Metallica

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV. DANIEL
Dzisiaj jadę do Krakowa na Metallikę. Jedna z legend muzyki metalowej przyjeżdża. Mimo, iż byłem już spakowany od dwóch dni jeszcze raz przejrzałem zawartość mojej torby:
- koszulka "Ride the lightning"- jest
- czerwone sznurówki do glanów -są
- niebieskie sznurówki - są
- glany - są
- komiksy Marvela -są
- jakieś pierdoły bez których matka by mnie nie puściła- są
- bilety - są
- telefon - jest
- ładowarka i power bank - są
- słuchawki - są
- Daniel! Schodź na dół!
-Okay tato, już idę.
Było wcześnie rano, 5:13. Zszedłem na dół gdzie czekał na mnie już mój ojciec. Śniadanie zjedzone w McDonaldzie jest najlepszym początkiem dnia.
Tak więc wyjechaliśmy około 5:25. Po zjedzeniu jakże zdrowego śniadania zasnąłem. Obudziły mnie siarczyste przekleństwa mojego rodziciela.
-No  jak jedziesz pizdo! Przyspiesz trochę! O Daniel! Obudziłeś się. Nie słuchaj ojca. - powiedział zmieszany.
Odpaliłem Spotify'a i w słuchawkach zabrzmiał utwór Slayer'a "Seansons in Abbys". Postanowiłem sprawdzić co tam się dzieje na Messengerze no i zastałem taki widok:

Kiedyś to kurła było
8:27

Skorpion: co robicie w długi weekend? Bo ja siedzę z bratem 😑

Wiking: ja jadę z @Wilkołaczek i @Duffy nad  jezioro a potem na Nocnego Kochanka

Wilkołaczek: @Wiking @Duffy Nie będzie wam przeszkadzać, że będzie spać razem? Tzn łóżko jest piętrowe, chodzi mi o to, że w jednym pokoju

Wiking:  ja tam bym wolał spać z tobą

Skorpion: ale ostrzegam chrapie xdddddd

Wiking: nie z tobą debilu. Z Natalą

Duffy: 😏😏😏 LENNY

Wilkołaczek: ...

Gdy zobaczyłem co się działo na grupie pod moją nieobecność postanowiłem coś  napisać

Ty: A wy czasem nie macie teraz lekcji?

Zocha: Może, ale i tak nikt nie slucha. Przecież to angielski.

Tak więc chwilę po 9 dojechaliśmy pod blok mojego wujka. Wyjechaliśmy na 6 piętro. Już w drzwiach przywitał nas wysoki brunet z lekkim zarostem i dającą się już zauważyć siwizną.
- A oto i mój bratanek! Opowiadaj jak tam w Minersach.-Przywitał mnie
-A z młodszym bratem się nie przywitasz?
-Pfff wystarczy, że musiałem Cię znosić codziennie przez 16 lat mojego życia. Uwierz mi wtedy już naoglądałem się Ciebie na całe życie.
Nagle zza rogu wybiegli moi kuzyni. Wiktor i Konrad. Oboje mieli identyczne brąz włosy, piegi oraz niebieskie oczy. Tak, niestety to bliźniacy. Często wykorzystują to w żartach, których ofiarą możliwe, że dzisiaj będę ja.
-Cześć Wiktor- przywitałem się z jednym z nich
-Jestem Konrad!
-Eee to znaczy Konrad! Tak ! Cześć Konrad!- szybko się poprawiłem.
-Nie no żartowałem jestem Wiktor.
I o to mi właśnie chodziło.

***
W trakcie obiadu

- Jak zjem to idę się spotkać z Anią. Ok?- spytałem
-Dobrze, synu. Ja i tak muszę odpocząć  po podróży
Szedłem dobrze znaną mi drogą do parku gdzie zawsze się spotykaliśmy.
Przede mną stanęła wysoka rudowłosa dziewczyna. Jej włosy opadały na ramiona, a niebieskie oczy  błądziły po mnie. (Jakolwiek by to nie zabrzmiało.)
-Cześć Daniel!- mówiąc to  rzuciła mi się na szyję- o jeżu jesteś jeszcze wyższy niż ostatnio.
- Może... -odpowiedziałem
-A co u tych wariatów...eee stop u twoich znajomych?-spytała przez śmiech
- Trochę się działo od sierpnia- tu odblokowałem telefon- Stanley zrobił fan arta jak zwykle wyglądają nasze wizyty u Michała i jego brata. Pewnie znasz ten szablon.


- Wsadzili Cię do pudła. Dosłownie i w przenośni. Naprawdę jesteście szaleni.
Anie znam od małego, razem co roku się bawiliśmy, spędzaliśmy czas no i jest jedyną znaną mi dziewczyną która lubi futbol amerykański. Chodziliśmy i gadaliśmy tak do wieczora.
- Ja już będę lecieć, jutro idę na koncert Mety
- Ja tam metalu nie lubię, ale ty napewno będziesz się dobrze bawić.- gdy skończyła mówić przytuliła mnie i poszła w swoją stronę. Jeszcze chwilę tak stałem i wszedłem do bramy.

***
Czekaliśmy w kolejce na wejście. Potem sprawdzili czy nie mamy zamiaru wysadzić niczego w powietrze. I weszliśmy. Było pełno ludzi, a jak pełno ludzi to cholerny hałas, tak było cholernie głośno. A pewnie będzie jeszcze głośniej.

***
Koncert trwał już trochę czasu, byłem już z 6 razy w pogo i byłem co raz bardziej ciekawy co zagrają na koniec. I oto ku mojemu zdziwieniu zabrzmiały bardzo dobrze znane akordy. To przecież "Wehikuł czasu" Dżemu! Wszyscy zaczęli śpiewać.
-..."Wehikuł czasu to był by cud..."
Potem wróciliśmy do wujka i na następny dzień wróciliśmy do Wałbrzycha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro