40.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam naprzeciwko Toma w zacisznej kawiarence. Wreszcie oboje mieliśmy czas, dlatego na spokojnie mogliśmy się spotkać. Miło było z nim porozmawiać, co najważniejsze wszystko co mówił, miało sens i były to inteligentne odpowiedzi, nie takie, do jakich ograniczali się niektórzy. Oczywiście jak na Hiddlestona przystało, też czasem miał jakieś zaćmienie umysłu, przez co miałam ochotę wyśmiać go kilka razy...

- Nie śmiej się, mowię prawdę. - Tom wydał się być oburzony moim nagłym parsknięciem, ale czego innego oczekiwał po takim wyznaniu.

- Tom, ile ty masz lat? 12? Jeżeli myślisz, że na taki tekst ktokolwiek poleci, to się mylisz.

- Jak nie chcesz to nie. W takim razie możemy porozmawiać o takiej pewnej rzeczy, na pewno wiesz jakiej, prawda? Widząc twoją minę, mogę stwierdzić, że wiesz o co mi chodzi. A więc... co powinniśmy z tym zrobić? - wyprostował się na krześle, a ja spojrzałam w okno, przy którym znajdował się nasz stolik. Wiedziałam, że poruszy ten temat, mogłam się tego spodziewać. Nie mogłam tego unikać w nieskończoność, prawda?

- Dlaczego nie chcesz o tym rozmawiać? - dodał wyrywając mnie z zamyśleń. Wreszcie na niego spojrzałam i cicho westchnęłam.

- To wszystko jest skomplikowane, Tom. Ostatnio kiedy byłam w związku, skończyło się to tragedią, nadal nie pogodziłam się do końca z tym, co się stało, nie chce przechodzić tego po raz kolejny. - wydusiłam to z siebie na jednym tchu. Zaczęłam nerwowo stukać palcami o stolik. Na dworze zaczęło się ściemniać, właściwie to nie spodziewałam się, że będziemy rozmawiać aż tak długo.

- To jest związane z tym dniem, w którym odcięłaś się od świata, prawda? - znowu jego głos przywołał mnie do rzeczywistości.

Jego twarz była cały czas spokojna i opanowana... taka pogodna. Trochę mnie uspokajała. Jednak nadal... bałam się swoich, jakby to nazwać, uczuć.

- Tak. - odpowiedziałam, a on kiwnął głową na znak zrozumienia. - Wiesz... nie czuje się zbyt komfortowo rozmawiając o tym w miejscu publicznym. - rozejrzałam się dookoła. Fakt był taki, że Tom był sławny, a ja naprawdę nie chciałam, żeby ktoś nas zobaczył. Wole jednak zostać w cieniu.

- Racja. Może porozmawiamy, gdy cię odprowadzę? - zaproponował, ale nie czekając na moją odpowiedź poprosił o rachunek i oczywiście sam za wszystko zapłacił. Za pierwszym razem zaczęłam się z nim o to kłócić... ale podał kilka argumentów i to mi zamknęło usta. Od tamtego czasu, zawsze gdy za mnie płaci, patrze się na niego tak, jakbym miała go zabić. Sam tak stwierdził.

Szliśmy przez jakiś czas w milczeniu. Na ulicach nie było zbyt wielu ludzi, za co byłam wdzięczna. Kawiarnia znajdowała się jakieś dwa kilometry od naszego mieszkania, dlatego mieliśmy trochę czasu na rozmowę... Jednak narazie nikt nic nie mówił. Tom zapewne zastanawiał się co powiedzieć.

- Czyli... nie jesteś gotowa, żeby z kimś być? - kątem oka widziałam jak na mnie patrzy.

- Nie wiem. Naprawdę. Po dwóch latach powinnam być gotowa, ale-

W tym momencie przerwałam. Uświadomiłam sobie, że nie wiem co powiedzieć. Zaczęłam nerwowo wyłamywać sobie palce. Mogłam rozmawiać o wielu rzeczach, ale nie o tym. Nie o uczuciach.

- Hej, hej, hej, Sue. Zatrzymaj się. - złapał mnie za ramiona i obrócił w swoją stronę. - Spokojnie, nie musisz tego mówić, jeżeli nie chcesz.

- To nie tak, że nie chce. Po prostu nie umiem. - westchnęłam, wpatrując się w buty. I nagle stało się coś, czego się w tym momencie nie spodziewałam.

Tom mnie przytulił. Przez chwile stałam jak sparaliżowana, ale po chwili namysłu też go objęłam. Teraz naprawdę tego potrzebowałam, ale jakby ktokolwiek pytał, nigdy tego nie powtórzę. Oparłam głowę o jego ramię i wreszcie trochę się uspokoiłam. Dlaczego on był taki idealny pod każdym względem? Przez to miałam wyrzuty sumienia, że nie umiem być w związku i za każdym razem jakoś go zbywałam. Mimo wszystko, nie rozumiałam dlaczego ja. Przecież mógłby mieć kogokolwiek by chciał. Ale jednak cały czas był ze mną. Wspierał mnie i pocieszał, znosił moje humory, moje docinki, nieustanny sarkazm i to wszystko... Na jego miejscu już dawno bym uciekła i dała sobie spokój, ale on nadal trzymał się swojego. 

- Myślę, że powinniśmy już iść. - udało mi się cokolwiek powiedzieć, wow.

- Naprawdę? Daj nam jeszcze kilka minut. - zaśmiał się, odgarniając mi włosy z twarzy. To było takie urocze i czułe...

Mimo wszystko, odsunęłam się od niego i walnęłam lekko w ramię. Oczywiście zaczął udawać, że bardzo go to boli. Na co założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego z politowaniem.

- A było tak pięknie... - westchnął zrezygnowany.

- Idziesz czy nie? - zapytałam, gdy już byłam kilka metrów od niego. Podbiegł do mnie i objął mnie w pasie. - To, że raz dałam ci się przytulić, nie oznacza, że możesz to robić cały czas. - spojrzałam na niego, a ten tylko uśmiechał się pod nosem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro