i don't know what to do

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

。。。。。

Nekoma wygrała pierwszy set.

Mimo nieporównywalnie lepszego poziomu gry prezentowanego przez grupę z Miyagi od tego, co przedstawiali przy ostatnim spotkaniu, nie udało im się przebić przy pierwszym podejściu. Chociaż ich przyjęcia były całkiem dobre, bloki przemyślane, a ataki celne, Nekoma miała to samo, nie byli słabsi. Po czwartym zdobytym z rzędu przez czerwonych punkcie zawodnik z numerem drugim na koszulce podniósł kartkę, tym samym ogłaszając zmianę rozgrywającego. Kageyama od samego początku wydawał się rozdrażniony, znaczy się, bardziej niż zazwyczaj, i choć dla niewprawnego oka nie było to tak rażące, Kenma od początku wiedział, że coś było nie tak.

Szybka przerwa. Moment, by przełknąć gorzki smak porażki albo ochłonąć, by nie spoczywać na laurach.

— Idzie nam naprawdę dobrze — oznajmił Kuroo, gdy cała drużyna stanęła koło siebie w dość ciasnym okręgu.

Wszyscy łapczywie pochłaniali powietrze, odrobinę zmęczeni pierwszymi dwudziestoma pięcioma punktami. Kozume kątem oka zahaczył o odpoczywające Karasuno. Zdawali się delikatnie niezadowoleni z przegranej, która przecież nie była tak niespodziewana. W końcu Nekoma była mocną drużyną. W pewnej odległości od reszty stała dwójka dyskutujących rozgrywających. Starszy najwidoczniej próbował coś wbić do głowy pierwszorocznego, co pewien czas uspokajająco poklepując go po ramieniu. Tobio tylko kiwał głową w zamyśleniu, jak gdyby uspokojony słowami kolegi z wyższym numerkiem.

— Napij się trochę, Kenma.

Tetsurō wyciągał w jego kierunku niezakręconą butelkę z wodą. Blondyn przyjął ją ze swego rodzaju wdzięcznością. Prawie zawsze zapominał o tego rodzaju prostych, ale istotnych rzeczach i właśnie dlatego obecność Kuroo często była dla niego prawdziwym wybawieniem.

— Co myślisz o meczu? — zapytał jego przyjaciel, czekając, aż Kozume przestanie pić.

— Są rozkojarzeni — stwierdził, zakręcając butelkę. — Byli rozkojarzeni. Czy dalej będą, to inna kwestia.

Brunet skinął głową, najwidoczniej myśląc nad słowami drugoklasisty.

Zaczął się drugi set i zgodnie z obawami Kenmy Karasuno wróciło zmotywowane i jakby bardziej zgrane. Piłki latały w nieskończenie długich akcjach, zaczynając na libero albo kapitanie kruków, poprzez nareszcie skoncentrowanego Kageyamę, kończąc na Shōyō, który z determinacją skakał tak wysoko, na ile mu pozwały stosunkowo krótkie nogi.

"Spotkamy się znów na boisku i wtedy naprawdę będziesz chciał ze mną wygrać! Będziesz zły, że nie wygraliście. I podejdziesz, i powiesz mi "następnym razem was ogramy!", a ja powiem "nie ma szans!"! Zobaczysz, tak będzie!"

Jeden - jeden, remisują. Przed nimi ostatni, decydujący set, a Kenma czuje, że naprawdę jest zmęczony i nie ma ochoty na tę całą grę. Czy cieszyłby się, gdyby wygrali poprzedni set? Tak, ale raczej głównie dlatego, że wtedy nie musiałby po raz trzeci wychodzić na boisko.

Siatkówka nigdy nie przedstawiała dla niego szczególnej wartości. Ot, aktywność fizyczna jak milion innych. W gruncie wszystkie sprowadzają się do tego samego. Nigdy nie pociągało go to szczególnie. Zaczął grać przez Kuroo, który potrzebował partnera do ćwiczeń, a że był jego naprawdę dobrym i jedynym kolegą, Kenma najzwyczajniej nie potrafił odmówić. Do drużyny dołączył tylko dlatego, że jego przyjaciel to zrobił i pociągnął go za sobą.

"Chodź, Kenma, będzie fajnie!" powiedział wtedy Tetsurō, ciągnąc go za rękę do kartki z zapisami. Kozume nie protestował szczególnie, choć wiedział, że to nieprawda i wcale nie będzie.

Lata mijały, a odczucia rozgrywającego do praktykowanego sportu wciąż pozostawały ambiwalentne. Z jednej strony wiedział, że było to dla niego dobre. Sam nigdy nie był dobry w dokonywaniu decyzji, których konsekwencje odbijałyby się pozytywnie na jego zdrowiu. Prawdę mówiąc, był w tej kwestii ślepy jak dziecko. Gdyby ktoś go nie przymuszał, najprawdopodobniej już dawno zginąłby przez własną nieporadność w funkcjonowaniu. Podstawowe życiowe potrzeby zawsze wydawały mu się zbędne, dlatego jego przyjaźń z brunetem była dla niego taka ważna. Kuroo miał iście magiczną zdolność przywracania go do świata żywych albo po prostu świętą cierpliwość.

"Wychodzimy dziś na miasto. Kenma, chodź z nami! Wrócimy wcześnie."
"Znowu nie spałeś? Musisz spać, bo w końcu zasłabniesz."
"Spakowałeś śpiwór? Po co? Jak to po co? Jutro zaczyna się obóz treningowy. Nie mów, że zapomniałeś."
"Zdasz to na pewno. Rozumiesz wszystko? Jak czegoś nie rozumiesz, to ci wyjaśnię, robiliśmy to w zeszłym roku, wciąż mam notatki."
"Śpisz, Kenma?"

Piłka leci z jego rąk w kierunku Tetsurō, wspólnymi siłami zdobywają punkt. I to, że Kenma nie kocha tej gry szczególnie i, gdyby nie brunet, z całą pewnością siedziałby w domu z nosem w ekranie komputera, nie ma już większego znaczenia. Kenma jest przyjacielem Kuroo w takim samym stopniu, jak Kuroo jest Kenmy. Skoro te ostatnie w jego licealnej karierze rozgrywki są dla niego ważne i mu na nich zależy, to Kozume ma zamiar mu pomóc, jak tylko może.

Hinata nie musi ukrywać malującego się na twarzy zawodu, gdy podchodzi do przebranego w swój codzienny strój, czekającego na swojego przyjaciela blondyna.

— Gratuluję, Kenma — mówi pierwszak, z determinacją próbując spojrzeć mu w oczy. — To był dobry mecz. Ale w przyszłym roku was ogramy!

— Dzięki, Shōyō.

Słynna krewetka przechyla głowę, najwidoczniej starając się wyczytać cokolwiek z nieprzeniknionej mimiki rozgrywającego.

— Nie cieszysz się z wygranej? — pyta w końcu, najwidoczniej jeszcze bardziej zawiedziony.

W końcu to oni mieli wygrać, a Kenma być zły.

— Nieszczególnie.

Nie czuje sukcesu ze zdobycia większej ilości punktów, co zresztą w dużej mierze jest dziełem przypadku. Bardzo możliwe przecież, że gdyby grali jeszcze jeden mecz, to Karasuno by wygrało. Nie odczuwa satysfakcji przez to, że Hinata przegrał i teraz mu przykro. Nie widzi w tym sensu, to tylko głupia gra.

— Za rok wygramy i będziesz zły, zobaczysz!

"Chodź, Kenma, będzie fajnie!"

— Tak, może tak.

"Jeśli będę wtedy w ogóle w drużynie" dodaje, ale już w myślach, żeby bardziej nie denerwować młodszego kolegi.

— Miłej podróży, Shōyō.

Nie czuje absolutne nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro