*88*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[14:46]
Jensen: Mogę po Ciebie przyjechać?

[14:47]
Zoey: Myślę, że skoro stres pourazowy zmniejszył się na tyle, to jeśli czujesz się na siłę to przyjedź :3.

[16:34]
Zoey: Jak ja uwielbiam deszczową pogodę. Mam wtedy wymówkę, żeby zrobić sobie cieplutkie kakao.

[16:35]
Jensen: A właśnie piję kakao. Widzę, że mamy tę samą wymówkę na deszczową pogodę.

[16:35]
Zoey: Ale smuci mnie to, że to tylko mżawka :c. Zawsze lepiej mi się śpi, kiedy grzmi.

[16:35]
Jensen: Zapowiadali, że ma być mocny deszcz, ale to dopiero po 17:00.

[16:35]
Zoey: Czyli niedługo! Tak!

[17:03]
Jensen: Czekam na ciebie.

[17:03]
Zoey: Widzę cię, zaraz będę.

- Jesteś pierwszą osobą, która odwozi mnie do domu z pracy.

- Czuję się zaszczycony.

- I powinieneś - położył dłoń na moim kolanie, a ja delikatnie musnęłam ją palcami. - Lepiej patrz na drogę. Zaczyna mocniej padać i musisz uważać.

- Ehm, no dobrze - zrobił smutną minę, po czym zmienił temat. - Wiesz, że gdyby nie Ty, to nie poradziłbym sobie po wypadku.

- Dlaczego tak uważasz? - zapytałam, bawiąc się włosami.

- Czuję się spokojnieszy, gdy jesteś blisko - spojrzał na mnie kątem oka. - Gdyby nie twój przyjazd do Vancouver to zapewne wciąż bym tam leżał jak warzywko.

- Gdybyś nie miał wypadku zapewne dłużej zajeloby nam powrót do siebie.

- Szczęście w nieszczęściu - skwitował.

- Jared obwiniał się, że to jego wina, że trafiłeś do szpitala w takim stanie - dodałam niechętnie, przez co dłonie Jensena zacisnęły się mocniej na kierownicy. - Ale wtedy zgłosił się do mnie i przypomniał sobie, że uratowałeś kogoś jeszcze.

- Naprawdę? Był u Ciebie?

- Tak. Dzięki tej wizycie Jared znalazł ich i nagrali filmik dla Ciebie.

- Gdybym nie prowadził, wyściskałbym Cię.

- Gdybyś nie prowadził, rzuciłabym ci się w ramiona, że szczęścia - odparłam z nieśmiałych uśmieszkiem.  - Może nie powinnam, bo jeszcze złamałabym ci kręgosłup - udałam zamyśloną.

- O mnie się nie bój, a poza tym jesteś lekka jak piórko - oznajmił z szelmowskim uśmiechem.

- A skąd wiesz?

- Skoro Agnes potrafiła Cię podnieść to co do mnie nie musisz się martwić...

- Naprawdę? - zapytałam z ironią. - Wydawało mi się, że to Jared jest tym silniejszym w waszym duecie.

- Pff, wypraszam sobie. Nawet po wypadku jestem silniejszy.

- I przystojniejszy.

- Co?

- Co? Ja nic nie powiedziałam - odwróciłam głowę w stronę drzwi pasażera. - No dobra, wydało się - udałam zdruzgotaną, powstrzymując śmiech.

- Przecież tak przystojny mężczyzna jak ja... - przerwał, zerkając na mnie jednym okiem, po czym znów patrzył na drogę. - Musi mieć tak piękną dziewczynę jak ty - poczułam jak całe moje ciało przeszło przyjemne ciepło, przez które przyglądałam się Jensenowi zbyt długo. - Coś nie tak powiedziałem?

- Nie tylko... - westchnęłam. - Pierwszy raz powiedziałeś, że jestem twoją partnerką.

- Myślałem, że jest to oczywiste - uśmiechnął się szeroko, czekając aż coś powiem nie wytrzymał i powiedział. - No to teraz ja czekam - po chwili zastanowienia już wiedziałam o co mu chodziło.

- Jesteś najlepszym chłopakiem jakiegokolwiek i kiedykolwiek mogłam mieć.

- I czuję satysfakcję i moje ego podrosło - zaśmiał się pod nosem.

- Nasze rozmowy są na poziomie 6-latka, wiesz? - zapytałam z ironią.

- Nie przeszkadza mi to! Najtrudniejsze jest pierwsze 50 lat dzieciństwa jak to mówią - zaparkował samochód. - Zaczekaj, otworzę ci drzwi - wyszedł. Okrążył pojazd i uchylił wyjście, podając mi dłoń do przytrzymania.

- Nie wiedziałam, że jesteś takim dżentelmenem - wyszłam z samochodu, stojąc zaledwie kilka centymetrów od Jensena. 

Krople deszczu uderzały coraz to mocniej o betonową drogę. Czułam jak serce zaczyna mi coraz to szybciej bić, ze względu na wcześniejsze słowa Acklesa i jego bliskość. Delikatnie położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, nie spuszczając ze wzroku niezliczonych piegów na twarzy zielonookiego. Wyglądał na rozmarzonego, co rozkazało moim uczuciom wariować jak oszalałe, choć starałam się wyglądać na opanowaną. Jednym zgrabnym ruchem ściągnął moją dłoń, którą zawinął w swoje palce, lecz wciąż znajdowała się na poziomie jego klatki piersiowej. Nachylił nieznacznie głowę w moją stronę, a ja idąc jego krokiem, stanęłam na palcach.

Nasze usta znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od siebie, czułam jak w moim ciele buzuje desperacja związana z pierwszym pocałunkiem, od którego dzieliły mnie sekundy. Palcami delikatnie musnęłam jego szczękę, po czym zdecydowanym ruchem pociągnęłam jego usta w stronę moich. Czułam jak Jensen uśmiechał się przez pocałunek, który był pełny bolesnych jak i szczęśliwych emocji. Dla mnie cały świat jakby zwolnił, jakbym miała wrażenie, że cała tamta sytuacja trwała długi czas, a w rzeczywistości trwała sekundy. 

Gdy już otworzyłam oczy, ujrzałam niezwykle zielone tęczówki Acklesa, które uważnie przyglądały się mojej twarzy bez jakiegokolwiek wyrazu, lecz zalaną kroplami deszczu. Po chwili uśmiechnęłam się szeroko, przez co i Jensen nie hamował swojej radości. Pociągnął mnie w stronę wejścia do mieszkania, a gdy stanęliśmy pod daszkiem, który rzekomo miał nas chronić przed deszczem, brunet chwycił moją szczękę w swe dłonie i znów czule pocałował.

- Kocham Cię, Zoey Parker - powiedział, przecierając kciukiem krople z moich zróżowionych policzków. 

- A ja Ciebie kocham, Jensenie Acklesie.

No to moi drodzy. Nasza droga do pierwszego pocałunku Zoey i Jensena zakończyła się sukcesem, lecz to nie koniec ich historii, albowiem za niedługo światło dzienne ujrzy nowe opowiadanie pod tytułem "You're My Life". Mam nadzieję, że i to również przypadnie wam do gustu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro