12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

,,Chociażby życie nasze było
najtrudniejsze, najcięższe, zachowajmy ufność i wiarę, że na świecie zwycięża tylko miłość."

Teraz już nie Katie Broks, a Katie Barnes będzie kierować się tym właśnie cytatem. Jest to jedno z niewielu wspomnień, które pamiętam. Wtedy moja mama i mój tata się pokłucili. Następnego dnia spytałam się mojej rodzicielki czy będą się długo kłócić, a ona powiedziała właśnie ten cytat. Kieruje się nim od dziecka.

Minęło parę tygodni odkąd stałam się panią Barnes. Niby tylko krótka ceremonia, a tak cieszy. Codzień budzę się obok osoby, z którą mam spędzić całe życie. Obok osoby, którą kocham.

Kolejna baza zniszczona. Parę podpisów na dokumentach i byłam wolna. Musiałam jeszcze zajść do Peggy, bo miała mi coś przekazać. Tak więc żwawym krokiem ruszyłam w stronę namiotu przyjaciółki i już po paru minutach byłam w środku.

-Więc co chciałaś mi przekazać?

Peggy podeszła do szafy i wyjęła z niej moją najładniejszą sukienkę.

-Skąd ty masz moją sukienkę?-spytałam.

-Bucky przyniósł mi ją rano. Powiedział, że masz ją założyć przed powrotem do domu.-wyjaśniła dziewczyna.

Chwyciłam sukienkę i skorzystałam z łazienki Peggy. Po chwili wyszłam już ubrana i lekko umalowana.

-Pewnie jakaś romantyczna kolacja co?-zaczęła znacząco poruszać brwiami.

-Małżeństwo chyba może. A tak w ogóle co u ciebie i Steve'a?

-My..no..jesteśmy przyjaciółmi..-zaczęła.

-Nie oszukuj. Widzę jak na niego patrzysz. Swoją drogą on patrzy w ten sam sposób na ciebie.-powiedziałam.

Dziewczyna uśmiechnęła się i wypchnęła mnie z namiotu.

-Ej! Chcę być świadkową i matką chrzestną!-krzyknęłam.

Dochodziła już 20, więc się ściemniło. Złapałam taksówkę i pojechałam do domu. Parę minut i byłam na miejscu. Weszłam do domu i zauważyłam, że jest ciemno, a jedynym światłem były świece, które prowadziły do wyjścia na schody pożarowe i w góre. ( Jeśli w tamtych czasach nie było schodów to są na potrzeby książki.) Ruszyłam śladem świeczek i doszłam na dach. Tam zobaczyłam elegancko ubranego Bucky'iego przy nakrytym stole.

-Z jakiej to okazji?-spytałam zachwycona staraniami chłopaka.

-Nie ma okazji. Chciałem spędzić romantyczny wieczór z moją żoną.-oznajmił Bucky.

Wskazał ręką bym podeszła. Uczyniłam to i usiadłam na krześle, a chłopak jak prawdziwy getelman dosunął moje krzesło do stołu. Sam usiadł naprzeciwko mnie. Nalał wina do kieliszków. Z tacki, stojącej na środku stołu, zdjął nakrywke, a mi ukazało się moje ulubione danie, czyli łosoś w zalewie cytrynowej.

-To moje ulubione danie.-oznajmiłam.

Zjedliśmy posiłek w miłej atmosferze i w dodatku pod rozgwieżdżonym niebem. Kiedy skończyliśmy zastanawiałam się jak Bucky chce to wszystko znieść. Nagle usłyszałam lekki trzask. Odwróciłam się w stronę chłopaka i spostrzegłam, że stolik jest złożony, tak jak krzesła, a naczynia są w małym pudełku. Posłałam brunetowi pytające spojrzenie.

-Nowy wynalazek Stark'a.-oznajmił.

Bucky zniósł wszystko do mieszkania. Naczynia pozmywałam ja. Ciekawe co będzie chciał w zamian. Chłopak usiadł na kanapie w salonie. Ja po skończonej czynności przeskoczyłam przez oparcie kanapy i znalazłam się obok Bucky'iego. Nawet nie wiem w jaki sposób zdołałam przeskoczyć w tej kiecce, ale dobra.

-Co cię naszło?-spytałam.

-Tak jakoś. Smakowało?

-Było pyszne.-oznajmiłam.

-Cieszę się, że tak mówisz.-powiedział.

Usiadłam okrakiem na jego kolanach i głęboko spojrzałam mu w oczy, zarzucając ręce na jego szyję.

-Co byś chciał w zamian?-spytałam z cwaniackim uśmiechem.

-Wiesz co.-oznajmił i zaczął mnie namiętnie całować.

Wstał, trzymając mnie w talii. Owinęłam nogi wokół jego pasa. Nie przerywając czynności, jaką jest całowanie, Bucky ruszył do sypialni. Już po paru sekundach leżeliśmy nadzy na łóżku, doznając błogiej rozkoszy. Nasze ciała zgrały się w idealną harmonię. Na końcu położył się obok mnie, a ja się w niego wtuliłam.


18 Września 1943

Alpy. Miejsce naszej kolejnej misji. Wydaje się proste. Gdybym wiedziała, że akurat ta misja rozbije moje serce na milion kawałków.

Steve ubrany w strój Kapitana Ameryki i z tarczą w ręce. Ja ubrana w specjalny kombinezon podobny do stroju Steve'a i z tarczą w ręku. Bucky ubrany w podrasowany mundur i z paroma pistoletami oraz paru żołnierzy ze 107 w strojach wojskowych.

Czekamy na pociąg przewożący Zole. Naszym zadaniem jest złapać doktorka. Już nie mogę się doczekać. Jestem właśnie tulona przez Bucky'iego. Zawsze tak robimy przed misją. Ale tu już nie jest tak łatwo. Jeśli coś się stanie Bucky'iemu albo mi oboje sobie tego nie wybaczymy.

-Weź to.-powiedział Bucky i założył mi na szyję swój nieśmiertelnik.

-Ale...

-Gdyby coś mi się stało, masz mnie nie zapomnieć i być silna.

-Będę z Tobą do końca, mój żołnierzu.-oznajmiłam i pocałowałam go w usta, co on odwzajemnił-Masz być ostrożny.

-Obiecuję.-oznajmił.

-Nadjeżdża!-krzyknął Dum Dum.

-Dobra. Najpierw ja, potem Katie, Bucky i Michael.(nie wiem jak nazywał się ten czarnoskóry żołnierz)-oznajmił Steve-Jedziemy.

Na linie zjechaliśmy na pędzący pociąg. Następnie przebiegliśmy kawałek do drabiny, aby wejść do środka przez drzwi znajdujące się obok niej. Będąc w środku przeszliśmy jednym z korytarzy do drugiego wagonu. Drzwi się za mną zamknęły. Odzieliły mnie i Steve'a od Bucky'iego. Spostrzegłam, że chłopaka zaatakowali agenci Hydry. Mnie i Steve'a także zaatakowali, ale byli już oni zaopatrzeni w nową, groźniejszą broń. Ona dezintegrowała ludzi i sprawiała, że ciało po prostu wyparowywało. Szczęście, że mamy tarczę.

Pokonaliśmy tych trudniejszych agentów Hydry. Albo może ogłuszyliśmy? Nie zwracałam na to uwagi. Steve bronią jednego z agentów zniszczył drzwi przejścia przez wagon. Ale były jeszcze drugie. Przez szybę zobaczyłam, że Bucky nie ma amunicji. Schowaliśmy się przy ścianach. Blondyn otworzył drzwi i kiwnął głową najpierw do mnie, a potem do bruneta po czym rzucił mu pistolet. Na znak od Steve'a wbiegłam do ,,wagonu Bucky'iego'' i uderzyłam tarczą w metalowe pudło, które posunęło się w stronę ostatniego agenta Hydry. Ten jednak się uchylił, dzięki czemu stał się łatwym celem, a Bucky wykorzystał nieuwagę mężczyzny i go zastrzelił. Brunet coś powiedział do Steve'a, który właśnie przyszedł. Nagle z wagonu za blondynem wyszedł agent z tą głupią bronią Hydry. Wycelował w stajacych do niego tyłem Steve'a i Bucky'iego. W ostatniej chwili zasłoniłam ich tarczą. Pocisk lub coś w tym rodzaju odbił się od tarczy i spowodował ogromną wyrwę w ścianie pociągu. Bucky odleciał do tyłu, a obok niego była moja tarcza. Ja odleciałam kawałek za bruneta, a Steve na przeciwległą, do tej rozwalonej, ścianę. Bucky złapał moją tarczę i zasłaniając się nią strzelał do agenta. Ten jednak znowu wystrzelił pocisk, który uderzył w tarczę, a brunet wyleciał na oderwaną ścianę i trzymał się poręczy. Szybko wstałam. Zauważyłam, że Steve już się podniósł i zajął się agentami, więc ja pobiegłam pomóc Bucky'iemu.

-Bucky! Trzymaj się!-krzyknęłam.

Zaczęłam przechodzić po oderwanej ścianie w stronę bruneta. Wyciągnęłam w jego stronę ręke, a kiedy nasze ręce dzieliło dosłownie parę centymetrów poręcz, której trzymał się Bucky, oderwała się, a brunet spadł ponad 300 metrów w dół.

-Nie!-krzyknęłam.

Zaczęłam płakać. Osoba, którą kochałam, spadła w przepaść i to moja wina, bo nie zdołałam jej złapać. Zabrakło kilku centymetrów, a Bucky by żył. Wróciłam do wagonu. Upadłam na kolana i dałam ponieść się emocją. Nagle z drugiego wagonu przyszedł Steve.

-Katie, co się stało? Gdzie Bucky?-spytał, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.

Pod wpływem emocji wtuliłam się w blondyna.

-On...on nie..-jąkałam się.

-Csi. Nie musisz mówić.-oznajmił-Bądź silna dla niego.

-Masz rację.-powiedziałam i otarłam łzy-Muszę pomścić Bucky'iego.

-Nie będziesz sama.-powiedział Steve i uśmiechnął się.

Rok później
Złapany doktorek długo nie chciał mówić, ale w końcu sypnął. Baza jest oddalona o 50 km od miejsca gdzie zginął....od źle kojarzącego mi się miejsca. Podążając za ,,złapanym'' przez agentów Steve'em zdołałam wkraść się do pomieszczenia, w którym znajdował się Red Skull. Nie słuchałam jednak rozmowy niemca i blondyna. Czekałam na znak od Dum Dum'a. Nagle nad wielką szybą znalazły się linki po których zjachali żołnierze ze 107-mej. Mężczyźni ,,wjechali'' do środka. Zaczął się chaos. Red Skull uciekł, a ja zabijając paru agentów odzyskałam tarczę Steve'a.

-Ej Steve! Łap!-krzyknęłam i rzuciłam blondynowi jego tarczę.

Wbiegłam za Red Skull'em, a Steve za mną. Zauważyłam Niemca i rzuciłam w jego stronę tarczą. Ta jednak zatrzymała się gdzieś i do mnie nie wróciła. Obok mnie stanął Steve. Jednak musieliśmy schować się za metalową ścianą, ponieważ pojawił się agent z miotaczem ognia. Chowaliśmy się do momentu, aż agent padł martwy na ziemię i mogliśmy wyjść z ukrycia. Zobaczyłam Peggy. Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i zaczęłam biec korytarzem, którym uciekł Red Skull. Zatrzymałam się jednak, by poczekać na Steve'a.

-Nie masz czegoś do roboty?-spytała blondyna Peggy.

-A tak.-powiedział i ruszył za mną.

Zobaczyłam, że moja tarcza zatrzymała się między jakimiś drzwiami. Szybko ją zabrałam i razem z blondynem dobiegliśmy do hangaru, a tam startowała duża maszyna. Domyśliłam się, że maszyną ucieka Red Skull. Próbowaliśmy dogonić samolot, ale był za szybki. Nagle podjechał Pułkownik Philips z Peggy, w aucie Schmidt'a.

-Wskakujcie!-krzyknął pułkownik.

Pułkownik wcisnął gaz do dechy i dogoniliśmy maszynę. Wskoczyłam do środka samolotu, a następnie złapałam i pomogłam wejść do środka Steve'owi.

Przechodziliśmy korytarzami maszyny w poszukiwaniu kabiny pilota. Po jakimś czasie znaleźliśmy ją. Weszłam pierwsza do środka. Kiedy Steve miał wejść, drzwi nagle się zamknęły. Usłyszałam za sobą złowieszczy śmiech. Odwróciłam się i chyba wiadomo kogo zobaczyłam.

-Z Kapitanem miałem okazje się mierzyć, ale z eksperymentem doktora Zoli jeszcze nie. Nim Rogers wyważy te drzwi, zdążę się z tobą rozprawić.-powiedział.

Zaatakowałam go pierwsza. Kop, cios, cios, blok, unik, cios tarczą, zasłonięcie się tarczą. Niekończące się sekwencje. Mimo, że nienawidzę Schmidt'a to muszę przyznać, że świetnie walczy. Już miałam zadać mu cios tarczą, ale on mnie wyprzedził i uderzył mnie w brzuch. Zgięłam się w pół, a Red Skull wykorzystał to i odepchnął w tył. Straciłam równowagę i upadłam na plecy. Schmidt wyciągnął pistolet i wycelował we mnie, ale nagle został odepchnięty przez tarczę Steve'a, który właśnie wszedł do środka. Niemiec z impetem uderzył w generator z Teseract'em.

-Coś ty narobił?!-krzyknął.

Siła uderzenia rozwaliła generator. Kostka wypadła z niego. Red Skull chwycił sześcian i nagle tak jakby wciągnął go wszechświat. Steve pomógł mi wstać. Zauważyłam, że maszyna skierowana jest na Nowy Jork. Spokojnie rozwali całe miasto. Blondyn usiadł za sterami. Nawiązaliśmy kontakt z Peggy.

-Zawołam Stark'a i....-zaczęła.

-Peggy nie mamy wyjścia. Zginą miliony ludzi.-powiedziałam.

-Musimy przesunąć ten taniec.-oznajmił Steve.

-Dobrze, ale tylko o tydzień.-powiedziała.

Blondyn postawił kompas ze zdjęciem Peggy na jednym z liczników. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado.

-Byłaś dla mnie jak siostra Peggy.-oznajmiłam.

Skierowałam maszynę wprost do oceanu. Jednak tam był lód. Złapałam Steve'a za rękę. Spojrzeliśmy sobie w oczy, po czym znowu, do końca patrzyliśmy na rozciągający się przed nami lód.

-Nie będziecie sami.-oznajmiła dziewczyna.

Były to ostatnie słowa jakie usłyszałam. Potem był już tylko wstrząs i ciemność.

Wielka maszyna leciała wprost na lód. Z każdą chwilą była coraz bliżej nieuniknionego zderzenia. Po paru sekundach maszyna z wielkim hukiem uderzyła o taflę lodu. Kolizja była tak silna, że nikt nie byłby w stanie tego przeżyć. Ale czy na pewno?

Jak widzicie Katie zginęła.

Przecież żartuję. Nie martwcie się. Będzie drugi sezon przygód, tym razem Katie Barnes. Za jakiekolwiek błędy w pierwszym sezonie przepraszam, a szczególnie za 3 ostatnie bo były pisane z telefonu. Drugi sezon już niedługo. Do zobaczenia.

Ps. Tutaj zdjęcie tarczy Katie jakby ktoś chciał:

Chyba widać ;)

PS. Uprzedzam, że nie wiem, kiedy Bucky umarł więc na potrzeby książki, data może się nie zgadzać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro