15. "Ból"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cisza. Kompletnie głucha cisza. Taki stan, kiedy próbujesz ruszyć czymkolwiek, ale nie jesteś w stanie. Wszystko tak cholernie boli.

Udało mi się jedynie delikatnie uchylić powieki, jednak nadal za wiele mi to nie dało, albowiem pomieszczenie było w całości skąpane w mroku. Gdzie ja jestem do cholery jasnej?!

Orientując się, że nie jestem w żadnym bezpiecznym miejscu od razu uderzyła we mnie adrenalina, przez co zmęczenie miało o wiele mniej do powiedzenia. Szarpnęłam agresywnie rękami, które ciągle trzymałam z tyłu, ale nic z tego.

Oba nadgarstki miałam czerwone i poobijane od wielkich, metalowych kajdan przymocowanych ciężkim łańcuchem do betonowej ściany za mną. Oczy zaczęły się przyzwyczajać do ciemności w pomieszczeniu, przez co mogłam dojrzeć ogromne drzwi stojące kilka metrów przede mną. Na szczęście nóg nie miałam niczym związanych, więc szybko wstałam i próbowałam jakoś przerwać łańcuch, którym spięte były moje ręce.

Ale nic z tego. W sumie czego się spodziewałam próbując zerwać metal gołymi rękami? Ale gdyby tak leżało tutaj coś ostrego... Rozejrzałam się po podłodze, na której było mnóstwo brązowych i ciemnoczerwonych śladów. Kilka metrów dalej zauważyłam jakieś narzędzie, jednak nadal było zdecydowanie za daleko.

Moje szamotaniny przerwało nagłe rozjaśnienie się pomieszczenia. Oślepiona błyskawicznie zamknęłam oczy kierując głowę w dół, by jak najmniej światła dostało się do środka.

- Widzę, że masz zaskakująco dużo energii... - Znajomy głos. Niechętnie uchyliłam jedno z oczu spoglądając w kierunku drzwi. Tego czerwonego garnituru nie mogłabym pomylić z nikim innym.

- Gouenji... - Westchnęłam otwierając szerzej oczy.

- Nie nazywaj mnie tak! - Warknął podchodząc do mnie agresywnym krokiem. - Jestem Ishido Shuuji, zapamiętaj to sobie. - Złapał mnie za podbródek zmuszając mnie, bym spojrzała w jego oczy. Wyczekiwał mojej reakcji, więc niechętnie skinęłam głową, na co ten tylko uśmiechnął się zwycięsko, po czym mnie puścił i wyprostował się.

Mam rozumieć, że Ishido Shuuji, osoba, która stworzyła Meteorę, miejsce, którego nikt dotąd nie opuścił żywy to ta sama osoba, co Gouenji Shuuya..?

Sama nie wiem co w tej chwili w nim widziałam. Czy tego tyrana, który bez mrugnięcia okiem morduje niewygodnych dla niego ludzi, czy też przyjaciela z liceum. Jedną z dwóch osób, którym wtedy mogłam zaufać.

Momentalnie całe moje ciało stawało się zbyt ciężkie, by móc utrzymać je w pionie. Kolana dosłownie załamały się pode mną a ja ciężko opadłam na twardą posadzkę.

Czułam na sobie jego wyczekujące spojrzenie. Parzył na mnie z góry, a ja nie potrafiłam podnieść głowy z podłogi przez myśli, które opanowywały mój umysł. Wspomnienia tych wszystkich miłych chwil, które razem spędziliśmy przeplatały się z obrazem, który aktualnie miałam przed sobą.

Widząc, że ciągle nie mogę nic z siebie wydusić sam zaczął mówić:

- Wiesz, że nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy? - Ponownie kucnął przede mną, po czym szarpnął za obrożę, którą ciągle miałam na sobie, bym spojrzała mu w oczy. Jednak nie miałam ani siły, ani chęci trzymać głowy w pionie, a tym bardziej patrzeć w te zbrukane mnóstwem krwi oczy.

- Dla... - Próbowałam zaczął coś mówić, jednak zabrakło mi odwagi. Ten uniósł jedną brew czekając, aż coś w końcu powiem, więc przełknęłam ślinę i ponowiłam próbę. - Dlaczego to wszystko robisz? - Przewrócił oczami i ponownie rzucił mną na ziemię.

- Dlatego tak bardzo mnie wszyscy wkurwiacie. - Podniósł się do pionu, po czym przygniótł mnie butem. - Próbuję zacząć jakąś miłą rozmowę, ale nie... Wy wszyscy wolicie się wypytywać o to dlaczego jestem taki zły i niedobry. - W międzyczasie kopnął mnie w bok, przez co skuliłam się jeszcze bardziej. - Wszyscy jesteście obrzydliwi. - Postawił swoją nogę z powrotem na podłodze pozwalając, bym dalej kuliła się z bólu. - Jesteście nawet gorsi od robaków. Zatrudniacie się w Meteorze, by odrabiać dług, ale gdy tylko usłyszycie o jaśnie Ryoko wasz dług schodzi na drugi plan, bo ważniejsze jest dowiedzieć się co Meteora w sobie skrywa. - Ponownie mnie kopnął, tym razem o wiele mocniej, przez co przeturlałam się na plecy. Przyłożył swoją nogę do mojej szyi zmuszając mnie, bym podniosła wzrok. Widząc strach w moich oczach uśmiechnął się ponownie odpuszczając. - Przestaniesz mnie wypytywać o takie bezsensowne rzeczy? - Przerażona pokiwałam błyskawicznie głową. - Świetnie. - Westchnął odchodząc na moment.

Podszedł do stołu, który stał pod prawą ścianą, po czym podniósł z niego bat. Zaciekawiona podniosłam delikatnie głowę, jednak równie szybko ją opuściłam, ponieważ już zdążył przetestować przedmiot na mnie.

- Znaj swoje miejsce, młoda. - Prychnął śmiechem. Co dziwne słysząc jego słowa miałam wrażenie, jakbym słuchała tego samego Gouenjiego, który pomagał mi poderwać Kitsune. Jednak kiedy otwierałam oczy i zauważałam to szaleństwo w jego to cała magia pryskała. - Ile razy mam cię uderzyć? - Spytał ponownie uderzając przedmiotem w moje plecy. Na szczęście przez ubranie nie czułam uderzenia aż tak mocno, ale nadal bolało. - No słucham. - Zdążył ponownie mnie uderzyć. - Podaj jakąkolwiek liczbę, albo będę cię tak lał bez końca. - Prychnął śmiechem ponownie mnie uderzając.

- Dziesięć! - Krzyknęłam, gdy znów się zamachiwał. Zagryzłam wargę licząc, że nie powie, że to za mało.

- Dziesięć? - Cofnął rękę i zastanowił się chwilę. - To trochę mało... - Kucnął przede mną i znów zmusił mnie, bym spojrzała w jego przepełnione szaleństwem oczy. - Masz teraz dwadzieścia siedem lat, więc może to przemnożymy... Co powiesz na dwieście siedemdziesiąt uderzeń? - Uśmiechnął się promiennie. Przerażona przełknęłam ślinę i bezwiednie pomachałam przecząco głową. Ponownie rzucił mną na ziemię i zaczął mnie kopać. - Podoba mi się twój strach w oczach, ale odpowiadaj mi pełnym zdaniem. - Nagle przestał spoglądając z góry w moje oczy. - Chyba, ze wolisz inaczej oberwać? - Nacisnął butem na mój brzuch, przez co zaczęłam się krztusić. - Zapewne wolisz uniknąć siniaków czy blizn... - Podwinął rękawy i już wiedziałam, co ma zamiar zrobić. - Ale kilka siniaków zawsze można jakoś wytłumaczyć. - Momentalnie oberwałam w podbródek.

Ten jeden cios wystarczył, abym się wyłączyła. Aby lata terapii poszły się jebać. Tak dawno nie czułam tego na sobie...

Mówiłam, żebyś zostawiła Kitsune w spokoju...

Znowu ona. Pojawiła się gdzieś w rogu pokoju. Chociaż szum łańcucha za każdym razem gdy obrywałam był naprawdę głośny, każde jej słowo było jeszcze głośniejsze.

Jakbyś się mnie wtedy posłuchała to byś teraz nie cierpiała.

Ishido już nic nie mówił. Miałam wrażenie, jakby wyładowywał każdą swoją negatywną emocję na mnie. Jakby wyłączył jakiekolwiek logiczne myślenie i miał przed sobą worek treningowy, na którym może się wyżyć. Dokładnie tak, jak to robiła... Mama...

- Wkurwiacie mnie wszyscy. - Znów zaczął mówić pomiędzy kolejnymi uderzeniami. - Za każdym razem wszyscy milczycie. Myślicie, że jeśli nie dacie mi satysfakcji z tego, że pokazujecie jak wam źle to wam odpuszczę. A to tylko zamyka błędne koło, w którym wasze zachowanie jest kolejnym powodem, za który powinniście oberwać. - Odetchnął podnosząc się do pionu.

Jego słowa mnie znów ocuciły, przez co ponownie zaczęłam się zwijać z bólu a do oczu napłynęły mi łzy. Pierwszy raz od dawna przy takiej sytuacji bardziej czułam ból, niż emocje, który nie pozwalały mi się w jakikolwiek sposób ruszyć.

- Kim ty kurwa jesteś? - Szepnęłam prawie niesłyszalnie. Ten zaintrygowany pochylił się nade mną, po czym szarpnął za moją obrożę, sugerując, bym powtórzyła. - KIM TY KURWA JESTEŚ?! - Wrzasnęłam tak głośno, że przez puste ściany jeszcze przez chwilę odbijało się echo. Ishido posłał mi pytające spojrzenie. - Ty nie możesz być Gouenjim... - Posłał mi pytające spojrzenie wyjątkowo nie krzycząc, że już nie ma tak na imię. - Gouenji by nigdy się do tego nie posunął... Gouenji nigdy nie podniósłby na nikogo ręki... Gouenji był moim przyjacielem... - Mamrotałam, gdy ten nagle kopnął mnie w plecy, przez co wygięłam się z bólu.

- Widać, jak mało jeszcze wiesz o życiu... - Kucnął za mną ponownie odwracając mnie tak, by nasze spojrzenia się spotkały. - Byliśmy w liceum dziesięć lat temu, czas dorosnąć. Te czasy już nie wrócą. - Posłałam mu mordercze spojrzenie, na co ten ponownie się uśmiechnął. - Niech zgadnę, nadal masz ten guzik? - Pokiwałam nieśmiało głową. Znów zachciało mi się płakać. Jednak nie przez to, jak bardzo mnie bolało, a przez jego słowa, które mordowały mnie od środka. - W zasadzie... Obietnicy dotrzymałem. Ale pewnie zechcesz pomarudzić, że aktualny obrót wydarzeń cię nie satysfakcjonuje. - Westchnął podnosząc się do pionu. Odwrócił się na pięcie kierując się do wyjścia. - Jak podoba ci się nowa historia, którą razem piszemy? - Spojrzał ostatni raz w moim kierunku, po czym wyszedł trzaskając głośno drzwiami.

Nie miałam siły. Nie miałam siły ani się podnieść, ani spojrzeć na drzwi, które zamknął, ani nawet na myślenie. Leżałam bezwiednie na zimnej podłodze czując, jak każde miejsce w moim ciele którego dzisiaj dotknął pulsuje z bólu.

"Jestem hetero."

Tak powiedziałeś, gdy pierwszy raz ze sobą rozmawialiśmy. Najwidoczniej kłamałeś, bo teraz łączy cię z Afuro na pewno coś więcej niż ze mną.

"A ja mam numer cztery"

I wtedy prawie się pocałowaliśmy. Pamiętam jak wszyscy wmawiali mi, że się w tobie zakochałam...

"Doigrałaś się"

Dla ciebie pewnie to była codzienność, by wrzucić randomową dziewczynę ze szkoły do wody. Nawet nie wiesz jak bardzo się wtedy w głębi duszy cieszyłam, że mam jakichś znajomych.

"Jakbyście tylko zobaczyły swoje miny"

Chociaż napędziłeś mi wtedy zajebiście dużo strachu i miałam ochotę cię zabić po tym wszystkim to z perspektywy czasu miło to wspominam. No tak, z perspektywy czasu...

Chyba nie muszę wspominać o tym, jak wiele mi to dało, gdy po mojej pierwszej kłótni z Kitsune mogłam się tobie wyżalić? Że mnie nie oceniałeś, nie marudziłeś, tylko pozwoliłeś się wypłakać?

Albo to, jak na tej imprezie, którą zorganizowali na wycieczce szkolnej nie piłeś tylko po to, bym nie czuła się aż tak nieswojo.

"Napiszemy jeszcze raz jakąś ładną historię, czy coś"

Nadal oglądasz tak beznadziejne filmy, jak kiedyś? Nadal przychodzą ci do głowy tak durnowate, ale mimo wszystko urocze kwestie?

Masz rację. Nie jesteś Gouenjim. Nie jesteś tym przyjacielem, który zawsze był obok mnie. Tym, który uświadomił mnie, że jestem jeszcze w stanie kochać. Ani też tym, który choć zawsze mnie wkurwiał nie wyobrażałam sobie bez niego życia.

Jesteś Ishido. Jesteś obrzydliwym człowiekiem. Takim, jakich najbardziej nienawidzę. Pijącym, palącym, wyżywającym się fizycznie nad innymi. Niczym się nie różnisz od niej.

Nienawidzę cię.

***

- Bardzo boli? - Usłyszałam znajomy głos z drugiego końca pokoju. Afuro... Nie spodziewałam się kompletnie tutaj go spotkać.

- Co ty tu robisz? - Wydusiłam kasłając krwią. Znowu wspomnienia liceum chciały zająć mi myśli, jednak tym razem udało mi się nie pozwolić, by przejęły nade mną kontrolę. Jednak terapia na coś się zdała.

- Pomagam ci się stąd wynieść. - Westchnął ze śmiechem w głosie odpinając kajdanki. Od razu chciałam dotknąć zdartej skóry, jednak ten mnie szybko zatrzymał. - Nie dotykaj, bo wda ci się zakażenie. - Spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem, że w ogóle się o mnie martwi. W jego oczach natomiast nie widziałam kompletnie nic innego poza troską. W życiu bym się nie spodziewała, że to on przyjdzie mi w tej chwili na ratunek, przeważnie był raczej zimny i tak jak nie chciał, by ktoś interesował się nim, tak on nie interesował się innymi.

Odpiął mi ręce i obrożę, która również zostawiła niewielkie, krwiste ślady na mojej szyi. Przy okazji przez cały czas ograniczała mi dostęp do tlenu, więc była to wielka ulga, gdy w końcu mogłam nabrać do płuc tyle powietrza, ile chciałam. Jedynie przeszkadzał mi pył, który ciągle unosił się w tej piwnicy.

- Ej, postaw mnie! - Warknęłam, gdy podniósł mnie na barana.

- A dasz radę dojść o własnych siłach? - Spytał żartobliwie, na co ochoczo przytaknęłam, więc wzruszył ramionami stawiając mnie na ziemi. Niestety jednak, momentalnie nogi załamały się pode mną przez co upadłam na podłogę. - No pięknie sobie dajesz radę. - Pomachał głową z dezaprobatą. Tym razem już bez gadania pozwoliłam mu mnie podnieść i wnieść na górę po schodach. Nie wiem jakim cudem dał radę wnieść mnie na tyle stopni do góry. W końcu na jego ciele wiecznie widniało zero mięśni, a jedyne, co można było dojrzeć to masa wystających kości.

Po wejściu na górę okazało się, że piwnica znajdowała się pod domem Ishido. Z jednej strony mogłam się tego spodziewać, jednak z drugiej od razu przypomniał mi się ten Gouenji, po którym w życiu bym się tego nie spodziewała... Przełknęłam zestresowana ślinę.

W końcu Afuro odstawił mnie na łóżko w pokoju, który wyglądał na sypialnię gościnną, a sam gdzieś wyszedł bez słowa, przez co miałam chwilę na rozejrzenie się po pomieszczeniu.

Pokój wyglądał dokładnie jak sypialnia gościnna, gdyż nie było w nim żadnych oznak tego, że ktoś na bieżąco z niego korzysta. Idealnie pościelone łóżko, pusta szafa i półki z resztą mówiły same za siebie.

Po chwili Afuro wrócił z jakimiś ubraniami.

- W pokoju obok masz łazienkę, jeśli chcesz wziąć prysznic. Masz tu ubrania na zmianę - Położył ładnie poskładany stosik obok mnie. - Jak jesteś głodna to w kuchni jest jeszcze obiad. - Zalał mnie falą informacji, jednak w aktualnym stanie doszło do mnie tylko to, że mogłam wziąć prysznic. O niczym innym nie marzyłam. Czułam jak się kleje od potu, łez i krwi, a całe ciało mam ubrudzone jakimś piaskiem i pyłem. Próbowałam ponownie wstać i o własnych siłach pójść do łazienki, jednak znowu nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Terumi pomógł mi wstać. - Jak chcesz gdzieś iść to mów, a nie się słaniasz przede mną na nogach. - Zaśmiał się pomagając mi dojść do łazienki tym razem tylko trzymając mnie za rękę.

- A czy...? - Zaczęłam martwiąc się, że może Ishido jest w domu i zaraz oboje nie zostaniemy odesłani do piwnicy.

- Nie ma go, spokojnie - Uśmiechnął się wyprzedzając moje pytanie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że ciągle ma na sobie obrożę. Z tego, co wiem możemy przychodzić do domu Ishido kiedy tylko chcemy, jednak zawsze musimy mieć obrożę na sobie. Jednak przed chwilą mi ją zdjął i jakimś cudem nic się nie stało... Zdecydowanie muszę go o to zaraz zapytać.

Odprowadził mnie do łazienki upewniając się kilkukrotnie, czy na pewno sobie poradzę. Zakluczyłam drzwi, po czym pociągnęłam jeszcze kilka razy za klamkę, by mieć pewność, że nikt nie wejdzie do środka. Jakoś nadal nie miałam zbytniego zaufania do Terumiego.

Łazienka również nie odstawała ekstrawaganckim wyglądem od reszty rezydencji. Urządzona na czarno ze złotymi elementami. Jednak w tamtej chwili moją uwagę przykuwał tylko prysznic, więc szybko pozbyłam się zbędnych ubrań, po czym weszłam do kabiny.

Tak, zdecydowanie ciepła woda była tym, czego w tej chwili najbardziej potrzebowałam. Gdy tylko otuliła moje ciało poczułam, jak wszystkie spięte mięśnie momentalnie się rozluźniają i uspokajają.

Licznik słów: 2401

Data napisania: 23.05.2021r/20.05.2021r

Współczuję wam czytania tego rozdziału, bo jednak trochę cringe... Ale lubię ten rozdział tak czy siak. A wy co myślicie? To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro