24.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                          Adrianna milczała. Cały czas, co nie było w jej stylu, ale rozumiałam to. Potrzebowała chwili, by ułożyć wszystkie rozbiegane myśli w głowie, a ja nie zamierzałam nalegać.

Dolałam jej wina i zapewniłam, że pomogę, bo na tym polegała nasza przyjaźń. Zawsze razem, przeciwko światu, nawet jeśli miało to oznaczać, że czekało mnie malowanie ścian w jej domowym biurze.

Ona milczała, siedziała na kanapie, a ja w tym czasie zdołałam obkleić ścianę i uzgodnić z nią, na migi, że tylko jedna ze ścian ma zmienić kolor. Ta, która cała była odsłonięta i znajdowała się naprzeciw drzwi.

Dlatego zajęłam się tym, co trzeba było zrobić. Skakałam po drabinie, zużywałam taśmę, a nawet zagruntowałam powierzchnię i dopiero po zrobieniu tego wszystkiego, wróciłam do salonu i sięgnęłam po kieliszek z winem, który na mnie czekał.

— Ściana zagruntowana, musi wyschnąć, więc słucham. — Skinęłam głową w jej kierunku, upijając mały łyk alkoholu.

Rzuciłam jej pytające spojrzenie i uniosłam sceptycznie jedną z brwi, a ona jęknęła żałośnie, odstawiając kieliszek. Schowała twarz w dłoniach, unikając mojego wzroku.

Czekałam. Cierpliwie, ponieważ wiedziałam, że nie mogłam na nią naciskać, chociaż z drugiej strony, nie powinnam jej odpuszczać.

Ewidentnie coś ją dręczyło, bolało, więc musiałam odkryć, co to było, by mieć możliwość pomocy jej.

— Zakochałam się — wymamrotała cicho, nadal chowając twarz, więc nie byłam pewna czy dobrze zrozumiałam jej słowa.

Skrzywiłam się, przechyliłam głowę i obserwowałam ją, zastanawiając się, dlaczego kochanie kogoś miało wiązać się z takim kiepskim stanem.

— Okej — zaczęłam niezbyt pewnie, przeciągając samogłoskę w wyrazie. — I co w związku z tym? To powód do depresji?

Uniosła głowę, zmarszczyła brwi i wywróciła teatralnie oczami, jakby traciła resztki siły. Opróżniła zawartość kieliszka, która jej pozostała i jęknęła cicho.

— Jeśli facet ma żonę i dziecko, to chyba tak, nie uważasz? — odbiła pytanie, wpatrując się uparcie w moje oczy, chcąc pokazać mi tym samym, że wcale nie żartowała.

Przysunęłam się do niej, złapałam za jej rękę i ścisnęłam ją, czekając na ciąg dalszy.

Nie powinnam potwierdzać, ponieważ obydwie znałyśmy odpowiedź na to pytanie.

Dla nas małżeństwo było czymś nietykalnym, nierozerwalnym i na całe życie. Niezależnie od tego, jak przystojny byłby facet, jeśli tylko miał obrączkę, ewidentnie znajdował się poza zasięgiem.

— Może to tylko głupie zauroczenie, może...

— Ce! — upomniała mnie ostro. — Naprawdę sądzisz, że nie potrafię określić własnych uczuć?! Poważnie?! — uniosła się, podnosząc się z kanapy.

Wyrwała rękę z mojego uścisku i wplotła palce we włosy, targając je.

— Spokojnie. — Skapitulowałam, wykonując charakterystyczny gest dłońmi. — Chciałabym, uwierz mi, że chciałabym się mylić — dorzuciła zrezygnowana, kierując się w stronę okna.

Oparła dłonie na parapecie i zaczęła wpatrywać się w horyzont, jakby patrzenie na mnie było zbyt trudne.

Nie osądzałam jej, nawet nie miałam takiego zamiaru, ale nie zmieniało to faktu, że się martwiłam i bałam. Wbrew pozorom uczucia potrafiły nas zniszczyć doszczętnie.

— To Dawid? — zapytałam, kierując się w jej stronę.

Stanęłam tuż za nią, oparłam rękę na jej ramieniu, a brodę na własnej dłoni. Nie chciałam zbytnio naruszać jej przestrzeni, ale zależało mi na tym, by wiedziała, że bez względu na wszystko byłam obok.

— Nie trudno było się domyślić, prawda? — Nie poruszyła się nawet o milimetr. Nadal po prostu stała i gapiła się przed siebie, jakby to miało jej ułatwić.

— Nie wiem czy trudno, czy nie — oświadczyłam, wzdychając cicho. — Ale to moja pierwsza myśl. Widziałam go, więc nie jestem zaskoczona.

— Nie chodzi o to, że wygląda jak pieprzony bóg seksu — jęknęła z irytacją, zaciskając dłonie w pięści. — To jego charakter, to te wszystkie nadgodziny, to jego zachowanie to... ja pierdole, Ce! Zakochałam się w nim jak jakiś szczeniak. Kocham go, nie potrafię wyobrazić sobie kolejnego dnia, bez jego obecności, ale wiem, że muszę odejść z pracy, skończyć z tym, muszę — zapewniła.

Miała plan. Najwyraźniej zdołała to wszystko ułożyć w głowie. I wiedziałam, że tylko w praktyce brzmiało to na coś łatwego. Takie postępowanie miało kosztować ją całe mnóstwo siły i bólu.

— Kochanie — wyszeptałam, przytulając policzek do jej policzka. Objęłam ją nieco ciaśniej.

— Nie to jest najgorsze, Ce. Z tym bym sobie poradziła, jakoś, ale bym dała radę. Najgorsze jest to, że wiem coś, czego nie powinnam. Dowiedziałam się przypadkiem i... nie wiem, jak sobie z tym poradzić — wyjaśniła, wyrywając się z mojego uścisku.

Odwróciła się i spojrzała mi w oczy, a po jej policzkach płynęły słone, przepełnione bólem łzy.

— O czym? — podjęłam wątek, domyślając się, że chciała o tym powiedzieć.

Wahała się, ale skoro zaczęła, miałam pewność, że zależało jej na tym, by to z siebie wyrzucić.

— Jego żona go zdradza. Przyłapałam ją, nie wie o tym, ale... to takie porąbane, Ce, pojebane wręcz. Nie mogę mu tego powiedzieć, ale nie mogę tego przed nim ukrywać! — jęknęła żałośnie, ponownie chowając twarz w dłoniach.

— Nie możesz mu powiedzieć, nie ty! — ostrzegłam.

Powinien wiedzieć, zdecydowanie zasługiwał na to, by wiedzieć, ale jeśli tylko to Adrianna przekazałabym mu tę informację, stałaby się tą złą.

Jeśli chodziło o małżeństwa, ludzie potrafili się dogadać między sobą, a ta trzecia osoba obrywała rykoszetem.

— Wiem — mruknęła, wznosząc oczy do góry. — Ja to wszystko, kurwa, wiem — dodała, rozkładając bezradnie ręce. — Wiem, ale boli mnie to, bo ona na niego nie zasługuje.

— Jest jego żoną — zauważyłam, nie chcąc, by miała jakieś złudne nadzieje. Nie mogła ich mieć.

Nawet jeśli kobieta ta nie była warta jego miłości.

— To akurat wiem — westchnęła i odsunęła się, kierując się do stolika, na którym znajdował się jej pusty kieliszek.

Wzięła go i wraz z nim dotarła do lodówki. Wyjęła butelkę wina, otworzyła ją i rozlała jej zawartość, zajmując się piciem alkoholu.

Wpatrywałam się w nią przez chwilę, milcząc.

— Przykro mi, misia, ale...

— Wiem — wtrąciła, przytakując mi smutno głową. — Wiem, wiem — powtórzyła, zaciskając palce na butelce.

Wróciła na kanapę, dolała mi wina i posłała mi żałosny uśmiech.

— Chciałabym, żeby było inaczej, ale...

— W porządku, Ce. Nie oczekiwałam, że powiesz mi, że powinnam o niego walczyć. Nie oczekuję, że będziesz mnie dopingować, bo ja sama tego nie chcę. Szukam już nowej pracy. — Zwilżyła koniuszkiem języka dolną wargę i potrząsnęła głową.

Miałam wątpliwości co do tego, czy takie rozwiązanie miało pomóc, ale było lepsze, niż bezczynność.

— Przykro mi — powtórzyłam, odnajdując jej wzrok. — Pamiętaj jednak, że cię kocham, że nie zamierzam osądzać i będę przy tobie, bez względu na wszystko — dodałam pewnie, zajmując miejsce tuż obok niej.

Objęłam ją ramieniem i przyciągnęłam do siebie.

— Nie, Ce, nie. Musisz mnie osądzać, pewne rzeczy są nierealne, pewne miłości są niespełnione i trzeba się z tym po prostu pogodzić, nie szukać żadnych furtek, ani bezcelowych rozwiązań, bo one nie istnieją — zauważyła z rezygnacją, opierając głowę na moim ramieniu.

— Czyli zamierzasz odpuścić to tej kobiecie? Odpuścić Dawidowi?

Westchnęła po raz kolejny i wzruszyła ramionami, rzucając mi pytające spojrzenie.

— Nie — odpowiedziała krótko. — Nie mam jednak innego wyjścia — wyjaśniła, poprawiając zbłąkany kosmyk włosów z czoła. — Nie mam po prostu wyjścia, nie mój cyrk, nie moje małpy — podsumowała żałośnie, podciągając nosem.

Nie płakała, chociaż oczy jej się szkliły. Zazwyczaj podziwiałam ją za tą siłę, ale wtedy po prostu się martwiłam, ponieważ wiedziałam, jak wiele energii ją to kosztowało.

Liczyłam na to, że moja przyjaciółka spotka prawdziwą miłość, ale najwyraźniej nie miała w tej kwestii szczęścia, zupełnie, jak ja. Chociaż nie powinnam narzekać, bo mój układ z Theo był jednak w jakimś stopniu spełnieniem marzeń.

Miałam świadomość, że wiele kobiet dałoby się zabić za możliwość poślubienia kogoś takiego, jak on.

— Chciałabym móc powiedzieć ci coś innego, naprawdę — dodałam, odchylając się nieco.

Dolałam jej wino i wzięłam własny kieliszek, salutując jej nim w geście toastu.

— Nie, doceniam to, że jesteś ze mną szczera, nie okłamujesz mnie, a ja nie mogę okłamywać siebie. Dawid nie jest dla mnie. — Pokręciła z rezygnacją głową, przymykając na moment powieki.

Wypuściła powoli powietrze spomiędzy warg, które wyjątkowo nie miały na sobie żadnej szminki i upiła spory łyk alkoholu.

— A jeśli jest? — zapytałam, wiedząc, że nie powinnam.

Dawanie nadziei Adriannie w tej sytuacji było okrutne, ale chciałam wierzyć w to, że istniała dla niej szansa, że było jakieś wyjcie.

Nienawidziłam tego, że ona cierpiała, a ja nie mogłam jej pomóc.

— Ma żonę — powtórzyła twardo, zaciskając palce na swoim kolanie.

— Ślub cywilny czy kościelny? — kontynuowałam, łudząc się, że było coś, cokolwiek.

— Ce, przestań, proszę — pisnęła, z trudem panując nad tonem głosu. — Nie chcę tego, nie rób mi tego. Ja już sobie z tym nie radzę, nie chcę. Nie jest dla mnie — dorzuciła, kręcąc głową.

Poddała się.

To nie było w jej stylu.

I ciężko było patrzeć mi na taką wersję przyjaciółki.

Przytaknęłam jej, rezygnując z bezsensownego dochodzenia. Oczywiście nie zamierzałam się tak łatwo poddać, ale tymczasowo nie miałam wyjścia.

— Masz na coś ochotę? Zamówimy pizzę i obejrzymy jakiś serial? Co ty na to? Zostanę z tobą, zostanę tu na noc — zaproponowałam, orientując się, że to było coś, co potrzebowała.

Moja obecność. Tylko tyle mogłam jej oferować. I pełne wsparcie.

Gwiazdę od zaraz? — spytała, spoglądając na mnie z nadzieją, upijając kolejny, spory łyk wina.

Uśmiechnęłam się pod nosem, kiwając głową.

Historia Jude Harrison towarzyszyła nam całe liceum i od tamtej pory, co jakiś czas wracałyśmy do tego serialu, ponieważ miałyśmy do niego wielki sentyment. Wiedziałam również, dlaczego Adrianna wybrała akurat jego. Nie kończył się tak, jak chciałyśmy, ponieważ jego emisja została skończona wcześniej, niż planowano.

Podniosłam się z miejsca, by z torebki wygrzebać telefon. Wiedziałam, że musiałam złożyć zamówienie, odnaleźć pudełko, w którym ukryte były płyty z odcinkami, ponieważ moja przyjaciółka siedziała i nie zamierzała się ruszyć. Wcale mnie to nie dziwiło.

Po zerwaniu z Aleksandrem byłam w dużo gorszym stanie niż ona.

— Masz lody? — Spojrzałam na przyjaciółkę, odkładając wszystkie rzeczy na blat stołu w salonie.

Rzuciła mi nieco nieobecne spojrzenie i pokręciła w ramach zaprzeczenia głową.

— Moja depresja trwa trochę dłużej, niż się do tego przyznaję. Wyczerpałam zapasy — podsumowała nieco ironicznie, więc uśmiechnęłam się do niej.

Wracała wersja, którą znałam i kochałam.

— Na szczęście ja przyniosłam coś słodkiego — zauważyłam, mrugnęłam do niej okiem i wróciłam do kuchni, gdzie wygrzebałam wszystko, co było mi potrzebne.

Zajęło mi to jakieś dziesięć minut, ale zdołałam również zamówić pizzę, a nawet wywołać uśmiech na twarzy przyjaciółki.

Za każdym razem kpiła ze mnie, gdy to robiłam, ponieważ podczas rozmowy wybierałam pizzę wegetariańską i prosiłam, by dodano do niej kurczaka.

Pamiętam, gdy usłyszała to po raz pierwszy. Położyła się na dywanie i płakała ze śmiechu. Najwyraźniej nadal bawiło ją to tak samo.

— Wiesz, że jesteś nienormalna? — zapytała, spoglądając na mnie, gdy w końcu usiadłam na kanapie, tuż obok niej.

Zmarszczyłam brwi i rzuciłam jej pytające spojrzenie.

— Każdy normalny człowiek wymieniłby składniki albo wybrał inną pizzę, ale nie... ty musisz mieć ten durny tekst wegetariańską z kurczakiem. Absurd — mruknęła i pokazała mi koniuszek języka.

Chciała być złośliwa, ale wcale taka nie była.

Uśmiechnęłam się do niej najpiękniej, jak umiałam i szturchnęłam ją łokciem w bok.

— Wymienianie wszystkiego zajęłoby dużo czasu, poza tym, taniej wychodzi dorzucenie jednego składniku do tej pizzy, jak własna kompozycja — podsumowałam i sięgnęłam po piloty, by móc odpalić serial.

Ada w tym czasie dolała wina, opróżniając do końca drugą butelkę wina. Ja wypiłam ledwo dwa kieliszki, więc to moja przyjaciółka miała mieć kaca na kolejny dzień. I ból głowy. Wino wywoływało ból głowy jak nic innego.

— Nie jesteś normalna — powtórzyła, robiąc dziwną minę.

— Wiem, nikt normalny nie mógłby się z tobą przyjaźnić — mruknęłam, poruszając sugestywnie brwiami.

I obydwie zaczęłyśmy się śmiać, wiedząc, że kryzys wcale nie minął, ale byłyśmy razem, gotowe wspierać się wzajemnie, niezależnie od sytuacji.

— Co ja zrobię, jak ty wyjdziesz za mąż i wyniesiesz się na drugi koniec świata? — zapytała nieco żałośnie, wzdychając cicho.

— Nic — odparłam natychmiastowo. — Ponieważ nigdzie się nie wybieram. Ponieważ jako żona Theo nadal będę tą samą Cecylią — dodałam pewnie, łapiąc jej rękę.

Zacisnęłam na niej palce, zapewniając ją tym samym, że dokładnie tak myślałam.

— Wydaje ci się. Nadal jesteś na tyle głupia, by wmawiać sobie, że go nie kochasz ani, że on cię nie kocha, ale... nie oszukuj się. To nie układ, to nie gra, to miłość — podsumowała ironicznie, kręcąc z niedowierzaniem głową, jakby nie miała już do mnie siły.

A ja wpatrywałam się w nią niczym w debila, nie wierząc, że powiedziała coś takiego.

Bo ja nie kochałam Theo, prawda?
Nie kochałam?

2059 słów.
Ciągle Was przybywa, Misie Kolorowe, co mnie bardzo cieszy, a jednocześnie mi smutno, bo mam wyrzuty sumienia z powodu braku czasu i zaniedbywania historii, którą sama kocham całą sobą. Dziękuję, że jesteście i za Waszą cierpliwość, buziaki! 
Jo ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro