11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V Olivia

Siedziałam w sali chirurgicznej, muszę uważać. Nie mogą się dowiedzieć, że się obudziłam.
Spojrzałam na swoje ciało. Byłam cała we krwi. Nie chcę tutaj już być. Dlaczego... Nie jestem chora, ani nic takiego. Po co jechałam odwiedzać moją matkę?

Za płakałam cicho.

- Hey... - do pokoju ktoś próbował wejść.

Szybko położyłam się i udawałam, że śpię. Nie przejmowałam się, że to boli. Nie dam się im znowu bić i torturować.

- Masky zobacz czy żyje - usłyszałam melodyjny głos.

-Czemu ja? To ty chciałeś tutaj wejść!- krzyknął drugi głos.

-Bo ty, ja tu jestem szefem - fuknął początkowy głos.

-Kto tak kurde powiedział!- słyszałam szuranie butów. Za chwilę będzie tu ochrona i nie będzie zbyt dobrze.

-Zamknij się debilu i rób co ci karze!

-Nie

-Hoodie jest lepszy w wykonywaniu zadań

-Kurwa Toby ktoś idzie

-To zrób to co ci mówię i spadamy

-Sam to zrób

- Nie, bo ty masz to zrobić!

Śmieszni są i głupi, co za imbecyle.

- Tutaj! Szybko!- Ochrona już biegła w naszą stronę a oni nic, stali i kłócili się. Mogłabym im pomóc ale nie, nie znam ich i jeszcze zrobili tyle hałasu, że ci, którzy są w ośrodku tym normalnym ich słyszeli.

-Masky! Zrób.To!- wydarł się pierwszy głos, zgaduje, że Toby.

Dziwne imiona, Masky i Toby...

Toby jeszcze ujdzie ale Masky? Co on maskę ma?

-Jej zabawa idzie!- powiedział jeden z nich.

- Chociaż się nudzić nie będziemy

Po czym usłyszałam trzask metalu, zamknęli mnie? Nie no, sama tego nie otworzę.

*Krzyki* co tam się dzieje? Mam się bać? Nie chcę, jeżeli ich wcześniejsze eksperymenty uciekły to popełnie samobójstwo. Już kiedyś jednego widziałam.

Białe oczy bez wyrazu, twarz pełna blizny i zniekształceń. Ubrani najczęściej w Kaftany i szaty chirurgiczne. Cali we krwi mówiący o jakimś śnie, że to wszystko to tylko sen. Przecież jakby to był sen to bym nie czuła bólu, co nie?

-Tutaj! Dajcie posiłki!- krzyczał ktoś. Nie dają sobie rady? Może uciekł prosiak? Oby nie. On jest straszny.

*krzyki* Przeszły mnie ciarki. Moja ciekawość doprowadzi mnie do grobu.

Wstałam z łóżka, moje nogi są jak z waty. Wszystko mnie boli.

Chwyciłam się metalowej szafy przy drzwiach. Kulejąc doszłam do małego okienka w metalowej płycie. Korytarz był cały czerwony od krwi. Na kawałku podłogi, który widziałam było ciało w flakach, leżące w kałuży krwi.

*krzyk* Odeszłam kawałek od okna. Czy chcę to widzieć? To jest złe, bardzo złe.

Spojrzałam jeszcze raz na okno. Na ścianie widniał cień osoby. Ou Fuck.

Drzwi otwarły się a w nich stało 2 chłopaków w moim wieku, cali we krwi. Jeden z nich miał brązowe włosy, na których były pomarańczowe gogle. Na buzi miał chustę, która wyglądała jak zapięcie od bluzy. Ubrany w bluzę z kolorowymi rękawami, była ona cała we krwi. W ręku trzymał siekierkę. Na plecach miał chyba drugą.

Drugi chłopak brunet, którego włosy były sklejone od krwi. Na twarzy miał Biała maskę z czarnymi oczami i uśmiechem. Ubrany w żółtą kurtkę pobrudzoną rubinową cieczą  trzymał nóż.

Odeszłam kilka kroków do tyłu. Moje oczy były chyba jak stare 9 złotych.

-Mówiłem ci, że ona żyje!- wrzasnął chłopak z siekierą.

-Toby, to ja mówiłem, że ona żyje!- chłopak oparł się o futrynę metalowych drzwi.

-Nie prawda!- na przeciwko niego stanął Toby.

-Nie chcę wam przeszkadzać ale zaraz sprowadzicie tutaj więcej tych tam - palcem wzkazałam na trupy na ziemi.

Oboje spojrzeli na mnie i na to miejsce.

-Nic nam nie zrobią - powiedział chłopak w masce.

Widać, że są nie stąd, ci którzy tutaj przebywają wiedzą, na co tamtych stać, że to nie jest normalna ochrona.

-Jesteście głupi - powiedziałam i spojrzałam za chłopaka, który stał w drzwiach.
Nie było słychać nawoływań ani szurania butów.

-I kto to mówi - fuknął Toby.

-Osoba, która zna tutaj prawie wszystkich - no tak, siedzę tutaj już 5 lat. Rodzice tutaj mnie wsadzili gdy byłam mała. Niestety.

-Kochanie! Choć, pojedziemy po twój prezent urodzinowy!- krzyczała kobieta w starszym wieku, z białym warkoczem na głowie.

Z pokoju dziennego wybiegła mała dziewczynka z brązowymi włosami i piwnymi oczami. Jej cera była blada, a oczka podkrążone.

-Babciu? A rodzice tam będą?- spytała swoim melodyjnym głosem.

Kobieta spojrzała na swoją wnuczkę z smutnym wyrazem twarzy

-Tak słońce, oni to wszystko zrobili dla ciebie - na jej twarzy znalazł się mały uśmiech.

Była zadowolona, że jej syn w końcu oddał ją do ośrodka specjalistycznego. Miała już dość tego, że wnuczka jest inną niż te wszystkie dzieci. Nie chciała by syn męczył się z dzieckiem szatana, jak to mu mówiła. Nawet namówiła go na zmianę żony, bo jego pierwsza żona, matka dziewczynki niby zdradziła go z szatanem.

Była to bardzo chrześcijańska rodzina, aż za bardzo.

-Babciu?- Brunetka pociągneła siwą kobietę za jej spódnicę.

-Tak?- na jej twarzy malował się grymas niezadowolenia, nie lubiła gdy mała Olivia ją dotykała, nawet przez ubranie. Czuła się wtedy jakby popełniła Wielki grzech.

-Kiedy jedziemy do rodziców?- Kobieta bała się reakcji dziewczynki. Jak jej rodzice rozwodzili się, ona tylko śmiała się nic więcej. Nie rozpaczała jak większość dzieci,  nie prosiła.

-Zaraz jedziemy... - do drzwi wejściowych zapukał ktoś.

Dziewczynka krzyknęła przez ramię "otworzę" i już była przy wielkich drewnianych drzwiach.

Z progu stał mężczyzna około 30. Ubrany w garnitur z uczesanymi na żel włosami. Przy jego boku stała kobieta, blondynka z niebieskimi oczami ubrana w białą sukienkę.

Dziewczynka wskoczyła mężczyźnie na ręce.

-Tata!- krzyknęła przytulając się do niego.

-Wszystkiego najlepszego kochanie, z okazji twoich 8 lat- powiedzieli jej rodzice na raz.

Oliwia uśmiechnęła się i jeszcze raz przytuliła ojca.
Po raz ostatni...



- aha? Ok... My nie musimy tutaj kogoś znać by wyjść z kimś po kogo tutaj przyszliśmy - powiedział chłopak w masce.

-Masky! Wygadałeś się durniu!- wydarł się Toby.

Są dziecinni, tak jak kiedyś ja. Może jeszcze jest we mnie trochę tej magi?

-Zamknąć się lamorożce- upomniałam ich. Popatrzyli na mnie i zaśmiali się.

Czyli jeszcze nie jestem tak sztywna jak większość osób tutaj. Może jeszcze powrócę do normalnego życia?

-Kogo szukacie? - spytałam się. Zawsze warto wiedzieć.

-Na pewno nie znasz - powiedział Toby. Chłopak pociągnął Maskiego za rękaw i wyszli na hol po czym zaczęli odchodzić z miejsca zdarzenia.

-A jeżeli znam?- spytałam się. Nie obejrzeli się nawet tylko sobie poszli. Co za... Ale jestem chociaż wolna, pierwszy stopień do wolności. Może się uda...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro