6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastała nieprzyjemna cisza. Nawet żarówka była cicho. Nie wiem czemu przypomniała mnie się piosenka, która mnie podtrzymywała przy sile, gdy byłam jeszcze w domu. Zaczęłam ją cicho nucić.

- Co śpiewasz? - spytała Martina

- ( włącz wideo w mediach) Chodź zabiorę Cię, głęboko w cieni mrok

Zbrodnia powszedni chleb, Krime zimny jak glock

Kolejny dzień, fatalny dzień, silniej pcha ku dnu
A mrok i cień, mrok i cień tylko znajome mu
Zbrodni zew, pieniądza zew, przyciąga do spustu
Popłynie krew, popłynie krew, zaglądnie w oczy złu

Trujący tlen, getta toksyczny tlen
Zabija powoli jak rak, cichym assasinem
Z każdym atomem, przeżartym żalem i bólem
Zmierza ku przepaści z nadzieją być szczurów królem

Historie zapisaną krwią, beton chłonie jak kartki
Czy bohater mną, słowa kryją szyfry, zagadki
Ulica w roli matki, karmi, śle zgniłe całusy
Jak twarda ręka tatki, karci skórę, liczne bruzdy
Krime to chłopak jak wielu na osiedlach
Chce żyć jak król a nie zdychać jak szczur
Skrzydła jak skalpel podcina mu bieda
Jest gotów by z bani rozjebać mur
Chce hajsu chce ten blit, po trupach do celu na szczyt
Głodny jak wilki krwi, czy dobro w nim się tli
Sztywny jak trzepak, jest gotów by zabić
Jedyne co zna to przemoc i krzyk
Gotów na wszystko, by ołów odpalić
Chce dojść do władzy przytulić ten kwit
Marzeniem lepsze dni, martwy król mu się śni
Nawet kosztem zbrodni, nie do zatrzymania jak po PCP

Versacze, versacze, chce ciuchy versasze
Koks nie dopalacze, zapłacze, zapłacze ziomeczku zapłacze
Bez uczuć z betonu ul
Uraczy, uraczy pięścią uraczy w drodze do willi nie daczy
Co znaczy, co znaczy, miłość co znaczy
Nie wie bo zna tylko ból

Kolejny dzień, fatalny dzień, silniej pcha ku dnu
A mrok i cień, mrok i cień tylko znajome mu
Zbrodni zew, pieniądza zew, przyciąga do spustu
Popłynie krew, popłynie krew, zaglądnie w oczy złu

Trujący tlen, getta toksyczny tlen
Zabija powoli jak rak, cichym assasinem
Z każdym atomem, przeżartym żalem i bólem
Zmierza ku przepaści z nadzieją być szczurów królem

Błędne decyzje, poparte niefartem, rodzą tragizm
Czasu nie cofnie żaden pieniądz, karmy nie naprawi
Zabawne życie, bawi się nim jak dłonie pacynką
Co naważone - dźwiga, skala przeważa się nicość
Czym jest miłość, czy przeznaczone mu jej doznać?
Czy druga połowa gdzieś błądzi jak on, czy pisane jest mu ją kochać?
Gdy za gradem kul, nienawiści i strachu skrada się mroczna postać
Każdy skona, lecz nie każdy żyje, chce uciec by w piekle nie zostać
Nie wie sam co góra co dół, jak ambigram
Co prawda co spam, co jawa, co hologram
Sił gram, by pchać kram, zapuka do bram piekła czy nieba sprawdź sam, sprawdź sam
Chcesz się przekonać jak głębokie jest dno
Jak łatwo jest upaść i przegrać swe życie
Gdy światła gasną, a kolory zbledną
Staczasz się na dno, zapomnij o szczycie

Ucieka, ucieka, przed śmiercią ucieka
Problemy płyną jak rzeka, ta przepaść, ta przepaść
Tak głęboka przepaść, z krawędzi w otchłań zerka
Polega, polega, na sobie polega skostniała pomocna ręka
Nie klęka, nie klęka, nigdy nie klęka
Nawet samego Boga się nie lęka

Chodź zabiorę Cię, głęboko w cieni mrok
Zbrodnia powszedni chleb, Krime zimny jak glock

Kolejny dzień, fatalny dzień, silniej pcha ku dnu
A mrok i cień, mrok i cień tylko znajome mu
Zbrodni zew, pieniądza zew, przyciąga do spustu
Popłynie krew, popłynie krew, zaglądnie w oczy złu

Trujący tlen, getta toksyczny tlen
Zabija powoli jak rak, cichym assasinem
Z każdym atomem, przeżartym żalem i bólem
Zmierza ku przepaści z nadzieją być szczurów królem...

Kali - Krime Story Prolog

Dziewczyna patrzyła na mnie, w jej oczach widziałam, że zna tą piosenkę.

- Znam to... Słuchałam tego, gdy jeszcze byłam wolna

Też słuchałam tego.

Ciekawe kiedy będziemy mogły stąd wyjść. Nie chce tu siedzieć. Mam wtedy ochotę wszystko zniszczyć. Wiem, że kiedy to zrobię to będę tu jeszcze dłużej siedzieć.

- Jak to się stało, że trafiłaś do psychiatryka? - spytała mnie Mart.

Czy ja chcę o tym mówić. Moja przeszłość nie była kolorowa.

Ciepły dzień, siedziałam jak zawsze w pokoju. Całkiem sama. Bez nikogo.

- Carmen!!!!!!!!- Czyli ktoś jest w domu? Powoli opuściłam swój azyl. Tylko tutaj byłam bezpieczna.

Powoli zeszłam po drewnianych schodach. W dużym, szarym salonie siedzieli rodzice. Jak zawsze wyglądali elegancko i ekstrawagancko. Całkiem inaczej niż ja. Zwykła szara bluza a do tego czarne dżinsy.

- O jesteś..- bez uczuciowo powiedział ojciec. Byłam już do tego przyzwyczajona. Zawsze taki był. Ja byłam na samym końcu listy ważnych rzeczy, osób. Czasem miałam wrażenie, że ma do mnie żal, że musiał wydawać na mnie pieniądze.

Matka nie patrzyła na mnie, tylko siedziała na swoim laptopie pisząc z kimś. Jak byłam mała, cały czas mnie komentowała, czemu coś robię tak a nie inaczej. Nigdy mnie nie kochała. Zawsze byłam dla niej jak cień, sprzątaczka i osoba, która wszystko zrobi za nią. Zawsze to ja gotowałam obiad, a ojciec chwalił ją, że dobry obiad. Byłam dla nich zbędna. Tylko wykorzystywali mnie. Jak kiedyś mi matka powiedziała. Byłam pomyłką, miałam nie żyć, a jeżeli już to jako chłopak. Chcieli chłopca, i to nie tak wcześnie. Jedyny powód z jakiego powstałam to pęknięta gumka. Nic więcej. Nie obchodziło ich to, że płynie we mnie ich krew. Nie chcieli mnie i już. Gdyby nie moja babcia, która już nie żyje, oddali by mnie albo popełnili aborcje. Gdy mi o tym mówiła miałam 10 lat, chciałam płakać, ale wiedziałam, że cieszyła by się z tego. Nie obchodziło jej to co czuję.

- Coś się stało?- spytałam cicho.

- spakuj się, wyjeżdżasz - powiedziała zimno matka, zamykając komputer. Nie chcę nigdzie jechać.

- Dokąd?- spytałam, straciłam już wszystką kulturę do nich.

- Do domu dziecka - Ojciec uśmiechną się.

- Tak? To siłą mnie tam zabierz - Fuknełam.

- Więcej szacunku!- Facet wstał i stanął przede mną.

- Szacunek? Mieliście zawsze na mnie wyjebane, nie byłam dla was nikim, nawet cieniem. Uwielbialiście patrzeć jak cierpię, jak płaczę. Kochaliście tylko pieniądze. Tylko one są dla was ważne!

Poczułam ból na policzku. Ojciec mnie uderzył. W oczach miałam łzy. Poczułam w sobie dziwną siłę.

- Nienawidzę was!- krzyknęłam i z kieszeni spodni wyjęłam nóż. Ojciec spojrzał na mnie z strachem, a matka patrzyła na to.

- Nigdy dla was nic nie znaczyłam!- Krzyczałam i płakałam. Próbowałam jakoś uderzyć ojca, ten robił uniki. Chciałam go zabić, jak i matkę, za te wszystkie lata niszczenia mnie, za wszystko.

Raz udało mnie się dzgąć go w nogę, ojciec upadł na ziemię. Krwawił i to mocno. Matka w tym czasie zadzwoniła na policję.
Po chwili byli na miejscu. Na komendzie powiedziałam co zaszło, ale wiadomo ludzie biznesu są bardziej wiarygodni. Nagadali mi, że to nie był pierwszy raz. Potem wizyta u psychologa, a w końcu wysłali mnie do ośrodka.

Po policzku spłynęła mi łza.

- Po prosu... miałam małe załamanie -szeptnęłam

Martina patrzyła na mnie z smutkiem w oczach, widziała, że nie chcę o tym mówić.

- A ty? - uśmiechnęłam się lekko.

- Ja... - nie zdążyła mi odpowiedzieć bo do sali weszła Elizabeth. Była widocznie wściekła.

- Myślałam, że jesteście bardziej wychowane!- wydarła się. Jak ją poznawałam była inna. - Jak wiecie, za nieposłuszeństwo są bardzo surowe - Czarnowłosa miała smutną minę. Coś złego się szykuję. - Trzy dni bez jedzenia, tylko woda. Jeżeli będziecie jeszcze bardziej nieposłuszne, to przedłużymy karę.

Powiedziała i zmierzyła nas wzrokiem. Ona chce nas zagłodzić? Gdy miała już wychodzić, zatrzymała się.

- A i macie razem pokój, zaraz przyjdą po was - powiedziała z obrzydzeniem i wyszła. A miałam ją za taką miłą kobietę.

Gdy wyszła znowu była cisza. Nie miałam odwagi się odezwać. Martina jak widać też, wiedziała o co jej chodziło. Czy tylko ja jestem taka tępa?

Znowu do pokoju weszła jakaś osoba. Byli to dwoje chłopaków. Jeden miał białe włosy i wyglądał na 30latka. Drugi brunet z lekkim zarostem.

- Choćcie - powiedział biało włosy. Chwilę czekał aż wstanę. Wyszłam, jak i Martina. Chwilę patrzyłyśmy na siebie, po czym poszłyśmy.

~~~~~

Po chwili byłyśmy w pokoju. Szare ściany i biała podłoga. Naprzeciwko brązowych drzwi, co było w ogóle nowością, było ogromne okno, szkoda, że było z kratami. Przecież nie jesteśmy w więzieniu?

Po lewej stronie było jedno łóżko i drzwi od łazienki a po prawej drugie łóżko i ogromna szafa, która miała nas dwie pomieścić. Usiadłam na jednym z łóżek. Martina była w łazience. Czyli mamy tutaj siedzieć 3 dni, tylko na wodzie? Jeden dzień było mi ciężko wytrzymać bez obiadu a co dopiero bez jedzenia, jakiegokolwiek? Jestem zmęczona tym całym życiem. I wydaje mnie się, że Martina coś ukrywa przede mną. Ale nie będę dociekać.

- Hey - przy mnie pojawił się Ben, ale jak? Drzwi są zamknięte... On.. Nie , nie czyli jednak on mnie oszukał? On jest iluzją? Czymś co nie istnieje? Ale ... Ufałam mu.

Moje oczy były mokre od łez, a jego twarz pokazywała smutek.

- To nie tak jak myślisz... - chłopak podrapał się po karku.

Zamknęłam oczy i zaczęłam płakać w kolana. Nie chciałam go widzieć, słyszeć ani znać. Czułam się oszukana.

Ktoś, wiadomo kto, usiadł obok mnie. Czułam na sobie jego wzrok.

- Carmen... posłuchaj mnie - w jego głosie słyszałam smutek i zawiedzenie.

Nie chciałam go słuchać, w końcu to jest tylko moja wyobraznia.

- Coś ty jej zrobił?!- wydarła się Martina.

- Nie twoja sprawa - powiedział zimno Ben.

- Ona przez ciebie płaczę! - dziewczyna nie wytrzymała, słyszałam to w jej głosie. Znowu była w furi.

- Jakbym tego nie wiedział, wiesz? - powiedział z sarkazmem chłopak.

Otarłam łzy i patrzyłam jak zabijają się wzrokiem. Szkoda, że to tylko moje myśli, że on nie żyje, że jest tylko fikcją.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro