Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Jesteś pewien, że to dobry pomysł? — zapytała Florence, wbijając niepewnie wzrok w miękki piasek.

— Oczywiście, że tak — odparł Steve, uśmiechając się do niej łagodnie. — Jeżeli tylko jesteś gotowa.

Florie spojrzała na pogodną twarz Rogersa i zamyśliła się na moment. Piasek, na którym stała, był chłodny i wilgotny. Niezbyt przyjemny, jeżeli miała być szczera. Za to bardzo przyjazne było ciepło dłoni Steve'a, które trzymała. Mężczyzna stał krok przed nią, w wodzie i patrzył na nią łagodnym spojrzeniem. Florence wiedziała, że jej nie poganiał, ale czuła na sobie presję. A może właśnie tak powinno być, powinna czuć się przymuszona, żeby w końcu zerwać z przeszłością, bo sama nie potrafiła tego zrobić.

Chciała to zrobić. Chciała wejść do jeziora, zanurzyć stopy w wodzie i na zawsze pozbyć się strachu. Wystarczyłby jeden krok. Jeden mały krok. Poczułaby chłodną wodę na skórzę, pewnie przeszedłby po niej dreszcz. Ale świat by się nie skończył, a ona zrobiłaby najważniejszy krok w swoim życiu.

— Jeżeli nie chcesz, możemy to przełożyć na inny dzień — powiedział Steve, widząc jej wahanie.

— Nie — odparła szybko, mocniej ściskając jego dłonie. — Chcę to zrobić dzisiaj, mieć to w końcu za sobą.

Rogers pokiwał głową w milczeniu, posyłając jej jeszcze jeden zachęcający uśmiech. Tak ciepły, jak promienie słoneczne, które tego poranka odbijały się w tafli wody. Okoliczności były naprawdę sprzyjające — lekki, ciepły wiaterek rozwiewał jej włosy i porywał sukienkę, a wokoło panowała niezmącona cisza. Jakby świat zatrzymał się na chwilę, żeby ułatwić jej zrobienie najtrudniejszego kroku w życiu.

Wtedy Steve cofnął się nieco, wchodząc głębiej do wody. Sięgała mu ona zaledwie ponad kostki, jednak dla Florie wyglądało to na całe kilometry od brzegu. Zacisnęła mocno szczękę, kiedy łzy zebrały jej się w kącikach oczu. To tylko głupie jezioro i głupia woda. To tylko głupie wspomnienia i głupia trauma. Zamknęła oczy i przesunęła stopę kilka centymetrów do przodu na tyle, by palce znalazły się w wodzie. Łzy spłynęły jej po policzkach.

Ach, głupia, głupia woda, która zabrała jej Charliego. Która spowodowała takie nieszczęście, takie spustoszenie w jej życiu. Która wyrządziła jej tyle krzywdy, która zabrała jej wszystko, co miała najcenniejsze. Gdyby nie ta woda...

Gdyby nie ta woda, Steve nie stałby przed nią, nie trzymałby jej za ręce i nie uśmiechał się, jakby patrzył na najpiękniejsze dzieło sztuki na świecie. Gdyby nie zarwał wtedy tego pomostu, może nigdy więcej by się nie spotkali. Może Florie skutecznie zamknęłaby się przed nim, zanim w ogóle zdążyłby ją poznać. Ach, szczęśliwa, szczęśliwa woda, która dała jej Steve'a.

Florence zrobiła kolejny krok, a potem następny. Szła tak, dopóki jej sukienka nie stała się mokra i nie przykleiła się do nóg. Dopóki nie poczuła chłodu na udach. Wtedy otworzyła oczy i spojrzała na Rogersa. W jego jasne, pełne zrozumienia oczy i na jego ciepły uśmiech.

— Jestem z ciebie dumny — powiedział, po czym przytulił ją mocno do siebie, gładząc po głowie.

Florence zacisnęła dłonie na jego koszulce i pozwoliła sobie na jeszcze kilka łez. Wtedy poczuła się bezpieczna i wolna. Wtuliła się w ramię Rogersa i pierwszy raz spojrzała na rozległą, spokojną taflę inaczej niż dotychczas. To był koniec. Koniec żałoby, koniec strachu, koniec ograniczeń.

Do widzenia, Charlie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro