31.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Słowa Mateusza sprawiły, że na nowo odzyskałam wątpliwości, które w sobie uśpiłam, zastępując je innymi, tymi związanymi ze ślubem i moim dalszym życiem.

Nie chciałam myśleć o Aleksandrze ani tym bardziej o tym, dlaczego postanowił mnie porzucić. Zrobił to i tylko to się dla mnie liczyło.

Odszedł, chociaż obiecywał, że będzie na zawsze.

Zdradził mnie w najgorszy z możliwych sposobów, pozbawiając mnie resztek złudzeń.

Stracił moje zaufanie.

Porzucił moją miłość.

Nie chciałam tego analizować. Nie zamierzałam się dręczyć, ale przez przyjaciela, było to naprawdę ciężkie.

— Ce! — Aśka straciła cierpliwość i uderzyła otwartą dłonią w blat stołu.

Przestraszona jej gestem, podskoczyłam z wrażenia na stołku. Wyprostowałam się gwałtownie i rzuciłam jej pytające spojrzenie, jednocześnie odczuwając poczucie winy.

Od kilkunastu minut wcale jej nie słuchałam, a przecież przyjaciółka organizowała moje przyjęcie ślubne, wciskając mnie w grafik, w którym nie miała wolnych terminów.

— Przepraszam, co mówiłaś? — spytałam, drapiąc się z zakłopotaniem w skroń.

Objęłam dłońmi kubek, w którym znajdowały się resztki kawy. Zamówiłam ją godzinę wcześniej i średnio nadawała się do picia, bo nie znosiłam jej w chłodnej wersji.

— Cecylio, misiu, chodzi o twój ślub, więc wyjaśnij mi, do jasnej cholery, gdzie błądzisz myślami? — Zmarszczyła z niezadowoleniem brwi, odkładając długopis na notatnik, w którym zapisywała wszystkie moje decyzje. Oparła dłoń na moim przedramieniu i posłała mi przyjazny uśmiech. — Oddychaj, okej? Wiem, że wydaje ci się, że tego jest za dużo, że to frustrujące, ale jak już dotrzesz do tego dnia, będziesz zachwycona. Musisz tylko się uspokoić i się skupić. Potrafisz, prawda? — kontynuowała.

Wprawdzie trafnie odczytała moje odczucia. Byłam sfrustrowana w pełni, ale nie dlatego, że spraw było, aż tak wiele, a z powodu wątpliwości, które mnie ogarnęły. W dodatku z winy jej męża.

— Jasne. — Przytaknęłam ruchem głowy, biorąc głęboki wdech. — Kto jak nie ja, nie?

— Dokładnie, dlatego, pytam ponownie o dominujący kolor w dekoracjach, co ci się podoba? — Uśmiechnęła się przesłodko, podsuwając mi ponownie tablet pod nos.

Miała miliony zdjęć, które musiałam przejrzeć i podjąć decyzję. Uwielbiałam Asię. I podziwiałam za to, że jej praca stała się jej pasją. Dlatego też, w ciągu kilku minut, pozwoliłam jej na wciągnięcie się w ten obłędny świat.

Wybierałam kolory, dekorację, kwiaty i mnóstwo innych rzeczy, które były potrzebne. Wprawdzie mogłam poprosić, by i Theo miał w tym swój wkład, ale mężczyzna zapewnił, że się na tym nie zna i w pełni polega na mnie.

Niestety, ja nie byłam pewna, czy powinien. Zwłaszcza że moje myśli atakowały wątpliwości związane z moim byłym narzeczonym.

Czy faktycznie miał dobry powód, by mnie zostawić? Czy w ogóle miał jakikolwiek powód?

Na całe szczęście, gdy tylko moje myśli obierały złe tory, Aśka przywoływała mnie do porządku kolejnymi pytaniami.

Spotkanie zajęło nam prawie trzy godziny i cztery kawy, ale było warto, ponieważ pod koniec, wszelkie ważne decyzje zostały podjęte.

— Dziękuję. — Spojrzałam na przyjaciółkę, posyłając w jej kierunku wdzięczny uśmiech.

Miałam świadomość, że Joanna odwalała za mnie niemalże całą robotę i jeszcze nie chciała za to nic w zamian. Traciła wolny czas, którego niemalże nie miała, tylko po to, by mi ulżyć.

Angażowała w to Adę i całą resztę paczki, ale nikt nie robił mi z tego powodu wyrzutów. Każdy się cieszył i zapewniał, że pomoc w moim ślubie to czysta przyjemność.

Powiedzmy, że im w to wierzyłam.

— Nie wyobrażam sobie, bym musiała robić to sama. Szukać dekoratorów, kwiaciarni i całej tej reszty, poważnie. Ratujesz mi tyłek i pomagasz nie postradać zmysłów. Jestem twoim dozgonnym dłużnikiem — zapewniłam, łapiąc przyjaciółkę za dłoń.

Ta się zaśmiała i machnęła lekceważąco wolną ręką.

— Ce, organizacja twojego przyjęcia to czysta przyjemność. Doskonale wiesz, że zawsze o tym marzyłam, marzyłyśmy — sprostowała, spoglądając na mnie.

Zdecydowanie pamiętałam czasy, gdy godzinami rozmawiałyśmy o sukniach i innych detalach, które miały znajdować się na naszych wymarzonych ślubach. Ja porzuciłam te mrzonki po rozstaniu z Aleksandrem, ale Aśka się nie poddała. Niemalże wszystko tkwiło w zakamarkach jej pamięci, więc skrupulatnie odhaczała kolejne punkty. Uświadamiała mnie tym samym, że wcale nie zamierza się poddać, a przyjęcie to miało być najlepsze.

— Nieważne, tak czy siak dziękuję, bo bez ciebie byłoby... katastrofalnie.

— Nie przesadzaj — zbyła mnie, uśmiechając się pobłażliwie. — Naprawdę nie chcesz, wybrać koloru sukienek dla druhen? — dopytywała, pakując wszystkie rzeczy do torebki.

Nie mogłam jej dłużej zatrzymywać, zwłaszcza że miała jeszcze sporo pracy. Byłam tego świadoma, jak i tego, że ja również powinnam wrócić do swojej.

— Nie. Same macie się dogadać, możecie mieć różne kolory, ale ten sam krój, albo ten sam kolor, ale inne sukienki. Dogadajcie to, nie chcę wybierać czegoś, w czym któraś mogłaby się źle czuć — odpowiedziałam.

Liczyłam się z tym, że dziewczyny mnie nie zawiodą. W końcu Ada i reszta znały mnie na tyle, by nie wybrać nic, co by mi się nie spodobało.

— Okej, przekażę im. A chcesz iść je z nami wybrać? — zaproponowała, spoglądając na mnie.

— Nie, dostosujcie termin do waszej czwórki, ty możesz mieć decydujący głos, dacie radę. A ja najpewniej będę w Stanach. Za dwa tygodnie przyjęcie zaręczynowe. Także no, skupię się na tym. Bardzo dziękuję — powtórzyłam, podnosząc się.

Pokręciłam głową i gestem dłoni nakazałam przyjaciółce schować portfel, gdy zauważyłam, że po niego sięga. To było moje wesele i ja zamierzałam płacić za kawę.

Spojrzałam na kelnerkę, która w mig pojęła, że chcę uregulować rachunek i pojawiła się obok nas, zadając standardowe pytania. Zapłaciłam i podziękowałam jej.

Kilka minut później byłyśmy już na zewnątrz, pod kawiarnią. Śnieg prószył z nieba, dekorując chodniki białym puchem ku niezadowoleniu ludzi, którzy musieli je odśnieżać.

— Asia, dziękuję i do zobaczenia. — Spojrzałam na nią, posyłając jej kolejny, wdzięczny uśmiech.

— Jasne, misiu, będziemy w kontakcie, pa. — Ucałowała mój policzek i machnęła dłonią, kierując się do taksówki, która już na nią czekała.

Podziwiałam ją za cierpliwość, dzięki której mogła stać w korkach i się nie denerwować. Ja wolałam poruszać się po mieście komunikacją miejską, mając pewność, że dotrę wszędzie szybciej. Ona natomiast twierdziła, że nie traciła czasu, a pracowała, nawet w samochodzie.

Ruszyłam przed siebie, przebiegając przez drogę w niedozwolonym miejscu, wcześniej rozglądając się, by mieć pewność, że nikt mnie nie potrąci. W ciągu kilku minut dotarłam na przystanek tramwajowy i kolejne dwie na niego czekałam.

Miałam do załatwienia kilka spraw w biurze, gdzie Adrianna powoli przejmowała moje obowiązki. Postanowiła działać szybko i niemalże już w poniedziałek, po pamiętnej imprezie zjawiła się u mnie, twierdząc, że jej okres wypowiedzenia minął i może mi pomóc.

Zgodziłam się, ponieważ jej potrzebowałam. W pracy zaczęło być całkiem wesoło, chociaż Łucja trzymała początkowo Adę na dystans. Nie byłam pewna, dlaczego, ale możliwe było to, że obawiała się o swoją posadę. Wyjaśniłam jej jednak i Olafowi, że nie planuję żadnych innych zmian. Po prostu zastępowałam tylko siebie.

Wiedziałam, że będę musiała pozwolić Adriannie na swój sposób działania i pewne ustępstwa, ale miałam pewność, że nie zwolni moich pracowników.

Podróż nie zajęła mi zbyt wiele czasu, ale zdążyłam odpisać na kilka maili, w tym na ten od Theo, w którym zapewniałam, że pamiętam o przyjęciu zaręczynowym. Cała odpowiedzialność za organizację spadła na Vee, która była tym faktem zachwycona. Konsultowała z nami jakieś detale, ale tak naprawdę, oboje pozwoliliśmy jej niemalże na pełną swobodę, licząc się z tym, że kobieta jeszcze nigdy nas nie zawiodła.

I jak sama twierdziła, była fanką numer jeden naszego związku.

Pchnęłam drzwi, wchodząc do budynku i rozpięłam płaszcz, zsuwając przy okazji szal z szyi. Rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam nikogo. Dopiero po chwili usłyszałam śmiech Łucji, który dochodził ewidentnie z mojego gabinetu. Albo i Ady, ponieważ powoli stawał się on jej miejscem pracy.

Rozebrałam się, odstawiłam rzeczy na miejsce. Nie od razu dołączyłam do dziewczyn, nie. Najpierw zrobiłam sobie latte, korzystając z chwili spokoju.

Wprawdzie wypiłam już trochę kawy wcześniej, ale kofeiny nigdy nie było za dużo. Zwłaszcza że przez słowa Mateusza miałam problem ze snem. Zamiast spać, dręczyłam się wątpliwościami, które nie chciały mnie opuścić na krok. Na całe szczęście byłam mistrzem w grze pozorów i nikt nie zauważał mojego rozkojarzenia. Przynajmniej nikt nie łączył go z moim byłym partnerem.

Z kawą w ręku weszłam do pomieszczenia, gdzie znajdowały się nie tylko dziewczyny, ale i Olaf, na którego wpadłam niemalże w progu.

— Cześć, szefowo. I pa, szefowo — rzucił wesoło i skinął mi głową, jednocześnie wychodząc.

Nie zatrzymywałam go, wiedząc, że najpewniej miał coś do załatwienia albo zrobienia. Był naszym informatykiem, a co za tym szło, specyficzną osobą. Zawsze bawiły mnie stereotypy, ale te związane z jego profesją, cóż, czasami bywały trafne.

— Bye — odparłam, przepuszczając go. — Cześć, dziewczyny, co tu tak wesoło? — spytałam, krocząc dalej przed siebie.

Odstawiłam kubek z kawą na blat biurka wraz z telefonem. Przy okazji usiadłam na nim jednym pośladkiem, zerkając w kierunku pozostałej dwójki.

— Mamy przerwę — odpowiedziała Ada, odsuwając się na stołku od stołu. Podniosła się, opierając na nim dłonie i ucałowała mój policzek, uśmiechając się promiennie.

— A właściwie ją kończymy, mamy jeszcze trochę roboty, ale idziemy na drinka po pracy. Piszesz się? — zaproponowała Łucja, również opuszczając swoje miejsce.

— Drinka? — powtórzyłam głupio.

Cieszyłam się, że Adrianna tak szybko zyskała sympatię reszty, ale w jakiś dziwny sposób poczułam się dotknięta tym faktem. To było irracjonalne i trwało zaledwie kilka sekund, ale nie było fajne.

— Tak, jutro odbieramy twoją suknię ślubną, więc dzisiaj można iść wypić drinka, nie? — rozwinęła wątek Ada, szturchając mnie lekko dłonią w ramię.

— Jasne! Drinka, jednego, nie powinnam pić, bo...

— Rany, zaraz cię trzasnę — wtrąciła moja przyjaciółka, najpewniej wiedząc, co takiego chciałam powiedzieć. — Wyobrażasz sobie, że ostatnio oznajmiła, że przestaje pić alkohol, by mieścić się w suknię ślubną? — Spojrzała na Łucję, robiąc dziwną minę.

Ta tylko zaśmiała się, kręcąc głową.

— Jasne, Ce, puste kalorię cię zabiją, zwłaszcza z twoim trybem życia i zamiłowaniem do maratonów, jasne — zakpiła, cmokając z dezaprobatą. — Uciekam, do potem — dodała, wychodząc.

— Co to za mina? — zapytała Ada, zmuszając mnie do tego, bym na nią spojrzała.

Zmarszczyłam brwi, nie mając pojęcia, co miała na myśli.

— Co? Jaka?

— Ta, niby się uśmiechasz, ale wyglądasz, jakbyś połknęła coś obrzydliwego, glizdę albo coś — wyjaśniła, wykonując jakiś niezidentyfikowany gest dłonią.

Sięgnęłam po kawę i upiłam jej łyk, chcąc zyskać na czasie.

— Wydaje ci się — skłamałam.

Nie powinnam, ale nie chciałam się tłumaczyć. Chyba.

— Od soboty coś jest nie tak. Aśka twierdzi, że to przez ślub, że panny młode tak mają, że świrują, ale... Ce to nie ty. Co się dzieje? — dopytywała.

Obeszła biurko i stanęła przede mną, bacznie mi się przyglądając. Wiedziałam, że nie odpuści. I mogłyśmy kontynuować tę rozmowę w nieskończoność, krążąc wokół tematu.

— Ślub to naprawdę...

—Ce! — warknęła, ostrzegając mnie palcem, bym nie kończyła tej myśli.

Zaśmiałam się nerwowo i poprawiłam włosy, które opadły na moją twarz. Upiłam kolejny łyk kawy i wzruszyłam ramionami, z pozoru obojętnie.

— Naprawdę nic się nie dzieje.

— Rozmawiałaś z Mateuszem, co ci powiedział? Mam go pozbawić jaj? Mam kopać już dziurę w ogródku? Jak mi nie powiesz, to dowiem się od niego — zagroziła, krzyżując dłonie na wysokości swojej klatki piersiowej.

Dodatkowo zrobiła naburmuszoną minę, jakby naprawdę miała taki zamiar.

Miałam pewność, że Mateusz nie powiedziałby jej nic.

— Zasugerował, że powinnam porozmawiać z Olkiem i poznać jego...

— No trzymajcie mnie! — weszła mi w słowo, nie pozwalając nawet dokończyć zdania. Zrobiła kilka kroków, wyrzucając dłonie w górę, dość nerwowo. — Gówno prawda! — zaprzeczyła z mocą, rzucając mi wściekłe spojrzenie. — Nie powinnaś z nim rozmawiać, nie powinnaś go słuchać i nie powinnaś szukać wymówek, rozumiesz?

— Ale...

— Nie! Ce, nie! — Ponownie mi przerwała, kręcąc głową. — Niezależnie od tego, dlaczego to zrobił, żaden powód nie jest wystarczający, by złamać ci serce, rozumiesz? Nie ma dobrego wytłumaczenia dla tak podłego zachowania. Nie i już. Nie zajmuj się tym. Nie myśl o tym. Wychodzisz za mąż, za faceta, na którym ci zależy, którego naprawdę kochasz i nie możesz myśleć o tym kretynie — rozwinęła swoją wypowiedź, krążąc po gabinecie. — Zabiję Mateusza, naprawdę.

— Ale...

— Cecylio, naprawdę? Naprawdę chcesz grzebać w tym gównie? Naprawdę chcesz otwierać blizny, które już się zagoiły? Jesteś masochistką czy idiotką, która skrzywdzi Theo, bo wydaje jej się, że jej były jest dobrym facetem. Nie jest. I nie był. Kłamał, oszukiwał, a na końcu cię zostawił bez słowa, odszedł. Rzucił cię, mając w dupie uczucia, które podobno względem ciebie miał. Pamiętasz?

Nie skomentowałam tego. Spuściłam wzrok i wbiłam go w moje buty, wyłamując sobie palce.

Miała rację. I jej nie miała. Skrzywiłam się i zamrugałam pospiesznie powiekami, nie chcąc się rozpłakać.






2069 słów.
Koniec powoli nadchodzi, ale jeszcze trochę, bez obaw. Jak zawsze, gdy coś kończę, zaczynam świrować, więc dodałam nową historię, która jest dostępna na moim profilu. Jakby ktoś był zainteresowany, to zachęcam do zaglądnięcia do Autostrady wspomnień. Dajcie znać, co myślicie, buziaki.
Jo


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro