24.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                           Byłam niesamowicie dumna z Adrianny. W ciągu kolejnych kilku godzin zdołałyśmy nadrobić praktycznie dwa sezony naszego ulubionego serialu i jednocześnie ułożyć cały plan działania.

Ada go wymyśliła, ja tylko potakiwałam.

Pierwszym jego punktem było wykorzystanie całego zaległego urlopu, by jak najmniej widywać szefa. Drugim złożenie wypowiedzenia, szukając przy tym nowej pracy. A główne założenie polegało na tym, by unikała Dawida niczym ognia, co było całkiem rozsądne.

Chociaż wiedziałam, że jednocześnie graniczące z cudem, ponieważ była w nim zakochana. A wyrzucenie osoby, którą się kochało z myśli, było czymś nierealnym. Duśka należała na całe szczęście do upartych i konsekwentnych osób, dlatego miałam pewność, że jeśli dała mi słowo, tak właśnie zamierzała postąpić.

Podniosłam się do połowy i potarłam dłońmi twarz, rozglądając się dookoła. Leżałam na połówce kanapy, nakryta kocem, a w drugim jej rogu spała Ada. W końcu, bo większą część nocy miała problem z tym, by w ogóle zamknąć oczy.

Ostrożnie zeszłam z mebla i złapałam za komórkę przyjaciółki, zamierzając sprawdzić czy jej podanie o urlop faktycznie zostało wysłane.

Obydwie przesadziłyśmy z winem i istniała spora szansa na to, że jednak to było tylko nasze wyobrażenie. Na całe szczęście, mail brzmiał w porządku, nie zawierał żadnych błędów. Dodatkowo kobieta z działu kadr napisała Adzie wiadomość, życząc jej miłego dnia.

Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam jej komórkę, kierując się do łazienki. Potrzebowałam prysznicu, by się w pełni dobudzić.

Starając się być cicho, odbębniłam całą poranną toaletę, a nawet sprawdziłam stan lodówki, by upewnić się, że musiałam wyjść do sklepu, jeśli chciałam zjeść jakieś śniadanie.

Chciałam. Dochodziła już dziewiąta rano i mój żołądek domagał się jedzenia, bo w końcu ile można jeść tylko słodycze i popijać to winem?

Zebrałam się i już miałam wychodzić, gdy usłyszałam, że telefon mojej przyjaciółki wibruje. Wróciłam się po niego, nie chcąc by ją obudził i zerknęłam na wyświetlacz.

DAWID.

Skrzywiłam się na samą myśl, ale dość szybko się zreflektowałam. Jego jedyną winą było to, że poślubił niewłaściwą kobietę, bo w końcu wiadome było to, że to Adrianna była spełnieniem jego marzeń. Ona była spełnieniem marzeń każdego. Gdybym była mężczyzną, oświadczyłabym się jej bez wahania.

Uśmiechnęłam się pod nosem, zamknęłam za sobą drzwi i przesunęłam po ekranie, odbierając.

— Co się stało? Gdzie ty jesteś? Waligóra będzie tu za kilka godzin, a ciebie nie ma! — Usłyszałam od razu.

Mężczyzna nie bawił się w żadne zbędne powitania i zaczął wyrzucać z siebie zdania, niemalże przy tym nie oddychając.

— Cześć, Dawid — zaczęłam, uśmiechając się kąśliwie pod nosem. Jakoś tak czułam się dobrze z myślą, że coś mogło wytrącić go z równowagi. — Tu Cecylia, przyjaciółka Adrianny — wtrąciłam, nie chcąc być zbyt niegrzeczną. — Adrianna źle się czuje, nie będzie jej dzisiaj, jutro najpewniej też nie, ale to dopiero się okaże, więc musisz znaleźć kogoś na jej zastępstwo, wszystkie dokumenty zostawiła...

— Nic jej nie jest? — przerwał mi, nie dając mi dokończyć zdania.

Dodatkowo brzmiał tak, jakby naprawdę się tym przejął, więc zrobiło mi się go szkoda.

Pokręciłam głową w ramach zaprzeczenia, chociaż nawet nie mógł tego zobaczyć. Z drugiej strony, naprawdę nie potrafiłam kłamać i stwierdzić, że wszystko było w porządku. Nie było.

— Zobaczymy, może to tylko zwykły wirus, może się szybko wyliże — podsumowałam, łudząc się, że jej stan faktycznie był tylko tymczasowy.

— Przekażesz jej, że dzwoniłem?

— Oczywiście — skłamałam gładko, nie planując nawet słowem wspomnieć o tej rozmowie.

Nie chciałam dawać jej zbędnej nadziei, a jednocześnie sama pragnęłam, by stał się jakiś cud, który umożliwiłby Adriannie na szczęście u boku Dawida.

— Dziękuję.

— Aczkolwiek sądzę, że jakiś czas będziecie musieli sobie radzić bez Ady — dorzuciłam, mając świadomość, że tak naprawdę nie powinnam się wtrącać ani zdradzać jej planów.

— Mówiłaś, że nic jej nie jest! — rzucił nieco ostrzej. — Przepraszam, nie tak to miało brzmieć, ale... martwię się o nią.

— Czy szef powinien, aż tak przejmować się pracownikiem? — zapytałam nieco zaczepnie, opuszczając budynek.

Zamierzałam zrobić szybkie zakupy i wrócić do mieszkania, tak by Adrianna nie zauważyła mojej nieobecności.

Zresztą nie zanosiło się na to, spała jak zabita. I nie byłam zaskoczona, bo taka ilość wina była w stanie uśpić nawet najbardziej wytrzymałego człowieka.

— Wiesz, prawda? — odbił pytanie, nie pozwalając się wyprowadzić z równowagi.

Punkt dla niego.

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — odparłam natychmiastowo.

— Wiesz — odpowiedział sobie sam, a ton jego głosu nieco złagodniał. — Nie zamierzam jej skrzywdzić.

— Za późno, przykro mi, ale w tej sytuacji to tylko Adrianna będzie skrzywdzona, proponuję ci o niej zapomnieć — dodałam, mając ogromną ochotę na zakończenie tej rozmowy.

— Dziękuję za informacje, Cecylio — mruknął i nim zdołałam cokolwiek powiedzieć, rozłączył się, zupełnie tak, jakby czytał mi w myślach.

Usunęłam to połączenie z historii i westchnęłam ciężko.

Nie chciałam być takim typem przyjaciółki, ale pragnęłam jej dobra i czasami granie nie fair musiało się z tym łączyć.

Schowałam jej telefon, dotarłam do pobliskiego supermarketu, zrobiłam szybkie zakupy i dosłownie po piętnastu minutach byłam z powrotem w jej mieszkaniu.

Nadal spała, więc jej nie budziłam. Nie mogłam zostać zbyt długo, ponieważ musiałam pracować, ale mogłam zrobić śniadanie, które będzie mogła sobie odgrzać.

Dlatego też pokroiłam warzywa i szynkę, poddusiłam to na patelni, a później zalałam jajkiem, tworząc coś na wzór zapiekanki. Jedną odstawiłam do mikrofali i przykleiłam na drzwiczkach karteczkę z informacją, by ją odgrzała.

Wypiłam w ciszy kawę, zjadłam swoją porcję i koło godziny jedenastej opuściłam jej mieszkanie, wcześniej wyciszając jej telefon.

W międzyczasie zadzwoniłam do Łucji, by poinformować ją o moim spóźnieniu, a nawet porozmawiałam z mamą i obiecałam jej, że w najbliższym czasie zacznę oglądać lokale, by wybrać ten, w którym miało odbyć się przyjęcie weselne.

Ślub się zbliżał, a ja nie mogłam udawać, że przygotowanie go nie należało do moich obowiązków.

Dotarcie do biura zajęło mi kolejną godzinę przez wszechobecne korki i remonty na drodze, więc dopiero w południe wkroczyłam do budynku. Nieco sfrustrowana, ponieważ miałam trochę spraw do załatwienia.

— Cześć, Łucja, możesz zrobić mi kawę, błagam. — Weszłam do środka, odwieszając płaszcz na wieszak.

Rzuciłam szybkie spojrzenie pracownicy, która pojawiła się obok mnie momentalnie, zrywając się z własnego miejsca.

— Kochana! Powiedz mi, jak ty to robisz? — Zniżyła ton głosu niemalże do szeptu i poruszała znacząco brwiami. — Faceci, którzy cię odwiedzają, mogliby śmiało zostać umieszczeni w katalogu mody, poważnie — skomentowała, a ja skrzywiłam się, bo nie miałam pojęcia, o czym ona mówiła.

— Co? — spytałam głupio, kierując się do własnego gabinetu.

— Masz gościa, pozwoliłam mu na ciebie poczekać w środku, zaraz podrzucę ci kawę! — wyjaśniła, uśmiechając się promiennie.

Zignorowałam to, pchnęłam drzwi i zatrzymałam się w miejscu, wpatrując się w kanapę, na której siedział szef mojej przyjaciółki.

Powstrzymałam się od przekleństwa i odłożyłam rzeczy na biurko, przez moment go ignorując.

— Nie pamiętam, bym się z tobą umawiała — zaczęłam, wiedząc, że nie było to zbyt grzeczne zachowanie, ale nie spodziewałam się jego wizyty.

Zwłaszcza że tak naprawdę nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia. Widziałam go raz w życiu. Zrobił na mnie dobre pierwsze wrażenie, ale po całej nocy spędzonej z Adrianną, miałam nieco odmienne zdanie o nim, niż początkowo.

— Z Adą naprawdę wszystko w porządku? Nic jej nie jest? Nie przyszła przez to, co się stało, prawda? — spytał, uparcie się we mnie wpatrując.

Jęknęłam z irytacją i zakryłam na moment twarz dłońmi, mając nadzieję, że źle to zrozumiałam.

— Spałeś z nią? — oskarżyłam go, nie mogąc się powstrzymać. — Spaliście ze sobą — dodałam, nie dowierzając.

Liczyłam na to, że Adrianna była nieco rozsądniejsza, aczkolwiek jeśli w grę wchodziły uczucia, wcale to nie było takie proste i oczywiste.

— Nie sądzę, bym powinien odpowiadać na to pytanie — rzucił, marszcząc gniewnie brwi.

Pokręciłam głową, opadając na własny fotel.

Cała energia uleciała ze mnie w okamgnieniu, ponieważ moja przyjaciółka okłamała mnie. Ewentualnie mogłam uznać, że zapomniała wspomnieć o bardzo istotnych faktach.

— Nie powinnaś nas osądzać — dodał, lustrując mnie uważnie wzrokiem.

Uniosłam sceptycznie jedną z brwi i pokręciłam głową, powstrzymując się od gorzkiego śmiechu.

— Nawet gdyby twoja żona była Ursulą z Małej Syrenki, nie miałeś prawa jej zdradzić! — warknęłam, nie do końca panując nad tonem własnego głosu.

Byłam rozczarowana Adą, chociaż nie chciałam tak naprawdę jej krytykować, bo nie wiedziałam, jak ja bym się zachowała.

— I nie zdradziłem! — odparł, decydując się na szczerość.

Przesunął dłonią po włosach, mierzwiąc nieco ich ułożenie i westchnął ciężko, podnosząc się z kanapy.

Zaczął chodzić w kółko po gabinecie, jakby szukał właściwych słów.

— Wszystko zepsułem, mówiąc jej o moich uczuciach. Ale do niczego między nami nie doszło, Adrianna nie jest taka — dodał, rzucając mi pełne pretensji spojrzenie.

Skuliłam się nieco, ponieważ miałam poczucie winy, że tak łatwo przyszło mi oskarżenie najbliższej mi osoby.

— Jakich uczuciach? O czym ty mówisz? Bo mam wrażenie, że nie znam właściwej wersji wydarzeń — wyjaśniłam, łagodniejąc.

Nie chciałam się z nim kłócić, a jednocześnie wiedziałam, że niezależnie od tego, co powie, nie mogłam mu odpuścić.

Miał żonę.

— To moje prywatne sprawy. Nie do końca mam ochotę prać przed tobą swoje brudy, ale to Adrianna jest kimś, bez kogo nie wyobrażam sobie życia, dlatego przyszedłem, by upewnić się, że przekonasz ją, by nie rzucała pracy, by nie odchodziła, bo nie poradzimy sobie bez niej, ja sobie nie poradzę — wyrzucił z siebie pospiesznie te słowa i zatrzymał się, obdarzając mnie błagalnym spojrzeniem.

Zaniemówiłam.

Byłam całą sobą za pomysłem porzucenia pracy przez Adę, aczkolwiek patrząc na niego, na jego postawę i słuchając go, miałam wątpliwości.

Jęknęłam cicho i potarłam palcami czoło, chcąc zebrać myśli. Nie było to łatwe.

Posłałam mu nieco wymuszony uśmiech i wzruszyłam ramionami, nie mając pewności, co powinnam zrobić.

— Nie mogę ci tego obiecać, ponieważ uważam, że to najlepsza decyzja. Zasługuje na szczęście, jak nikt inny, zgodzisz się z tym, prawda? — Spojrzałam na niego, czekając na jego reakcję.

Pokiwał mi głową w ramach potwierdzenia. W międzyczasie, po raz kolejny w pomieszczeniu rozległ się dźwięk mojego telefonu, ale zignorowałam go, skupiona w pełni na rozmowie z mężczyzną.

— Dlatego zamierzam wspierać Adę w tym, co postanowiła.

— Odchodzi, prawda? — Rzucił mi pytające spojrzenie, a w jego błękitnych oczach przez moment mogłam obserwować żal, który szybko, dość skutecznie ukrył za maską obojętności.

— Porozmawiaj z nią — poleciłam, kapitulując.

— Próbowałem, ale...

— Wiem, przepraszam, po prostu z nią porozmawiaj, ale daj jej odejść, ponieważ to najlepsze, co możesz dla niej zrobić — skwitowałam, uśmiechając się smutno.

— Niezależnie od tego, co powiem, masz już swoje zdanie, prawda?

— Możesz ją kochać nad życie, ale to nie zmieni twojego stanu cywilnego, a męskim obietnicom i prognozom pogody nie wierzę — skomentowałam, wzruszając lekko, dość obojętnie ramionami.

Na jego wargach na chwilę pojawił się sardoniczny uśmiech. Skinął mi ruchem głowy i zabrał swoją marynarkę z oparcia kanapy. Rzucił mi kolejne spojrzenie i uśmiechnął się na nowo.

— Przykro mi, że nie poznajemy się w lepszych okolicznościach. Istnieje spora szansa, że byśmy się dogadali — zauważył z rozbawieniem i skierował się do drzwi. — Chciałem, by wszystko było jasne, kocham Adę i nie zamierzam jej skrzywdzić — dodał, sięgając po klamkę.

— Dawid, tu nie ma dobrego wyjścia. Masz dziecko — przypomniałam mu, uświadamiając sobie, że to był główny powód rezygnacji ze strony Ady.

— Wiem, gdyby nie mój syn, już dawno nie miałbym żony, właściwie przez niego ją mam. Do widzenia, Cecylio. Mam nadzieję, że do zobaczenia, że jednak Adrianna nie odejdzie — podsumował, zamierzając wyjść.

— Mnie też jest przykro, wydajesz się w porządku. Do widzenia. — Posłałam w jego kierunku lekki, przyjazny uśmiech i odprowadziłam go wzrokiem do drzwi.

Nie wyszłam za nim, nie czułam takiej potrzeby, ale nim zdołałam usiąść, do biura wpadł pan Serafin, a jego mina sugerowała, że wcale nie był szczęśliwy.

— Chciałbym wiedzieć, co ty sobie myślisz, co!? — zapytał wściekle, a ja nie mając pojęcia, o co chodzi, stałam tak przed biurkiem i wpatrywałam się w niego, rozchylając usta. — Najpierw rzucasz mojego bratanka, zrywasz zaręczyny i traktujesz go, jak śmiecia, a teraz zrywasz umowę pomiędzy naszymi firmami, bo masz takie widzimisię?! — warknął, kontynuując swoje oskarżenia.

Z każdym jego kolejnym słowem byłam w coraz większym szoku, ale milczałam, niezdolna do mówienia.

Rzuciłam Olka?

Zerwałam umowę?

Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem, zastanawiając się nad tym, gdzie w moim gabinecie była ukryta kamera?

Najpierw szef Adrianny, a później wujek Aleksandra, który najzwyczajniej w świecie, nie miał o niczym pojęcia.

I już miałam się odezwać, miałam jakoś się bronić, gdy do gabinetu wpadła Łucja. Nie zdołała chwycić w porę drzwi, więc uderzyły one z impetem w ścianę, a towarzyszył temu głośny hałas.

Obydwoje skupiliśmy na niej swoją uwagę.

— Przepraszam, Ce, ale to ważne. Dzwoniła pani Veronica, nie mogła się z tobą skontaktować, bo nie odbierasz telefonu, Theo ma kłopoty, prosi, byś jak najszybciej przyleciała do Stanów, to podobno sprawa życia i śmierci — wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.

Spanikowałam.

Zignorowałam mężczyznę, z którym współpracowałam kilka ostatnich lat, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia.

— Przepraszam, ale pan coś źle zrozumiał. Łucja poda panu dokumenty, które od dłuższego czasu czekają na podpis, a ja muszę lecieć! Przepraszam! — dodałam, nie zamierzając się kłócić i po prostu wybiegłam.

Pospiesznie, jakby goniło mnie stado wygłodniałych wilków, ponieważ mój narzeczony miał kłopoty.

I chociaż to było absurdalne, w tamtym momencie dotarło do mnie to, że mi na nim zależało. Naprawdę zależało!



2183 słów.
Wiem, że ostatnio trochę słabo było u Cecylii z akcją, ale już nadrabiam i obiecuję, że w końcu zacznie się coś dziać. Jednocześnie bardzo dziękuję Wam za te wszystkie piękne, jakże motywujące komentarze. Jesteście najlepsi! Całuję,
Jo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro