♡°2°♡

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Daphne 

Następnego dnia wraz z Clintem poszliśmy na spacer po Nowym Jorku. Chodzimy już jakąś dobrą godzinę po miejscach, w których bywałam wiele razy, ale bez jakiegokolwiek skutku. Nic sobie nie umiem przypomnieć.

– Przypominasz coś sobie?

– Nie, ale mam takie wrażenie, że skąś znam to miejsce. To dobrze?- pytam patrzc na niego.

– Tak dobrze i to bardzo. To znak, że pomały sobie coś przypominasz.- mówi z uśmiechem, który odwzajemniam i idziemy dalej.

Miejsca, które pokazywał mi Clint i w których bywałam często robiłam zdjęcia, aby sobie potem jak wrócimy do wierzy je obejrzeć.

– O a tu jest kawiarna w której się poznaliśmy.- mówi wskazując rękę na kawiarnię przed ktora stajemy - Wejdziemy?- pyta patrząc na mnie.

– Tak.- mówię potakujac głową i oboje wchodzimy do środka.

Wnętrze jest głównie w białych i czarnych kolorach z dodatkiem ciemnego brązu. Ściany są w kolorach białych i czarnych i gdzie niegdzie są drewniane panele na ścianie, które tworza przyjemny klimat. Stoliki i krzesła są drewniane. Na ścianach wisza także zdjęcia jak Nowy Jork wyglądał kiedyś i jak się zmieniał przez te wszystkie lata.

Wraz z Clintem siadamy przy jednym z stolików i po wyborze tego co chcemy zamówić hawkeye idzie zamówić do lady. Siedząc przy stoliki rozglądam się po pomieszczeniu próbując sobie coś przypomnieć.

– Ładnie tu prawda?- pyta siadajc naprzeciwko  mnie.

– Tak. Bardzo przyjemnie tak...nie wiem jak to nazwać.

– Przytulnie, rodzinnie, ciepło?

– Tak tak jak powiedziałeś. Przytulnie, ciepło rodzinnie. Tak jak w domu.- mówię z uśmiechem.

Chwile później przygodzie do nas kelnerka z naszymi kawami i kładzie je przed nami i odchodzi.

– Opowiesz mi jak to było?

– Ale co?

– No jak się poznaliśmy. Chce wiedzieć w jakich okolicznościach cie poznałam.

– Spoko, a więc...

                                 ***

Pov. 3 os.
*4 lata wcześniej*

W jednej z nowororskich kawiarni przy ladzie czekała mloda błąd włosa kobieta, która niecierpliwie czekała na swoje zamówienie. Ciągle z coś robiła na telefonie nie odrywając praktycznie od niego wzroku.

W końcu jak kelnerka postawiła przed nią jej kawę na wynos ta podziękowała i poszła w stronę wyjścia. Nie patrzyła przed sobie przez co dobija do kogoś wylewajac na ta osobe kawę przy okazji.

– Matko przepraszam Pana najmocniej. - mówi zszokowana patrząc na plame na koszulce mężczyzny.

– Spokojnie nic się nie stało.- mówi spokojnie.

– Naprawdę Pana przepraszam. Powinnam patrzeć ja idę  a nie gapić się ciągle w ten telefon. Przepraszam Pana.- mówi patrząc na niego.

– Nic się nie stało, a pozatym jaki pan? Clint jestem.- mówi wyciągając do młodej kobiety rękę, która ona uściskuje.

– A ja Daphne.- mówi z uśmiechem.

– Ładne imię.

– Dzięki. Twoje też fajne.- mówi z uśmiechem.

                                 ***
Pov. Daphne

Uważnie słuchałam jak Clint opowiadał mi jak się poznaliśmy. Jak powiedział, że wylałam wtedy na niego kawę za czekam się śmiać tak jak on, gdy to mówił.

– Naprawdę wylałam na ciebie kawę?

– Tak, byłaś tak wpatrzona w telefon, że wogule nie patrzyłaś, czy ktoś nadchodzi znad przeciwka. 

– Ale naprawdę nic ci się wtedy nie stało?

– Może tylko tyle, że trudno było potem sprac plamę z kawy.

– Przykro mi.- mowie i upijam kawę - Czarna? - pytam patrząc na niego.

– Tak taka właśnie wtedy kupiłaś i pijasz tylko tą.

– Bo jako jedyna mi smakuje.- mówię z uśmiechem.

– Widze, że pamięc pomału wraca. - mówi z uśmiechem.

– Nie do końca. Przypominam sobie rzeczy, które lubię, ale osób, miejsc nie. Jest pustka.- mowie przygnębionym głosem -Chciałabym pamiętać swoje życie.

– Przypomina sobie. Nie martw się.- mówi kładąc swoja dłon na moją.

Kiedy to zrobił coś poczułam. Przeszedł mnie lekki dreszcz. W środku poczułam jakieś ciepło. Od razu spojrzałam na w jego oczy, w których dostrzegłam zrozumienie, współczucie i...miłość. Nie to nie możliwe, a może to prawda? Może wcześniej łączyło nas coś więcej, niż tylko zwykła przyjaźń. Fajnego ma pani chłopaka. W głowie wciąż miałam słowa tej pielęgniarki z szpitala. 

– Daphne wporządku? - pyta, kiedy wyszliśmy z kawiarni.

– Tak, tak tylko się zamyśliłam. - powiedziałam z lekkim uśmiechem - Powiesz mi dokąd teraz idziemy?

– Do samochodu, a potem jedziemy w jeszcze jedno miejsce.- mówi tajemniczo.

Przez resztę drogi do auta nie rozmawialiśmy ze sobą. Wciąż myślałam o tym co stało się w kawiarni. Nawet nie wiem kiedy doszliśmy do suta do którego wsiedliśmy i pojechaliśmy dalej.

                                  ***
Po jakieś godzinie dojechaliśmy na miejsce. Nie wiedziałam, gdzie dokładnie jesteśmy, ale miałam wrażenie, że byłam już tu kiedyś.

– Co to za miejsce? - pytam wysiadając z samochodu i zamykając drzwi.

– Jest tu ktoś z kim musisz się spotkać. Chodź.- mówi i idzie przodem, a ja za nim.

Wchodzimy do dużego jasnego budynku. W środku jest mnóstwo starszych ludzi. To musi być dom spokojnej starości jeśli się myślę, ale po co tu przechaliśmy? To pytanie ciągle mnie intrygowało. 

– O Daphne w końcu przyjechałaś.- mówi starsza pani, która do mnie podeszła, a Clint gdzieś nagle zniknął.

– Znamy się?- pytan przyglądajc się staruszce.

– Kochanie to prędzej mogłabym ciebie nie poznać, a nie na odwrót.- mówi z uśmiechem.

– Przykro mi, ale ja nie pamiętam abym znała panią.- mowie nadal przyglądając się staruszce.

– Dzień dobry Pani Clarisso.- mówi Clint podchodzac do mnie i tej starszej Pani.
– Dzień dobry Clint.

– Chodź Daphne musisz się z kimś zobaczyć.- mówi razem odchodzimy od staruszki.

Wchodzimy do ogrodu i idziemy do jednej z ławek, gdzie siedzi starsza pani. Podchodzimy do niej  a ona na nas patrzy.

– Daphne to jest Felicia twoja babcia. Zostawię was same - mówi i odchodzi i zostaje sama z Felicia.

– Więc jesteś moją babcią?- dopytuje.

– Tak. Słyszałam co się stało.- mówi i pokazuje gestem dłoni, a bym usiadła obok niej co czynię - Jak się czujesz?

– Juz teraz dobrze chodź sama nie wiem co mam robić. To wszystko wydaje się tak bliskie, a jednocześnie tak dalekie.

– Wszystko będzie dobrze. Nie masz czym się martwić. - mówi to z troskliwym głosem.

– Wszyscy mi to mówią. Ty, Clint, Natasha, Bruce no poprostu wszyscy.- mowie patrząc przed siebie.

– Z czasem wszystko się ułoży wierz mi. Przypomnisz sobie swoje życie, bliskich, wspomnienia. Kocham cie.- mówi i przytula mnie a ja ją.

                                  ***
Jest już późny wieczór przed chwila wróciliśmy z Clintem do wierzy. Jestem strasznie zmęczona po dzisiejszym dniu. Jak dla mnie dużo się dziś wydarzyło. Dowiedziałam się o sobie dużo więcej niż mogłam przewidzieć. 
Między innymi dowiedziałam się, że wychowała mnie babcia po śmierci moich rodziców. Mój ojciec służył w wojsku, ale zginął na jednej z misji, a moja matka była świadkiem jakiegoś napadu i została postrzelona. Moja babcie z wielkim bólem mi to opowiadała jak starcia najpierw zieńca, a potem córkę i tak zostałam jej tylko ja. 

Właśnie wyszliśmy wraz z Clintem z windy i poszliśmy w stronę naszych pokoi. Po drodze rozmawialiśmy o tym co się dziś wydarzyło.

– No i jesteśmy.- mowie patrząc na drzwi prowadzace do mojego pokoju - To był ciężki dzień. Dziekuje, ze to dla mnie robisz.- mówi z uśmiechem, który on odwzajemnia.

– Nie ma sprawy.- mówi i odchodzi, a ja otwieram drzwi, ale nagle się zatrzymuje.

– Clint?- pytam, a mężczyzna odrazu odwraca się w moja stronę.

– Tak?

– Dziękuje. Jeszcze raz dziękuję za wszystko co dla mnie robisz. Jak mi pomagasz i wogule.

– To dla mnie przyjemność.- mówi, a ja otwieram szerzej drzwi i już mam wchodzi co do pokoju, kiedy słyszę go.

– Daphne?

– Tak?

– Śpij dobrze.- mówi i odchodzi w stronę swojego pokoju, który znajduje się kawałek dalej.

– Ty też.- mówi i wchodzę do pokoju.

Clint wydawal się mi się jakiś dziwny. Jakby chciał mi coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał, ale dlaczego? Co on przedemną ukrywa? Coś mi się wydaje, że chyba coś musiało nas wcześniej łączyć. Coś więcej niż zwykła przyjaźń. Musze z nim jutro o tym porozmawiać na spokojnie, a jeśli nie on to napweno ktoś z drużyny mi powie. Jestem tego pewna. 

                                ***
Pov. Clinta

Dzisiejszy dzień był bardzo męczacy dla Daphne. Rozumiem ją w końcu bardzo dużo się dziś o sobie dowiedziała.
Kiedy wyszliśmy z windy i żegnaliśmy przy drzwiach od jej pokoju chciałem jej powiedzieć prawdę. Powiedziec jej jak bardzo mi na niej zależy i jak ją kocham. Chciałbym, aby było tak dawniej.

Wciać pamiętam nasze spacery po plaży i jak się śmiała sumie jako jedyna z moich żartów. Chciałbym móc ją pocałować i przytulic do siebie mocno.
Ale jak zwykle stchorzyłem. Nawet kiedy dwa lata temu chciałem jej powiedzieć, że się w niej zakochałem także nie dałem rady jej tego powiedzieć. Ona sama się tego domyśliła i zgodziła się ze mną być. Jest bardzo mądra i spostrzegawcza osobą. Pewnie już podejrzewa, ale pewności nie mam. 

Jak narazie boje się co mi zrobi Natasha jak się dowie, że jej nie powiedziałem prawdy. Mówiła, że mi się oberwie. Sumie jak zawsze.

Otwieram drzwi od pokoju i widzę siedząca na moim łóżku Romanoff, która się na mnie patrzy.

– Powiedziałeś jej?- pyta odrazu.

– Nie.- mówię nie patrzacjej w oczy. Slysze jak w staje i podchodzi do mnie i staje przedemną. Dopiero teraz patrzę na nią.

– Dlaczego? Clint jeśli będziesz z tym zwlekać wiesz, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Będzie jeszcze gorzej.

– Wiem, ale jak mam jej to niby powiedzieć co? Hej Daphne słuchaj bo jest coś, o czym ci nie powiedziałem wcześniej. Przed wypadkiem chodziliśmy razem, ale balem Ci się wcześniej o tym powiedzieć  to dlatego się tak o ciebie troszkę, bo kicham cie do szaleństwa i nie mogę się pogodzić z tym co ci się przytrafiło, bo wiem, se to moja wina  to przezemnie nic nie pamiętasz. Tak mam jej to niby powiedzieć?- pytam przyjaciółki, która patrzy na mnie bez jakiegokolwiek uczucia na twarzy.

– Tak co do słowa.- mówi z uśmiechem - Słuchaj musisz jen to powiedzieć. Musisz to z siebie w końcu wyrzucić. Nie możesz okłamywać sam siebie i jej dłużej. Powiedz jej to jutro, bo jak nie to naprawdę cie zatłukę.- mówi i wychodzi z mojego pokoju  a ja siadam na łóżko.

Chwilie myślę nad tym co powiedziała mi Nat. Naprawdę musze się w końcu wziąść w garść i powiedzieć jej prawdę, bo jeśli ie zrobię tego jutro to juz chyba nigdy tego nie zrobię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro