasz spór przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, ponieważ minęliśmy bramkarzy, pozwalając przybić sobie odpowiednie pieczątki na nadgarstkach i ruszyliśmy na parkiet, bawić się. Tańczyliśmy, oddając się rytmowi muzyki, co jakiś czas odnajdując bar, gdzie wypijaliśmy po szocie i wracaliśmy do zabawy.

Wieczór należał do nas. I chociaż miałam złamane serce, wiedziałam, że miałam mnóstwo szczęścia, ponieważ miałam właściwe osoby przy sobie.

— Olek był idiotą, a jego powód zerwania był idiotyczny, serio — wykrzyczał mi do ucha Mateusz, starając się przekrzyczeć muzykę.

Zaśmiałam się cicho, potakując mu ruchem głowy, ponieważ w pełni się z tym zgadzałam. I było mi już wszystko jedno, bo podjęłam decyzję o tym, by nigdy więcej nie próbować wierzyć w miłość. Dla mnie ona nie istniała.

— Idziemy zapalić? — zaproponowałam, spoglądając na bruneta, który z zaskoczeniem uniósł brwi.

— Przecież ty nie palisz — zauważył dość przytomnie.

— Ale teraz mam ochotę — odparłam, uśmiechając się do niego przesłodko, by czasem nie pomyślał, że może mi odmówić.

Łączenie alkoholu i papierosów oznaczało dla mnie jutrzejsze umieranie, ale zdecydowanie było mi wszystko jedno.

— Okej — odpuścił, jednocześnie dając Aśce i Adzie znać, że wychodzimy na górę, by zapalić.

Złapał mnie za rękę, by nie zgubić mnie w tłumie tańczących ludzi i skierował się w stronę schodów. Po chwili odnaleźliśmy właściwe miejsce, więc Mati poczęstował mnie papierosem.

— To chujowy nałóg — oświadczył brunet, wsuwając papierosa między wargi, sięgając po zapalniczkę.

— Sam palisz — powiedziałam, zaciągając się, gdy tylko odpalił mojego papierosa.

Wypuściłam dym z ust i uśmiechnęłam się lekko, odchylając głowę w tył. Smak tytoniu zagościł na moim języku, ale mi nie przeszkadzał, chociaż na co dzień go nie znosiłam.

— Dlatego ci to mówię, w końcu jesteśmy przyjaciółmi — odparł, przesuwając popielniczkę na środek stołu.

Spojrzałam na niego, wprost w jego czekoladowe oczy i uśmiechnęłam się szeroko.

— Jesteśmy przyjaciółmi — powtórzyłam, unosząc kąciki ust jeszcze szerzej.

Po co była mi miłość, skoro miałam wokół siebie tak cudownych ludzi?

3705 słowa,

dziękuję za każdy komentarz, zdecydowanie to jest to, co najbardziej uwielbiam z możliwości tej aplikacji. Dziękuję za ciepłe przyjęcie historii Cece i czekam na więcej Waszych opinii, całuję.

Aaa, i wszystkiego, co najlepsze dla Ciebie, Blondynko. Ily
Dla mnie zawsze będziesz tym małym babybornem 😚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro