*49*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[09:09]
Jensen: Jestem w drodze do szpitala. W której sali leży Zoey?

[09:10]
Agnes: W nr 7, ale nie idź tam beze mnie. Zaczekam przed wejściem.


Przy wielkich szklanych drzwiach stało kilku ludzi, lecz tylko jedna z nich miała rude włosy.

- Żałuję, że widzimy się przy takich okolicznościach, Agnes.

- Ja też. A teraz chodź.

Przed salą siedziała matka Zoey, która gdy nas zauważyła, wstała.

- Ty musisz być Jensen. Ja jestem mamą Zoey, Lauren Parker - nie odpowiedziałem nic, tylko uścisnąłem dłoń kobiety, która zaprowadziła mnie do sali.

Moim oczom ukazała się Zoey. Całe jej ciało było zadrapane, na brwi miała szew, a lewą rękę w gipsie. Usiadłem obok łóżka nie wiedząc co powiedzieć. Po dłuższej chwili w ciszy, która była przerywana przez maszyny monitorujące jej funkcje życiowe, w końcu odważyłem się powiedzieć kilka słów brunetce.

- Hej, Zoey. Od razu jak się dowiedziałem w jakim stanie jesteś, przyleciałem pierwszym lepszym samolotem. Przywiozłem ci również małego pluszaczka - białego misia postawiłem na niedużej półce obok łóżka. - Zostanę w Seattle tak długo jak będzie trzeba. A nawet i dłużej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro