19.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                                                 

                                        Zazwyczaj bywało tak, że gdy czekaliśmy na coś magicznego, traciliśmy, niechcący zwykłe dni. Zwykłe, ale tylko w naszym mniemaniu, ponieważ prawdą było, że to, co najpiękniejsze przychodziło niespodziewanie.

Dlatego też uśmiechnęłam się lekko, mrużąc przy tym oczy, gdy obserwowałam, jak dwójka moich przyjaciół kłóciła się o to, kto powinien wcześniej skorzystać z łazienki. Można było pomyśleć, że cały czar dżentelmena zniknął u szatyna wraz z procentami, ale nic bardziej mylnego. Nie chciał przepuścić Adrianny, ponieważ uparł się, że to on pójdzie po pieczywo na śniadanie i wcześniej chciał wziąć prysznic. Dziewczyna, nie odpuszczała, co było już jej charakterystyczną cechą, twierdząc, że równie dobrze to ona pójdzie do sklepu.

I wykłócali się tak od dobrych kilku minut, a ja siedziałam na kanapie, z nogami przerzuconymi przez jeden z jej boków i wpatrywałam się w nich, ciesząc się jak głupi do sera.
Faktem było, że to ja powinnam zadbać o własnych gości, ale wolałam nie mówić tego na głos, ponieważ byliby gotowi odciąć mi za to głowę, byłam tego niemalże w stu procentach pewna.

Przesunęłam spojrzeniem po całym pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na dłużej na ścianie w kuchni, która pomalowana była na czarno, farbą, po której można było pisać kredą. Zazwyczaj rozpisywałam tam listy zakupów bądź coś w tym stylu, ale wtedy zdobił ją niecodzienny rysunek. Autorami byli Theodore i Adrianna i sama nie byłam pewna, co te bazgroły miały przedstawiać. Jedyne, co bezbłędnie zinterpretowałam to napis: „trzeba natychmiast żyć, jest później niż się wydaje".

Uśmiechnęłam się nieco szerzej, a przed moimi oczami stanęło wspomnienie, gdy byłam znacznie młodsza i wygłaszałam tę tezę cioci Anieli wraz z informacją, że rozpoczynam studia w Stanach, o ile tylko zechce mnie do siebie przyjąć.
Dawniej, jeszcze w szkole średniej byłam niezłym ziółkiem i rodzice mieli ze mną trochę problemów, ponieważ ciężko było mi się dostosować do panujących zasad. Cieszyłam się każdą chwilą, urywałam się z lekcji wraz z Adą i wymyślałam przeróżne aktywności, byleby tylko nie marnować czasu.

— Cecylio! — krzyknęła Ada, próbując zwrócić na siebie moją uwagę, więc podniosłam się i spojrzałam na nich, unosząc głowę, dając jej tym samym do zrozumienia, że już ją słucham.

Nie byłam pewna, jak wiele razy powtórzyła moje imię, ale nie wyglądała na bardzo złą, a przynajmniej nie bardziej, niż chwilę wcześniej.

— Tak?

— Powiedz mu coś! — poprosiła, krzyżując dłonie na wysokości klatki piersiowej, wyglądając przy tym trochę jak nadąsane dziecko, które nie dostało upragnionego batonika. — No, już, powiedz! — ponaglała mnie, a ja siedziałam tak i uśmiechałam się szeroko, ponieważ wyglądała komicznie.

Jej włosy po całej nocy były mocno zmierzwione, jeszcze nie uczesane, a koszulka, w której spała sięgała jej do połowy uda. Dodatkowo robiła groźne miny do mężczyzny, który stał tuż obok niej, w samych bokserkach, co wcześniej mi umknęło.
Zeskanowałam go wzrokiem i potarłam palcami skroń, starając się odnaleźć właściwie słowa. Nie miałam pojęcia, czyją stronę wybrać?

— Mówię ci coś, Theo — powtórzyłam, opadając z powrotem na kanapę, a w zamian usłyszałam wściekłe prychnięcie Ady.
Najwyraźniej nie spodobał się jej sposób, w jaki zareagowałam.

— Cecylio! Jak możesz wybierać...

— O nie, nie dam się tak! — Podniosłam ręce, machając nimi w dziwny sposób, przerywając jej. — Kochanie, to facet, w dodatku facet, którego poślubię i który najpewniej chce się podlizać, bym się nie rozmyśliła. Daj mu iść po te bułki, co będziesz moknąć, widziałaś tę pogodę za oknem? Daj spokój. On poczuje się potrzebny, ty nie zmarzniesz, a ja będę zadowolona, bo w końcu będziecie cicho — podsumowałam, poruszając sugestywnie brwiami. — A uwierz mi, cisza to coś, o czym marzy moja głowa — dodałam w ramach wyjaśnienia.

— Brawo, kochanie, jak znudzi ci się organizowanie wycieczek, zatrudnię cię w kancelarii, jako negocjatora — skomentował dumnie mężczyzna, robiąc gest zwycięstwa i kiwnął głową w stronę Ady, wymijając ją, by zniknąć za drzwiami łazienki.

Ta uderzyła otwartą dłonią w ich powierzchnię, pokazała mu język, chociaż nie mógł tego zauważyć i podeszła do mnie. Usiadła na kanapie, łapiąc moje ramię, ciągnąć mnie za sobą.

— Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale... — zaczęłam mówić i zamilkłam, gdy tylko zobaczyłam jej skwaszoną minę.

Nie sądziłam, by rozmowa telefoniczna była odpowiednią na tego typu zwierzenia, więc milczałam i nawet nie dostałam szansy, by się wytłumaczyć, bo Theodore wyznał całą prawdę przede mną.

— Ce, Miśku, nie jestem o to zła — wtrąciła, kręcąc głową w ramach zaprzeczenia. — Martwię się, bo mam wrażenie, że nie wiesz, co robisz — dodała, uśmiechając się kwaśno. — Nie zrozum mnie źle, uwielbiam Theo, ale ślub? Spałaś ty z nim? Sprawdziłaś czy nadajecie się dla siebie pod każdym aspektem? — zapytała, zaciskając palce na mojej ręce. — Kochanie, martwię się, bo takie układy zawsze źle się kończą. A ja chcę twojego szczęścia, dlatego zadam ci jedno pytanie. Nie musisz odpowiadać na nie już, teraz, ale błagam, odpowiedz sobie sama przed tym fikcyjnym ślubem, dobrze? — poprosiła, intensywnie się we mnie wpatrując.

Wyprostowałam się, czując na sobie ciężar jej spojrzenia i pokiwałam głową, zgadzając się z nią, chociaż wewnątrz trzęsłam się jak galareta, pełna obaw o to, co chciała wiedzieć?

— Czujesz coś do niego? Wiem, że to twój przyjaciel, wiem, że to Olek zdawał się sensem twojego życia, ale... myślałaś kiedykolwiek o tym, że mogłabyś kochać McBoskiego? Nie zastanawiałaś się nad tym? Czy twoje serce nie bije przy nim trochę szybciej, niż powinno? Ce, kochana, zastanów się, nim będzie za późno, dobrze? Pomyśl czy zauroczenie nim ci minęło, czy nadal trwa? — dopytywała, wyginając nieznacznie kąciki ust, formując tym sposobem pocieszający, delikatny uśmiech w moim kierunku.

— Jakie zauroczenie? — spytałam głupio, doczepiając się pierwszych słów, które tylko zapadły mi w pamięci.

— Wiem, że nigdy o tym nie rozmawiałyśmy, wiem, że gdy byłaś w Stanach, wiodłaś całkiem inne życie, ale wiem też, że nigdy nie powiedziałaś tego na głos, ale między wami coś było. Nie doszło do niczego poważnego, ale byle idiota, by zauważył, że gdybyście tylko chcieli, wasze małżeństwo teraz byłoby czymś oczywistym, a nawet wasze rocznice nikogo, by nie dziwiły, rozumiesz, o czym mówię? — Klepnęła dłonią w moje udo, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco, a mi zrobiło się słabo, ponieważ ona sugerowała, że moje uczucia od początku były dla niej jasne.

Nie rozumiałam tego. Nie miałam pewności, skąd to wzięła, ale o dziwo, nie potrafiłam zaprzeczyć jej argumentom.

— Nie wiem, co mam ci powiedzieć, bo...

— Jak mówiłam — pokręciła głową, zaprzeczając — możesz odpowiedzieć mi innym razem albo wcale. Ale znajdź na to odpowiedź, bo jeśli jest tu jakieś nie, odpuść, bo zrujnuje to wasze życia. Wiem, że on tego nigdy nie powiedział, ale Cecylio, on cię kocha — dodała nieco ciszej, spoglądając w kierunku drzwi, zza których dochodził do nas odgłos wody spod prysznica. — I chociaż brzmi to tandetnie, i chociaż uważasz, że miłość nie jest zbyt wiele warta po tym, co zrobił Aleksander, Ce, miłość jest najważniejsza, nie ma nic, co mogłoby mieć większą wartość, pamiętaj o tym — dorzuciła, przytakują sama sobie ruchem głowy i oparła głowę na moim ramieniu, nieznacznie się do mnie przytulając.

Nastała między nami cisza, ale nie była ona zła. Dawała nam czas na przetrawienie tego swoistego monologu dziewczyny.
Znałam moją przyjaciółkę na tyle dobrze, że wiedziałam, co tak naprawdę myślała. Często gęsto wygłaszała teorię o tym, że z życia trzeba korzystać, że seks bez zobowiązań jest fajny, ale miałam pewność, że dla miłości była gotowa rzucić wszystko. Dlatego doceniałam jej troskę o mnie i równocześnie martwiłam się o nią, bo i ona do tej pory nie miała szczęścia spotkać na swojej drodze tego jedynego, wyśnionego i wymarzonego.

Siedziałybyśmy tak zdecydowanie dłużej, ale Theodore pojawił się w salonie, olśniewając nas swoim uśmiechem, a jedynym jego ubraniem był ręcznik, którym owinął się w pasie.
Mimowolnie przesunęłam wzrokiem po jego ładnie wyrzeźbionym ciele, zatrzymując na moment wzrok na linii v na jego biodrach. Przełknęłam cicho ślinę i chrząknęłam, potrząsając głową, gdy poczułam, że Adrianna ze śmiechem szturchnęła mnie łokciem w bok.

— Lecę się myć. — Zerwała się na równe nogi, uśmiechając się głupkowato. — A skoro ty tak bardzo chcesz iść do sklepu, to pamiętaj, że kocham bułki kukurydziane — oznajmiła, kierując się do łazienki. — A Cecylka kocha...

— Z dynią — przerwał jej, mrugając do niej okiem, dając jej tym samym do zrozumienia, że znał moje preferencje dotyczące jedzenia.

— Brawo, Sherlock z ciebie — zacmokała z aprobatą i zniknęła w łazience, zostawiając nas samych.

Nie odzywałam się przez chwilę, bo nie było takiej potrzeby, zwłaszcza że nadal przetwarzałam jej słowa. Faktycznie dostrzegałam atrakcyjność przyjaciela, ale nie oznaczało to od razu, że się w nim zadurzyłam, prawda?

— Ubiorę się i lecę — powiedział, zwracając tym samym całą moją uwagę na siebie.

Uśmiechnęłam się do niego lekko, pokiwałam głową i podrapałam się po skroni, nie odpowiadając mu, bo w sumie to nie miało sensu.

— Dobrze się czujesz? — zapytał po chwili, łapiąc swoją walizkę.

— Tak, jak najlepiej — potwierdziłam, poszerzając swój nie do końca szczery uśmiech. — Przebierz się w sypialni, a ja wezmę się już za przygotowanie śniadania — dodałam, ruszając się z miejsca, w kierunku części pomieszczenia, gdzie znajdowała się moja kuchnia.

— A ty nie chcesz się ubrać? — Spojrzał na mnie wymownie, dość ostentacyjnie przesuwając wzrokiem po moich nagich udach, przypominając mi tym samym, że miałam na sobie tylko nieco za dużą koszulkę. O dziwo, nie speszyłam się.

— Tak, tak, ale... jak już wyjdziesz, będę miała chwilę, idź, umieram z głodu — odpowiedziałam, otwierając lodówkę, by przejrzeć jej zawartość.

Wyjęłam odpowiednie składniki i zajęłam się układaniem ich na talerzyku.
Theodore zaśmiał się, ale nie powiedział już nic. Zniknął za drzwiami od sypialni z walizką w ręku, a ja skupiłam się na krojeniu pomidora, którego wcześniej umyłam, niemalże parząc sobie palce w gorącej wodzie, która popłynęła z kranu. Syknęłam cicho, ledwo omijając nożem palce i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Przez słowa przyjaciółki byłam wyjątkowo rozkojarzona.

Na tyle, że zupełnie nie zauważyłam, kiedy mężczyzna wyszedł z mieszkania ani kiedy Duśka skończyła swoją szybką kąpiel.
Dopiero jej chrząknięcie przywróciło mnie do rzeczywistości. Spojrzałam na nią, machinalnie odkładając kolejny plasterek wędliny na przygotowany wcześniej talerzyk.

— Misia, wiesz, że ja cię nie oceniam, prawda? — zapytała, wpatrując się wprost w moje oczy. — Mam tylko jednak nadzieję, że to twój sposób na szczęśliwe zakończenie, okej? Na to liczę. Na twoje szczęście — dorzuciła, zagryzając dolną wargę, chwilę skubiąc ją zębami.

Skupiłam się na tym jej geście, powstrzymując się od cichego westchnięcia.

— Kocham cię, wiesz? — odbiłam pytanie, uśmiechając się do niej naprawdę szeroko, więc ta podeszła do mnie, by po prostu mnie uścisnąć. Mocno, długo. — I jak będę umiała, to ci odpowiem, obiecuję — zapewniłam, przytulając policzek do jej ramienia. — I obiecuję także, że gdy Theodore wyjedzie, spędzimy razem cały weekend, pijąc, imprezując i co tylko sobie wymyślisz, okej? — zaproponowałam, pamiętając o tym, że nie mogłam zaniedbywać najważniejszych osób, tylko dlatego, że zaczęłam z kimś się spotykać. To tak nie działało.

— Jasna sprawa, trzymam cię za słowo — oświadczyła, odsuwając się ode mnie nieznacznie. — To będzie piękna impreza.

— Wiem. — Zaśmiałam się. — A teraz, dopóki nie ma tu nikogo prócz nas, powiedz mi, co u ciebie? Jak w pracy? Poznałaś w końcu kogoś? No, spowiadaj się! — poprosiłam, opierając dłonie na jej ramionach, dostrzegając wtedy, że była już w pełni ubrana.

Miała na sobie tylko zwykłe, ciemne jeansy i biały podkoszulek, ale i tak prezentowała się pięknie. Jej ciemne, długie włosy opadały na jej ramiona, klejąc się do jej ciała, ponieważ nadal były mokre. Naturalnie i niewinnie, mimo że daleko jej było do grzecznej dziewczynki, na którą wyglądała.
Spoważniała, co wcale mi nie umknęło, mimo że po sekundzie na jej wargach tkwił uroczy uśmiech.

— Nie ma o czym gadać, w agencji zamieszanie, bo walczymy o nowego klienta, ale wszystko po staremu. Szykuję kolejną kampanię, by pozyskać tego klienta i tak leci. A moje randki to nadal aplikacje randkowe, nic wartego uwagi — dodała, wymijając mnie, by dotrzeć do ekspresu, przygotowując w nim wszystko, najpewniej z zamiarem zaprzenia kawy, o której ja zapomniałam.

Czegoś najwyraźniej mi nie mówiła, ale wiedziałam, że nie było żadnego sensu w tym, by ciągnąć ją za język. W odpowiednim momencie sama zdecyduje się na wyznanie prawdy.
Uśmiechnęłam się do niej i przechyliłam głowę, mrużąc oczy.

— Nikt warty uwagi się nie trafił? — spytałam, chcąc upewnić się, że na pewno nie było nikogo nowego na horyzoncie.

— Wiesz, jak to powiedziała ta komiczka, czy ktoś taki, aplikacje randkowe to magiczne miejsce, gdzie kobiety szukają księcia na białym koniu, ale znajdują tylko konia albo jakoś tak — podsumowała z rozbawieniem, wzruszając lekko, dość obojętnie ramionami.
Zaśmiałyśmy się jednocześnie.

— Ale jak będzie ktoś wart uwagi w twoim życiu, to mi powiesz, prawda?

— Tak, na razie jedyny facet, na którego zwracam uwagę to mój szef, bo suszy mi głowę o projekt — oznajmiła, robiąc głupią minę. — A skoro mowa o facetach, idź się ubierz, zaraz będzie tu twój luby.

— Spadaj. — Szturchnęłam ją łokciem w bok, pokazując jej koniuszek języka.

— Nie spadaj, a ty spadaj, idź się uczesz albo zrób coś z sobą, bo nie daj Boże, Theo się rozmyśli, a ja nie zostanę druhną, no, leć! — ponagliła mnie, wybuchając na nowo śmiechem.

— Sugerujesz, że wyglądam źle?

— Cóż, idealnie na pewno nie — odpowiedziała nieco złośliwie, odbierając mi nóż, by dokończyć za mnie krojenie ogórków.

Nie protestowałam i udałam się do sypialni, by poszukać ciuchów.



2164 słów.
Jesteście najlepsi, dziękuję. Bardzo cieszę się, że tak wiele osób lubi historię Cecylii, chociaż ja ostatnio mam jakiś kryzys i wydaje mi się, że nieco zboczyłam ze ścieżki, którą dla niej wybrałam, więc jakbym zniknęła na tydzień czy dwa, nie bądźcie źli, potrzebuję odetchnąć i nabrać dystansu. Uwielbiam Was.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro