Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Flashback - 3 miesiące wcześniej
~Bellamy~

Był późny wieczór. Ja, Clarke, Octavia i jeszcze parę innych osób siedzieliśmy wspólnie przy ognisku w Arkadii. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się już od dobrych kilku godzin. Na ogół byłem raczej samotnikiem ale miło było czasem spędzić trochę czasu z przyjaciółmi. Zwłaszcza jeśli była wśród nich Clarke.

Zerknąłem na nią z ukosa upewniając się wcześniej, że nikt nie widzi. Uśmiechała się szeroko. Kochałem jej uśmiech. Potrafił poprawić mi humor, odegnać wszystkie smutki, sprawić, że sam zaczynałem się uśmiechać. Kochałem w niej absolutnie wszystko. I każdego dnia musiałem mierzyć się z faktem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Utknąłem w strefie przyjaźni tak mocno, że już przestałem wierzyć, że gdzieś tam jest wyjście. No cóż lepsze to niż wzajemna nienawiść prawda?

W końcu zrobiło się późno i wszyscy poszli wreszcie spać. No prawie wszyscy. Zostaliśmy tylko ja i Clarke. Czułem się z tym nieco nieswojo bo nie spędzaliśmy zbyt dużo czasu sam na sam. Ale jednocześnie wyczekiwałem takich właśnie momentów, więc zostałem. Siedzieliśmy razem w ciszy wpatrując się w gwiaździste niebo nad nami. Nagle jedna gwiazda zaświeciła mocniej niż inne.

-Czy to spadająca gwiazda? - spytała Clarke. I tak, rzeczywiście miała rację. To była spadająca gwiazda.

-Chyba tak. - odparłem.

-Szybko, pomyśl życzenie. - powiedziała Clarke.

Pomyślałem nad tym co powiedziała. Życzenie? Czego miałbym sobie życzyć? Ale potem znowu spojrzałem na jej piękny uśmiech, gdy wpatrywała się w niebo nad nami. Spojrzałem w jej cudowne, niebieskie oczy, gdy zwróciła się w moją stronę. I wtedy już wiedziałem czego mógłbym sobie życzyć.

-Tylko nie mów życzenia na głos, bo się nie spełni. - dodała.

-Jasne. - odparłem. Zebrałem w sobie całą odwagę jaką miałem i spytałem : -A mogę ci pokazać?

Clarke spojrzała na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi. No bo jak miałbym pokazać życzenie prawda? Ano nic prostszego. Pochyliłem się do przodu i pocałowałem ją. Delikatnie, nawet bardzo. Nie chciałem jej spłoszyć. Clarke zamarła. Już miałem się odsuwać, w myślach wymyślając jakąś dobrą odpowiedź na pytanie "Co ja do cholery robię" , kiedy dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Poczułem chyba największą ulgę w życiu.

Pogłębiłem lekko pocałunek, kładąc jedną dłoń na jej szyji i przyciągając ją delikatnie bliżej siebie. Całowaliśmy się tak dobrą minutę, może dwie nie byłem pewny, kiedy oderwaliśmy się od siebie uświadamiając sobie, że potrzebujemy oddychać żeby żyć. Oparłem swoje czoło o jej i uśmiechnąłem się szeroko, ona również. Nie wierzyłem w to co się wydarzyło, miałem wrażenie, że to sen, z którego pragnąłem już nigdy się nie obudzić. Clarke pierwsza przerwała ciszę.

-W końcu. - powiedziała. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem, nie rozumiejąc o co jej chodzi. -Już myślałam, że się nigdy nie odważysz. -  Nadal niewiele z tego rozumiałem i musiałem mieć wyjątkowo zabawną minę bo Clarke zaczęła chichotać. Nie wiedziałem co mam powiedzieć w tej sytuacji, dlatego ucieszyłem się, że Clarke mnie ubiegła.

-Wiesz ja... już od dłuższego czasu chciałam.. Ale nie byłam pewna jak zareagujesz, nie chciałam stracić przyjaciela.. Rozumiesz?

Jeśli to było w ogóle możliwe uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. -Rozumiem, bo miałem ten sam dylemat. -powiedziałem.

-Cóż.. Cieszę się, że jedno z nas się w końcu odważyło. - odparła Clarke.

-Nawet nie wiesz jak bardzo ja się cieszę. -odpowiedziałem, po czym pocałowałem moją Księżniczkę w czoło i przytuliłem mocno do siebie. Czułem się jakbym trzymał  ramionach cały swój świat. Czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na Ziemii.

~Teraz~
~Clarke~

Po ponad dwóch godzinach marszu wreszcie dotarliśmy do Arkadii. Zajęło nam to dłużej niż droga w drugą stronę bo Bellamy trzy razy musiał lecieć w krzaki "na siku". Myślałam, że go zamorduję, miałam wrażenie, że robi to specjalnie, tylko po to żeby zobaczyć moją wkurzoną minę. Kretyn.

Byłam niesamowicie głodna a Bellamy nie zabrał ze sobą zbyt wiele jedzenia, więc skierowaliśmy się prosto do stołówki. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, zobaczyłam moich przyjaciół zebranych przy jednym stole. Octavia, Raven, Jasper, Monty siedzieli razem i rozmawiali. Na siedzeniu obok Octavii zobaczyłam również przystojnego, czarnoskórego chłopaka. Domyśliłam się, że to pewnie Lincoln - jej chłopak. Dostrzegłam również jeszcze jedną dziewczynę, siedzącą obok Monty'ego. Pamiętałam, że należała do Setki ale nie mogłam skojarzyć jej imienia.

Bellamy udał się do stołu a ja niepewnie ruszyłam za nim. Nie wiedziałam jak wyglądały moje relacje z nimi przez ostatnie 8 miesięcy. Czy Raven nadal miała do mnie żal o Finna? Pewnie tak. No i co się stało z Jasperem? Wyglądał zupełnie inaczej niż go pamiętałam. Włosy miał obcięte bardzo krótko, na twarzy natomiast miał zarost. Nie wyglądał już jak ten wesoły dzieciak, który potrafił cały czas rzucać dowcipy czy robić innym głupie żarciki. Wyglądał jak młody chłopak, który przeszedł zbyt wiele. Uśmiechał się ale to już nie był ten sam uśmiech. Coś go zmieniło a ja bałam się pytać co.

Kiedy podeszliśmy do stołu nasi przyjaciele wreszcie nas zauważyli. Nagle zaczęli gadać jeden przez drugiego, witając się z nami. Powstał z tego jeden wielki bełkot i Bellamy musiał krzyknąć by ich uciszyć.

-Ludzie, mówcie pokolei ,straszycie mi Księżniczkę, jeszcze ucieknie i znowu potknie się o sznurówkę. - powiedział.
Walnęłam go w ramię żeby dać mu do zrozumienia, że nie śmieszą mnie jego żarty ale to go jeszcze tylko bardziej rozśmieszyło. Chcąc nie chcąc, udzielił mi się nastrój grupy i też zaczęłam się śmiać. W końcu odezwała się Raven :

-Jak się czujesz Clarke? - spytała. Wygląda na to, że nasze stosunki ociepliły się nieco. Bardzo mnie to cieszyło, bo Raven była dobrą osobą i nie zasłużyła na to co zrobił jej Finn.

-Clarke nie lubi, gdy zadaje jej się to pytanie. - powiedział za mnie Bellamy.
Ponownie mnie wkurzył.

-Przepraszam, Blake ale chyba zapomniałam, kiedy wynajmowałam cię na mojego adwokata. - powiedziałam. Ale Bellamy wydawał się nie zwracać na mnie więcej uwagi bo zabrał się za jedzenie. Postanowiłam, że odpowiem na pytanie Raven, mimo że Bellamy miał rację - nie lubiłam, gdy ktoś mnie o to pytał. Moja matka, tylko wczoraj zdążyła to zrobić chyba ze sto razy i miałam już szczerze dość tego pytania.

-W porządku. Poza tym, żę mam sporą lukę w pamięci to nic mi nie dolega, naprawdę. - uśmiechnęłam się ciepło do Raven. Odwzajemniła uśmiech i wróciła do swojego posiłku. Przypomniałam sobie o własnym głodzie i też zaczęłam jeść. W między czasie opowiedziałam też moim przyjaciołom co pamiętam jako ostatnie oraz co Bellamy zdążył mi już opowiedzieć.

Kiedy wszyscy skończyli posiłek, rozeszli się w swoje strony. Mieli swoje obowiązki, nie mogłam ich zatrzymywać, mimo że chętnie spędziłabym z nimi więcej czasu. Ku mojemu niezadowoleniu Bellamy oświadczył, że ma dzisiaj wolny dzień dlatego może go calutki spędzić ze mną opowiadając mi o wydarzeniach sprzed miesięcy i odświeżając mi pamięć. Bosko... - pomyślałam sarkastycznie.

Ponieważ wiosna była w pełni, słońce świeciło jasno dając mnóstwo ciepła, postanowiliśmy wyjść na zewnątrz. Bellamy zaczął opowiadać o tym co działo się po tym jak uratowaliśmy Finna a Lincoln zbiegł z naszego obozu. Dowiedziałam się, że Finn postanowił załatwić sprawę z Ziemianami w sposób pokojowy i zorganizował spotkanie z ich przywódczynią. Niestety nie poszło ono po naszej myśli i do wojny miało jednak dojść.

Następnie w obozie pojawił się John Murphy, którego wcześniej wygnaliśmy z obozu. Przyjęliśmy go z powrotem bo był w naprawdę ciężkim stanie. Twierdził, że był przetrzymywany i torturowany przez Ziemian, ale udało mu się zbiec. Jak się później okazało Ziemianie celowo go wypuścili i użyli nieświadomego Murphy'ego jako ludzkiej broni. Przywlókł on do obozu chorobę, którą zaraziła się spora część obozu, niektórzy nawet zmarli. Postanowiliśmy sabotować, atak Ziemian, który jak się okazało planowali i wysadzić most, przez który musieli oni przejść. Udało się. Wszystko poszło zgodnie z planem. O dziwo.

-Pamiętam jak dziś moment, w którym zorientowałem się, że ty też zachorowałaś. Próbowałem cię odciągnąć od chorych ale nie chciałaś słuchać, upierałaś się, że musisz im pomóc. Zawsze jesteś taka uparta. - powiedział Bellamy. Byłam w lekkim szoku. Bellamy troszczący się o moje zdrowie? To była dla mnie nowość.

-Obchodziło cię to czy zachorowałam?  - spytałam zszokowana.

Bellamy wydawał się równie zaszokowany. -Oczywiście, że tak. - powiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Nic z tego nie rozumiałam. -Już ci mówiłem Clarke. Nie jesteśmy więcej wrogami. Nie chciałem żebyś umarła, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda. Tak naprawdę to nigdy tego nie chciałem. Gdyby tak było nie uratowałbym ci wtedy, drugiego dnia na Ziemii życia prawda?

Bellamy miał trochę racji. Do tej pory myślałam, że to że mnie wtedy złapał to był czysty instynkt. Sądziłam, że żałował tego, że uratował mi życie. Ale teraz nie byłam już niczego pewna. Zapadła cisza, którą po paru minutach przerwał wreszcie Bellamy.

-Nigdy nie pozwolę żeby coś ci się stało.. - wyszeptał tak cicho, że nie byłam pewna czy nie mówił sam do siebie. Spojrzałam na niego zdziwiona jego słowami. Odwzajemnił spojrzenie. Ponownie widziałam w jego brązowych oczach ten głęboki żal i smutek. Wyglądał jak zbity szczeniaczek, gdy tak na mnie patrzał i aż miałam ochotę go przytulić. Chwila moment co? Przytulić? Clarke zwariowałaś? - skarciłam w myślach sama siebie. Zanim zrobiłam coś głupiego czego mogłabym potem żałować powiedziałam tylko krótkie :

-Dziękuję Bellamy. Doceniam to. - próbowałam się uśmiechnąć ale raczej mi to nie wyszło bo Bellamy tylko skinął krótko głową i odwrócił wzrok. Kontynuował opowieść przez następna godzinę, może dłużej, nie byłam pewna. Kompletnie straciłam poczucie czasu. Zakończył swoją opowieść na tym, że do bitwy z Ziemianami ostatecznie doszło. Jakimś cudem wygraliśmy ją. W bardzo brutalny sposób ale jednak. Bellamy powiedział, że prawie wszyscy z naszych, którzy przeżyli znaleźli się w kapsule. Było parę wyjątków takich jak na przykład Bellamy i Finn.

Uznaliśmy, że wystarczy mi już na dzisiaj opowieści. Bellamy nie chciał zalewać mnie zbyt dużą falą informacji naraz w obawie, że wszystko mi się pomiesza. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to co dla mnie robił. Może i byłam sceptycznie nastawiona do niego kiedy Abby oznajmiła, że to on ma mi pomóc odzyskać pamięć. Ale im więcej czasu z nim spędzałam tym bardziej przekonywałam się do niego. Może i dalej rzucał głupie aluzje i nabijał się ale poza tym był dla mnie niesamowicie miły. Widać było, że naprawdę chce mi pomóc. Troszczył się o mnie. Twierdził, że nie pozwoli by stała mi się krzywda. Nie znałam Bellamy'ego od tej strony i musiałam przyznać - lubiłam tego Bellamy'ego. Naprawdę lubiłam. Nie czułam więcej do niego czystej nienawiści. Czułam rosnącą sympatię do niego. Wciąż nie byłam pewna i nie czułam się do końca komfortowo w jego towarzystwie. Ale zdecydowanie zrobiłam krok naprzód w zaakceptowaniu Bellamy'ego jako mojego przyjaciela.

Nagle zrobiło się zimniej. Zawiał mocny i zimny wiatr. Ponieważ miałam na sobie jedynie cienką koszulkę, zadrżałam z zimna. Bellamy spojrzał na mnie. Nim zdążyłam mrugnąć on już ściągał swoją kurtkę.

-Co ty wyprawiasz? Zwariowałeś, będzie ci zimno. - powiedziałam. Pod spodem miał tylko t-shirt z krótkim rękawem. Nie miałam szansy zareagować, gdy Bellamy okrył mnie swoją własną kurtką. -Dlaczego...

-Jest ci zimno. - wzruszył ramionami. Tak jakby okrywał mnie własną kurtką na codzień.

-Teraz tobie będzie. - zaprotestowałam próbując ściągnąć z siebie jego kurtkę, ale mnie powstrzymał.

-Przestań. Jest mi ciepło, naprawdę. To żaden problem. - uśmiechnął się, ale jak zwykle uśmiech nie sięgał jego smutnych oczu. No i oczywiście kłamał. Widziałam gęsią skórkę na jego ramionach. Nie mogłam wyjść z podziwu dlaczego Bellamy Blake, mój - jak przypuszczałam - wróg numer jeden mówił mi, że nie da mnie skrzywdzić, uczył mnie strzelać i przykrywał mnie własną kurtką by nie było mi zimno.

Zaczęłam się zastanawiać co takiego wydarzyło się między nami w ciągu tych miesięcy. I zamierzałam się tego dowiedzieć. Jak najszybciej.
______________________________________

Hej hej! Przybywam z kolejnym rozdziałem. Jak widać Bellamy powoli zyskuję sympatię Clarke, jestem pewna, że się z tego cieszycie 😁 Co sądzicie o pomyśle z flashbackiem? Dajcie znać czy się spodobał 😁

Pozdrawiam wszystkich i do następnego! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro