01 | Lamborghini, nieboszczka i świeże kwiaty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Florence Austin pędziła swoim zasłużonym, czarnym Jeepem przez las tak szybko, że błoto, które utworzyło się po wcześniejszych deszczach, rozbryzgiwało się na boki. Przy przejeździe przez każdą większą kałużę, brudna woda ochlapywała maskę i przednią szybę. Kobieta poprawiła okulary przeciwsłoneczne na nosie i otworzyła szeroko okno od strony kierowcy, gdy tylko wjechała na szosę.

Popołudniowe słońce przyjemnie przygrzewało tego dnia, co było miłą odmianą po ostatnim deszczowym tygodniu. Florie wystawiła rękę przez okno i cieszyła się powietrzem przepływającym pomiędzy jej plecami. Uśmiechnęła się lekko sama do siebie, czując ciepłe promienie słoneczne na policzkach. Zapowiadał się naprawdę piękny, spokojny wieczór.

Po kilku minutach jazdy, gdy wjechała już do miasteczka, Austin zaparkowała samochód przed średniej wielkości sklepem spożywczym i wyskoczyła na zewnątrz, chwytając wiklinowy koszyk, do którego wrzuciła portfel i telefon komórkowy. Jej jasna sukienka w drobne kwiatki powiewała lekko na letnim wietrze. Zanim weszła do sklepu, poprawiła włosy, które wymknęły się z luźnego upięcia na karku.

Tego poranka otrzymała zaproszenie od jej najbliższych sąsiadów na wspólne spędzenie czasu przy podwieczorku. Florence szczerze przepadała za Bartonami, którzy nie tylko byli jej sąsiadami, ale także przyjaciółmi, więc z chęcią przyjęła zaproszenie. Postanowiła jednak wcześniej wskoczyć do sklepu po jakiś drobny upominek w postaci butelki wina. Przed południem upiekła także bułeczki cynamonowe, które cierpliwie czekały na tylnym siedzeniu jej samochodu razem z bukietem polnych kwiatów, które zerwała z łąki niedaleko jej domu. Florie nie lubiła przychodzić z pustymi rękami, chociaż Laura tyle razy mówiła jej, że to niepotrzebne.

W sklepie nie było zbyt wielu klientów, tylko przy kasie znajdowało się kilka osób, które zawzięcie o czymś dyskutowało, ale Austin nie skupiała się na tym za bardzo. Wiedziała, że jeżeli coś się wydarzyło to i tak wcześniej czy później się o tym dowie. Takie mieściny na prowincji cechowały się tym, że wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich, a przynajmniej tak się ludziom wydawało.

– Florence, powinnaś zamieszkać gdzieś, gdzie można dojechać w cywilizowany sposób, czyli asfaltem – zaśmiał się Paul Duncan, gruby, łysawy mężczyzna, delikatnie mówiąc w kwiecie wieku, który był właścicielem sklepu.

– Znakomicie mi się mieszka na odludziu, Paul – odparła Austin, podchodząc do lady i wykładając na nią produkty.

– Być może, ale wydasz majątek na myjnie, żeby doprowadzić go do porządku – dodał, rechocząc cicho ze swojego żartu, po czym wskazał na Jeepa, zaparkowanego pod sklepem.

– On ma przede wszystkich mi służyć, a potem wyglądać. Gdybym chciała mieć samochód do podziwiania, to kupiłabym sobie Lamborghini, nie sądzisz? – powiedziała Florence z uśmiechem na ustach, przewracając oczami. – Stało się coś? – zapytała, widząc rozbiegane spojrzenie i zaczerwienione policzki pani Richards, która opierała się o ladę kawałek dalej.

– Kochanie, gdybyś nie mieszkała na odludziu, jak sama przed chwilą to określiłaś, to wszystko byś wiedziała – odpowiedziała kobieta. – Paul ma rację, jesteś zupełnie odcięta od cywilizacji – dodała, wskazując dłonią na sprzedawcę, który pokiwał głową na jej słowa, aż jego galaretowaty podbródek zatrząsł się energicznie.

Florie nie miała pojęcia, dlaczego oni uparli się dzisiaj, żeby wypomnieć jej, gdzie mieszka, ale postanowiła tego nie komentować. Nie miała nawet okazji, bo pani Richards zaraz zabrała się za przekazywanie jej najnowszych ploteczek.

– Pamiętasz ten uroczy domek na końcu miasta, który dwa lata temu jakiś tajemniczy inwestor odkupił od rodziny naszej najdroższej Clementine, świeć Panie nad jej duszą, niedługo po jej śmierci?

Florence pokiwała twierdząco głową, pakując zakupy do koszyka.

– Biedaczka nie zdążyła nawet ostygnąć w grobie, a ci niewdzięcznicy już dobrali się do jej majątku. Kiedy żyła, nie uświadczyła odwiedzin żadnego ze swoich wnuków, a po śmierci wszyscy się nagle zjechali. Dranie! – Hannah Richards mówiła z takim zapałem, że aż bransoletki na jej nadgarstkach pobrzękiwały z każdym energicznym wyrzutem rękami. – Przeżyłabym to jeszcze, gdyby kupił to ktoś miejscowy, ale zjawił się jakiś podejrzany typ, mówili, że z Nowego Jorku i, ot tak, bezceremonialnie  wszystko zgarnął. Pamiętasz, jak ci o tym mówiłam, prawda Paul? Wiedziałam, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. Na pewno zbudują tu jakąś toksyczną fabrykę albo inne świństwo i to miasteczko już nigdy nie będzie takie samo!

– Pani Richards, do rzeczy – ponagliła Florence, nie chcąc znów wysłuchiwać jej katastroficznych wizji.

– Tak, tak. Otóż kilka dni temu ktoś wprowadził się do domku po nieboszczce Clementine! Na własne oczy go widziałam! Najpierw ekipa transportowa przywiozła wszystkie rzeczy, a wczoraj pojawił się, jak mniemam, właściciel.

Po tonie, w jakim Hannah powiedziała te wieści, można by wnioskować, że zdarzyła się rzecz co najmniej niesłychana. Co prawda Florence nie spodziewała się, że ktokolwiek kiedykolwiek zamieszka w domu po pani Clementine, po tym, jak dwa lata temu został on sprzedany, ale nie uważała, że była to na tyle niesamowita nowina, żeby pani Richards dostała wypieków na twarzy i szyi. Oczy miała wytrzeszczone do tego stopnia, że Florie bała się, że zaraz wyskoczą jej z oczodołów.

– Doprawdy? – zapytała Austin z mniejszym entuzjazmem, jednak nie kryła zaciekawienia.

– I do czego doprowadziły cię te detektywistyczne zapędy, moja droga? – wtrącił Paul, opierając się całym ciężarem ciała o ladę, aż ta zaskrzypiała ostrzegawczo.

– Niestety jeszcze niewiele wiem – odparła z bólem Hannah. – Jest to mężczyzna na moje oko w twoim wieku. Wysoki, dobrze zbudowany i całkiem przystojny – dodała kobieta, kierując te słowa do Florence, a Austin od razu wychwyciła zawartą w nich aluzję, czego nie miała zamiaru komentować.

Uśmiechnęła się lekko, słysząc rozgoryczenie w głosie pani Richards. Florie dobrze ją znała i wiedziała, że Hannah najchętniej dowiedziałaby się wszystkiego o nowym mieszkańcu miasteczka łącznie z historią jego rodziny do czterech pokoleń wstecz. Jeśli miało się jakiś sekret, to trzeba było dobrze go strzec, żeby wścibska Richards niczego się nie dowiedziała.

– Jestem pewna, że niedługo go poznamy – odpowiedziała Florie z pewnością wyczuwalną w głosie. – Prędzej czy później odwiedzi ten sklep, bo przecież musi coś jeść, prawda? Z tego co się orientuję, sklep Paula znajduje się najbliżej domu pani Clementine, więc na pewno tu zajrzy.

Po tych słowach w szarych oczach pani Richards pojawił się błysk ekscytacji. Kobieta była tak zaaferowana i zajęta czatowaniem pod domem nieboszczki Clementine, że zupełnie nie pomyślała, że nieznajomy mężczyzna będzie musiał kiedyś wyjść z domu, jak każdy normalny człowiek. Z jej miny Austin wyczytała, że Hannah planuje przesiedzieć w sklepie co najmniej do wieczora, jeżeli nie do samego zamknięcia. Zdecydowanie współczuła Paulowi, który będzie musiał spędzić każdą minutę od teraz do końca zmiany z tą starą plotkarą.

– Jeżeli to na tyle wielkich wieści, to pozwolę sobie wrócić na moje odludzie – powiedziała Florence, biorąc koszyk do ręki. – Proszę ucałować ode mnie Dottie – powiedziała do Paula, przypominając sobie jego uroczą żonę, za którą szczerze przepadała. – I oczywiście proszę pozdrowić ode mnie naszego wspaniałego pana Richardsa – dodała, uśmiechając się do Hannah. Kobieta wywróciła oczami na wspomnienie o jej mężu.

– Ten stary piernik ma ze mną jak w raju! – powiedziała pani Richards do Paula, a Florence czym prędzej wyszła ze sklepu, by przypadkiem nie musieć wysłuchiwać całej opowieści o tym, jaki George Richards jest niewdzięczny i jaką wspaniałą ma żonę.

Florie wsiadła do samochodu i położyła koszyk z zakupami na siedzeniu pasażera. Wcale nie zamierzała jechać prosto do domu, jednak Hannah Richards nie musiała o tym wiedzieć. I tak miała wiele tematów do plotkowania, a Florence nie chciała dawać jej ich więcej. Odpaliła samochód i skierowała się na południe, zupełnie jakby jechała do domu. Kiedy jednak zjechała z szosy i dojechała drogą gruntową do rozwidlenia, nie skręciła w lewo do siebie, skierowała się natomiast w prawo do Bartonów, którzy mieszkali w linii prostej, bagatela, dwie mile od niej.

Florence naprawdę lubiła tę mieścinę, chociaż ludzie, tacy jak pani Richards, swoim zachowaniem czasem doprowadzali ją do bólu głowy. Oprócz tego było naprawdę przyjemnie, zawsze mogła zamienić z kimś parę miłych słów i wiedziała, że jeżeli coś się stanie, znajdą się osoby, które bez wahania jej pomogą. Poza tym Florie uwielbiała mieszkanie na odludziu, w towarzystwie przyrody. Dawało jej to swobodę, o której całe życie marzyła, a której nie uświadczyła, mieszkając w wielkim mieście. Teraz jej życie płynęło spokojnym rytmem, wypełnione spacerami po lesie, piknikami i pędzeniem samochodem po błotnistych drogach.

Austin zajechała na podwórze przed uroczym białym domkiem, zamieszkiwanym przez jej sąsiadów. Chwyciła za koszyk z zakupami, do którego uprzednio włożyła swoje wypieki i wyskoczyła z samochodu. Sprężystym krokiem przemierzyła odległość dzielącą ją od drzwi wejściowych i, nie siląc się nawet na pukanie, weszła do środka.

Od razu uderzył w nią zapach świeżo upieczonego chleba. Kobieta uśmiechnęła się lekko, bo w tym domu zawsze czuło się rodzinną atmosferę. W jej domku też kiedyś tak pachniało, ale ostatnio dużo się zmieniło i teraz Florence jedynie wspominała dobre czasy.

— Florie? To ty? — usłyszała znajomy głos gdzieś z głębi domu.

— Oczywiście, że ja — zaśmiała się. — Spodziewałaś się kogoś innego?

Po chwili znalazła się w kuchni Bartonów, gdzie przywitał ją ciepły uśmiech Laury i okrzyki najmłodszych dzieci, które doskoczyły do niej radośnie. Austin przywitała się z wszystkimi i podała Laurze koszyk z zakupami.

— Tyle razy ci mówiłam, żebyś niczego nie przywoziła — Barton pokręciła głową, patrząc na zawartość koszyka.

— Cóż, wygląda na to, że jak zwykle cię nie posłuchałam — zaśmiała się Florence. — Wstawię kwiaty do wazonu — Powiedziała, po czym otworzyła kilka szafek w poszukiwaniu jakiegoś wysokiego naczynia. — Gdzie podziewa się Clint?

— Poleciłam mu, żeby przygotował stół, więc powinien kręcić się gdzieś po tarasie — powiedziała Laura, wykładając wypieki na białe talerze.

— Świetnie, pójdę postawić kwiaty na stole i się przywitam — powiedziała Austin i, nie czekając, ruszyła w stronę wyjścia na ogród. Miała wrażenie, że Laura jeszcze coś do niej mówiła, ale postanowiła, że dopyta, jak wróci.

Po wyjściu na zewnątrz poczuła piękny zapach letniego, wieczornego powietrza. Promienie zachodzącego słońca prześlizgiwały się pomiędzy liśćmi wysokich drzew i opadały złotymi plamami na drewnianą podłogę tarasu. Niebo zaczynało barwić się kolorami zachodu. Jeszcze chwila i będzie słychać cykanie świerszczy w trawie.

Lekkim krokiem przeszła na taras, gdzie rozstawiony był nakryty już stół, nucąc sobie piosenkę, którą usłyszała rano w radiu. Florence zatrzymała się w pół kroku, gdy dostrzegła Clinta oraz stojącego obok niego wysokiego blondyna, którego zdecydowanie się nie spodziewała. Przez chwile wpatrywała się jak osłupiała w dwójkę mężczyzn, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

— Florie! Nie wiedziałem, że już przyjechałaś — zawołał Clint, uśmiechając się do niej szeroko. — Laura pewnie wspominała ci, że będziemy mieli gościa — dodał, wskazując dłonią na mężczyznę stojącego obok niego.

— Dobry wieczór, jestem...

— Kapitan Ameryka — wykrztusiła Florence z taką miną, jakby zobaczyła samego Ducha Świętego.

— Tak właściwie to Steve — odparł mężczyzna, uśmiechając się z lekkim zawstydzeniem wymalowanym na twarzy.  Wyciągnął w jej stronę dłoń.

Florie przez chwilę wpatrywała się w wystawioną dłoń jakby niezdolna do logicznego myślenia i reagowania. Zreflektowała się jednak szybko i uścisnęła wyciągniętą rękę.

— Florence Austin — powiedziała, a na jej policzkach wykwitły pokaźne rumieńce.

Kobieta nerwowym ruchem założyła włosy z grzywki za ucho i odchrząknęła lekko, chcąc rozładować jakoś niezręczną atmosferę .

— Yyy, więc tak... Ja przyniosłam tylko kwiaty — powiedziała szybko i wcisnęła wazon Clintowi, który przyglądał się całej tej sytuacji z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.

Zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, kobieta odwróciła się na pięcie i zniknęła we wnętrzu domu z taką prędkością, że rosnące w doniczkach koło drzwi kwiaty poruszyły się na wietrze, który wywołała.

— Laura! — wykrzyknęła, gdy tylko znalazła się w kuchni. — Co robi Kapitan Ameryka w waszym ogrodzie?

Barton posłała jej przepraszający uśmiech.

— Chciałam ci powiedzieć, ale tak szybko zniknęłaś. Steve przyjechał tu na jakiś czas.

— Na jakiś czas? Chcesz mi powiedzieć, że to on przeprowadził się do domu po pani Clementine? Laura, ja właśnie skompromitowałam się przed ikoną Ameryki we własnej osobie, która w dodatku będzie moim nowym sąsiadem! — Florence rzuciła się na najbliższe krzesło i zakryła zarumienioną twarz w dłoniach.

— Daj spokój, na pewno nie było tak źle — zaśmiała się Barton, klepiąc przyjaciółkę po ramieniu. — Steve jest przyzwyczajony do takich reakcji.

— Było bardzo źle! Na pewno wyglądałam jak ryba wyrzucona na brzeg z wytrzeszczonymi oczami i otwartą paszczą. Wiesz co, przypomniało mi się, że zostawiłam prostownicę podłączoną do prądu! Muszę lecieć.

— Nawet sobie nie myśl, Austin — pogroziła Laura. — Zostajesz tu i będziesz się świetnie bawić.

— Jak mam się świetnie bawić, skoro przy jednym stole będzie siedział pieprzony Steve Rogers?! To jakbym siedziała koło samego prezydenta!

— Zobaczysz, że nie będzie tak źle. Steve przyjechał tu odpocząć, tak jak ty kilka lat temu, pamiętasz? A teraz pomóż mi i weź ten talerz — poleciła pani domu, wręczając Florie półmisek.

— To co innego — stwierdziła Austin, robiąc naburmuszoną minę. — Ja nie byłam sławnym na całym świecie superbohaterem.

— Tym bardziej należy mu się odpoczynek w miłym towarzystwie — odparła Laura, uśmiechając się pokrzepiająco, po czym popchnęła Florence w stronę wyjścia.

— Nienawidzę cię — mruknęła Austin, starając się przybrać przyjazny wyraz twarzy.

— Jeszcze mi za to podziękujesz, zobaczysz.

⊹ ⊹ ⊹

Jestem bardzo ciekawa, jakie są Wasze wrażenia po pierwszym rozdziale!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro