Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Stark

Przeciągnąłem się lekko i ziewnąłem, odruchowo rozglądając po pomieszczeniu. Uśmiechnąłem się, widząc śpiącego obok mnie Petera. Wtulał się w moje ramię, lekko skulony, ale mimo to rozluźniony. Przedwczoraj, kiedy się tu obudził i zrozumiał, że spał u mnie całą noc, był przerażony. Przepraszał i jąkał się, myśląc, że będę zły. Jak się można łatwo domyślić, nie byłem. Wczorajszej nocy nie przyszedł. Miał koszmar o tym, że Deadpool przyszedł go porwać. A potem... potem przez jakieś dziesięć minut śnił na jawie. Krzyczał i rzucał się po łóżku, błagając, żeby go zostawić. Udało mi się go wtedy uśpić, ale musiałem wstać jeszcze kilka razy. Z kolei wczoraj wieczorem przyszedł do mnie i oznajmił, że nie może zasnąć, po czym nie czekając na odpowiedź, po prostu położył się i przytulił. A mi to nie przeszkadzało. Nawet więcej, byłem zadowolony, że nie muszę co chwilę wstawać. Byłem zdecydowanie bardziej wyspany, gdy miałem dzieciaka przy sobie i wystarczyło po prostu go objąć.

Obróciłem się i przytuliłem go. To było miłe. Budzić się i mieć obok kogoś. Kogoś, kto cię potrzebuje. Dla kogo jesteś ważny. Kto nie wyobraża sobie życia bez ciebie. Nigdy wcześniej tego nie czułem. Dla nikogo nie byłem tak wartościowy jak dla Petera. On mnie lubił. Nie tylko kochał i potrzebował, ale też lubił. Chętnie spędzał ze mną czas w warsztacie. Lubił nasze sobotnie wieczory filmowe. Ludzie zawsze mnie szanowali, głównie ze względu na moje nazwisko, ale Peter... on po prostu lubił mnie. Jako człowieka. Po prostu Tony'ego, bez sławnego ojca, ważnego nazwiska i milionów dolarów na koncie, albo zbroi Iron Mana. Dla Petera to ja byłem ważny. A nie ci wszyscy ludzie, których udawałem.

-Pete, wstajemy- zanuciłem, zerkając na zegar. Uniosłem brwi. Była dziewiąta. A Peter spał. Żaden z nas od kilku miesięcy nie spał do dziewiątej. Chłopiec mruknął coś pod nosem i przekręcił się w moich ramionach. Przytuliłem go odruchowo, uśmiechając się lekko- Pete, już późno, wstajemy- mruknąłem, tuląc do siebie mniejszego. Dzieciak przeciągnął się lekko, po czym znów opadł na moją klatkę piersiową i przetarł oczy. Uśmiechnąłem się do niego, co Peter odwzajemnił, posyłając mi zaspany, drobny uśmiech. I w tym momencie pojawił się problem. Bo nie miałem zielonego pojęcia, jak miałbym mu powiedzieć, że jego cały plan dnia będzie musiał być przesunięty o dwie godziny. Obudził się dwie godziny po czasie. Stanowczo za późno. I jeśli źle to rozegram, mogło się to skończyć katastrofą.

Podniosłem się do siadu, przez co leżący na mojej klatce piersiowej Peter zmuszony był zrobić to samo. Bardzo delikatnie chwyciłem go za ramiona i uśmiechnąłem się łagodnie, przytulając chłopca do siebie, w dużej mierze po to, by odwrócić go od zegara. Oboje byliśmy niewyspani, ale to, że nie musiałem się podnosić i biegać po korytarzu naprawdę dużo zmieniało. Tak, Peter wciąż się budził, ale wystarczyło, że mocniej go przytuliłem i pocałowałem w główkę, a dzieciak znów szybko zasypiał. To była chyba najbardziej przespana noc, odkąd w moim życiu pojawiło się dziecko. Zerknąłem na zegar i westchnąłem ciężko.

-Mały... tylko nie panikuj, dobrze? Troszkę... zaspaliśmy- powiedziałem. Peter zadarł głowę i uśmiechnął się lekko. Zmarszczyłem delikatnie brwi. Ten uśmiech był... dziwny. Jakiś taki inny. Myślałem, że dzieciak spanikuje, a on po prostu posyłał mi nieprzytomny uśmiech- Pete... zaspaliśmy- powiedziałem po raz kolejny. Uśmiech powoli zszedł z ust chłopca. Peter spojrzał na zegar i uniósł lekko brwi. Ciche "och..." uciekło z jego ust.

-Rzeczywiście...- mruknął. Przekrzywiłem lekko głowę. To były dwie godziny. Peter potrafił dostać ataku paniki przy trzyminutowej obsuwie, a teraz to? "Rzeczywiście"? I to wszystko?

-Um... wszystko w porządku, Pete?- upewniłem się. Chłopiec nie zareagował, wbijając wzrok w zegar. Tylko że... on wcale na niego nie patrzył. On po prostu nie przesunął wzroku- Peter!- pomachałem mu ręką przed oczami. Wtedy, dzieciak spojrzał na mnie pytająco- wszystko dobrze?- spytałem cicho. Chłopiec przez chwilę przyglądał mi się. Dopiero po chwili kiwnął lekko głową. Przekrzywiłem głowę. A jednak nie do końca chciało mi się w to wierzyć. Ale Peter sprawiał wrażenie naprawdę w to wierzyć- Pete, ja pytam poważnie. Co jest grane?

Zapadła cisza. Dość długa cisza.

-Nic- szepnął po dłuższym czasie. Westchnąłem ciężko. Nachyliłem się i pocałowałem młodszego w czoło.

-Idź się ubrać, Pete. Zjemy sobie późne śniadanie- poleciłem. Chłopiec jeszcze przez chwilę przyglądał mi się tak, jakby zastanawiał się, o co mi tak w zasadzie chodzi. Westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się słabo- Pete?- mruknąłem.

-Dobrze- powiedział cicho Peter, po czym wyplątał się z kołdry, zeskoczył z łóżka i opuścił sypialnie. Znów oparłem na poduszki. Coś było nie tak, nie trzeba było być geniuszem, żeby to stwierdzić.

-Jarvis, co robi Peter?- spytałem.

-Siedzi na łóżku, sir- usłyszałem odpowiedź i zmarszczyłem lekko brwi.

-I ubiera się?- dopytałem, mając szczerą nadzieję, że ten jeden raz, sztuczna inteligencja była po prostu niedokładna- opisz mi co robi. Dokładnie.

-Pan Parker siedzi na łóżku i patrzy przed siebie. Jego tętno jest lekko spowolnione, oddech w normie- zwiesiłem głowę, słysząc to. To samo było wczoraj wieczorem. Siedział i patrzył przed siebie. Przez pół godziny. Tak po prostu. I co tym razem? Pogłębienie depresji? Kolejne zaburzenia? A może tym razem jakieś nowe objawy schizofrenii? Tak dla odmiany? Bo tego chyba jeszcze nie przerabialiśmy.

-Przypomnij mu, że miał się ubrać i przyjść na śniadanie- rozkazałem- i... pokaż mi obraz z kamery- dodałem po krótkiej chwili. Peter wiedział, że w jego pokoju jest kamera. Zgodził się na to. Ponadto, przy jego biurku zamontowałem lampkę, która zapalała się, gdy oglądałem obraz z kamery. W zasadzie, dzieciak sam nalegał, żeby umieścić ją w jego pokoju. Był wtedy spokojniejszy, bo wiedział, że jeśli coś złego by się stało, wiedziałbym o tym.

Zobaczyłem, jak chłopiec siedzi na łóżku, w samej piżamie, tępo wpatrując się przed siebie. Wypuściłem głośno powietrze. Na jego twarzy nie było żadnych emocji. Tak po prostu patrzył.

-Miał się pan ubrać i przyjść na śniadanie, panie Parker- oznajmiła mu sztuczna inteligencja. Peter spojrzał w górę i uchylił lekko usta.

-Ach tak...- mruknął, po czym wstał z łóżka i ruszył w stronę łazienki. Chwycił za klamkę i zastygł. Jakby ktoś wcisnął przycisk pauzy. Pokręciłem głową, przeczesując włosy.

-Przypomnij mu jeszcze raz, Jarvis- poleciłem. Po wysłuchaniu wiadomości, Peter kiwnął lekko głową i zniknął w łazience. Westchnąłem cicho- przypominaj mu za każdym razem, kiedy przestanie się ruszać- poprosiłem. Czy to mogły być te nowe, mocniejsze antydepresanty? Peter zaczął stawać się apatyczny, gdy przyjął je pierwszy raz. To by się zgadzało. Ale... aż do tego stopnia?

Wstałem i zacząłem przeszukiwać szafę w poszukiwaniu jakichś ubrań, które nadawały się do noszenia. Pogorszenie się stanu Petera nie było chwilowo moim jedynym zmartwieniem. Od dwóch dni byłem atakowany mailami, telefonami, a pod wieżą stali dziennikarze, którzy tylko czekali aż ktoś wyjdzie, żeby móc rzucić się na niego ze swoimi pytaniami. Pojawiały się coraz to nowsze spekulacje na temat mojej ukrytej rodziny i sekretnego związku. Rozmazane zdjęcie Petera wylądowało w porannych gazetach i tylko jakimś cudem udało mi się ukryć to wszystko przed chłopcem. Nie byłem w stanie upilnować wszystkich ludzi w firmie, więc wczoraj z anonimowych źródeł wypłynęła informacja, że mój syn ma czternaście lat. Kto im o tym powiedział? Jedynymi osobami, którym naprawdę ufałem w kwestii Petera, byli Avengers i lekarze, którzy mogliby stracić pracę i narazić się na naprawdę poważne konsekwencje, gdyby złamali tajemnicę lekarską i udzielili informacji na temat dzieciaka. Nie skomentowałem tego, choć reporterzy bardzo nalegali. Byłem tym zmęczony, a to dopiero dwa dni. Nie mogłem w spokoju wyjść przed dom, a co dopiero przed bramę. Siedzieli tam i czekali, jak sępy. Wiedziałem, że będę musiał niedługo zorganizować jakąś konferencję prasową, ale co ja mam im powiedzieć? "Mam dziecko, dajcie nam spokój" mogło by nie przejść. Wyjaśnienie sytuacji też nie wchodziło w grę. Po pierwsze, to by tylko wzmożyło ich ciekawość, a poza tym... nie chciałem robić z siebie bohatera. Kiedyś wszystko wykorzystywałem, by przedstawić siebie w roli obrońcy świata. Ale tym razem było inaczej. Nie chciałem, by Peter przeczytał nagłówek "bohaterski Tony Stark adoptuje chorego chłopca". Na pewno dużo by od siebie dodali i zrobili z dzieciaka kalekę, albo napisaliby coś w stylu "zagrażające życiu ataki...". Nie chciałem tego. Prawda wcale tak nie brzmiała. Była zupełnie inna. Gdyby chcieli napisać prawdę, nagłówek brzmiałby "nieudacznik Tony Stark adoptował małego bohatera i nieudolnie stara się naprawić mu życie, psując je przy tym jeszcze bardziej". Kto by to kupił?

Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni. Szybko pokonałem korytarz. Otworzyłem szafkę i wyciągnąłem z niej mały talerzyk oraz plastikowe pudełka. Zacząłem wyciągać pigułki i układać je na talerzyku.

Pierwsza, na wyciszenie objawów schizofrenii.

Druga, na uspokojenie.

Trzecia, po prostu witaminy.

Czwarta, antydepresanty.

Cholernie mocne antydepresanty.

Zatrzymałem się gwałtownie. No tak. To one. Za pierwszym razem też był otępiały, ale nie aż tak. A teraz, organizm dostał naprawdę silną dawkę i... to dlatego. To przez nie taki jest. I może faktycznie sprawiły, że nie musimy martwić się o wszelkie ataki, jego smutek i to chore przestrzeganie rutyny, ale... nie chciałem, żeby taki był. Nie chciałem, żeby cały czas był tak bezwzględnie posłuszny i nie miał pojęcia co się dzieje dookoła niego.

Przestałem wykładać leki na talerzyk i oparłem się o blat. I co ja miałem teraz zrobić? Fakt, Peter był po nich spokojniejszy, ale... był też całkowicie bezwolny. Nie chciałem, żeby cierpiał, ale... nie chciałem też, żeby przestał być zdolnym do podejmowania jakichkolwiek decyzji.

Usłyszałem ciche kroki. Uśmiechnąłem się do chłopca, który powoli wszedł do kuchni.

-Siadaj, Pete. Co zjesz na śniadanie?- spytałem wesoło. Peter uśmiechnął się słabo, zajmując swoje miejsce. Nawet nie spojrzał na kocie miski przy krześle. Zwykle to robił.

-Um... tosty?- bardziej spytał niż stwierdził, ale mimo to, nie odpowiedziałem mu, jedynie z uśmiechem zabierając się za przygotowywanie śniadania. Nie było problemu z jedzeniem. Leki też z pewnością weźmie bez problemu. Podobało mi się to?

Ani trochę.

-Smacznego- rzuciłem, stawiając dwa talerze na blacie. Uśmiech zszedł mi z twarzy gdy zorientowałem się, że Peter tępo wpatruje się w stół. Westchnąłem ciężko, zwieszając na chwilę głowę. Przetarłem oczy jedną dłonią- Peter, błagam cię, skoncentruj się na chwilę- powiedziałem cicho. Chłopiec podniósł na mnie wzrok i uniósł lekko brwi gdy zorientował się, że śniadanie stoi na stole.

-Przepraszam...- szepnął, po czym zabrał się za jedzenie. Uśmiechnąłem się słabo i podążyłem w jego ślady. Zjedliśmy w milczeniu. Peter całkowicie skoncentrował się na swoim zadaniu. Gdy skończył, tak jak zwykle sięgnął po leki. Patrzyłem ze zmartwieniem, jak połyka kolejne tabletki. Westchnąłem ciężko.

-Czekaj, Pete- rzuciłem, po czym wyjąłem mu z dłoni ostatnią tabletkę. Wstałem i wyrzuciłem ją do śmieci, po czym wyciągnąłem z szafki pudełko ze starymi, nieco słabszymi lekami- weź tą- nakazałem, nie mogąc znieść tej stagnacji. To było ponad moje siły. Peter musiał być... sobą. Nawet jeśli oznaczało to całodobowy stres i wieczne pilnowanie rutyny.

Gdy chłopiec połknął pigułkę, wstałem i podszedłem do niego, po czym przytuliłem dzieciaka od tyłu. Pochyliłem się i pocałowałem go w czubek głowy.

-Zobaczysz, jeszcze wszystko będzie dobrze- wyszeptałem, choć wiedziałem, że teraz nie do końca to do niego dotarło. Ale ja potrzebowałem tego zapewnienia. Że wszystko będzie dobrze.

W końcu musiało być dobrze, prawda?

*****

1819 słów

Hejka!

Wiem, że miało być minimum 2K, ale ostatnio jakoś nie mogę tutaj ruszyć do przodu, a nie chciałam tak długo nie aktualizować tej książki. Postaram się, żeby niedługo coś tu się zadziało.

Coś złego ಥ‿ಥ

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Ps. Błagam, nie wymyślacie teorii i podtekstów. Relacja Tony'ego i Petera to czysty Iron dad. Nic w tej kwestii nie ulegnie zmianie, a to, że Petey będzie czasem spać u Starka, nie oznacza nic poza tym, że zbliżamy się do momentu w którym maleństwo nazwie Tony'ego... wiecie jak(◍•ᴗ•◍)❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro