Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Bellamy~

Byłem w trakcie warty przy bramie, gdy usłyszałem, że ktoś próbuje się ze mną skontaktować przez radio. Jak się okazało był to Miller. I nie miał dobrych wieści.

-Bellamy jesteś tam? Odbiór.

-Jestem, co się dzieje? Coś nie tak? - odpowiedziałem niemal natychmiast.

-Mieliśmy.. Mały wypadeczek. Nie spodoba ci się to.

Poczułem, że zaczynam się pocić a ręce zaczynają mi się trząść. Clarke.. Coś jej się musiało stać.

-Ummm...Clarke.. Potknęła się albo poślizgnęła szczerze to nie mam pojęcia jak to się stało, ale spadła z dość dużej wysokości.. No może nie spadła w sumie to bardziej się sturlała ale..

-Miller do cholery! - przerwałem mu. - Do rzeczy! Co z nią?

Miller westchnął. -Uderzyła się dosyć mocno w głowę. Żyje, ale krwawi i może mieć wstrząśnienie mózgu. Postaramy się dotrzeć do Arkadii jak najszybciej.

-Jasne. Bez odbioru. - odpowiedziałem.

Walnąłem się w czoło z taką siłą, że aż mnie zabolało. Tylko Clarke była w stanie zrobić coś takiego na głupim polowaniu. Mógłbym się założyć, że potknęła się o własne nogi. Czasami jej niezdarność bywa urocza ale nie kiedy rozwala sobie przez nią głowę do cholery!

Ale nie zmienia to faktu, że się martwiłem. Bardzo. Miałem nadzieję, że nie stało jej się nic poważnego. Pokręciłem głową. Nie mogłem się za bardzo zamartwiać. Nie mogę wtedy normalnie funkcjonować a przecież pełniłem teraz wartę, musiałem być skupiony. To pewnie nic takiego. Prawda?

Jakąś godzinę później zobaczyłem nadchodzących w naszą stronę ludzi. Miller i jakiś blond włosy chłopak, którego nie znałem z imienia nieśli razem Clarke. Kiedy tylko przekroczyli bramę podbiegłem do nich natychmiast i przejąłem od nich Księżniczkę. Nikt nie zadawał pytań ani nie protestował. Wiedzieli, że jeśli spróbują mnie od niej odciągnąć zrobię im krzywdę. Poważną.

-Coś ty do cholery zrobiła Clarke? - mruknąłem do siebie po czym natychmiast skierowałem się do skrzydła medycznego.
Czoło Clarke faktycznie mocno krwawiło i wciąż była nieprzytomna dlatego przyspieszyłem kroku. Zacząłem się naprawdę poważnie martwić.

Kiedy dotarłem na miejsce położyłem Clarke ostrożnie na łóżku szpitalnym, po czym wyjaśniłem całą sytuację zszokowanej Abby. Kobieta nie wahała się ani chwili i przystąpiła do udzielenia pomocy swojej córce. Oczyściła ranę na jej czole a następnie starannie ją zaszyła. Przyglądałem się z boku wszystkiemu co robiła Abby, nie wtrącając się, bo i po co? Moja wiedza medyczna wynosiła dokładnie tyle ile najwyraźniej wiedza Clarke na temat tego jak chodzić normalnie i się przy tym prawie nie zabić. Czyli zero. Kiedy Abby skończyła odwróciła się w moją stronę.

-Chyba niewiele więcej mogę teraz zrobić. - powiedziała. - Nie pozostaje nam nic innego jak czekać aż się obudzi.

-Jak długo to może potrwać? - spytałem szczerze zaniepokojony.

-Chciałabym móc ci na to odpowiedzieć. - westchnęła. Ale to może potrwać godzinę, dwie a równie dobrze cały tydzień.

-Mogę przy niej posiedzieć? - spytałem nieśmiało po minucie milczenia.

-Oczywiście. - uśmiechnęła się blado Abby. - Pójdę powiedzieć Marcusowi co się stało. Możesz tu zostać jak długo zechcesz. - rzekła, po czym nie czekając na odpowiedź opuściła pomieszczenie. Odkąd ja i Clarke zaczęliśmy - nie wiem czy mogę to tak nazwać - chodzić ze sobą? Abby patrzyła na mnie dużo przychylniej. Widziała, że staram się jak mogę a Clarke jest przy mnie szczęśliwa mimo tego wszystkiego przez co przeszła. Chyba zaczęła mnie nawet lubić.

Zabrałem krzesło, na którym cały ten czas siedziałem i ustawiłem je obok łóżka Clarke. Odgarnąłem włosy z jej czoła i oczu by odsłonić jej piękną twarz, którą kochałem i znałem tak dobrze. Wyglądała teraz tak słodko i niewinnie, niemal jak anioł. Nachyliłem się i pocałowałem ją lekko w czoło, po czym opadłem na krzesło i chwyciłem ją za rękę.

-Jestem przy tobie Clarke. - powiedziałem cicho, mimo że wiedziałem, że mnie nie usłyszy. - Tylko obudź się jak najszybciej. Proszę.
____________________________________

Ta dam! Oto prolog! Bardzo krótki, zdaję sobie z tego sprawę. Rozdziały będą oczywiście w miarę możliwości dłuższe. Jeszcze nie wiem z jaką częstotliwością będą się pojawiały, myślę że wiele zależy od tego czy w ogóle ktoś je będzie chciał :) konstruktywna krytyka i ewentualne porady w komentarzach mile widziane :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro