18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V Martina

Wraz z Oliwią i Jackiem szliśmy sektorem B. Tylko ja i moja przyjaciółka wiedziałyśmy co się tutaj dzieje i że trzeba uciekać stąd jak najszybciej. Chłopak wydawał się zamyślony, nieobecny.

- Jack? Nie zostawaj w tyle - powiedziałam do niego ostro. Nie możemy sobie pozwolić na to by senni go zabili. 

Wymyśliłam nazwę na eksperymenty starego zarządu- Senni. Z tego co wiem były na ich testowane rzeczy związane z snem. Po ostatnim spotkaniu z jednym z nich wiem, że oni dalej cierpią, że muszą spać. Są nieaktywni normalnie. 

- Zaraz wejdziemy na sektor ... - W tym czasie wywaliło bezpieczniki. Nastała ciemność. Jedna cenna wskazówka na teraz dla nas. Musimy uciekać jak najszybciej by przeżyć. 

- Nie chcę was martwić dziewczyny, ale wszystkich prawie zgubiliśmy. Nie ma Sally ani Jeffa. Nie wspomnę już o pani Strachliwej. 

- Nie mów na nią tak Jack. Ona ma imię i masz go używać- powiedziałam. 

- Już się nie przesadzaj, pewnie jest już martwa

W gardle powstała mi gula, przez którą nie mogłam mówić.

- Zamknij się Jack i chodź- uciszyła go Oliwia. 

Szliśmy dalej przez sektor C. Byliśmy niedaleko oddziału zamkniętego. Już się boję co zobaczę tam. Kałuże krwi, powyrywane kończyny? Mogę zobaczyć wszystko prócz Prosiaczka. Jest to ogromny mutant z nadludzką siłą, który na ludzi mówi prosiaczki, urocze co nie?

- Martina...?- Głos Oliwi nie wskazywał na nic dobrego. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam, że idziemy górną częściom ala salki do ćwiczeń. W dole byli senni, a w drugim korytarzu, który mogliśmy zobaczyć bo był obłożony szkłem przechadzał się "Prosiaczek" 

-Mamy przerąbane, prawda?- spytała się dziewczyna. 

Lekko kiwnęłam głową na znak, że się z nią zgadzam. 

-wiecie,że on nas widzi? - Spojrzałyśmy na Jacka a potem na mutanta. Patrzył na nas idąc powoli w naszą stronę. Teraz przeklinam to, że nie ma prądu, chociaż drzwi by go utrzymały. 

-Na 3 uciekamy tam skąd przyszliśmy - mutant był coraz bliżej - 1.. 2.. 3..


P.O.V Carmen

Nie oddychałam, czas się zatrzymał. Strach mną zawładną. Muszę uciekać. Zginę tutaj. Muszę złamać barierę strachu. Zebrałam się w sobie i szybko wstałam. Jak z procy zaczęłam uciekać w stronę wyjścia. Zwolniony czas dalej działał. Napastnik był tuż za mną, ale dzięki czasowi byłam od niego szybsza. Machał czymś tuż za mną. Jeszcze trochę a mnie dogoni. Adrenalina szalała mi w żyłach. Słyszałam tykanie zegara, który kiedyś codziennie witał mnie tykaniem przed szkołą. Po czym on ucichł, a czas wydawał się, jakby przyspieszył. Trzask łamanego metalu lub drewna i ból w nodze świadczyły o tym, że albo zostałam powalona, albo sama się przewróciłam. 

Noga bolała mnie niemiłosiernie. Chwyciłam pewniej za rurę. Próbując nie pokazać skruchy wstałam. Za mną stał mutant z popaloną twarzą. Przywaliłam mu z całej siły z rury. Cofnął się o krok po czym szybkim ruchem zaczął mnie dusić. Rura spadła na ziemię. A ja wydałam z siebie głuchy pisk. Oby ktoś go usłyszał. Gdy już miałam tracić nadzieję na ratunek wszystkie światła się zapaliły. Za mutantem stał Jack gotowy do ataku. Nawet nie patrzyłam na mutanta. Bałam się. To już nie były przelewki. Tutaj liczyły się sekundy...



~~~~~

Mam dodawać kilka dziennie czy starać się dodawać jeden na dzień?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro