36.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Serio będziesz mnie teraz tym zadręczał? - zapytałam, gdy po raz kolejny w ciągu godziny wypomniał mi moją "niegodziwą" propozycje rozebrania się.

- Tak. - kiwnął głową z uśmiechem.

- Ja tu umieram, a ty mi wcale nie pomagasz. - westchnęłam teatralnie, łapiąc się za pierś.

- Aktorstwo jednak zostaw mi. - miałam ochotę zepchnąć go z kanapy, ale ostatecznie się powstrzymałam. - Co zamierzasz jutro robić, skoro nie idziesz na zajęcia?

- To co zawsze. Albo raczej to co zazwyczaj. Pouczę się. Historia architektury sama się nie zda. - wzruszyłam ramionami, miałam już zrobione notatki, a było ich tyle, że miałam ochotę już nigdy nie wrócić do tej uczelni. Ani do żadnej innej. Czasem nie umiałam pogodzić nauki z życiem towarzyskim, jak zaszyłam się w książkach, to przez cały weekend wychodziłam z pokoju tylko po jedzenie.

- Ahh... Pamiętam czasy, gdy studiowałem.

- Jestem pewna, że było to bardzo dawno temu. - zaśmiałam się, a on spojrzał na mnie jakby teraz to on chciał mnie zrzucić z kanapy. Cóż za niespodziewany zwrot akcji, a raczej spodziewany, nigdy nie umiałam powstrzymać się od kąśliwej uwagi.

- Jest już późno. - spojrzał na zegarek. - Będę się zbierał, ty musisz się wyspać, a ja jutro zaczynam czytanie scenariusza. - westchnął i wstał. A ja poczułam się jakoś dziwnie.

- Do tego filmu Victora? - nagle mi się przypomniało.

- Tak, właśnie do tego. - wziął swój płaszcz, a ja położyłam sobie na ramionach kołdrę i również wstałam, przecież byłam dobrze wychowana i musiałam odprowadzić gościa do drzwi. - Nie musisz...

- Wiem. - przerwałam mu w połowie wypowiedzi. - Przecież nic mi nie jest, daj spokój. - przewróciłam oczami i poszłam w stronę drzwi, a on po chwili do mnie dołączył.

- Mam taką nadzieje. Ale na wszelki wypadek... - poczułam jak kładzie mi rękę na tali, a raczej tam gdzie powinna być talia, bo byłam okryta kołdrą niczym superbohater. Mimo wszystko i tak poczułam się jeszcze dziwniej niż wcześniej.

Wreszcie zatrzymaliśmy się przy drzwiach. Staliśmy naprzeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałam, że tak naprawdę wolał jeszcze zostać, ale nie mógł. W głębi duszy też tego chciałam, ale w życiu bym się do tego nie przyznała.

- Ymmm... Chyba miałeś iść. - przerwałam tę ciszę, nie wiedząc zbyt co zrobić ani co powiedzieć. Chyba to nie było zbyt uprzejme...

- A tak, racja. - podrapał się po głowie. - A mogę cię chociaż przytulić na pożegnanie? - zapytał, rozkładając ręce. Przechyliłam głowę lekko na bok i przez chwilę się zastanowiłam co odpowiedzieć.

- Myślę, że ta-

Nawet nie dokończyłam mówić, a ten już mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk i wtedy poczułam jego idealnie wyrzeźbione plecy, wow i do tego tak pięknie pachniał. Po dłuższej chwili odsunęłam się od niego, przerywając ten niesamowity moment. No cóż, przecież to nie mogło trwać wiecznie. Niestety.

- Więc...

- Tak, więc...

- Do zobaczenia i dobranoc, Sue.

- Dobranoc, Tom.

Gdy zamknął za sobą drzwi, od razu poszłam do swojego pokoju i bezsilnie opadłam na łóżko. To był bardzo długi dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro