Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-PANIE STARK!

Piskliwy, rozpaczliwy wrzask rozniósł się po korytarzu, przerywając spokojną, nocną ciszę. Już po chwili można było zobaczyć milionera, który jak oparzony wypadł ze swojej sypialni w niebieskiej piżamie. Przebiegł szybko przez korytarz, po czym stanął na chwilę, wziął głęboki oddech i przyjął na twarz uspokajający, ciepły uśmiech. Otworzył drzwi, wślizgnął się do pomieszczenia i zamknął je za sobą, od razu kierując się w stronę łóżka, na którym leżał zwinięty pod kołdrą, pochlipujący cichutko chłopiec, zerkając przelotnie na kota, który oburzony siedział na podłodze, najpewniej przypadkowo zrzucony z łóżka przez wiercenie Petera. Mężczyzna położył dłoń na "fortecy" młodszego, nie wiedząc za bardzo, gdzie dokładnie znajduje się jego głowa. Brązowowłosy pisnął, kuląc się mocniej. Jego szloch zmienił się w głośny, przepełniony przerażeniem płacz, a wtedy Tony po prostu podniósł go do siadu, szepcząc ciche "to tylko ja, Pete". Czternastolatek bez słowa wtulił się w mężczyznę, płacząc głośno.

-O-on tu był... panie Stark, on tu był... w-widziałem go... on tu był... chciał mnie zabrać... był tu... on tu był...- zaczął powtarzać jak mantrę, zanim milioner mógł cokolwiek powiedzieć. Starszy westchnął ciężko i zaczął kołysać się lekko z drżącym chłopcem w ramionach. Nie musiał już nawet pytać o kogo chodzi. Odpowiedź była oczywista i tak samo jak za każdym poprzednim razem oczywiste było to, że to tylko wyobraźnia chłopca.

-Nie, Pete. Nikogo tu nie było. Słowo. No już cii, cichutko. Nie płacz, malutki, jesteś bezpieczny, naprawdę- zapewnił, mocno przytulając go do siebie, jednak płacz Peter nie ustał. Dzieciak był roztrzęsiony i nie mógł się uspokoić. A Tony... Tony był wyrozumiały. Czekał. Dał mu tyle czasu, ile chłopiec potrzebował, żeby przestać płakać. Tak jak co noc. Wiedział, że żadne słowa tutaj nie pomogą. Wystarczy jego obecność- miałeś zły sen?- spytał, gdy młodszy się trochę uspokoił, pomimo tego, że dobrze znał odpowiedź. Przez ostatni miesiąc nie było ani jednej nocy bez krzyków, płaczu, ataków paniki i minimalnie godzinnego uspokajania chłopca, przez co zarówno Tony, jak i Peter wyglądali jak trupy z wiecznie podkrążonymi oczami i ewidentnym wykończeniem na twarzy, choć Stark w przeciwieństwie do chłopca dzięki lekcjom u Czarnej Wdowy opanował sztukę nakładania pod oczy niewidocznej warstwy podkładu tak, by dzieciak nie widział na nim efektów zarwanych nocy. Pozostali mieszkanicy wieży przenieśli się z całym dobytkiem do pokojów na piętrze, żeby przenajmniej trójka z obecnych Avengerów nie wyglądała jak zombi. Oficjalnym powodem była wilgoć gromadząca się w tych trzech pomieszczeniach, ale Parker nie był głupi i doskonale wiedział, że tak naprawdę po prostu nie są w stanie przez niego spać. Czego jednak nie wiedział, to fakt, że absolutnie nikt nie miał mu tego za złe.

Peter pokiwał lekko głową, po czym wskazał na drzwi, mocno wtulając się w Starka i chowając twarz w miękkim materiałem jego piżamy.

-W-widziałem cień...- szepnął. Milioner zmarszczył lekko brwi, po czym połączył fakty i natychmiast zrozumiał przerażenie Petera. Dzieciak budzi się z koszmaru, jest roztrzęsiony i przerażony. Śniło mu się, jak co noc, że Deadpool po niego przyszedł, żeby zrobić mu krzywdę, a zaraz po zakończeniu koszmaru, widzi przesuwający się pod drzwiami cień, świadczący o tym, że ktoś tędy przechodzi.

-Jarvis, ktoś szedł korytarzem?- spytał, choć doskonale wiedział, że gdyby tylko stało się coś, co mogło by w jakikolwiek sposób stanowić niebezpieczeństwo dla chłopca, został by natychmiast poinformowany, tak samo jak reszta Avengers i Fury, który bezzwłocznie przyleciałby ze swoimi agentami. Jednak Peter zadrżał i mocniej wtulił się w swojego opiekuna, jakby to miało ochronić go przed złymi wiadomościami. Tony odruchowo pogładził go po plecach, starając się jakkolwiek uspokoić.

-Tak, sir. Pan Barton zszedł na dół po szklankę wody- oznajmiła sztuczna inteligencja, a mężczyzna jednie pokiwał głową, pomimo tego, że SI było wszystko jedno, czy dostała odpowiedź, czy nie.

-Widzisz, Pete? To tylko Clint. Nie masz się czego bać, mały. W Wieży nic ci nie grozi. On już nigdy cię nie skrzywdzi. Jesteś tu bezpieczny- zapewnił milioner, po czym przeczesał ręką włosy Petera. To był ich jedyny postęp. Przez miesiąc udało im się wypracować tylko to. Peter nie reagował natychmiastową ucieczką, gdy ktoś dotknął jego włosów, wręcz przeciwnie. Kiedyś, gdy siedział razem z Tonym na kanapie i wspólnie oglądali jakiś film, Stark przez cały czas bawił się jego miękkimi lokami, aż zorientował się, że przez przypadek uśpił młodszego.

Stark specjalnie nie używał zwrotów typu "ochronię cię" i nie zapewniał Petera, że jest bezpieczny, ponieważ on przy nim jest. To był jego błąd. Zapewnianie chłopca, że PRZY NIM jest bezpieczny, było błędem, ponieważ teraz nikt inny nie był w stanie uspokoić dzieciaka, w którego psychice została zakodowana informacja, że nic mu nie grozi tylko i wyłącznie w momencie, w którym Stark jest obok. Kiedy pewnego dnia obudził się i ruszył do kuchni, tkwiąc w przekonaniu, że jego opiekun już tam będzie i razem zjedzą śniadanie. Jednak Tony'ego nie było. Zamiast niego, zastał w kuchni Natashę, która oznajmiła mu, że pan Stark wyszedł na trochę do firmy i wróci za parę godzin. Peter dostał ataku paniki, a milionera trzeba było wyciągać z ważnego spotkania, żeby uspokoił chłopca. Pomimo tego, że nikt nie był zły na dzieciaka i absolutnie nikt nie miał mu tego za złe, a sam czarnowłosy zapewniał, że to było zdecydowanie ważniejsze niż spotkanie biznesowe, chłopiec przepraszał, będąc wyjątkowo zasmucony i zażenowany swoim zachowaniem. Dlatego teraz, Tony starał się zawsze pamiętać o powtarzaniu regułki "w Wieży jesteś bezpieczny" i liczył, że za jakiś czas Peter zrozumie, że jego obecność nie jest absolutną koniecznością.

Mężczyzna położył mniejszego na materacu i otulił ciepłą kołdrą.

-Nie chcę spać...- zakwilił chłopiec, wpatrując się w milionera ze łzami w oczach.

-Pete, musisz spać. Jest noc, wszyscy o tej porze śpią- oznajmił miękko Tony, posyłając młodszemu zatroskane spojrzenie i uśmiechając się uspokajająco.

-A-ale... ja nie chcę...- powiedział cicho, pociągając nosem- bo on... o-on znowu przyjdzie...- wyszeptał z przerażeniem w oczach, a milioner westchnął i pokręcił lekko głową.

-Nie przyjdzie, Pete. Zaufaj mi, mały, nie przyjdzie. Nikt po ciebie nie przyjdzie i nikt cię nie skrzywdzi. Jesteś bezpieczny, wiesz o tym, prawda?- zapytał, z uwagą obserwując emocje malujące się na twarzy jego podopiecznego. Chłopiec kiwnął głową, z ufnością pozwalając milionerowi pogłaskać się po policzku.

-Zostanie pan aż zasnę?- szepnął, choć dobrze wiedział, że czarnowłosy zawsze czekał, aż Peter spokojnie wróci do snu i jeszcze dłużej, by upewnić się, że koszmary nie wróciły.

-Pewnie, mały. Śpi, Peter. Jesteś bezpieczny- zapewnił z małym uśmiechem na twarzy, choć tak naprawdę wcale nie miał ochoty się uśmiechać. Ani trochę nie było mu do śmiechu.

I po raz kolejny spędził kilka godzin siedząc i bez końca upewniając się, że Peter śpi spokojnie.

*****

Hejka! Oficjalnie witam Was Kochani w wyczekiwanej kontynuacji Kłamcy!♥️♥️♥️

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro