Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*4 lata później*

~Bellamy~

Słońce świeciło tego dnia wyjątkowo jasno. Pogoda była naprawdę ładna, temperatura wysoka, ptaszki śpiewały. Niemalże jak w bajce. - pomyślałem i ułożyłem się wygodniej na kocu. Miałem zamknięte oczy, i cieszyłem się słońcem. Po chwili usłyszałem, że Clarke siada obok mnie.

-Twoje dzieci mają zbyt dużo energii. - powiedziała, na co wybuchnąłem śmiechem.

-Oh, więc teraz to tylko moje dzieci? - spytałem i spojrzałem na nią. We włosach gdzieniegdzie miała wplecione polne kwiatki, a na twarzy miała szeroki uśmiech, który tak uwielbiałem. Nigdy nie widziałem piękniejszej kobiety, niż ona. Miałem wrażenie, że z każdym kolejnym dniem jest piękniejsza. Byłem największym szczęściarzem na Ziemi.

-Tego nie powiedziałam. - odparła.

-Taaaaato pobaw się z nami! - zdążyłem usłyszeć, zanim dwa małe stworzenia rzuciły się na mnie z takim impetem, że poleciałem do tyłu. Clarke wybuchnęła śmiechem.

-Coś cię bawi Księżniczko? - zdołałem z siebie wydusić, mimo ciężaru na klatce piersiowej. Nie odpowiedziała, tylko śmiała się dalej.

Spojrzałem na moje dwa szkraby. Kiedy Clarke oznajmiła, że jest w ciąży, nikt nie spodziewał się bliźniaków. Dosłownie nikt, nawet sama Clarke. Jej brzuch nie był jakiś szczególnie duży, jakimś cudem nigdy nie kopali jednocześnie. Nie mieliśmy sprzętu profesjonalnego na tyle by można zrobić USG. Mało nie zemdlałem kiedy Abby oznajmiła przy porodzie, że jest jeszcze drugie dziecko. Ale kiedy wziąłem później oboje na ręce, nawet nie zastanawiałem się, jak damy sobie radę z dwójką, podczas gdy ledwo byliśmy gotowi na jedno.

Byłem zbyt szczęśliwy, by myśleć o czymkolwiek. Trochę ponad 3 lata temu, Clarke wydała na świat naszego syna i córkę. Nie mieliśmy większych problemów z wyborem imion. Chłopiec miał na imię Jake, natomiast dziewczynka Aurora. Chcieliśmy oboje uhonorować naszych zmarłych rodziców. Te imiona wydawały się idealne, właściwe.

Clarke zawsze powtarzała, że Jake to taki "mini ja". Miał brązowe, kręcone włosy i piegowatą buzię, oczy natomiast miał po Clarke - w kolorze nieba. Aurora wyglądała bardzo podobnie, z tą różnicą, że włosy miała długie, a na twarzy zero piegów.

Kochałem tych dwóch urwisów ponad życie. Ale czasami naprawdę nie dawali człowiekowi żyć.

-Taaato prosiiiimy. - Aurora zrobiła swoje słynne "oczy szczeniaczka". Tą umiejętność akurat odziedziczyła po Octavii, miałem wrażenie jakbym patrzył w oczy mojej siostry.

Ściągnąłem ich oboje z siebie, bo zaczęło brakować mi tlenu.

-A może byście tak pobawili się chwilę sami, a ja dołączę do was za.. powiedzmy 5 minut? - zaproponowałem. Czasami ciężko było złapać minutę dla siebie, 5 minut to było istne szaleństwo.

-Ale tatooo. - Jake zaprotestował. Może i nie powinno, ale rozbawiło mnie to.

-Tatuś chciałby pobyć chwilę sam z mamusią. Obiecuję, że za chwilę do was dołączę. - powiedziałem. Zgodzili się niechętnie, ale nie minęło pół minuty, a już wygłupiali się razem.

Położyłem się spowrotem na kocu.

-Ani chwili wytchnienia co? - odezwała się Clarke, kładąc się na boku, obok mnie. Przyciągnąłem ją bliżej do siebie. Praktycznie nie spędzaliśmy czasu sam na sam, dlatego doceniałem każdą taką krótką chwilę.

-Myślisz, że Octavia i Lincoln zechcieliby ich przygarnąć dzisiaj na godzinkę lub dwie? - spytałem Clarke i przytuliłem ją mocniej. Roześmiała się.

-Dlaczego chcesz się pozbyć swoich dzieci? - spytała żartobliwie.

-Nie chcę się ich pozbyć, tylko oddać na trochę, w dobre ręce cioci i wujka, czy to coś złego?

Clarke przygryzła dolną wargę, a ja wciągnąłem gwałtownie powietrze nosem. Wiedziała jak to na mnie działa i bawiła się ze mną. Po chwili zachichotała.

-W sumie dlaczego nie. Dawno nie mieliśmy czasu tylko dla siebie.

-Właśnie o tym mówię. - miałem ją pocałować, kiedy usłyszałem Jake'a wrzeszczącego na mnie, że mój czas minął. -Wybacz, twoje dzieci mnie wzywają. - powiedziałem i dałem jej szybkiego całusa.

-Nasze dzieci, Blake. - poprawiła mnie Clarke, śmiejąc się.

-Niech ci będzie. - wyszczerzyłem się do niej, po czym pobiegłem wypełnić mój ojcowski obowiązek.

Nie sądziłem, że kiedykolwiek zaznam takiego szczęścia. Nie sądziłem, że znajdę swoją bratnią duszę, która pokocha mnie całym sercem, równie mocno jak ja ją. Nie sądziłem, że będę miał dwójkę wspaniałych dzieci, które były moimi największymi skarbami. Nie mogłem marzyć o lepszych przyjaciołach, którzy zawsze byli przy mnie.

Ale miałem to wszystko. Ci ludzie byli moim domem i miałem przy nich wszystko, o czym tylko mógłbym marzyć.
______________________________________
I tak właśnie dotarliśmy do końca tej opowieści. Wiem, że ten epilog jest króciutki, ale po prostu nie byłam w stanie więcej wymyśleć.

Chcę podziękować wam wszystkim,moim cudownym czytelnikom za to, że byliście tu i że chciało wam się to czytać 😅 dziękuję za wszystkie miłe słowa, które motywowały mnie do pisania. Gdyby nie wy, pewnie porzuciłabym to w połowie. ❤❤❤

Dziękuję pewnej cudownej grupie osób, która wspierała mnie i dopingowała w pisaniu tego ff. Wy wiecie, że o was chodzi bakłażany z ekipy wpierdolu.😅😅 💞💞

Szczególne podziękowania dla MilvaPL , która była pomysłodawcą. Bez ciebie Marta, by to w ogóle nie powstało 😘😘

Kocham was wszystkich! May we meet again. 💯

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro