Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Bellamy~

Otworzyłem powoli oczy, ale zamknąłem je spowrotem niemal natychmiast. Światło w pomieszczeniu, w którym się znajdowałem było zbyt jasne, raziło mnie w oczy. A może to było niebo? Czy ja przypadkiem nie umarłem? Nie byłem pewien. Ostatnie co pamiętałem to tortury w lochach, potem już pustka.

Spróbowałem jeszcze raz otworzyć oczy, tym razem było już nieco łatwiej. Zobaczyłem białe ściany wokół mnie, to wyglądało trochę jak.. Skrzydło medyczne?

Jestem w Arkadii? - pomyślałem. Czyli jednak żyję. Jak to możliwe?

-Bell? - usłyszałem głos swojej siostry po mojej prawej stronie. Odwróciłem szybko głowę w tamtym kierunku i zobaczyłem uśmiechniętą twarz Octavii. Poczułem, że kąciki moich ust również uniosły się do góry.

-Hej siostrzyczko. - powiedziałem zachrypniętym głosem. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo chce mi się pić. Octavia chyba zorientowała się w sytuacji, bo czym prędzej podała mi szklankę z wodą. Ciężko piło się w pozycji leżącej, ale moja siostra kategorycznie zabroniła mi się podnosić. Nie to, że miałem zamiar. Całe ciało bolało mnie niemiłosiernie, najmniejsze spięcie mięśni było katorgą. Czułem się jak gówno.

-Jak ja się tu znalazłem? - spytałem po chwili.

-Cóż.. Mówiąc krótko : Clarke przyszła z Polis zaryczana i powiedziała, że Lexa wzięła cię na zakładnika. Od razu postanowiłam, że nie mogę tak tego zostawić i muszę po ciebie iść. Ja, Lincoln, Murphy, Jasper, Monty i Miller znaleźliśmy cię w środku lasu, ledwo żywego. Ale udało się, Abby i Jackson zrobili co mogli i żyjesz. - skończyła mówić Octavia, wzruszając ramionami.

Wszystko to brzmiało logicznie, ale jedna kwestia została niedopowiedziana.

-A co z Clarke? Gdzie ona teraz jest? Żyje, nic jej nie jest? - wyrzuciłem z siebie te pytania praktycznie jednym tchem. Octavia przewróciła oczami.

-Zostawiła cię tam, a ty nadal myślisz tylko o niej.

-Zostawiła mnie, bo praktycznie błagałem ją by to zrobiła. Nie zmieniaj tematu. Gdzie ona jest?

-Czy to ważne?

-Octavia! - praktycznie na nią wrzasnąłem. Westchnęła.

-Siedzi zamknięta w swoim pokoju. Podobno dostała jakiegoś ataku histerii i Kane zamknął ją w celi, ale ostatecznie Abby przeniosła ją do jej pokoju, ale pilnuje ją dwóch strażników. Chciała ją już wypuścić, ale twoja dziewczyna jest narwana i pewnie od razu by tu przyleciała, a ja chciałam spędzić trochę czasu sam na sam z moim bratem, więc przekonałam ją by jeszcze poczekała. - wyjaśniła Octavia. Pokiwałem powoli głową ze zrozumieniem. -Założę się, że chcesz żebym po nią poszła.

-Jeśli to nie problem.

-Żaden. - Octavia wstała z siedzenia, pocałowała mnie szybko w czoło i wyszła, a ja zostałem sam ze swoimi myślami.

Nie miałem żalu do Clarke, w żadnym wypadku. Sam ją prosiłem by to zrobiła, to było jedyne logiczne wyjście z sytuacji. Byłem przygotowany na śmierć, tymczasem byłem w Arkadii, cały i zdrowy. No może nie do końca zdrowy, ale żyłem i to było najważniejsze.

I przede wszystkim Clarke nic się nie stało. Nie wiedziałem, czym tak naprawdę jesteśmy - parą? Przyjaciółmi? Nasza sytuacja była niesamowicie skomplikowana, ale dopóki Clarke żyła i była bezpieczna miałem gdzieś czy spędzę resztę swojego marnego żywota w strefie przyjaźni.

Gdyby coś jej się stało... Naraziłem na niebezpieczestwo nas oboje - bo chciałem się przejść! Wymknąłem się z obozu z tak błahego powodu, a Clarke poszła za mną bo się o mnie martwiła. Prawie przypłaciłem to życiem, Clarke też mogła. Chyba nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

Wolałbym umrzeć niż żyć w świecie, w którym Clarke Griffin nie stoi u mojego boku.

~Clarke~

Miałam ochotę walić głową w ścianę. Byłam więźniem we własnym pokoju, nie mogłam z niego wyjść ani przyjmować żadnych gości, nawet mama nie przychodziła sprawdzić jak się czuję. Pod moimi drzwiami stało dwóch strażników, od których trzy razy dziennie dostawałam posiłek. I tyle jeśli chodziło o moje kontakty z ludźmi.

Nie miałam żadnych wieści odnośnie Bellamy'ego. Nie wiedziałam czy w ogóle żył, a jeżeli tak to w jakim był stanie. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć, a ja szalałam ze zmartwienia. Co jeśli Lexa go zabiła, albo zrobiła mu jakąś poważną krzywdę?

Na myśl o tym, łzy zaczęły formować się w moich oczach, ale szybko je powstrzymałam. Nie mogłam się już więcej mazgaić. Nie dopóki nie miałam pewnych informacji co do stanu Bellamy'ego.

To czekanie mnie zabije.. - pomyślałam i w tym samym czasie drzwi do pokoju stanęły otworem, a w nich Octavia. Skoczyłam na równe nogi. Nie zdążyłam nawet zadać pytania, które cisnęło mi się na usta, kiedy mnie ubiegła.

-Żyje. - powiedziała. Ogarnęła mnie taka ulga, jak nigdy wcześniej. Z mojego serca spadł ogromny ciężar i mogłam wreszcie normalnie, swobodnie oddychać. -Ale nie wygląda najlepiej. - dodała Octavia po chwili. Zesztywniałam.

-Jjak to? Cco masz na myśli? - spytałam drżącym głosem.

-Liczne rany cięte na całym ciele. Prawdopodobny uraz psychiczny do końca życia. A to wszystko dzięki tobie Clarke. - powiedziała. Jej głos był przepełniony jadem. Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno byłabym martwa.

Nie broniłam się. Octavia miała rację, to była tylko i wyłącznie moja wina. Zamknęłam oczy próbując się nie rozpłakać.

-Mogę go zobaczyć? - spytałam niepewnie, spodziewając się odmowy i fali obelg ze strony dziewczyny, ale się pomyliłam.

-Po to tu jestem. Chodź - niechętnie powiedziała. -Jest w skrzydle medycznym. - dodała jeszcze i wyszła.

Również niepewnie opuściłam pokój, przekonując się, że strażnicy zniknęli. Najwyraźniej już nie stanowiłam zagrożenia dla siebie i innych. Wyśmienicie..

Drogę do szpitala pokonałam prawie biegiem. Tak bardzo chciałam zobaczyć Bellamy'ego, ale jednocześnie bałam się tego spotkania. Co jeśli ma mi to za złe? Nie zdziwiłabym się. Miał do tego prawo.

Przekroczyłam próg szpitala zdyszana. Bellamy był jedynym pacjentem w szpitalu więc dostrzegłam go natychmiast. Leżał pod cienkim kocem, włosy miał rozrzucone na poduszcze a oczy zamknięte. Podeszłam bliżej. Kiedy usiadłam na krześle obok łóżka, Bellamy otworzył oczy i spojrzał wprost na mnie.

Obawiałam się jego reakcji, niesamowicie się obawiałam. Ale jego twarzy nie wykrzywił żaden grymas, ani nie zaczął na mnie krzyczeć. Wręcz przeciwnie, na jego twarzy wykwitł najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałam. Sprawił on, że ja również natychmiast się uśmiechnęłam. On zawsze tak na mnie działał. Gdy Bellamy się uśmiechał, ja automatycznie chciałam zrobić to samo.

-Hej. - powiedział cicho Bellamy.

-Hej. - powiedziałam, a mój głos zadrżał lekko. O nie Griffin, nie waż się teraz rozklejać! -Jak się czujesz? - głupie pytanie. Idiotka.

-Bywało lepiej. - odpowiedział Bellamy i skrzywił się lekko. -Ale to, że tu jesteś, żywa i bezpieczna rekompensuje mi wszelkie cierpienia. - dodał po chwili. Nie wiedziałam jak powinnam zareagować na te słowa. Miałam ochotę go pocałować, ale nie mogłam. Przynajmniej jeszcze nie.

Jedną dłoń splotłam z jego w uścisku, drugą natomiast pogłaskałam go po policzku. Gdy tylko moje palce dotknęły jego skóry, Bellamy zamknął oczy i zrelaksował się odrobinę.

-Boże co oni ci zrobili.. - wyszeptałam tylko. Nie widziałam ran, ale mogłam się domyśleć jak okropne były. Bellamy nie miał na sobie koszulki, bandaże miał obowiązane wokół całej klatki piersiowej, prawdopodobnie też na brzuchu. W zagłębieniu szyji miał sporej wielkości plaster, zakrywający kolejną ranę. -To moja wina..

Bellamy otworzył gwałtownie oczy.

-Nie waż się tak mówić. - powiedział groźnie. Musiałam aż odsunąć się od niego, przestałam głaskać go po policzku, ale nadal trzymałam jego dłoń. Bellamy westchnął. -Nie mów tak Clarke. To nie twoja wina tylko moja. To ja wymknąłem się z obozu.

Nie skończył nawet mówić a ja już kręciłam głową. -Przestań kręcić głową i obwiniać się o wszystko Księżniczko, bo przełożę cię przez kolano, ściągnę gacie i oberwiesz w ten twój zgrabny tyłek. Chcesz tego?

Nie mogłam się nie roześmiać na to. Oto mój Bellamy, potrafiący żartować w każdej sytuacji. Szkoda, że nasze życie nie mogło być prostsze i nie mogliśmy być parą zwykłych nastolatków, ze zwykłymi problemami. Witamy na Ziemi! Tu każdy dzień, może skończyć się katastrofą! Życzymy miłego pobytu. Reklamacji nie przyjmujemy.

Przez chwilę siedzieliśmy po prostu -no Bellamy leżał - wpatrując się w siebie. Kciukiem kreślił małe kółka na mojej dłoni. Patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał odczytać z nich moje wszystkie sekrety. Po jakimś czasie Blake zmarszczył brwi.

-Coś cię trapi Clarke. - powiedział. Nie było to pytanie, tylko czyste stwierdzenie. Czytał ze mnie jak z otwartej księgi.

-Martwię się o ciebie, to wszystko. - odparłam.

-Nie okłamuj mnie Clarke, dobrze wiesz, że nie umiesz. Nie mnie. - westchnęłam. Miał rację, byłam beznadziejnym kłamcą. -Mnie możesz powiedzieć wszystko Clarke. - powiedział Bellamy cicho.

Spojrzałam mu w oczy i zebrałam w sobie całą odwagę jaką miałam, by powiedzieć coś co trzymałam w sobie od tygodnia.

-Jestem w ciąży.
______________________________________

DAM DAM DAM DAAAAAAAAAM! Teraz przyznawać się kto mnie przejrzał 🙈 wydaje mi się, że parę osób już na to wpadło. Czy naprawdę jestem aż tak przewidywalna? Eh.. No trudno. Jak myślicie jaka będzie reakcja Bella? Ponieważ mam już napisaną praktycznie całość mogę dodawać rozdział co drugi dzień, musicie mi tylko napisać czy chcecie. 😀

Pozdrawiam pączusie! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro