17. "Coraline"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tęsknisz za nią? - Spytałam mimowolnie. Znów wyglądał na zaskoczonego, jakby nie spodziewał się, że zacznę dopytywać o Ryoko po tym, jak bardzo unikał tego tematu i ostrzegano mnie wręcz, bym go unikała. Tym razem jednak nie uśmiechnął się z satysfakcją, lecz wyraźnie posmutniał. Widać to było po oczach, ponieważ ciągle się uśmiechał.

- Może troszkę... - Westchnął, po czym parsknął żałośnie śmiechem. Jakby było mu żal samego siebie. - Nie ważne, nie rozmawiajmy o tym. - Zmienił momentalnie temat. Chyba w ten sposób radził sobie z tęsknotą i smutkiem, jaki powodował u niego brak Ryoko. Zwyczajnie o tym nie myślał, ani nie rozmawiał. - Jak myślisz, co powinniśmy teraz zrobić w kierunku uwolnienia Meteory? - Spytał.

- Uwolnienia Meteory? - Zaśmiałam się słysząc tą nazwę. Nie brzmiała ona jednak wcale źle, zwyczajnie zabrzmiało to dość abstrakcyjnie po tym, jak ciągle słyszałam, że nie warto pakować się do ucieczki, bo tylko się oberwie.

- Tak się nazywa cała ta akcja. Witam w drużynie dążącej do uwolnienia Meteory. "Któregoś dnia razem wyrzucimy nasze obroże" - Zacytował jakby slogan całej tej akcji. Uśmiechnęłam się myśląc nad pytaniem, które mi zadał.

- Na pewno trzeba wprowadzić zmiany do słownika. Skoro już wiemy, że obroże działają w zależności od miejsca trzeba jeszcze konkretnie określić w jakich miejscach obrywa się za co i to wyszczególnić. - Stwierdziłam, na co ten pokiwał głową. Domyślałam się, że ten pomysł jest dość oczywisty, jednak to powinien być na pewno nasz pierwszy cel aktualnie. - A później... Mówiłeś o tym, że Ryoko pamiętała o wszystkich karach jakie kiedykolwiek miały miejsce. Zapisywała to w jakimś notesie, czy wszystko miała w głowie? - Wyraźnie skołowałam go tym pytaniem. Podrapał się po podbródku, po czym wzruszył ramionami.

- Nie wiem... - Westchnął. Chyba pierwszy raz od początku naszej znajomości przyznał się, że czegoś nie wie. Przeważnie słyszałam raczej "nie ważne", "nie interesuj się". Chyba w końcu wchodzimy na nowy poziom naszej relacji. - Po Ryoko został nam oprócz wspomnień jedynie słownik Meteory, bo zrobiliśmy jego masę kopii i każdy pracownik ma do niego stały dostęp. - Stwierdził. - Mam co prawda klucze do jej mieszkania, jednak nigdy się tam nie udałem. - Spojrzałam na niego jak na idiotę.

- Jesteś sercem rebelii. - Zaczęłam wymieniać, na co ten przytakiwał. - Zależy ci na tym, żeby uwolnić wszystkich pracowników Meteory od długów i kar. - Przytaknął po raz drugi. - Nigdy nie wszedłeś do mieszkania, w którym może być tak naprawdę sposób, wedle którego możemy się uwolnić? - Odwrócił wzrok lekko zaczerwieniony. Złapałam się ręką za głowę. Rozumiem wspomnienia i żal, ale... Naprawdę? - Przecież Ishido najpewniej ma dostęp do naszych mieszkań i tak naprawdę mógł stamtąd sprzątnąć wszystko, co nas interesuje. Czemu nie... - Chciałam mówić dalej, jednak mi przerwał.

- Wejście do mieszkania Ryoko nie jest takie proste. Nie wystarczy tylko klucz. - Posłałam mu pytający wzrok sugerując, by mówił dalej. - Klucz do jej mieszkania składa się z kilku części. Oficjalnie miał należeć po kawałku do mnie, Ringo i Eve, jednak na pierwszym zebraniu rebelii po śmierci Ryoko zdecydowaliśmy, by należał w pełni do mnie.

- Tym bardziej dlaczego... - Chciałam mu przerwać, jednak ten był szybszy w mówieniu.

- Bo zdecydowaliśmy, że nigdy tam nie wejdziemy. - Tym razem już bez ogródek spojrzałam na niego jak na skończonego kretyna. - Nigdy tego nie zrozumiesz, bo jej nie znałaś. Ryoko była dla nas kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Była jak pierdolone światełko w nieskończonym tunelu, które pokazywało nam którędy mamy iść, a gdy nie mieliśmy sił sama pchała nas do przodu.

- Ty siebie słyszysz?! - Wstałam z miejsca już kompletnie wkurwiona. - Rozumiem, że jesteś jakoś zaaferowany jej śmiercią i ciągle ryczysz przez to w poduszkę, ale do kurwy nędzy, ona jest trupem. - Tymi słowami widocznie ruszyłam coś w jego sercu. - Płaczesz nad jebanym trupem nie widząc mnóstwa ludzi, którzy cierpią i nie widzą żadnego sensu w dalszym istnieniu. Płaczesz nad jebanym trupem, podczas gdy twoi przyjaciele sprzedają ciało i duszę, by tylko odkupić swoje winy. Płaczesz nad jebanym trupem, podczas gdy twój chłopak z zimną krwią nas morduje. - Również wstał. Spodziewałam się raczej, że również zacznie się na mnie drzeć, że mnie uderzy, że zacznie płakać. A ten po prostu wstał, po czym wszedł do domu. - Jeszcze przede mną uciekasz, rozumiem? Tak bardzo nie możesz znieść prawdy?! - Szłam za nim kompletnie nie hamując swoich słów. Byłam bardzo wkurwiona na to, jak bardzo jest ślepy na wszystko, co rozgrywa się przed jego oczami.

- PRZESTAŃ! - Wrzasnął w końcu spoglądając na mnie przez ramię. Jego oczy przybrały krwisto czerwonego koloru, a w dodatku były otoczone przeźroczystym płynem, w którym odbijało się światło.

Cofnęłam się o krok do tyłu widząc jego wręcz krwiste ślepia. Momentalnie całe zdenerwowanie ze mnie gdzieś uleciało i zostało zastąpione strachem. Afuro jednak widząc moją reakcję odwrócił ode mnie wzrok, po czym zamknął się w łazience z trzaskiem drzwi.

***

Afuro pov.

Ma dimmi le tue verità

Znów ta piosenka zaczęła się odbijać w mojej głowie.

Coraline, Coraline, dimmi le tue verità

Znów słyszałem, jak ona ją nuci.

Coraline, Coraline, dimmi le tue verità

Zjechałem po zamkniętych drzwiach siadając na ziemi.

Coraline, Coraline, dimmi le tue verità

Próbowałem zatkać uszy, ale to nic nie pomogło.

Coraline, Coraline, dimmi le tue verità

W końcu to tylko wytwór mojej wyobraźni.

Coraline Coraline

- Nie rozumiem o co ci chodzi. Ładna jest ta piosenka.

Znowu ona...

Milcz. Udawaj, że jej nie widzisz to zniknie.

- Teru... Nie udawaj, że mnie nie widzisz.

Nie musiałem jej widzieć, żeby wiedzieć, że się uśmiecha. Tak samo jak zawsze.

Schowałem głowę między kolanami, żeby tylko nie musieć patrzeć w jej stronę.

Coraline bella come il sole

A piosenka dalej grzmiała w mojej głowie.

- Przestań! - Wrzasnąłem znowu nie mogąc już tego znieść. Nie musiałem nawet się starać, by zakrywać sobie oczy dłońmi, bo łzy skutecznie rozmywały obraz przede mną.

- To przestań mnie ignorować.

Powoli podniosłem wzrok do góry. Na szczęście nigdzie jej nie widziałem. Wiedziałem jednak, że znów na jej twarz wrócił uśmiech. Jest jedno miejsce, gdzie mogę ją zobaczyć...

Podszedłem do lustra.

- Straszna z ciebie beksa, Teru.

Tak jak zawsze stała za mną obejmując dłońmi moje ramiona. Zaraz potem splotła nasze palce ze sobą. Tak, jak jeszcze niedawno...

Część mnie kazała mi się cieszyć, że znów ją widzę.

A reszta nie mogła znieść jej widoku w odbiciu lustra.

Już nie miałem ochoty na nią patrzeć. Chciałem, żeby ona jak i piosenka, którą zawsze nuciła na wieczność zniknęły z mojej głowy.

Przetarła delikatnie moje policzki z łez. Każdy jej dotyk sprawiał, że skóra paliła mnie żywym ogniem. Czułem, jak cały się trzęsę, a serce chce wyskoczyć z mojej klatki piersiowej.

Zaraz potem połączyła nasze usta w delikatnym pocałunku. Westchnąłem czując to charakterystyczne ciepło rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. Żaden pocałunek nie był tak bolesny, jak ten.

Ale to w końcu ten specyficzny rodzaj miłości.

Zabawne...

Na szczęście chwilę potem zniknęła wraz z piosenką, która powoli przestała wybrzmiewać w głowie. Odważyłem się w końcu podnieść wzrok na lustro i spojrzeć sobie w oczy. Powoli zaczynały ciemnieć tracąc swoją czerwoną barwę. Wracamy do rzeczywistości...

Przełknąłem ślinę wycierając dokładniej łzy z twarzy. Jak zawsze nie potrafi człowiek stanąć z problemami twarzą w twarz, więc będzie na siłę brnął w to, że poradzi sobie sam.

Jak zawsze z resztą.

***

Kokoro pov.

Po jakichś piętnastu minutach Afuro wyszedł z łazienki. Słyszałam przez ten czas ze środka pojedyncze krzyki, które tym bardziej mnie niepokoiły. Jednak na żadne moje słowo nie reagował, jakby wręcz mnie nie słyszał. Głowę miał mocno spuszczoną w dół, jednak wyraźnie widziałam, że czerwień przestała dominować w jego tęczówkach.

- Przepraszam... - Westchnęłam podchodząc powoli do niego. Uśmiechnął się smutno w moim kierunku. Nie mogłam zdobyć się na żadne inne słowa w tej chwili. Mimo wszystko wciąż byłam zła za to, jak bardzo jest ślepy na krzywdę swoich przyjaciół. A jak wiecznie będę tylko na niego krzyczeć to nigdy nie damy radę poprowadzić rebelii w dobrym kierunku.

- W porządku. - Westchnął. Nie powiedział nic więcej. Domyślam się, że jemu również musiało być głupio, że tak zareagował. Jednak powstrzymał się w najgorszym momencie uciekając od sytuacji. Sama nie wiem jak to wszystko by się potoczyło, gdyby nie jego ucieczka.

***

Ostatecznie Terumi zaproponował, że zadzwoni do Shuuheia, żeby ten podwiózł mnie do domu. Nie czułam się co prawda najlepiej, jednak chyba żadne z nas nie miało już ochoty przebywać w swoim towarzystwie, więc się zgodziłam.

W trakcie drogi samochodem udało mi się zamienić kilka słów z kierowcą. Jednak nie myliłam się przypinając mu łatkę tego, który zawsze słucha problemów ludzi z Meteory i im pomaga. Sama zaczęłam mówić zdecydowanie za dużo, gdy tylko zaczął pytać co robiłam u Ishido. Jednak po wszystkim poczułam znaczną ulgę, że w końcu to z siebie wyrzuciłam. Z tego co wiadomo Shuuhei nie zna imienia Ishido, przez co tym bardziej ciekawi mnie kim on jest. W końcu formalnie nawet nie jest częścią Meteory, nie podpisał kontraktu, nie ma długu, ani obroży. A nadal wydaje się być kimś godnym zaufania.

Dopiero stojąc przed wielkim blokiem zdałam sobie sprawę, że ciągle nie wymyśliłam, co takiego powiem Kitsune. Było kilka minut po północy, więc miałam nadzieję, że już śpi. Ale nawet jeśli to na pewno prędzej czy później zapyta gdzie byłam przez te dwa dni. W końcu nikt normalny nie znika sobie bez zapowiedzi na dwa dni, po czym wraca o własnych siłach. Naprawdę będę musiała przyznać się do wszystkiego? Do długu? Do Meteory? Do Afuro?

Westchnęłam przekręcając klucz w zamku. Już chyba naprawdę nie ma co ukrywać. Prędzej czy później i tak by to wyszło na jaw.

- Wróciłam! - Zawołałam wchodząc do środka. Światło w kuchni ciągle się paliło. Nie śpi...

Przełknęłam ślinę na myśl o konfrontacji. Powoli zdejmowałam buty myśląc, od której strony powinnam zacząć mówić. W końcu było tyle do opowiadania.

Przez myśl jeszcze przeszedł mi pomysł, że to ciągle palące się światło jest z dnia, gdy właśnie w kuchni znalazłam guzik Gouenjiego.

Jednak widząc Kitsune na skraju płaczu po środku pomieszczenia mogłam szybko odrzucić tę myśl.

Patrzyłyśmy na siebie pustym wzrokiem przez ładnych kilka sekund nie wiedząc co zrobić. W końcu zaczęłam:

- Kitsune, musimy poważnie porozmawiać... - Jednak w połowie ostatniego słowa ona rzuciła się do biegu i wpadła w moje ramiona ściskając mnie z całej siły.

- Nie musimy... - Zachlipała uszczelniając uścisk jeszcze bardziej. Przełknęłam nerwowo ślinę, czując jak mi również łzy powoli napływają do oczu. Również objęłam ją mocno chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. - Cieszę się, że cię widzę. - Pociągnęła nosem podnosząc na mnie swój wzrok. Odetchnęłam z ulgą, że choć na chwilę przełożymy ten temat w czasie.

- Też się bardzo cieszę, skarbie. - Uśmiechnęłam się składając delikatny pocałunek na jej ustach. Miałam nadzieję, że po tym już odkleimy się od siebie, jednak ona ani myślała oddać mi zasłużony dostęp do tlenu. Zaśmiałam się więc w duchu bujając nas delikatnie.

***

Sobota w Meteorze... Mój ulubiony dzień w tygodniu. Zwłaszcza, że tym razem swoją obecnością zaszczyci nas Ishido wraz z Akirą. Nie dość, że nie miałam ochoty spoglądać w oczy Terumiego, to jeszcze musiałam dziś skrzyżować spojrzenia z nim...

Meteora zdawała się grzmieć tym samym gwarem jakim grzmiała w każdą sobotę z wizytą naszego ulubionego szefa, którego spojrzenie tylko przypominało mi o tym, że ciągle ciężko przychodzi mi chodzenie o własnych siłach.

Na szczęście Afuro miał to do siebie, że zawsze udawał, że kompletnie nic się nie wydarzyło. To przynajmniej podniosło mnie na duchu, gdy musieliśmy zamienić kilka słów odnośnie tego, że Miki znowu zaraz wyląduje w gang bangu.

Jednak nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Terumi dzisiaj jak nigdy bujał w obłokach. Gdy do niego podeszłam zareagował na moją obecność dopiero, gdy pomachałam mu dłonią przed twarzą. Apogeum tego jednak poczułam dopiero w momencie jego występu.

Nawet pracownicy nie ośmielali się przegapić godziny 21, by oglądać najważniejszy w tygodniu występ Terumiego. Zawsze wtedy współczułam bramkarzom, którzy mimo wszystko musieli stać przed wejściem. Najlepiej mieli jednak barmani, którzy zawsze mieli idealny widok na scenę pośrodku sali.

Włączył się wielki reflektor ukazujący naszą gwiazdę wieczoru, a z głośników zaczęła lecieć muzyka. Terumi postawił dziś na minimalizm, ponieważ miał na sobie jedynie czarne, skórzane krótkie spodenki, wraz z czarnymi kozakami za kolano na wysokim obcasie. Całość dopełniały cztery kawałki taśmy klejącej zaklejające sutki chłopaka.

Tłum zaczął wiwatować, a on zaczął swój występ. Ktoś, kto widzi ten pokaz po raz pierwszy może nawet nie zauważyć, żeby było cokolwiek nie tak. Nawet stali bywalcy mogli nie widzieć niczego nadzwyczajnego w jego tańcu. Ja jednak nie mogłam odeprzeć wrażenia, że za żadne skarby nie może założyć tej maski, którą zawsze zakładał do tańca.

Zawsze, gdy wychodził do klientów grał tą samą osobę. Tą, która zdawała wrażenie, że każdy może ją posiąść, podczas gdy ma tylko jednego pana. Był wtedy tym Tenshim za którym tłumy szalały.

Dzisiaj jednak nie widziałam w nim ani odrobiny Tenshiego. Zdawał się być zamyślony, skupiony tylko na tym, aby odbębnić to, co do niego należy. Nie widać było tego błysku w oczach ukazującego, jak niebezpieczną osobą jest. Widać było jednak jego szklane oczy przez które za żadne skarby nie chciał wypuścić łez.

Oprócz tego jednak jego występ niczym się nie różnił. Jego każdy ruch nadal był przemyślany, zmysłowy i seksowny. Nie bał się przechadzać między stolikami pewnym krokiem i dotykać kolejnych klientów.

Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.

"Widzę, że coś cię gryzie"

Uśmiechnął się widząc mój jednoznaczny wzrok, jakby chcąc mi pokazać, że to nie wszystko na co go stać.

Zdążył wejść komuś na stół robiąc prywatny pokaz, usiąść na kolanach kilku osób i oczywiście przelizać się z Ishido.

"Nadal widzę, że coś cię gryzie"

Westchnął wracając na rurę. Zawsze, gdy piosenka miała swoje największe wejście robił swój ulubiony trik na rurze. Wszedł na samą górę i trzymając się jedynie udami pochylił głowę do tyłu. Po sali rozległ się wielki wiwat i kilka gwizdów dla podziwu jego umiejętności. Już miał podnieść się do góry i swobodnie zjechać na dół, kiedy nagle na jego twarzy wymalował się strach, po czym z ogromnym impetem rypnął o ziemię.

W sali nastąpiło niemałe poruszenie, które zaraz potem zostało przerwane przeraźliwym, gardłowym krzykiem blondyna.

Wiedziałam, że to się dobrze nie skończy.

Eve momentalnie wyłączyła muzykę podbiegając do poszkodowanego z apteczką.

Praktycznie wszyscy goście wstali ustawiając wielkie półkole wokół sceny oglądając rozwój akcji. Ishido również nie omieszkał się dołączyć do tłumu gapiów. Jednak zaraz potem szybko się z niego wyróżnił.

- Koniec imprezy! Meteora jest zamknięta! Wszyscy do wyjścia! - Wrzasnął na całe pomieszczenie. Klienci popatrzyli jeszcze na niego zdziwionym spojrzeniem, jednak zaraz potem wszyscy bez protestowania udali się do wyjścia. Przyznam, że zaskoczyło mnie to, że przez niewielki uraz Afuro zamknął cały klub na dzisiaj.

Może faktycznie łączy ich jakaś głębsza relacja.

Nie minęło kilka minut, a w środku zostało tylko kilku pracowników wraz z Ishido i Akirą. Widziałam, że Miki w popłochu udał się do wyjścia, gdy tylko zauważył, jak Shuuji wstaje. Nie dziwię mu się. Gdyby nie wczorajsza afera z długowłosym najpewniej również zwinęłabym się do domu.

Ishido szybko przechwycił apteczkę od Eve i zaczął oglądać blondyna. Widziałam, jak na twarz Afuro wpływa delikatny rumieniec spowodowany pewnie tym, że nie chciał wywołać aż takiego skandalu. Niechcący prychnęłam śmiechem widząc, jak w apteczce w miejscu opatrunków są prezerwatywy. Obok natomiast znalazł się zamrażacz, którym natychmiast zostało potraktowane ramię Terumiego. No tak, w każdym miejscu priorytety apteczki są inne.

Chwilę potem zostało stwierdzone, że Afuro wybił bark. Najbardziej jednak rozbawiło mnie to, jak Ishido po prostu w pewnym momencie wziął blondyna na ręce i wyniósł na zewnątrz. Terumi oczywiście zaczął się wyrywać, ale ten za żadne skarby nie chciał go postawić. Dość komiczna scena.

Spoglądaliśmy wraz z resztką pracowników jeszcze przez chwilę w zamknięte drzwi kalkulując, co się właśnie wydarzyło.

- Ariete... - Prychnęła śmiechem Akira jako pierwsza podnosząc się na równe nogi.

- Dobra, to chyba dzisiaj mamy wolne. - Stwierdziła Eve kombinując coś przy obroży. Zaraz potem ją zdjęła bez żadnych konsekwencji w samym środku klubu. - A dzisiaj zarobiony hajs leci do kieszeni. Miłego weekendu. - Westchnęła wracając za bar.

Zebrani w pomieszczeniu wiwatowali przez moment, że choć raz dostaną zarobione pieniądze w łapki. W sumie również się cieszyłam, bo ten dodatkowy grosz się na pewno przyda.

Jednak ciągle nie mogłam pozbyć się z głowy myśli, dlaczego Ishido z tak rzecz biorąc błahego powodu zamknął na dzisiaj klub i wyłączył działanie obroży.

Może to właśnie Afuro jest odpowiedzią na to, dlaczego tak bardzo się zmienił?

Licznik słów: 2738

Data napisania: 06.06.2021/13.06.2021

W tym rozdziale jest wszystko i nic. Generalnie to jeden z moich ulubionych rozdziałów i teraz się robi naprawdę juicy uwu. Swoją drogą ktokolwiek to jeszcze czyta? To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro