Pierwsze ciemne chmury

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gehenna?

Piekielna brama wiodąca niczego nieświadome dusze, ku moralnemu upadkowi. Przesiąknięta wstydem, obłudą, fałszem zagmatwana czasoprzestrzeń o własnych regularnych zakrzywieniach, które między piątym, a siódmym dniem wiodą w kierunku oszukańczego zbawienia. Obłudny azyl spętany niekończącym się grzechem. Nieuniknione naznaczenie krwią przelaną przez niewiniątka, nie umiejące odnaleźć się pośród celebracji kiczu. Strach przed odrzuceniem, brak samoakceptacji, wieczna pogoń za czymś, o czym nie ma się nawet całkowitego pojęcia. Ucieczka. Alkohol. Używki. Mroczna pokusa. Prym grzechu. Przytłoczenie. Wylęgarnia plugastwa.

Eden?

Soczyste rozkosze witające każdy nowy dzień oraz rozświetlony wieczór. Rozrzucone szanse, czekające cierpliwe na dostrzeżenie. Tyrada piękna i mądrości wiodąca, w kierunku własnego samorozwoju. Nieustanna łatwość, hodująca ludzkie lenistwo. Dostatek, otwartość świata, wiedza, estetyka.

Miasto.

Tokio.

Przestrzeń niemożliwa do całkowitego zgłębienia, każdego dni jawi się w inny, odmienny sposób.

Sasori zdawał sobie sprawę, że jeśli nie zacznie biec, zgodnie z wybijanym przez miasto rytmem zatraci się, bądź, co gorsza, zostanie pochłonięty. Jednocześnie nie pojmował, która przesycona do cna obłuda, zwabiła jego rodzinę w miejsce domagające się tak wyrachowanej atencji.

Sobotni wieczór.

Czas szczególnie sprzyjający wygłoszeniu sumienia. Jedna jedyna noc, kiedy samotna dusza zdolna jest popełnić wszystkie z siedmiu grzechów głównych.

Zniżki. Przeceny. Promocje.

Kup tę buty, książkę, krem. Potrzebujesz tych okularów, to nic, że trwa pora deszczowa. Nie, nie parasol nie jest ci potrzebny, nie dziś. Dziś zachwyć się tamtą ramką i tym kubkiem.

Dogodź sobie. Nowa fryzura poprawi ci nastrój. Pamiętasz, jak okropny był poniedziałek, a środa wcale nie lepsza? O! Ten kolor jest idealnie krzykliwy. Prawda, znudzi ci się już za tydzień, a kto wie, czy do wtorku nie zmieni się w obrzydliwą, zgniłą zieleń?

To twoje ciało, a potrzeby trzeba zaspokajać. Najwyżej zamówisz taksówkę, zaczniesz oszczędzać od nowego miesiąca albo zostaw to na kolejne postanowienie noworoczne, przecież to już niedługo. Dalej! Niech ktoś napełni twój kieliszek!

Sasori nie musiał znać z autopsji wszystkich pokus, nawołujących do autodestrukcji. Obserwacja podupadających studentów stanowiła dlań dostateczny materiał badawczy, który skutecznie utwierdzał go w przekonaniu, jak żałosne potrafią być jednorazowe zachcianki, których aborcji nikt nie raczył się podjąć. Oh, nie. Ludziom o wiele łatwiej przychodziło zaspokajanie tych bękartów. Gorycz dnia codziennego zapijali słodką iluzją wódki. Stres pracy wymieniali na obawy przed możliwością nieopłacenia wszystkich rachunków na czas. Stałość na szybkość. Siebie na innych.

Dwudziesta.

Ekran komputera rozświetlony do granic. Światło już dawno przestało docierać tu zewnątrz. Żyrandol został odesłany na przedwczesny spoczynek. Monitor doskonale spełniał funkcje źródła poświaty.

Akasuna oddawał się właśnie poszukiwaniu odpowiedniech ilustracji, które komponowałyby się z poszczególnymi etapami prezentacji. W tym czasie ekran telefonu stał się kolejnym źródełem światła.

Sasori odnotował w świadomości, że o to Deidara najpewniej w akcie paniki postanowił szukać w nim wsparcia w kwesti zleconej pracy.

Urządzenie wyświetliło numer blondyna kolejne pięć razy, bez zamierzonego skutku. Któż chciałby tracić czas na plotki czy wysłuchiwanie cudzych ataków paniki? Z pewnością nie Sasori. On wolał powrócić do swojej pracy.

Odgłosy dobiegające z dołu zasygnalizowały, że Chiyo właśnie upewnia się czy drzwi zostały odpowiednio zamknięte na noc. Jakże mylne były jego założenia. Już chwile później słyszał przeraźliwe dźwięki. Ktoś, nie kilka osób uderzała z impetem w drewniane schody, doprowadzają dom do drgań. Zgrzyt, dudnienie , uderzenia, drganie, syki. Epicentrum chaosu narastało. Zbliżała się nieubłaganie, aż zmaterializowało się w futrynie, pod postacią małego tłumu.

- Zbieraj się! - Hidan nie czekając na relacje gospodarza, począł przerzucać stertę ubrań w znanym tylko sobie celu.

- Ktoś mógłby mnie łaskawie poinformować dlaczego naruszanie moją przestrzeń osobistą?

- W Szklanych Ogrodach jest zajebista promocja! Będziemy okupować tory do kręgli do rana, hm!

- Gratuluje planów, ale mi nic do tego - Zainteresowany odwrócił wzrok na powrót w kierunku monitora.

- Jashinie, kurwa! Przebieraj się nim ci pomogę.

- Nie powinieneś nam kazać tyle czekać - Rudowłosy mężczyzna uśmiechnął się ironicznie, krzyżując dłonie na wysokości torsu.

- Ależ ja...

- Zamknij się kurwa! Nie chcesz się przebierać to nie, pójdziesz jak ostatnia szmata. W nosie mam jak wyglądasz. Idziesz kurwa! Nie mam zamiaru znosić tego jebanego idealizmu w podwójnej dawcę - Tu palec Hidana nerwowo wymachiwał w kierunku czarnowłosego - Nie będę niańką!
 

💙

- To tylko projekt! A do tego sam zdecydowałeś się z nią współpracować, hm! To ja zostałem tu ukarany - Deidara z pełnym nienawiści spojrzeniem wpatrywał się w zawartość szklanego naczynia.

- Czego się rzucasz. Weź zobacz - Szarowłosy mężczyzna triumfalnie wymachiwał telefonem przed nosem Akasuny - Dla takiej sam mógłbym się zaangażować w jakiś glupi projekt.

- Zdajesz sobie sprawę, że też musisz oddać zaliczenie, hm?

- Pozwól, że uraczę cię tajemną wiedzą. Ktoś taki jak ja nie musi zaprzątać sobie głowy czymś takim. Jestem w parze z jakąś kretynką, która myśli, że to świetna okazaja, żeby spędzić ze mną czas.

- Hah - Chłopak o ciemnych, niebieskich włosach uśmiechnął się pobłażliwie odstawiając drinka na niski blat - Faktycznie Hidan, twoje towarzystwo jest zbawienne.

- Ale Senpai może teraz współpracować ze mną i powinien się z tego cieszyć!

- Oczywiście Tobi, nagroda porównywalna do otrzymania Nobla...

- Skończ piszczeć i rzuć tym. Marnujcie mój czas i moje pieniądze.

- Serio? Nawet w czasie promocji?

Akasuna No Sasori przeglądał w tym czasie, uważnie szereg opublikowanych na jednym z portali społecznościowych zdjęć. Wystawy, obrazy, rekomendacje kafejek wsparte starannie wykonanymi ujęciami deserów i gorących napoi, architektura z różnych zakątków świata, rozłożyste bukiety barwnych kwiatów i sama [Nazwisko].

- Nie ma się czym fascynować - Skomentował, oddając telefon właścicielowi.

- Mniejsza o to.

💙

- Kurwa.

Dłoń chłopaka zawisła, niby stop-klatka. Zdarta skóra, krew. Jego, ich, kogoś kto próbował ich rozdzielić. Niefortunnie wykonuje obrót, przygląda się każdej kończynie. Zmęczone ciało wola o litość. Na wszystkich bogów Olimpu, nie krwawisz, nie masz złamań otwartych ani innych uszczerbków! Zaprzestań tego procederu! Słyszysz? Wejdź ze mną w kooperację i pojmij, że lada chwila runiesz!

Zmęczone ciało sunie. Wolne i ociężale ostatni raz zmusza się do napięcia mięśni. Trzeba dostać się do pokoju. Trzeba być cicho. Nie można pozwolić sobie na przyłapanie. Na zdradę swych wypraw. Na utracenie wizerunku przykładnego studenta, przyszłego lekarza, a nade wszystko ukochanego wnuczka. Nie można! I to nie tak, że Sasori brał udział w tych wszystkich bijatykach, które w całej swojej zawiłej akcji zakładały, świętowanie zwycięstwa nim udało się je pozyskać. Alkohol musiał je poprzedzać. Musiał znieczulić ciało, rozluźnić mięśnie, oczyścić umysł. Nie bił się w celach rozrywkowych, jak miał to w zwyczaju Kisame i Pain. Nie bił się dla zarobku. Nie kopał i nie okładała pięściami, by podnieść sobie poczucie własnej męskości. Sasori bił się z poczucia obowiązku wendety. I tak, jak kobiety zbierały biżuterię tak on zbierał narzędzia zbrodni. Noże, nożyczki, scyzoryki, kastety, kije, metalowe pałki, paralizatory, które zdarzały się odświętnie. Przecież to wszystko miało zniknąć. Miało być zastąpione przez chirurgiczne maski, białe rękawiczki, plastikowe narządy, strzykawki, ale póki co mógł poszaleć.

Głowa opadła ciężko na puch pościeli. Zapach intruza zelżał. Zresztą Sasori nie był w stanie pogrążyć się w swojej niechęci. Oto pierwsze oznaki wynurzającego się miasta uniemożliwiały ucieczkę. Jeździli sobie ci wszyscy ludzie, nie czuli na cudzą bezsenność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro